Rozdział 45

L.
Chłód.

Tyle do niej dotarło, gdy przebudziła się z letargu.

Słabe światło świecy tańczyło pod jej powiekami tworząc czerwonawe obrazki. W końcu jednak postanowiła otworzyć oczy, ignorując ból głowy.

Leżała związana w celi. Po drugiej stronie, w podobnej sytuacji spoczywała Sara. Kurczę, aż głupio, że zostały porwane. I to w tak banalny sposób.

Poruszyła się lekko, sprawdzając jak mocno związany jest supeł. W sumie nie wiedziała jak to rozwiązać.

Zauważyła, że Sara też ma otwarte oczy.
Przynajmniej było jej teraz raźniej.

S.
Obudziła się, a jej mózg już pracował na maksymalnych obrotach. Nie było to niczym nowym, szczególnie, że była w sytuacji, gdzie nie czuła się bezpiecznie... Pilnowała, żeby jej oddech pozostał spokojny i głęboki, a powieki trzymała zamknięte. Starała się wybadać swoja obecną sytuację za pomocą pozostałych zmysłów.

Pamiętała, co się stało na statku, to było oczywiste. Ale nie była pewna, gdzie jest teraz ani jak długo byłą nieprzytomna. Leżała na drewnianej podłodze. Po delikatnym kołysaniu domyśliła się, że jest na statku. Przebywała w pomieszczeniu, sądząc po braku wiatru, a wilgotne i lekko zatęchłe powietrze podpowiadało, że było to gdzieś pod pokładem. Zaczęła delikatnie napinać kolejne mięśnie. Wszystko wydawało się działać, więc uznała, że chwilowo nie warto się martwić. Poza delikatnym szumem morza, w pomieszczeniu słyszała jeszcze tylko dźwięki wywoływane przez jedna osobę. Odważyła się otworzyć oczy i zauważyła, że po drugiej stronie pomieszczenia leży związana Leo. Też wyglądała, jakby się budziła. Hura...

Rozejrzała się, usiłując lepiej rozeznać się w sytuacji. Miała ręce związane na plecach, a nogi w kostkach. To nie było za fajne. Na suficie w lampionie znajdowała się pojedyncza świeca, która rzucała nikłe światło na wnętrze. Dookoła nich były gołe ściany i tylko jedne drzwi, wyglądające na dość mocne... Nie widziała żadnych przydatnych przedmiotów, jeżeli nie licząc zwiniętych lin i płacht jakiś materiałów, prawdopodobnie zapasowych żagli. Wyczuła, że na plecach nie ma swojej broni, druga dziewczyna też nie miała swoich katan...

Taaa... Wyglądało to całkiem ciekawie...

- Podstawowe pytanie: wszystko w porządku? - zapytała, ponownie przenosząc wzrok na Leo. Po chwili zorientowała się, jak beznadziejnie to zabrzmiało, więc szybko się poprawiła.

- Czytaj: czy wszystkie narządy są na właściwych miejscach.

L.
Spojrzała na Sarę, zastanawiając się, skąd w niej tyle zainteresowania o nią?

- Tak, wszystko w porządku. - odpowiedziała. - A u ciebie? Flaki zostały? - zapytała, muskając ziemię palcami, w poszukiwaniu czegoś ostrego.

S.
- Nie wiem, akurat tego jeszcze nie sprawdziłam. - Pozwoliła sobie na uśmiech. Oznaczało to tyle, że przynajmniej obie były w pełni sprawne... No, jeżeli nie liczyć lin na kończynach.

Przypomniała sobie o nożu, który powinien spoczywać w pochwie przy pasie. Było to w takim miejscu, że istniała szansa, że jeżeli marynarze nie przeszukali jej zbyt dokładnie, to mogli to pominąć...

Przechyliła się w bok, żeby przestać się opierać o ścianę a zamiast tego leżeć na ziemi. Przeturlała się jeden raz, żeby mieć więcej miejsca na swoje popisy gimnastyczne. Po czym rozpoczęła swoje próby dosięgnięcia do noża. Z boku zapewne musiało wyglądać to co najmniej śmiesznie, ale nie zamierzała się tym przejmować...

L.
Przekrzywiła głowę i uniosła brew widząc jakże zgrabne popisy gimnastyczne Sary na środku celi.

Troszkę zabawnie to wyglądało, ale sytuacja nie pozwalała na śmiech.

Czekała na konkretniejszy ruch Sary, trąc krawędzią kamienia o liny.

S.
- Ha! - niemal wykrzyknęła, kiedy udało jej się wreszcie wyciągnąć nóż i chwycić go pewniej.

Sprawnie nim manewrując, udało jej się przeciąć pierwszą linę. Już po chwili miała wolne ręce i pochyliła się, aby uwolnić nogi. W tym czasie, powoli obmyślała różne scenariusze ich próby ucieczki... Zakładając, że będą chciały uciec.

Jeżeli zostały porwane, to znaczy, że ktoś chciał je mieć. Nie miały nagrody za swoje głowy, więc raczej zwykłe polowanie na piratów odpadało. Istniała tez możliwość, że będą używać ich jako zakładniczek, ale było to mało inteligentne. Przecież piraci byli uznawani za bezlitosnych morderców i kryminalistów. Żołnierze raczej musieli założyć, że nikt nie przejmie się utratą dwóch załogantów i to jeszcze na tyle słabych bądź nowych, żeby nie mieć nagrody za głowę...

