Rozdział 3


Błoga nieświadomość Sary nie utrzymała się długo. Irytujące uczucie, które towarzyszyło oddychaniu przez automat poza wodą, szybko przywróciło ją do rzeczywistości. Słyszała nad sobą czyjeś głosy. Debatowali, czy wyciągnięcie jej ustnika jest dobrym pomysłem. Wybawiła ich od tej trudnej decyzji, wypluwając go na bok. Przez chwilę kaszlała, czując w ustach charakterystyczny, metaliczny posmak. Krew. Skrzywiła się, martwiąc o swoje płuca.

- Co się stało? - usłyszała nad sobą zaniepokojony głos.

- Wciągnęło mnie za głęboko. Ugh... - jęknęła w odpowiedzi, czując potworny ból w całym ciele. Leżała na plecach i przez butlę było jej strasznie niewygodnie, ale chwilowo nie zamierzała zmieniać pozycji. Tak samo, jak otwierać oczu.

- Coś cię boli?

- Wszystko... Możecie zadzwonić po pogotowie? Powiedzcie, że przyda się komora dekompresyjna. I chyba mam coś z płucami... Albo nie, lepiej zadzwońcie od razu po grabarza. - mruknęła, tylko po części w żartach. Czuła się, jakby naprawdę miała za chwilę zejść. Nawet nie miała siły, żeby zacząć nucić! No i gdzie się podziała jej piękna śmierć przez znaleśnikowanie?

Zdała sobie sprawę, że w jednej dłoni wciąż trzyma nóż. Zmusiła palce, żeby się rozluźniły, a przedmiot upadł na pokład statku z głuchym stukiem.

- Co? - Ktokolwiek nad nią stał, musiał być nieco zdezorientowany. Sara westchnęła i uchyliła jedną powiekę.

- Macie może telefon...? - przerwała, gdy rozpoznała twarz nad sobą. - Och. Hej, Zoro. - wymamrotała, ponownie zamykając oko. - Nie, jednak grabarz. Ostatecznie psychiatra. Właśnie wydawało mi się, że widziałam Zoro.

Sara znała One Piece, jasne... Tylko nigdy by nie pomyślała, że może tam trafić. Bo to nie było możliwe. Dlatego uznała, że zwyczajnie jej się wydawało.

- Znam cię? - Głos, który zdecydowanie należał do wspomnianego wcześniej szermierza, sprawił, że zdecydowała się jednak rozejrzeć. Niepewnie podparła się na łokciu i podniosła do siadu. Naokoło siebie dostrzegła twarze pozostałej części załogi, do której należał Zoro. Była na ich statku, a ponad nimi znajdował się ocean.

- Chyba uderzyłam się w głowę. - uznała. - Albo za długo nie miałam tlenu. Dziwne, nie pamiętam, żeby kończył mi się tlen... - przejechała dłonią po ciele i odnalazła barometr. - Nie, nie skończył się. Wciąż ponad pięćdziesiąt barów.

Twarze większości członków załogi wyrażały zaniepokojenie. Brązowowłosa zaczęła się zastanawiać, czy to przez jej stan fizyczny, czy bardziej psychiczny... Obie opcje wydawały się niemalże równie prawdopodobne.

- Pozwolisz, że cię zbadam? - zapytał ją nieśmiało Chopper.

- Jasne, nie krępuj się. - sapnęła. - Jakbyś mógł sprawdzić, czy mi nie rozwaliło płuc, byłabym wdzięczna. Chociaż chyba nic poważnego im się nie stało, skoro wciąż dycham...

Sara spróbowała się podnieść, ale przypomniała sobie, że wciąż ma na sobie pełen sprzęt. Łącznie z maską. Jakim cudem jeszcze jej nie zdjęła? Pewnie przez to pozostali patrzyli na nią tak dziwnie. Nie tylko dziwny głos, przez zablokowany nos, ale i pół twarzy zasłonięte.

- Daj chwilę, dobrze? Ściągnę to z siebie. - dodała, sięgając ręką do głowy.

Chwilę jej to zajęło, bo wciąż czuła ból wszędzie. Miała wrażenie, jakby nagle zakwasy pojawiły się we wszystkich możliwych mięśniach. Nawet tych gładkich...

Gdy udało jej się zdjąć maskę, usłyszała zdziwione sapnięcia członków załogi.

