Rozdział 38
L.
Po około 20 minutach bujania się, Leo postanowiła zejść z palącego słońca. Akurat w tym momencie przyszła Nami z leżakiem. No przecież.. Teraz zażywa się kąpieli słonecznych. Leo nie lubiła tak prażyć się w słońcu.
- Myślałam, że z tobą porozmawiam.. - westchnęła nawigatorka, kładąc się na leżaku.
- Wybacz. Nie jestem w stanie usiedzieć w tym słońcu. Jakby co to będę w akwarium. - odparła Leo i ruszyła do obranego celu. Nadal słuchała muzyki, trzymając jedną słuchawkę w uchu. Jak się okazało, w pomieszczeniu do którego dążyła, siedział również Chopper. Usiadła obok niego, patrząc na ryby.
- O! Leo! Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytał od razu renifer.
- Wszystko w porządku. Nie przejmuj się. - odrzekła. - Z czasem się wszystko zagoi. - wzruszyła ramionami.
- To prawda. - pokiwał nieco smutno głową.
- Nie smutaj, wypadki się zdarzają. - dodała z uśmiechem.
- Ale nie takie wypadki! To było już poważniejsze! - zaprzeczył żywo. Leo westchnęła.
- Mi ból nie przeszkadza. - wyznała, obserwując ławicę srebrnych ryb.
- Ale, Leo... - Chopper chciał dalej dyskutować, ale zrezygnował.
- Dlaczego Torao się tak o ciebie martwi? - zapytał w pewnym momencie. Dziewczyna aż odskoczyła.
- On? Martwi się o mnie? Skąd to wymyśliłeś? - spytała zaskoczona.
- To po nim widać. Na Sabaody wydawał się bardzo cyniczny. A gdy pojawiłyście się ty i Sara, Torao jest milszy. - wytłumaczył renifer.
- Tylko dlaczego Trafalgar miałby się mną przejmować? - zapytała, bardziej siebie.
- Może mu na tobie zależy? - zaproponował lekarz.
- Może... - wzruszyła ramionami.
"Przecież na mnie nikomu nie zależy." dodała w duchu. Nie powiedziała nic więcej, obserwując morskie żyjątka.
S.
Już od jakiegoś czasu siedzieli na brzegu, łowiąc ryby. Sarze towarzystwo kucharza było jak najbardziej na rękę, ponieważ okazało się, że ten znał większość gatunków tutejszych ryb. Dzięki temu nie mieli problemu z ignorowaniem tych trujących.
- Mam dość. - oznajmiła w pewnym momencie dziewczyna, siadając na ziemi. Sanji spojrzał na nią z niepokojem.
- Wszystko w porządku, Sara-chan?
- Jasne. Potrzebuję tylko cienia - mruknęła w odpowiedzi, gestykulując w stronę nieba.
Rzeka była na tyle szeroka, że w dachu z gałęzi nad nimi zrobiła się przerwa, przez którą słońce prażyło mocno. Dopóki stali w rzece, byli narażeni na bezpośrednie napromieniowanie...
- Na pewno? Możemy wrócić na statek, jeśli... - zaczął niepewnie, ale dziewczyna parsknęła z irytacją.
- Daj spokój! Znowu zaczynasz się przesadnie troszczyć. Nie lubię słońca i unikam go, jeżeli mogę. To wszystko. W tej chwili potrzebuję tylko zrelaksować się w cieniu.
Blondyn otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamilkł, przypominając sobie, że miał ją traktować... No właśnie, jak? Sam nie był pewien, w jaki sposób dziewczyna chce być traktowana, ale zdecydowanie nie mógł dalej nalegać, żeby wracali. Zaproponowanie, żeby zobaczył ja Chopper też chyba nie należało do najlepszych wyborów. Pochwalenie za wytrwałość również raczej nie byłoby miło przyjęte...
Sara dostrzegła rozterkę na twarzy kucharza. Przewróciła oczami, po czym wyciągnęła nóż.
- Co powiesz na to: ty łów dalej, ja będę patroszyć? - zaproponowała.
- Nie mogę pozwolić, aby...! - Sanji się oburzył, ale zaraz urwał. Dziewczyna tylko roześmiała się.
- W porządku, lubię to robić. Nie przeszkadzają mi tego typu rzeczy - zapewniła, uśmiechając się szeroko.
- Większość osób unika tego za wszelką cenę - zauważył całkiem logicznie.
- To prawda. Ale mi to nie przeszkadza. Wolę wyjmować rybie flaki niż na przykład... bo ja wiem...? Skubać drób? Albo obierać cebulę. - Skrzywiła się, mówiąc ostatnie zdanie.
Kucharz nie mógł się powstrzymać od cichego śmiechu. Nie rozumiał, jak ktoś mógł wybrać patroszenie zamiast obierania...
- Możesz mieć pewność, że nigdy nie będę kazał ci tego robić! - zadeklarował, uśmiechając się szeroko.
- Dzięki... - zaczęła, ale wtedy obydwoje usłyszeli, że ktoś zbliża się do miejsca ich pobytu.