Za tym musiało stać coś jeszcze... A one mogły spróbować to wykorzystać.

- Jak myślisz, po co nas porwali? - zapytała, przestając na chwile mocować się z liną na kostkach.

L.
Wyswobodziła ręce i usiadła, dając sobie spokój z nogami. Sara zaś mocowała się już właśnie z nimi, kiedy spytała ją.

- Mnie się pytasz? Co ja: telepata? - odpowiedziała nieco ostro. - Może mieli taki kaprys, albo ścigają takich jak my? - zaproponowała.

S.
Przewróciła oczami, podnosząc się, kiedy ostatnie sploty liny opadły na podłogę. Podeszła do drugiej dziewczyny, oferując jej nóż. Kamykiem byłoby z tym dość dużo zabawy.

- Skoro wzięli akurat nas, to oznacza, że zrobili to z jakiegoś powodu – mruknęła w ramach wytłumaczenia. - Nie mamy nagrody za swoja głowę, nie ma opcji okupu bądź zakładników, bo piraci są uważani za istoty bez serca. Skoro tu jesteśmy, oznacza to jedynie, że przypłynęli tylko po nas – dodała, właśnie sobie uświadamiając ten szczegół. - Gdyby kontynuowali walkę to albo byśmy ich słyszały, albo ten statek już by nie istniał. Bo ci żołnierze wydawali się raczej za słabi na pokonanie naszych.

L.
Kilka sekund później stała przed Sarą, machając na zmianę nogami.
- Mówiąc: takich jak my, miałam na myśli ludzi, widzących te dziury - wytłumaczyła.

S.
- Jeżeli tak jest, to będzie można to wykorzystać - uznała, wyciągając rękę po swój nóż. - Tylko skąd wiedzieli, że to my? Myślisz, że mogli się domyślić po tym, jak wparowałyśmy do ich bazy na wyspie? - zapytała, po czym złożyła dłonie w charakterystyczne "krzesełko", pokazując Leo, żeby na nie weszła. - Sięgnij po świeczkę – poprosiła.

L.
- Możliwe... - mruknęła, wchodząc na przysłowiowe krzesełko i wyjęła świecę z lampionu. Podała ją Sarze, nie wiedząc co z nią zrobić.

S.
Przez chwilę wpatrywała się w płomień, próbując wymyślić, co może z tym zrobić. W końcu wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi, nucąc wesoło. Zaczęła wlewać wosk w dziurkę od klucza.

L.
Przyglądała się poczynaniom Sary.
Czyżby zamierzała zatkać dziurkę od klucza? Niegłupi pomysł.

- I co zamierzasz zrobić jak przyjdą tu marynarze? - zapytała.

S.
- Wmówić im, że potrafimy znacznie więcej, niż zwykłe widzenie magicznych dziur... Czy czegokolwiek od nas oczekują – rzuciła, prostując się i podziwiając swoje dzieło. Zerknęła na pusty teraz lampion i zmrużyła brwi. - Chyba powinnyśmy to wsadzić z powrotem, nie?

L.
Pokiwała głową, rozumiejąc intencje Sary.
- Możemy ją tam włożyć. - wzruszyła ramionami.

S.
Skończyły umieszczanie świeczki na miejscu akurat w momencie, w którym usłyszały kroki na korytarzu. Sara wlepiła spojrzenie w drzwi, przybierając pewny siebie i nieco pogardliwy wyraz twarzy. Pozwoliła, aby na usta wypłynął jej lekki uśmiech. I tak przez dłuższą chwilę nikt nie mógł jej zobaczyć, ale wolała się przygotować...

L.
Leo stanęła nieco z tyłu. Nie będzie się wychylać, skoro Sara ma na pewno jakiś plan. A ona sama nie miała pojęcia, co zrobić.

No cóż, zda się na samicę alfa.

S.
Słyszała, jak ktoś próbuje wsadzić klucz do drzwi i przez chwilę kręcił w środku. Po kilku sekundach próba stała się bardziej nerwowa, a z drugiej strony zaczęły dochodzić ciche przekleństwa.

Sara stała spokojnie, nie ruszając się z miejsca. Czekała, aż z drugiej strony zaczęła dochodzić cicha rozmowa, która wskazywała na to, iż rozmówcy nie mają ze sobą zbyt przyjacielskich kontaktów. Ruszyła się dopiero wtedy, kiedy w drewno zaczęły uderzać ciosy, które zdecydowanie nie należały do tych przemyślanych.

Podeszłą do wejścia i przysunęła twarz bliżej framugi, aby jej głos lepiej docierał na zewnątrz. Nie należała do osób, które potrafią się drzeć...

- Tak? W czym mogę pomóc? - zapytała, siląc się na obojętny, co najwyżej lekko zainteresowany ton.

L.
Na początku troszku się przestraszyła, ale po słowach Sary musiała zakryć usta, by nie wybuchnąć śmiechem.

~~~~
I znowu akcja... Z tego powoli robi się fabułowy shake...

No nic, jak podobał się rozdział? Piszcie komenty i zostawiajcie gwiazdeńky :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top