- Ty jesteś człowiekiem? - zapytał zaskoczony Luffy.

- Mówiłem wam! - krzyknął Usopp.

- A kim innym miałabym być? - Sara spojrzała na nich zdziwiona.

- No bo wyglądasz tak dziwnie... Myśleliśmy, że to jakaś dziwna ryba, która rzuca w nas różnymi rzeczami.

- Różnymi rzeczami? - dziewczyna podniosła wzrok, zastanawiając się, o co im chodzi.

- Tak. Na przykład tym. - Przed jej twarzą pojawił się zrzucony chwilę wcześniej balast.

- Och, wybaczcie. Próbowałam się wynurzyć. - uśmiechnęła się przepraszająco, zabierając swoją własność. - Ale dziękuję, że to znaleźliście.

- Nie ma sprawy. - zaśmiał się Luffy.

- Hej, a całą resztę też możesz ściągnąć? - zainteresował się Usopp.

- Tak. - przytaknęła, powoli odpinając od siebie cały sprzęt. Poczuła wyraźną ulgę, gdy pozbyła się butli z pleców. Kilka kilogramów mniej.

- Co to za urządzenia? - Franky podszedł do butli i sięgnął jedną ręką do zawora.

- Stój! - Sara zatrzymała go gwałtownie. - Wiem, że są tam już resztki powietrza, ale w środku wciąż jest pięćdziesiąt barów. Wiesz, jakie to ogromne ciśnienie?

- Nie. - przyznał cyborg, a dziewczyna westchnęła.

- Ciśnienie na powierzchni wynosi około jednego bara... - widząc brak reakcji, kontynuowała. - W oponach ciśnienie to około dwóch do trzech barów. - ciągnęła, widząc, że niebieskowłosy już lepiej wie o co chodzi, chociaż wciąż nie potrafił sobie wyobrazić pięćdziesięciu.- Na jakiej jesteśmy teraz głębokości? - to pytanie rzuciła w przestrzeń, ale mimo to doczekała się odpowiedzi. Najwyraźniej nie tylko cyborg był ciekawy porównania.

- Około trzystu pięćdziesięciu metrów w tej chwili. - powiedziała Nami.

- No, to wokół nas jest około 36 barów ciśnienia. - poinformowała, ściągając jednocześnie płetwy i resztę sprzętu. Została w samej piance, której też powoli się pozbywała.

- W tym małym urządzeniu jest aż tak wielkie ciśnienie? - zdziwił się Franky, tym razem bardzo ostrożnie podnosząc przedmiot.

- Tak, dlatego lepiej niczym tam nie kręć. - odrzuciła na bok kaptur i rękawice, po czym zaczęła siłować się z butami.

- Wyglądasz coraz bardziej jak człowiek. - zauważył Luffy.

- Dzięki. Staram się. - mruknęła ironicznie. Przy okazji odkryła, że coraz sprawniej się porusza. Czyli to jednak nie było nic poważnego? Oby...

- Po co ci to wszystko tak właściwie było? - zapytała Nami.

- Do nurkowania.

- Nie mogłaś nurkować bez tego?

- Mogłam, ale na ile? Dwie- trzy minuty i muszę się wynurzać.

- A w tym ile?

- Teraz spędziłam pod wodą około dwóch godzin. Ale to wszystko zależy od butli, człowieka, który nurkuje, warunków, głębokości...

- Mogę spróbować? - podekscytował się gumiak.

- Raczej niewiele ci to pomoże. - dziewczyna wzruszyła ramionami i podniosła się, gdy w końcu wygrała starcie z upartymi butami. - Woda i tak by cię dotykała, więc wciąż cię osłabia.

- Och... - jęknął rozczarowany.

Sara zakręciła zawór w butli i szybko rozłożyła sprzęt. Wciąż czuła na sobie czujne spojrzenia piratów, ale postanowiła je chwilowo ignorować. Sprawnie wszystko rozmontowała i zastanowiła się, czy od razu zabrać się do płukania tego, ale uznała, że najpierw pozwoli Chopperowi się zbadać. Jednak jej życie nagle wydało się jej dużo ważniejsze niż sprzęt.

- Ok! - oznajmiła wesoło, odwracając się w stronę renifera. - To chyba wszystko.

- Mhm, chodź do mojego gabinetu. - przytaknął lekarz, ruszając w stronę wspomnianego pomieszczenia.

