Rozdział 43

S.
Wszystko było gotowe dość szybko, więc statek odbił od brzegu jeszcze zanim nadszedł prawdziwy wieczór. Przez jakiś czas większość osób biegało w tę i z powrotem, żeby poprawić ustawienie żagli, zająć się sterem czy robić tysiące innych rzeczy, których Sara kompletnie nie rozumiała, ale starała się wykonywać swoje zadania. Ona w końcu nie znała się na żeglarstwie, dlatego po prostu wykonywała to, co jej kazano, starając się nie przeszkadzać innym. I w sumie bawiła się przy tym całkiem nieźle. Szczególnie, gdy Nami zorientowała się, że dziewczyna zna się na węzłach, więc kazała jej wspinać się po masztach i  przywiązywać różne linki... Tak, to podchodziło pod świetną zabawę.

Wszystko uspokoiło się, gdy odpłynęli na znaczną odległość od wyspy, a Sara zamarła na jednej z drabinek, mniej więcej w połowie wysokości statku. Uczepiła się lin i odchyliła się nieco do tyłu, pozwalając, żeby morska bryza owiała jej twarz. To było bardzo przyjemne uczucie. Trzymała ręce proste w łokciach, a biodra blisko drabinki, dzięki czemu miała świadomość, że może w tej pozycji spędzić całkiem długi czas, bez większego zmęczenia. Chyba jednak nie wszyscy potrafili to zrozumieć.

- Wszystko w porządku? - Usłyszała od dołu wołanie Zoro. Pozwoliła sobie na uśmiech, którego z poziomu pokładu i tak nie można było dostrzec.

- Tak, czemu pytasz? - odparła, nie zmieniając pozycji.

- Bo się nie ruszasz. Zastanawiałem się, czy może tam nie utknęłaś. - W jego głosie czuć było żartobliwą nutkę. Postanowiła podjąć grę.

- Ach, wiesz... Tak mi tutaj dobrze, że postanowiłam się zdrzemnąć – rzuciła lekkim, trochę zmęczonym tonem.

- W takim razie, nie przeszkadzam – zaśmiał się szermierz.

- I tak przeszkadzasz – zauważyła, po czym uznała, że chyba jednak dobrze byłoby zejść na dół.

- To co robiłaś na górze? - zapytał Zoro, kiedy już stanęła obok niego.

- Zastanawiałam się, dlaczego kępka trawy zaczęła przemieszczać się po pokładzie... A wtedy usłyszałam twój głos – oznajmiła z szerokim uśmiechem i poklepała go po włosach. Następnie odsunęła się na bezpieczną odległość, kiedy zobaczyła poirytowanie w jego pięknych oczach... - Mieliśmy powiedzieć reszcie o naszych pomysłach odnośnie dziur czasoprzestrzennych – przypomniała, ruszając w stronę kuchni.

Za sobą usłyszała ciche przekleństwa, ale nie zwracała na nie większej uwagi. Chłopak zdecydowanie rozszyfrował ją na tyle, żeby domyślić się, że dziewczyna w ten sposób okazuje ludziom sympatię... Chociaż najwyraźniej nie każdy potrafił to docenić.

L.
Statek szybko znalazł się na pełnym morzu. Leo pomagała Sanjiemu zmagazynować zapasy zebrane na wyspie. Prócz jego ciągłych pochwał i jego świergotania, praca szła bez problemu. Szybko wszystko poukładali, a Leo w podzięce dostała talerz bezików. Usiadła pod drzewem, obok czekającego tam Trafalgara.

- Kuroashi-ya nie wymagał od ciebie za dużo? - zapytał, chwytając jedną bezę.
Pokręciła głową. Z lubością pochłaniała łakocie. Law spróbował kawałek.

- Słodkie. - skrzywił się lekko.

- Marudzisz. - stwierdziła. - Jak nie chcesz, to ja ją chętnie przyjmę. - powiedziała, uśmiechając się łobuzersko. Chirurg wzruszył ramionami i podał jej bezę. Dziewczyna wzięła ją, oblizując się przy tym lekko.

Nie mógł pozbyć się myśli, że wyglądała strasznie uroczo. Nagle podbiegł do nich Chopper, który zapewne wywąchał słodkości. Leo się z nim chętnie podzieliła.

- Traf, co ty na to, żeby pooglądać widoki? - zapytała, patrząc na bocianie gniazdo.

- Niegłupi pomysł. - stwierdził. Leo pochłonęła ostatnią bezę i ruszyli w stronę masztu.

S.
Idąc w stronę kuchni minęli podnoszących się Leo i Lawa. Sara zmarszczyła brwi, widząc talerz w rękach dziewczyny... Czy to były bezy...?
Uznała jednak, że chwilowo i tak nie ma ochoty na słodycze, bo wciąż było za gorąco. Chociaż, gdyby to były lody...

- Mieliśmy powiedzieć reszcie o naszym pomyśle, dotyczącym dziur czasoprzestrzennych – przypomniała, przystając obok nich.

L.
- A. No tak. - powiedziała Leo, oblizując palce. - To idziemy do kuchni. - powiedziała. Trafalgar kiwnął i całą czwórką ruszyli w stronę mesy.

S.
Gdy dotarli na miejsce zobaczyli, że większość załogi jest w środku. Spory wpływ na to mógł mieć Sanji, który właśnie kończył przygotowywać kolację.
Weszli do kuchni i rozsiedli się wygodnie. Po chwili wahania, Sara uznała, że może zacząć jakoś temat...