Natychmiast zamilkli i podnieśli się, żeby być gotowi na ewentualny atak. Szybko jednak zorientowali się, że nie ma takiej potrzeby.
- Szukasz kogoś? - zapytała z rozbawieniem Sara, rozsuwając krzaki przed sobą tylko po to, żeby odsłonić zdenerwowaną twarz Zoro.
- Tak! Chciałem sprawdzić, co tu robicie! - warknął.
Przez chwilę cała trójka milczała. Dopiero, gdy na ustach dziewczyny zaczął kształtować się szeroki i złośliwy uśmiech, szermierz zrozumiał, jak zabrzmiało to, co właśnie powiedział.
- To znaczy... - zaczął próbować się poprawić, ale Sara już go nie słuchała. Zaczęła się śmiać, opierając się o pobliski pień.
Zielonowłosy rzucił jej wściekłe spojrzenie, po czym zerknął na Sanjiego. Ten wyglądał, jakby wahał się między próby żartowania z glona czy też potrzebą natychmiastowej ucieczki... W końcu zdecydował się na pytanie:
- A co myślałeś, że będziemy tu robić? - Zabrzmiało to bardziej jak wyzwanie.
Zoro przez chwilę szukał w głowie jakiejś logicznej odpowiedzi. Nieco rozpraszała go Sara, która ze szczerym rozbawieniem w oczach obserwowała potyczkę dwóch mężczyzn.
- Może uciekać przed pająkami? - wymyślił w końcu. To z kolei zadziałało na blondyna, który spiorunował go wzrokiem.
W tym momencie Sara uznała, że to świetny moment, żeby się włączyć.
- Dlaczego uważasz, że miałabym uciekać przed pająkami? - zapytała.
- Bo... - nie znalazł żadnej odpowiedzi. - Z nudy?
- Jasne... - przewróciła oczami, po czym usiadła na swoim poprzednim miejscu.
- Łapiemy ryby. Jak już tu jesteś, to możesz nam pomóc. - zaproponowała.
Zoro zgodził się, nie bardzo mając inny pomysł. Nie zajęło im dużo czasu, kiedy mieli już całkiem pokaźną liczbę ryb i zdecydowali, że czas wracać na statek. W międzyczasie Zoro i Sanji pokłócili się kilka razy, a Sara zdecydowała, że nie warto im w tym przeszkadzać. Obydwoje wyglądali, jakby się świetnie bawili, przerzucając się nawzajem najróżniejszymi przezwiskami. Dziewczyna wbrew sobie pomyślała, że mogłaby spróbować powkurzać nieco Lawa w ten sposób, jak wrócą. Odkryła, że wyprowadzanie chirurga z równowagi było całkiem zabawnym zajęciem... O ile akurat nie miała nic przeciwko zamienieniu się z kimś ciałami...
L.
Po jakimś czasie Leo znudziło się gapienie na ryby i wyszła. Westchnęła z irytacją. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Było za ciepło na siedzenie na pokładzie, a jedyne co mogła robić w statku to siedzieć. Ewentualnie rozmawiać, ale na to też nie miała ochoty. W końcu postanowiła przejść się na siłownię. Nadal słuchała muzyki i miała coraz większą ochotę potańczyć. Siłownia będzie świetnym miejscem do tego.
Już po chwili stała na środku pomieszczenia, wybierając jakiś utwór. Wybrała, podgłośniła i praktycznie odpłynęła, pogrążając sie w tańcu.
S.
Dotarli do statku całkiem szybko. Sanji niemal natychmiast zajął się rybami, a Sara z Zoro zawędrowali na statek. Dziewczyna w tej chwili mogła myśleć jedynie o milutkim łóżeczku... Chociaż temperatury podpowiadały jej, że jednak są lepsze miejsca na drzemkę. Na przykład brzuch pewnego glona...
Zauważyli, że większość załogi przesiaduje na plaży. Dziewczyny się opalały, większość męskiej części towarzystwa chlapało się w płytkiej wodzie, a Brook przygrywał jakąś skoczną melodię. Nawet Law stanął gdzieś w cieniu okrętu i przyglądał się wybrykom pozostałych.
Sara nie mogła powstrzymać złośliwego uśmiechu, gdy zobaczyła siniaka na jego policzku. Może powinna czuć się winna, czy coś... Ale zwyczajnie nie potrafiła. Uważała, że należało mu się, a jego zaskoczona mordka, kiedy oberwał była bezcenna. Podeszła do niego, a on ją zauważył. Zmarszczył brwi.
- Hej! Mamy teraz pasujące siniaki! - ogłosiła wesoło, wyciągając w jego stronę pięść i pokazując niebieskawą skórę na kłykciach.
Przez chwilę wyglądał, jakby zastanawiał się nad jakąś wredną odpowiedzią, ale w końcu tylko zapytał:
- I tak cię to bawi?
