Rozdział 49
S.
Drgnęła, kiedy usłyszała pierwszy huk armaty. Szybko uświadomiła sobie, że oznaczało to mniej więcej tyle, iż im się udało. W ramionach szermierza czuła się bezpiecznie, ale zaraz przed oczami mignęła jej twarz zabitego wcześniej marynarza... I coś, co sama niedawno powiedziała.
Odsunęła się od Zoro, posyłając mu uspokajający uśmiech, kiedy zobaczyła zmartwienie na jego twarzy. To prawda, ludzie kłamią. Przecież ona sama też kłamała. Nie było powodów, aby akurat ten wyraz twarzy był prawdziwy. Należało jednak udawać, że się w to wierzy. Tak było łatwiej. Dla wszystkich.
Dookoła niej nagle pojawiło się dużo osób. Wszyscy zadawali masę pytań. Czy wszystko w porządku, czy nie jest ranna, jak udało im się wydostać. Kątem oka widziała, jak okręt marynarki staje się jedynie wspomnieniem, a żołnierze wyskakują do wody w nadziei na uratowanie swojego życia. Ciekawe, jak długo zajmie im, zanim do końca przejrzą kłamstwo. A może już to zrobili? Bądź nigdy nie poznają prawdy...?
- Możemy pogadać w kuchni? - zapytała, czując, że ma ochotę gdzieś usiąść. Teraz, gdy adrenalina opadła, dopadło ją znużenie.
L.
Załoga ruszyła do kuchni, ale Leo nie mogła się ruszyć. Trafalgar mocno ją trzymał i się nie ruszał.
- Em.. Law? - spojrzała mu w oczy. - Może pójdziemy za nimi? - zapytała. Chirurg kiwnął i nieco rozluźnił uścisk.
Ruszyli razem w stronę kuchni.
Leo zastanawiało to, dlaczego mężczyzna tak zareagował.
I dlaczego nagle uderzyło ją to, że zrobiła coś bardzo złego?
S.
Rozsiedli się w kuchni, Sanji natychmiast rzucił się do przygotowywania przekąsek. Jako pierwszy odezwał się Chopper, który przyglądał się obu dziewczynom z zaniepokojonym wyrazem pyszczka.
- Nic wam nie jest? Jesteście ranne? Coś was boli? - wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Nic mi nie jest. - Sara machnęła ręką, pragnąc uspokoić renifera.
L.
Trafalgar usiadł z Leo na kanapie (któż by się spodziewał...?), ale nadal trzymał rękę na jej ramieniu. Nadal dręczyło ją to dziwne uczucie. Potwornie ją to uwierało.
- Leo? - Chopper szturchnął dziewczynę w nogę. Mrugnęła i spojrzała na renifera. Zresztą, wszyscy w mesie na nią patrzyli.
Za bardzo się zamyśliła... A Law obok chyba już nie wiedział gdzie są intymne granice. Mogłaby przysiąc, że kiedy była w swym chorym mózgu, ten zdążył nawet wyczytać z jej organizmu, kiedy ostatnim razem miała okres...
- Wszystko w porządku? - zapytał Chopper bardzo zmartwiony.
- Tak, tylko się zamysliłam. - odpowiedziała, odgarniając kosmyk włosów.
- Pójdę ją zbadać. - powiedział nagle Trafalgar i wyciągnął ją z kuchni.
Cholera...
S.
Przez chwilę patrzyła za wychodzącą dwójką. Czyli całe tłumaczenie jak zwykle spadało na nią? Cudownie...
- Sara-chan, mogłabyś nam powiedzieć, co się tam stało? - zapytał Sanji, stawiając przed nią kubek z herbatą. Gość chyba naprawdę wiedział, czego potrzebowała, żeby się uspokoić...
- Jasne. - Westchnęła, drapiąc się po karku. Przez chwilę zastanawiała się, od czego powinna zacząć. - Strzelili w nas lotkami ze środkiem usypiającym i w ten sposób udało im się nas zabrać - zaczęła powoli. - Obudziłyśmy się związane w pomieszczeniu pod pokładem. Nie zabrali mi noża, więc uwolnienie się nie było zbyt trudne. Potem zablokowałam dziurkę od klucza woskiem ze świecy i wymusiłam na nich, aby przysłali swojego przełożonego. Przyszedł, chwilę pogadaliśmy, udało mi się przekonać go, że chcemy współpracować i potrafimy dużo więcej niż w rzeczywistości. Potem Leo go zabiła, więc ukryłyśmy zwłoki, a ja przekonałam resztę, że mamy zawrócić i jest to rozkaz ich kapitana. Prawdopodobnie do momentu, w którym rozpoczęliście ostrzał, byli pewni, że działamy na ich korzyść. - Zakończyła, wzruszając ramionami.