- Jasne. Możecie nie zniszczyć mi w tym czasie sprzętu? - Sara rzuciła w stronę reszty załogi i posłusznie podreptała za reniferem.

Dotarli do pokoju Choppera. Ten wyciągnął potrzebny sprzęt i przyjrzał się dziewczynie.

- Możesz to ściągnąć? - zapytał, wskazując na kombinezon dziewczyny, którego ta wciąż nie zdjęła.

- Oczywiście. Rozepniesz mi? - odwróciła się do niego tyłem, pokazując na zamek na plecach. Ten posłuchał polecenia, a Sara ściągnęła górną część pianki. Pod spodem miała tylko strój kąpielowy.

Chopper przeprowadził wszelkie badania, które uznał za konieczne, a brązowowłosa nie protestowała. Zadała kilka pytań, które zdawały się zaskakiwać lekarza, ale starał się udzielać na nie odpowiedzi. W końcu nie wytrzymał i zapytał.

- Znasz się na medycynie?

- Trochę. - tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się. - Znam się na pierwszej pomocy i kojarzę anatomię. Głównie podstawy. Pamiętam to, co uważam że mogłoby mi się kiedyś przydać.

- Ale w tej chwili naprawdę dobrze wiesz, co sprawdzam.

- Ach, tak. Każdy, kto chce nurkować, musi znać przynajmniej podstawy. Nikt o zdrowych zmysłach nie wpuści głęboko do wody kogoś, kto nie wie czym może grozić chociażby zbyt szybkie wynurzenie się, czy brak regulowania ciśnienia. Akurat to jest naprawdę proste.

- I wiesz, jak działa cały ten sprzęt... - renifer zrobił rozmarzoną minę.

- Mniej więcej. Tyle, żeby potrafić się tym posługiwać oraz wiedzieć, kiedy jest coś nie tak.

- Skąd się tu wzięłaś?

- Hmm... Nurkowałam. Potem była burza i jakiś prąd. I dostałam się tutaj.

- Nurkowałaś? Na Grand Line? Jesteś silna?

- Nie. Przecież nurkowanie na Bałtyku nie wymaga bycia silnym... - Sara przewróciła oczami.

- Bałtyku?

- No wiesz... Morze w Polsce... - wytłumaczyła spokojnie. Po chwili zwątpienia dodała. - Nie, chyba nie wiesz, o czym mówię... Przecież w One Piece nie ma Polski...

- One Piece? Masz na myśli ten skarb?

- Nie, mam na myśli anime. Ewentualnie mangę. - skrzywiła się, gdy poczuła przeszywający ból w okolicach płuc, ale ten szybko minął. - Pewnie wciąż nie wiesz, o czym mówię. Nie przejmuj się. Niedługo obudzę się na OIOMie, a ty dalej pozostaniesz nieistniejącym stworzeniem, które chciałabym kiedyś spotkać...

- Przestanę istnieć?! - biedny lekarz wydawał się przerażony wizją nagłej anihilacji.

- Nie do końca... Może lepszym określeniem byłoby, że ja będę uznawać cię za nieistniejącego... - sapnęła.

- Dlaczego tak twierdzisz?

- Bo to wszystko musi być snem. - podsumowała. - Cholernie realistycznym snem. Nie widzę innego rozwiązania.

- Można sprawdzić, czy to naprawdę jest sen? - zainteresował się Chopper.

- Hmm... Chyba tak... - Sara zamyśliła się na chwilę. - Kiedyś zawsze sprawdzałam to, przez wyrywanie sobie rzęs.

- Wyrywanie rzęs? - renifer był przerażony.

- Tak. Jeżeli to była rzeczywistość, to te pozostawały na swoim miejscu. Przy śnie, zawsze ładnie odchodziły. O tak... - zaczęła, ciągnąć się za rzęsy, ale te uparcie trzymały się na swoim miejscu. - Uch, nie działa...

- Czyli to nie jest sen?

- Nie, to musi być sen... O, liczenie palców! Też coś takiego było. - zamruczała, wyciągając przed siebie dłonie i skupiając się na nich. - 1, 2, 3... - zaczęła na głos. - 9, 10... Policzyłam. - sapnęła, otwierając oczy jeszcze szerzej.

- Powinno być ich dziesięć, prawda?

