Rozdział 29

S.
Sara obudziła się, czując, że słońce znalazło sposób, żeby dotrzeć do jej twarzy. Skrzywiła się, przeklinając cholerną gwiazdę, po czym się uniosła powieki.

Zoro zdecydowanie nie spał i przyglądał się jej z rozbawieniem. Widział, jak jeszcze chwilę wcześniej krzywiła się, gdy promienie światła dotarły do jej powiek, ale usiłowała się przed nimi schować, zmieniając pozycję. W końcu nie wytrzymała i otworzyła oczy.

- Wyspana? - zapytał, nie spuszczając z niej oczu.

- Mhm... - mruknęła, niechętnie unosząc się na łokciach. - Możesz coś dla mnie zrobić?

- Być może... - uśmiechnął się wbrew sobie, widząc, jak rzuca zirytowane spojrzenie w górę.

- Przetnij to słońce - poprosiła, decydując na podniesienie się.

- To może być dosyć trudne - zauważył.

Nic nie powiedziała, tylko jęknęła przeciągle. Sięgnęła do swoich ubrań, które zostawiła na gałęzi i otrzepała je, upewniając się, że nikt nie postanowił w nich zamieszkać. Następnie zaczęła się ubierać.

Zoro również wstał i niechętnie sięgnął po swoje ciuchy. Zdążyły już wyschnąć po jego wcześniejszej... Przymusowej kąpieli.

- Jak myślisz, ile spaliśmy? - zapytała Sara, ponownie ziewając i mocując broń na plecach.

Czuła się dobrze. Chłodna woda wcześniej i drzemka w cieniu drzew zadziałały odświeżająco na nią i teraz miała bardzo dobry humor. Obecność pewnego glona tylko potęgowało to uczucie...

- Z godzinę, półtora? - ocenił wspomniany glon.

- To co, idziemy szukać skarbu... Szczeniaczku? - zapytała, kiedy do głowy ponownie napłynęły jej obrazy Zoro...

- Myślałem, że zapomnisz. - mruknął, kręcąc głową.

- Nie ma szans. - zapewniła, posyłając mu szeroki uśmiech i ruszając przed siebie. - Byłeś za słodki. - dodała znacznie ciszej.

Szermierz ją usłyszał, ale uznał, że będzie się zachowywać, jakby jednak nie słyszał. Był ciekawy, co z tego wyniknie...

L.
Na początku leżakowania po prostu leżeli, nie odzywając i nie ruszając się. Dla Leo to była bardzo krępująca sytuacja, ale po jakimś czasie rozluźniła się. Wtuliła się w piórka bluzy chirurga.

- Serio się zastanawiam jak ty wytrzymujesz w takim upale w tych ciuchach.. - powiedziała nieco sennie.

- Nie zwracam uwagi na ciepło. - odpowiedział, przesuwając rękę po jej plecach. Musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne. Westchnęła głęboko z nutką rozkoszy.

Czując jej oddech na swej szyi, poczuł się tak jakby zabrano go do krainy szczęścia. Przymknął aż oczy. Jednak jego druga część umysłu zastanawiała się dlaczego tak reaguje? Dla niego nie liczyło się wiele, a na pewno nie kobiety. Ale w tym przypadku zrobi wyjątek. Teraz zdał sobie sprawę, że zależy mu na Leo, więc będzie dążył do tego, aby ją uszczęśliwić. Przeżyła bardzo wiele tragicznych rzeczy, więc nie zaszkodzi jak zadba o jej szczęście.

~meanwhile~

Sanji i Usopp przedzierali się przez gęste rośliny. Im dalej szli, tym więcej spotykali na swej drodze pająków. Co się równało z tym, że blondyn co chwila odskakiwał przerażony. Snajper tylko przewracał oczyma albo chichotał.

- No dobra. Czerń lasu to może być coś innego niż zakładamy. - stwierdził Usopp, przystając w miejscu.

- Co na przykład? - zapytał Sanji drżącym głosem.

- To. - czarnowłosy wskazał na olbrzymie gniazdo. Pająków, rzecz jasna.

Blondyn prawie zawału dostał. I wtedy zauważył dużą skrzynię. Szkoda tylko, że była ona na środku całego legowiska.

S.
Szli jeszcze jakiś czas, rozmawiając na różne tematy. Od jakiegoś czasu zaczęło pojawiać się coraz więcej pająków, ale żadne z nich nie zwracało na to większej uwagi. Tak długo, jak nie zamierzały ich atakować, nie stanowiły problemu.