- Chyba mamy pewien pomysł, dotyczący naszego powrotu – zaczęła, zwracając na siebie uwagę.

L.
Załoga spojrzała na Sarę zaciekawiona, prócz Luffyego. Który był bardziej zaciekawiony swym mięsem...

- Jaki to pomysł? - zapytała Robin.

S.
Zawahała się. Tyle par oczu w nią wpatrzonych... Nigdy nie przepadała za mówieniem przed większą grupą ludzi, szczególnie, kiedy miała do przedstawienia jakiś pomysł, który nie musiał okazać się dobry... Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo ich pomysł wciąż pozostawał teorią. Bo przecież sam fakt, że zauważyli to dziwne zjawisko nie był równoznaczny z tym, że była to dziura czasoprzestrzenna. A tym bardziej nie stanowił dowodu na to, że w ten sposób się tutaj dostali... bądź, że będą mogli tak wrócić.

Jednak, mimo dręczących ją wątpliwości, udało jej się nie dać niczego po sobie poznać i tylko wzięła głęboki oddech, zanim kontynuowała ostrożnie.

- Zauważyliśmy dzisiaj dziwne zjawisko. Wcześniej również odniosłam wrażenie, że to już widziałam. Podejrzewamy, że mogą to być dziury czasoprzestrzenne. Jeżeli okazałoby się to prawdą, istnieje szansa, że jeżeli uda nam się lepiej poznać to zjawisko, będzie możliwość odesłania nas do domu - tłumaczyła powoli, spokojnym głosem.

Miała nadzieję, że padną jakieś konkretne pytania. Zawsze wolała udzielać krótkich i sprecyzowanych odpowiedzi niż rozwodzić się bez sensu nie wiadomo o czym...

- Jak to wyglądało? - zapytała archeolog.

- Trochę jak takie... falujące powietrze? Podobnie wygląda powietrze tuż nad ogniskiem, kiedy jest spora różnica temperatur. Albo jak na przykład w ziemie otworzy się drzwi do ciepłego pomieszczenie – starała się wyjaśnić, chociaż nie miała pewności, czy kobieta zrozumie. Na szczęście, najwidoczniej zrozumiała.

- Gdzie to widzieliście?

- Na bocianim gnieździe. Chociaż... - zawahała się. - Tylko ja i Leo to widziałyśmy. Zarówno Zoro, jak i Law tego nie widzieli – dodała, gestykulując na wspomniane osoby.

Tamci przytaknęli. Sara była im wdzięczna, że przynajmniej nie utrudniają jej tego, ale nie obraziłaby się za drobną pomoc. Tamci jednak milczeli jak zaklęci, więc wychodziło na to,że dziewczyna musiała radzić sobie sama... Zanotowała w myślach, żeby to zapamiętać.

- Nic nie widzieliście? - Robin zwróciła się do chłopaków. Sara poczuła chwilową ulgę, chociaż musiała przyznać, że chwilowo nie było tak źle. Dopóki cała rozmowa skupiała się na dialogu jej i Robin, mogła zachowywać się, jakby cała reszta wcale jej nie słuchała...

- Widziałem, jak zniknęły jej palce – poinformował Zoro, kiedy Law pokręcił głową w ramach zaprzeczenia.

- Zniknęły palce? - Kobieta spojrzała na nich pytającym wzrokiem.

- Ach, tak... Spróbowałam tego dotknąć. To faktycznie wyglądało, jakby usiłowało przenieść gdzieś moje palce – wytłumaczyła szybko.

- Co planujesz teraz zrobić? - Dlaczego Sara odniosła wrażenie, że pytanie skierowane było tylko do niej? Dziewczyna co prawda zawsze uwielbiała różnego rodzaju doświadczenia, ale teraz miała wrażenie, jakby ktoś, bez jej udziału, mianował ją na kapitana zespołu badawczego... Niepewnie podrapała się po karku, oddychając głęboko. Nawet, jeżeli w obecnej sytuacji nie czuła się zbyt komfortowo, należało wprowadzić resztę w zaczątki planu. Powoli zaczęła tłumaczyć to, co wymyśliła do tej pory.

L.
Słuchała Sarę uważnie, potakując co jakiś czas. Nie wiedziałaby jak przedstawić w słowach to, co widziały. Prawdą jest, że Sarze znikły palce, a powietrze falowało.
Leo szczerze wierzyła w tą teorię. Wystarczy tylko teraz zbadać to zjawisko a Sara miała całkiem niezłe pomysły.
Załoga zdawała się chętna do współpracy, toteż postanowili zacząć działać następnego dnia.

Po tejże dyskusji załoga rozleniwiła się nieco. Robin zniknęła w bibliotece, Sanji przygotowywał jakiś deser, Franky i Usopp ruszyli do warsztatu, zaś Chopper, Brook i Luffy grali w karty. Nami pilnowała ich w razie bójki. Niebo powoli szarzało, powietrze robiło się chłodniejsze. Po palącym słońcu zasługiwali na to przyjemne ochłodzenie.

Leo usiadła obok Trafalgara pod masztem. Siedzieli w przyjemnej ciszy, napawając się samym swym towarzystwem.

~~~~
Nah kolejny rozdział poświecony teorii...

Co myślicie o tych przypuszczeniach? Zostawiajcie gwiazdeńky i piszcie komenty :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top