- Yup! Wiesz jakie to przyjemne uczucie, kiedy twoje siniaki ograniczają się do pięści? - Wyszczerzyła się szeroko, na co facet zrobił wkurzoną minę.
- Naprawdę myślisz, że jeżeli... - Sara nie dowiedziała się, co chciał powiedzieć.
Podeszła bliżej i, ignorując fakt, że był od niej jakieś 15 centymetrów wyższy, poklepała go po główce, jakby próbowała pocieszyć jakieś obrażone dziecko.
- No już, nie fochaj się. Dostaniesz lizaka... - rzuciła lekko i wskoczyła na statek.
Z szerokim uśmiechem na ustach ruszyła w stronę siłowni. Pod masztem czekał na nią Zoro, posyłając jej rozbawione spojrzenie.
L.
Siedziała po turecku na podłodze, dysząc ciężko. Dawno nie tańczyła, więc wyszła z wprawy. Padła po ledwo 15 minutach. Była rozgrzana i zmęczona, ale zadowolona. Mięśnie drżały po wysiłku a serce waliło jak młot pneumatyczny. W połączeniu z niezwykłą euforią dawało to niezwykłe uczucie.
Słuchała akurat czegoś lżejszego, gdy do siłowni weszła Sara. Fakt, że była strasznie zadowolona był niepokojący. Ciekawe czy już wykończyła swoją ofiarę, czy dopiero zamierzała to zrobić...
S.
Rozejrzała się i ze zdziwieniem zauważyła, że Leo siedzi na podłodze, dysząc ciężko. Przekrzywiła głowę, wpatrując się w nią. Trenowała? Ćwiczyła?
- Hej, hej! - przywitała się, uśmiechając szeroko i przesunęła się, żeby wpuścić do pomieszczenia Zoro.
L.
- Hej.. - odparła słabo. Za Sarą wszedł Zoro, również nieco zdziwiony jej widokiem.
S.
- Co robisz? - zapytała z zaciekawieniem.
L.
- Odpoczywam. - odparła z lekkim uśmiechem.
S.
- Nigdy bym się nie domyśliła - mruknęła, przewracając oczami, ale nie przestawała się uśmiechać. - Jak myślisz, jak bardzo się na mnie wkurzył? - zapytała, zerkając na Zoro.
- Nie powinno być aż tak źle, jeżeli naprawdę załatwisz mu tego lizaka... - odparł, rzucając jej rozbawione spojrzenie.
- Tak, to brzmi jak plan. - Pokiwała głową.
L.
Leo zmarszczyła brwi. Czyli ofiara została już zmasakrowana... Ciekawe na kogo trafiło.
- Kto tym razem oberwał? - zapytała wyłączając muzykę i zdejmując słuchawki.
S.
- Oj tam zaraz oberwał... - Wzruszyła ramionami, z miną niewiniątka. - To było tylko... Delikatna złośliwość? Chociaż biorąc pod uwagę, że Law może mieć problemy z poczuciem humoru, mógł to odebrać jako śmiertelną obrazę... - Zaśmiała się, próbując przewidzieć, jak chirurg się zachowa. Gdyby zaczął ją ganiać po pokładzie ze skalpelem w ręce, mogłoby być całkiem ciekawie...
L.
Kiwnęła głową.
- Czyli Trafalgar.. - westchnęła i wstała.
- Pójdę sprawdzić jak bardzo zaszliście mu za skórę. - stwierdziła i wyszła.
S.
- Tylko później zdaj sprawozdanie z przeszpiegów - zaśmiała się, kiwając głową. Naprawdę była ciekawa, jak on zareaguje...
L.
- Niech będzie. - odrzekła. Szybko znalazła grzybową czapkę. Stał pod drzewem na plaży. Podeszła do niego.
- Co tym razem? - zapytała Leo, stając obok niego. Spojrzał na nią ze złością spod daszka czapki.
- Chce mi dać lizaka.. - warknął. Leo zamrugała i po chwili zachichotała.
- I co w tym śmiesznego? - zapytał.
- Nic, po prostu bardzo delikatnie się z tobą obeszła. - Stwierdziła. Może trochę dziwnie to zabrzmiało..
- To znaczy jak? Ty byłabyś brutalniejsza? - zapytał. W jego oczach zabłysło coś na kształt pożądania?
- Może. - wzruszyła ramionami. - Chcesz się jej jakoś odwdzięczyć? - zastanowił się chwilę.
- Przydałaby się jej nauczka. - stwierdził. I zniknął. Na jego miejscu pojawił się Zoro. Zdziwiony Zoro. No cóż, Leo mu się nie dziwiła.
- Law planuje odeprzeć atak Sary. - wytłumaczyła szermierzowi. Ten wydawał się rozumieć.
- Nie lepiej będzie pójść zobaczyć co ten chirurg zamierza? - zaproponował.
- Nie. Zabawniej będzie czekać. - wyszczerzyła się.
~~~~~
Witam. Jak dzionek mija? Ja inteligentnie siedzę i piszę xD
Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie komenty i poproszę o gwiazdeńky :3
Miłego dnia :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top