W pewnym momencie, przed nimi pojawił się prześwit. Sara przystanęła, widząc przed sobą olbrzymie kłębowisko czarnych kształtów... Po drugiej stronie dostrzegła sylwetki Usoppa i Sanjiego, którzy chyba szli w ich stronę.

Dziewczyna podniosła rękę, żeby im pomachać. Po czym jej wzrok przykuł błysk pomiędzy poruszającymi się stawonogami. Czy tam była... Tak, to zdecydowanie była skrzynka.

Zamrugała kilka razy.

- Czyli „czerń lasu"... to czarne pająki, które żyją w lesie? - zapytała, nieco niepotrzebnie.

- Najwidoczniej. - Zoro wzruszył ramionami.

- Hej, Sara, Zoro! - krzyknął do nich Usopp z drugiego końca gniazda pająków. - Pomożecie mi wyciągnąć tą skrzynią?

- Jasne. - dziewczyna wzruszyła ramionami.

Szermierz pokiwał głowa, ruszając przed siebie. Sara chciała pójść w ślad za nim, ale powstrzymał ją głos kucharza.

- Nie idź tam, Sara-chan! Tam aż się roi od tych obrzydliwych stworzeń!

Jej spojrzenie spoczęło na blondynie, po czym uśmiechnęła się szeroko.

- Och, nie przesadzaj. Jest was tam tylko trójka...

Chłopakom zajęło chwilę, zanim zorientowali się, o czym ona mówi. Gdy to do nich dotarło, rzucili jej obrażone spojrzenia. No, poza Sanjim, który wydawał się raczej zraniony.

- Ty...! - Zoro zmarszczył brwi, mordując ją spojrzeniem.

- Hej! - krzyknął Usopp, również rzucając jej niezbyt przychylne spojrzenie.

- Dobra, zabierzmy ten skarb. - zaśmiała się tylko, ruszając przed siebie i wymijając szermierza.

Całą czwórką spotkali się przy skrzyni. Nawet Sanji podszedł, chociaż jego spojrzenie skupiało się bardziej na zwierzętach dookoła.

- Nie zaatakują nas? - zapytał z pewną obawą.

- To jest ich gniazdo. Też mi się wydawało, że będą bardziej agresywne. - zgodził się z nim strzelec, rozglądając się i marszcząc brwi.

- No właśnie, to jest gniazdo. - zorientowała się dziewczyna, a jej oczy rozszerzyły się nagle. - To oznacza, że te tutaj pająki są jedynie dziećmi, które niedawno wylęgły się z jajek...

- Czyli, że ich matka... - zrozumiał Usopp.

Nikt z nich nie miał pewności, że mają rację, ale woleli tego nie sprawdzać. Zoro i Usopp chwycili skrzynię, po czym całą czwórką ruszyli biegiem w stronę plaży. Woleli nie ryzykować spotkania z wściekłym rodzicem stworzeń, których zdążyli już zabić całkiem pokaźną ilość...

L.
Przedzierali się przez las lian, gdy zobaczyli biegnącą grupkę. Leo zauważyła, że mają skrzynię..

- O! Macie skarb. - zauważyła z uśmiechem. Law również spojrzał na przedmiot, kiwając z uznaniem.

S.
- Uciekaj, Leo-san! - wydarł się Sanji.
Sara tylko przewróciła oczami.

L.
- Ale po co..? - zapytała Leokadia. I wtedy zobaczyła za nimi olbrzymiego pająka. Był nieco wyższy od ogiera.

- O złoty chuju! - krzyknęła przerażona dziewczyna, skacząc na Trafalgara. Ten jęknął.

- Zapomniałaś, że jestem ranny? - zapytał poirytowany.

- Może i tak, ale.. PAJĄK! - wrzasnęła, jednak uśmiechała się szeroko.

Oczywiście zlazła z Lawa. Zrobiła to z ogromnym żalem...

S.
Zmarszczyła brwi, widząc reakcję drugiej dziewczyny. Odwróciła się... i wtedy dostrzegła podążającą za nimi istotę. Nie, to nie był pająk... To był jakiś pieprzony mutant!

Ale i tak słodki.

Przyspieszyła.

L.
Zaczęła biec w stronę plaży. Ale zdawała sobie sprawę z tego, że nie będą mogli przyprowadzić tego monstrum na statek. Zwolniła. Trafalgar automatycznie z nią.

- Biegnijcie! - krzyknęła do Sary i reszty.

- Ja i Trafalgar zajmiemy się nim! - dodała z uśmiechem.