Nawet nie starała się, aby jej historia była spójna i przejrzysta. Chciała to mieć jak najszybciej za sobą.
- Czego od was chcieli? - zapytała Robin.
- Z tego co się zorientowałam, szukają osób, które są w stanie zobaczyć dziury czasoprzestrzenne.
- Skąd o was wiedzieli?
- Nie mam pojęcia. Pan kapitan został zabity, zanim miałam okazję go o to zapytać.
- Dowiedziałaś się czegoś jeszcze?
- Cóż... tak. Mają jeszcze pięciu ludzi, zdolnych zobaczyć te dziury. Podobno po kilku próbach, jest możliwość przewidzenia, dokąd one prowadzą i gdzie się pojawią. Oraz... - zawahała się. - Oni nie mieli pojęcia, że istnieją inne wymiary. Może to oznaczać, że nikt od nich nigdy nie przeniósł się do innego świata... - Zwiesiła głowę. Mogło to oznaczać, że nie było stąd przejścia z powrotem do ich świata. Albo, że tamci byli idiotami. Miała nadzieję, że prawdą okaże się druga opcja...
- Nie martw się. Na pewno uda wam się wrócić! - ogłosił niespodziewanie Luffy.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się do niego słabo. Po czym podniosła się. - Jeżeli wybaczycie, pójdę już. Jestem dość... zmęczona - mruknęła i skierowała się do drzwi.
Za sobą usłyszała jeszcze jeden zestaw kroków. Zoro oczywiście musiał iść za nią.
L.
Trafalgar zaciągnął Leo do gabinetu. Zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Dziewczyna stała na środku pomieszczenia, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Law stał tyłem do niej.
- Leo... - zaczął cicho. W jego głosie pobrzmiewała złość. To chyba źle...
- Hm? - mruknęła niepewnie.
- Musimy coś sobie wyjaśnić. - kontynuował a ton jego głosu nadal nabierał groźnej barwy.
- Co takiego? - zapytała dla zasady, wiedząc, że chirurg jej odpowie.
Mężczyzna powoli odwrócił się w jej stronę. Wzrok jego był martwy. Pozbawiony emocji.
Szczerze powiedziawszy: przestraszyła się.
Trafalgar powoli do niej zbliżał.
Zapomniała o dręczącej ją myśli. Bo zdała sobie sprawę, że w sumie uratowała życie załogi. To najważniejsze.
Nie rozumiała więc gniewu Trafalgara. Przecież jest już dobrze, prawda?
Law zbliżył się do niej na tyle blisko, że był w stanie policzyć jej rzęsy.
Zamiast tego, złapał ją za szyję i zaczął pchać.
Złapała go za nadgarstek, co oczywiście było bezskuteczne. Uderzyła plecami o ścianę. Zaś Law przycisnął wargi do jej ust.
Cocococo?
Co się do cholery dzieje?
O złoty chuju co on robi?
Otworzyła szerzej oczy. Serce jej stanęło. No i w tym szoku zapomniała zamknąć usta, co lekarz skwapliwie wykorzystał...
Odsunął się od niej tuż po tym, jak wrócił jej puls. Czyli po jakichś 30 sekundach.
- Nigdy więcej się tak nie narażaj. - szepnął Leo do ucha.
Dziewczyna potrzebowała kilku sekund na ogarnięcie zaistniałej sytuacji.
1. Law się martwił.
2. Trafalgar ją pocałował (?!)
3. Chirurg śmierci jeszcze nie wyszedł z gabinetu...
4. Co ten gnój teraz zamierza?
Zdecydowanie stał za blisko niej. Czuła jego ciepły oddech na wargach, co groziło kolejnym zaskakującym wypadkiem. Nadal trzymał dłoń na jej szyi.
- Martwiłeś się? - spytała cicho. Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie wiem jak to się nazywa, ale to chyba właśnie tak określacie to palące uczucie. - odpowiedział. - Musisz mi wynagrodzić ten ból. - dodał, znów się przybliżając.
- Wiem, dlatego proszę, wynagradzam. - rzekła. Law otulił jej usta własnymi w gwałtownym pocałunku.
Najbardziej z tego wszystkiego, Leo dziwiło to, jak chętny był Trafalgar.
Przemawiało za tym zwykłe pożądanie, czy w grę wchodziła tak nieznana mu miłość?
~~~~~
Witume~
Coś mi się wydaje, że rozdział mógł zrobić na was wrażenie ;) relacja Leo i Trafalgara bardzo się... Zaostrzyła ;3
Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie komenty, zostawiajcie gwiazdeńky i alarmujcie gdy widzicie błąd :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top