Rozdział 42
L.
Znalazł Leo w kuchni. Dziewczyna pod nieobecność Kuroashi-ya sama coś sobie przygotowywała. Więc gdy Trafalgar wszedł spięła się trochę, by po chwili się rozluźnić.
- Co robisz? - zapytał, siadając przy blacie.
- Zwykły ryż z warzywami i mięsem. Kocham tą potrawę - odpowiedziała z uśmiechem.
- Chętnie spróbuję. Zobaczymy czy gotujesz lepiej od Kuroashi-ya. - powiedział. Spojrzała na niego ze zmrużonymi oczyma i wróciła do smażenia mięsa.
S.
Straciła chwilę na próbie osuszenia się, ale w końcu udało jej się umościć wygodnie na kolanach Zoro. Z nieznanych jej przyczyn zdążyła przyzwyczaić się do tego miejsca. Nie, żeby było złe, ale zwyczajnie nie przywykła do przebywania zbyt blisko innych ludzi. A jednak była tutaj i bez skrępowania wtulała twarz w chłopaka.
Westchnęła, postanawiając, że będzie się nad tym zastanawiać kiedy indziej. Teraz było jej zbyt dobrze...
Postanowili, że do obiadu mogą się relaksować. Sara miała tylko nadzieję, że Law znowu nie wpadnie na głupi pomysł, żeby ją budzić. Bo tym razem go wypatroszy i rzuci rybkom na pożarcie! Nie przeszkadza się ludziom w spaniu!
L.
Po pół godzinie Leo postawiła przed Trafalgarem talerz z parującą potrawą. W kuchni od dłuższego czasu czuć było curry. Przyjemny zapach.
Dziewczyna usiadła obok niego i zaczęła jeść. Law wziął widelec i również spróbował.
- Niezłe. - stwierdził po chwili.
- Zajebiste. - westchnęła.
- Gdzie się tego nauczyłaś? - zapytał.
- Sama się nauczyłam. Wzięłam kilka składników, curry i wszystko połączyłam. - odpowiedziała. Ten kiwnął głową. Przez chwilę w kuchni panowała cisza. Dziewczyna skończyła jeść szybciej i zrobiła jeszcze koktajl.
- Lubisz gotować, co? - zauważył, sącząc napój.
- Uczę się na kucharza, więc to nieco logiczne. - odparła.
- Zrobisz mi coś jeszcze kiedyś? - zapytał.
- Może lody? - zapytała i spłonęła rumieńcem. Kuźwa, czemu wypaliła coś tak dwuznacznego? Dobrze, że stała do niego tyłem, zmywając naczynia.
- Nie pogardzę. - rzekł Trafalgar z uśmiechem. Podszedł do niej i zaczął wycierać zmyte naczynia.
Oczywiście tylko przypadkiem co jakiś czas dotykał jej ręki.
S.
Obudziła się, ziewając szeroko. Wciąż była nieco zaspana, ale uznała, że ilość snu była wystarczająca do przeżycia reszty dnia. Jakieś pół godziny wcześniej i około godziny teraz... Tak, zdecydowanie dało się wytrzymać.
Podniosła się, po czym szybkim rzutem oka upewniła się, że tym razem jej poduszka pozostała tą samą osobą. Uśmiechnęła się nieco, widząc, jak Zoro patrzy na nią wciąż półprzytomnym wzrokiem.
- Mam przeczucie, że rybki są gotowe~ - zamruczała, czując jak dym z wędzarni dochodził do bocianiego gniazda.
Podeszła do okna i przekonała się, że miała rację. Sanji właśnie wyciągał pierwszą partię ryb. Przeczucie jak zawsze jej nie zawiodło. Bez względu na warunki, zawsze potrafiła się obudzić, jak jedzenie było gotowe. No cóż... Sama nie wiedziała, jak to o niej świadczy...
- Rybki? - powtórzył szermierz, podnosząc się.
- Yup! Wędzone~
Jeżeli chciał coś jeszcze powiedzieć, to nawet nie dostał takiej okazji. Dziewczyna niemal zeskoczyła na pokład, po czym poleciała w stronę plaży. Przy kucharzu znalazła się chyba nawet szybciej niż Luffy, co było sporym osiągnięciem.
Jeżeli chodziłoby o jakieś inne jedzenie, prawdopodobnie nie byłoby żadnej reakcji, szczególnie biorąc pod uwagę temperaturę otoczenia. Ale dla wędzonych ryb Sara była gotowa na poświęcenia.
Zoro parsknął, kręcąc z rozbawieniem głową. Powoli ruszył za nią, zastanawiając się, jakim cudem dziewczyna potrafi zmieniać się aż tak szybko. W jednej chwili zachowuje się jak beztroskie dziecko, które tylko szuka kolejnej okazji do zabawy, a w następnej potrafi z zimną krwią zająć się okropnie wyglądającymi ranami. Do tej pory miał okazję poznać kilka ciekawych oblicz Sary. Zastanawiał się, czy uda mu się zaobserwować jeszcze jakieś. Bo coraz częściej odnosił wrażenie, że to co widzi, to tylko wierzchołek góry lodowej...
L.
Po ogarnięciu kuchni wyszli na pokład, bo Leo wyczuła interesujący zapach. Okazało się, że Sanji kończy wędzić ryby. Nigdy nie jadła wędzonych ryb, więc była nieco ciekawa ich smaku. Zeszła na plażę, podchodząc do stojącej już tam Sary.
- Jak to smakuje? - zapytała, przyglądając się rybom.
S.