S.
- Dlaczego ranna dwójka ma to robić? - zapytała, marszcząc brwi. - To nie tak, że mieliście odpoczywać, czy coś... I zostawić zabawę innym?

L.
- A gdzie to jest napisane? W jakim prawie? - zapytała Leo, wyciągając katanę. Law też dobył Kikoku.

S.
- W kodeksie pracy? - zaproponowała. - BHP?

L.
- Wątpię. - rzekła i skoczyła w górę na pająka. - Spotkamy się na statku! - Dodała jeszcze.

S.
- Jak chcecie. - Wzruszyła ramionami i podążyła za resztą bandy, wciąż trzymających skrzynię.

W sumie... Mogła zostać i mieć do dyspozycji jedno ciasteczko na pół, do tego jeszcze przywłaszczone przez kogoś innego... Albo iść dalej i cieszyć się dwoma, sama...

Uśmiechnęła się, wciskając między Zoro i Sanjiego. Milutko~

L.
Wbiła miecz w bok pająka, który zaczął się szarpać. W końcu miał intruza na.. Grzbiecie?

Trafalgar podciął jedną z jego nóg, przez co tylko rozwścieczył stworzenie. Pająk plunął w niego pajęczyną. Law miał teraz unieruchomione prawe ramię.

Leo przesunęła ostrze w trzewiach potwora. Trysnął na nią ciemny, palący płyn. Warknęła i dobyła drugą katanę, wbijając ja w drugi bok stworzenia. Wierzgnął dziko.

Trafalgar ledwo uniknął szalejących kończyn. Ale wykorzystał to do zranienia pająka. Mianowicie - skierował ostrze Kikoku na zbliżającą się szybko nogę i odciął ją. I tak z kolejną. Pająk zachwiał się.

Leo ledwo utrzymała równowagę, jednak miecze, nadal tkwiące w ciele, poruszyły się. Pająk wydał skrzekliwy głos i przewrócił się. Leo wyszarpnęła katany i zaczęła wykonywać krótkie, szybkie cięcia.

Trafalgar dołączył do niej. Szybko pokryli się ciemną posoką, palącą skórę.

Pająk szybko wyzionął ducha.

- W porządku? - zapytała Leo, dysząc.

- Nie gorzej niż z tobą. - odpowiedział, próbując zerwać pajęczynę. Leo pomogła mu i szybko pozbyli się lepkiego paskudztwa.

- Teraz szybko na statek. Trzeba zmyć z ciebie to cholerstwo. - powiedziała Leo i pociągnęła chirurga za sobą.

- Leo... - westchnął z politowaniem, ale nie zatrzymał się.

S.
Dotarli na statek w dość dobrym czasie. Wspięli się na pokład, rozglądając dookoła. Kilka osób powróciło, jednak Luffiego wciąż nie było.

Obecni zbliżyli się, żeby obejrzeć skrzynię.

- Otwieramy? - zapytał podekscytowany Chopper.

- Może lepiej zaczekajmy na Luffiego? Jeżeli teraz to otworzymy, to potem nie da nam spokoju. - zauważył Zoro.

- Tak, to jest dobry pomysł. - przytaknęła Sara, uśmiechając się nieznacznie. - W tym czasie te pająki, które schowały się do skrzyni, będą mogły z niej wyjść... I przejść do innych pomieszczeń na statku. Do takiej kuchni... Bądź sypialni... - udała, że się nad tym poważnie zastanawia, obserwując kątem oka reakcję Sanjiego.

Jego przerażenie wywołane stawonogami było urocze~

- Może wrzućmy to do wody? - zapytał, przyglądając się nieufnie skrzyni. - Utopimy wszystkich lokatorów.

- Dlaczego chcesz je zaraz topić? Może się przydadzą... Słyszałam, że stanowią całkiem niezłe źródło białka... - kontynuowała dziewczyna.

Kucharz spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Nie będę gotował pająków! - oznajmił.

- Czyżbyś się bał? - wtrącił się Zoro.

- Nie! Tylko... Nie pozwolę, żeby piękne panie musiały jeść takie rzeczy!

- Dlaczego nie? Chętnie bym spróbowała...

W czasie, kiedy Sara wypowiadała ostatnie zdanie, na plażę wypadli Law i Leo.

~~~~
Uff... Kłinc ekdcytującej walki z pająkiem-mutantem.. =D

Co myślicie? A co wy byście zrobili na ich miejscu? Uciekalibyście, czy raczej podjęlibyście się walki?

Piszcie w komentach i podarujcie gwiazdkę *.*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top