- Daj mi coś, do przeczytania! - rozkazała, podchodząc do szafki i wyciągając pierwszą lepszą buteleczkę. Z napięciem zaczęła czytać etykietę. - Mogę to przeczytać... - wymamrotała. - A przedtem wyraźnie czułam smak krwi i zapach słonej wody... Przecież te zmysły w snach nie działają...

- Czyli jestem prawdziwy i nie zniknę? - ucieszył się lekarz.

- Ostatnia próba! Mogę cię pogłaskać? - zerknęła nieco przerażonym wzrokiem na rozmówcę. Ten niepewnie pokiwał łebkiem.

Sara podeszła do niego i niepewnie umieściła jedną dłoń na jego futerku. Pogładziła go powoli, czując jak jej powieki przymykają się.

- To nie jest sen. - jęknęła cicho. - To jest rzeczywistość. Jestem na Pieprzonym Grand Line! Swoją drogą, masz bardzo miękkie futerko. - dodała nieco nieprzytomnie.

- Dziękuję.

Dziewczyna przez chwilę rozważała całą sytuację. Po chwili wzruszyła ramionami.

- Jak to się mówi: jak życie daje ci cytryn, zrób z nich lemoniadę i nie przejmuj się szkorbutem! - rzuciła wesoło, podnosząc się.

Sara zawsze podchodziła do życia dość lekko. Potrzebowała tylko chwili, żeby poukładać sobie wszystkie nowe informacje. A gdy już to zrobiła, machnęła na to wszystko ręką. Przecież nie będzie panikować tylko dlatego, że nagle znalazła się w świecie, który nie istnieje, prawda? Powinna raczej zastanowić się, dlaczego tu jest i czy jest opcja „powrót". Bo jeżeli trafiła na jakąś dziwną lukę czasoprzestrzenną, to zapewne można byłoby ją wykorzystać także w drugą stronę. A jeżeli faktycznie zginęła, a to jest jej „druga strona", to nie będzie narzekać, tylko czerpać pełnymi garściami. W końcu po co martwić się śmiercią, jak można spróbować poderwać pewnego zielonego szermierza? Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że jej rodzina i znajomi być może będą rozpaczać po jej śmierci, ale tylko wzruszyła ramionami. Do współczujących osób nigdy nie należała. Chociaż sama miała co do tego pewne wątpliwości, bo niekoniecznie wiedziała, co „współczuć" znaczy...

- Lemoniadę? - Chopper najwyraźniej skupił się na tych poważniejszych sprawach. Dziewczyna postanowiła wziąć z niego przykład.

- Lemoniadę. Napój z wyciśniętego soku z cytryny. Soki są dobre.

- Wiem. Chociaż wolę słodycze...

- Hmmm... Lubię czekoladę.

- Wata cukrowa.

- To co, ja oddaje ci moją watę, a ty mi dajesz czekoladę?

- Dobra.

Tym samym, Sara zawarła swoją pierwszą umowę w świecie One Piece...

Drzwi do pomieszczenia otworzyły się i do środka wpadł Sanji. Co przypomniało Sarze, że wcześniej go nie widziała... Może gotował?

- Obiad jest gotowy i... - przerwał, gdy zobaczył osobę znajdującą się obok Choppera. Sara przypuszczała, że nikt go nie uprzedził, o przybyszu, który jest dziewczyną. Albo, że nie spodziewał się, że będzie ona w stroju kąpielowym. Cały kombinezon ściągnęła podczas rozmowy z lekarzem, gdy ten zaproponował jej ręcznik.

Sara pomachała mu ręką, nie bardzo wiedząc, co jeszcze może zrobić. Strużka krwi, która pojawiła się pod jego nosem przypomniała jej, że są prawdopodobnie w okolicy wyspy ryboludzi, kiedy on wciąż reagował krwotokami na widok większości kobiet. Miała nadzieję, że już nie ma aż tak mocnych napadów... Nie była pewna, jak działają grupy krwi w tym świecie, a nikt z załogi nie miał jego grupy... Przez myśl przemknęło jej pytanie, czy jej krew by mężczyźnie pasowała.

- Och, jakaż piękność zawitała na nasz pokład~ Jak się nazywasz? - zapytał, szybko znajdując się tuż przy brązowowłosej i unosząc jej dłoń.