Dostała pyszną rybkę i z zadowoleniem wgryzła się w nią. Poczuła, jak niemal się rozpływa... Mięso było wręcz idealne. Nie za suche, czego się obawiała, biorąc pod uwagę, jak szybko się zrobiło. Bo skoro uwędzenie zajęło kilka godzin, oznaczało to, że ryby musiały być zawieszone dość nisko. Jednak nie straciły przez to na niczym, czego Sara nie zapomniała powiedzieć. Sanji wydawał się zachwycony pochwałą.
Powoli schodzili się inni członkowie załogi, zwabieni obiecującą wonią... Bądź głośnymi okrzykami Luffiego, ciężko to było stwierdzić. W końcu pojawiła się również Leo, która zapytała Sarę o smak...
Brązowowłosa spojrzała na nią, nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć. W końcu wzruszyła ramionami.
- Jest zajebiste – rzuciła tylko, uśmiechając się szeroko. - Chociaż nie obraziłabym się, gdyby trafił się chociaż jeden halibut... - rozmarzyła się. Aż jej ślinka pociekła na myśl o pysznym i soczystym mięsku wspomnianej ryby... Chociaż nie mogła zaprzeczyć, że ta, którą obecnie trzymała w dłoniach również była wspaniała. I raczej nie mogła mieć nadziei, że złapią morską rybę w rzece.
L.
To stwierdzenie nic jej nie mówiło, toteż wolała nie ryzykować. Nie lubiła nowych smaków. Chyba, że coś ją wyjątkowo zainteresuje.
Odsunęła się, robiąc miejsce innym. Usiadła na piasku w pewnej odległości od załogi. Popołudniowe słońce nie grzało już tak bardzo, a delikatny wiatr, który się zerwał, idealnie schładzał nagrzany piasek i ciało. Przemknęła oczy, ciesząc się przyjemną pogodą.
Trafalgar cicho usiadł obok Leo, przyglądając się jej. Wyglądała... Całkiem prowokacyjnie. Zastanawiał go zjawisko zachodzące w jego ubogich uczuciach. Takie ciepło czuł tylko przy Corazonie. Tylko, że to ciepło, które czuł przy Leo było nieco inne. Gorętsze?
Nie wiedział jak to określić. Lubił przebywać w jej towarzystwie, słuchać jej głosu. Na początku irytowało go to, ale teraz zaczęło mu się podobać.
Do tego dochodził fakt, co zrobił, gdy był pijany. Nie pamiętał co dokładnie się wydarzyło. Wiedział, że poczynił... Coś.
Nie chciał wiedzieć za bardzo, co to było, ale ciekawość pchała go ku rozwiązaniu tej zagadki.
S.
Sara w dość szybkim tempie pochłonęła rybę, po czym zgłosiła się po następną. Usiadła na piasku, obok Zoro. Ten patrzył na przemian na nią i na Luffiego. W końcu nie wytrzymał.
- Jakim cudem dotrzymujesz mu tempa? - zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Prawdopodobnie dlatego, ze musi uważać na ości – odparła lekko, wgryzając się w posiłek.
- To ciebie też nie powinno spowalniać?
- Być może. Ale nie zwalnia. - Uśmiechnęła się szeroko.
Resztę posiłku przesiedzieli w milczeniu, przeżuwając swoje porcje.
L.
Po zjedzeniu swej porcji, Law spojrzał na Leo.
- Nie jesteś głodna? - zapytał. Spojrzała na niego gwałtownie, zaskoczona jego obecnością.
- Nie, bo w sumie dopiero co jadłam. - odpowiedziała. - Smakowało ci? - spytała. Ten wzruszył ramionami.
- Może być. - stwierdził. Leo kiwnęła głową, opierając się o jego ramię. Tak po prostu.
- Chcesz coś porobić? - spytał niepewnie.
- Na razie chcę poleżeć. - mruknęła, jeszcze bardziej wtulając się w jego ramię.
S.
W pewnym momencie podniosła się Nami.
- Słuchajcie! Teraz mamy bardzo dobry wiatr, więc powinniśmy wypłynąć – poinformowała, zerkając przy okazji na Log Pose na nadgarstku.
Reszta załogi zgodziła się z nią, bo w sumie na wyspie nie zostało już nic ciekawego do zrobienia. A należało brać pod uwagę fakt, że w każdej chwili mogło pojawić się wsparcie marynarki.
Zapasy były już gotowe, więc musieli tylko zebrać swoje rzeczy z plaży i mogli wypływać w każdej chwili. Wszyscy powoli zaczynali podnosić się i pomagać przy pakowaniu ostatnich potrzebnych rzeczy.
Sara również wstała, przeciągając się leniwie. Szczerze mówiąc, nie mogła się już doczekać, kiedy ponownie znajdą się na morzu. Las na wyspie był całkiem przyjemny, ale ciągłe upały doprowadzały ją do szału. Miała nadzieję, że w końcu uda jej się zdrzemnąć w cywilizowanych warunkach... Co nie wykluczało spania pod gołym niebem...
L.
Po ogłoszeniu parafialnym by Nami, Leo musiała pożegnać się z leżeniem na poduszce imieniem Trafalgar. Było jej z tego powodu niezbyt dobrze, ale pocieszała się faktem, że przecież będą mieli czas na statku...
Law od razu przystąpił do zbierania rzeczy
~~~~
Witam po przerwie. Dziś serwuję wam pyszny rozdział ;) Tyle tu jedzenia, że chyba przytyjemy od tego xD
Co myślicie o rozdziale? Zostawiajcie gwiazdeńky i piszcie komenty :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top