W tym momencie dziewczyna zrozumiała dwie rzeczy. Pierwsza: byli po wyspie ryboludzi, bo kucharz wciąż trzymał się na nogach. Druga: jeszcze się nikomu nie przedstawiła.

- Jestem Sara.

- Nazywam się Sanji. Gdybyś chciała czegokolwiek, wystarczy, że powiesz.

- Jasne, dzięki. - uśmiechnęła się.

- Obiad! - wykrzyknął zadowolony Chopper, podnosząc się i ruszając w stronę drzwi.

- Ciebie też zapraszam, Sara-chan. - blondyn uśmiechnął się i zaprowadził dziewczynę do kuchni.

Tam nastąpiło krótkie przedstawienie. Wszyscy byli ciekawi, skąd nieznajoma dziewczyna wzięła się głęboko pod powierzchnią na Grand Line. Sara powiedziała im mniej więcej to samo, co w rozmowie z reniferem.

- Czyli uważasz, że przeniosłaś się z innego wymiaru? - podsumowała Robin.

- Prawdopodobnie. - Sara wzruszyła ramionami. Nie czuła się komfortowo, gdy dziewięć par oczu było w nią wlepionych, szczególnie, że miała na sobie jedynie strój kąpielowy...

- Dlaczego myślisz, że nie mogłaś przypłynąć tutaj z innej części naszego? Przecież świat jest ogromny.

- To prawda... - zawahała się na chwilę. - Nie, stop! Nie mogę myśleć, gdy wpatrujecie się we mnie tak intensywnie, a ja nie jestem nawet porządnie ubrana. - sapnęła w końcu.

- Możemy pożyczyć ci... - zaczęła Nami, ale przerwała, mierząc dziewczynę wzrokiem.

Sara jej się nie dziwiła. Obydwie dziewczyny z załogi były wręcz nienormalnie chude. W tym świecie może i była to norma, ale w realnym nikt nie był aż tak szczupły. No, może kilka anorektyczek by się znalazło... Nie było mowy, aby ubrania którejś z nich pasowały na brązowowłosą. Sara przez chwilę zastanawiała się, po czym wyszczerzyła się w triumfalnym uśmiechu.

- Zoro, pożycz mi koszulkę. - poprosiła, posyłając zielonowłosemu niewinne spojrzenie.

- Dlaczego ja? - szermierz spojrzał na nią krzywo.

- Och, to jest proste. - wzruszyła ramionami. - Ubrania Nami i Robin będą na mnie za małe. Luffy, Usopp i Sanji mogliby mieć ciuchy, które uda mi się wcisnąć, ale będą zdecydowanie za małe w piersi. - spojrzeniu dziewczyny nie umknął fakt, że większość męskiego towarzystwa w tym momencie postanowiła odwrócić wzrok. - Chopper i Brook raczej nie mają niczego, co nadawałoby się dla mnie, a w koszuli hawajskiej nie mam zamiaru paradować. Ty jesteś na tyle dobrze zbudowany, że twoje koszulki powinny być na mnie dobre. - wytłumaczyła spokojnie.

Zoro patrzył na nią przez chwilę z nachmurzoną miną, ale w końcu westchnął.

- Dobra. - skapitulował i podniósł się od stołu, żeby przynieść jakąś koszulkę.

- To teraz potrzebuję tylko spodni... - wymruczała, taksując wzrokiem pozostałych w kuchni. Spodnie Zoro jednak byłyby na nią za duże.

Miała trzech potencjalnych kandydatów na dawców i teraz zastanawiała się tylko, które by jej się najbardziej podobały.

- Sara-chan, będę bardzo szczęśliwy, jeżeli zechcesz przyjąć moje. - zaproponował Sanji, wybawiając ją od tej trudnej decyzji. Brązowowłosa pokiwała głową.

Już niedługo później siedziała zadowolona przy kuchennym stole, mając na sobie niebieską koszulkę na ramiączka Zoro i czarne, długie spodnie Sanjiego. Rozmiarami nawet pasowały, więc nie miała żadnych problemów. Z szerokim uśmiechem na ustach, wróciła do tłumaczenia swoich przypuszczeń.


~~

Pozwolę sobie wykorzystać miejsce na obrazki w śmieszkawy sposób ;)  Kolejny rozdział z Sarą, ale cierpliwości! Niedługo dotrzemy do "właściwej" części opowiadania.

Co myślicie o Sarze i za jaką osobę ją uważacie? Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top