Rozdział 20

L.
Odłożyła notatnik i westchnęła, rozluźniając się. Przecież nie będzie cały czas myśleć. To boli...

Ruszyła w stronę jadalni, gdzie napotkała rozmowę na temat tego samego, co ona myślała.

- To co teraz robimy? - zapytała, nadal dyskutujących towarzyszy.

S.
- Może coś w końcu zjemy? - zaproponowała Sara, czując, że jej żołądek poruszył się niespokojnie. Od jakiś dziesięciu minut czuła smakowitą woń obiadu przygotowaną przez Sanjiego.

L.
- Świetny pomysł. - wskazała na Sarę z nieco ironicznym wzrokiem. Usiadła przy stole przy Trafalgarze.

Spojrzał na dziewczynę, jakby z radością, że wybrała miejsce obok niego. W końcu na to zasługiwał.

S.
Cała załoga zabrała się za jedzenie. Przez chwilę trwało milczenie. W końcu Sara przypomniała sobie o swoim trzecim największym marzeniu (zaraz po trafieniu na ten statek i zdobyciu pewnego glona, rzecz jasna).

- Hej, Leo. Pamiętasz może, jakie wymiary miało boisko do kosza? - zapytała z szerokim uśmiechem. O tak, gra w kosza z tą załogą na pewno będzie ZA-JE-BI-STA.

L.
Zastanowiła się przez chwilę, przeżuwając powoli.

- Hm.. Z 28 na 15 metrów..? - odparła niepewnie. - A dlaczego pytasz?

S.
- A jak myślisz, co chcę robić? - wyszczerzyła się tylko. - A wymiary tablic kojarzysz? Przydałoby się zrobić...

L.
- Wymiary tablic... - zamyśliła się, opierając brodę na ręce. - Kojarzę, ale dokładnie nie pamiętam. - dodała po chwili.

S.
- Hmm... Trzeba będzie improwizować. - wzruszyła ramionami. - Bo masz ochotę zagrać, prawda? - zapytała, po czym niemal od razu przeniosła wzrok na Frankiego, który, tak jak reszta załogi, wpatrywał się w nie z zainteresowaniem. - Moglibyście zrobić nam tablice, prawda?

L.
- Mogę zagrać. - odparła, wzruszając ramionami.

- Jakie tablice? - Zapytał Franky.

- O czym w ogóle rozmawiacie? - zapytała zainteresowana Robin.

S.
- Do kosza. Chcemy grać w kosza. - zaśmiała się Sara. - To gra z naszego świata. Całkiem popularna i do tego wspaniała.

L.
- Nieco brutalna, ale ciekawa i wymaga refleksu. - dodała Leo. Usopp spojrzał na nią z przerażeniem.

- Brutalna? - zapytał, drżącym głosem.

- Przesadzam.. Bywa, że zdarzy się złamać palec, skręcić kostkę... - myślała głośno.

S.
- Albo przerzucić kogoś przez siebie... - dodała Sara z zamyśleniem.

L.
Spojrzała z zaskoczeniem na Sarę. Mrugnęła kilka razy, po czym spuściła głowę.

- Nie znam ludzi... - mruknęła z niedowierzaniem. Trafalgar parsknął ze śmiechem.

- Ludzie bywają okrutni.. - dodała Leo, chichocząc.

S.
- To nie była moja wina! Czysty przypadek! - rzuciła w swojej obronie, po czym też się uśmiechnęła. - Tak czy inaczej, możemy zagrać. Ktoś chętny? Bo potrzebujemy co najmniej... dziesięciu osób.

L.
Wszyscy spojrzeli po sobie z pytaniem w oczach.

- Ja! Ja chcę zagrać! - krzyknął od razu Luffy, wręcz wyskakując w powietrze, trzymając kawałek mięsa.

- Niech będzie. - uśmiechnął się Usopp.

- To ja też! - wykrzyknął buntowniczo Chopper.

- Brook, zagramy, co nie? To może być SUUUPER zabawa. - cyborg poklepał kościotrupa po... Kręgosłupie.

- Yohoho! - zgodził się szermierz.

- Jak sobie życzysz, Sara-chan~- polecił się na przyszłość Sanji.

- To ja też. - oznajmił od razu Zoro.

- Niech będzie.. - rzekł Trafalgar. - Brutalnie.. - szepnął po chwili z okrutnym uśmiechem.

- Zagram, czemu nie? - wyraziła swoje zdanie Leo.

- To ja z Robin będziemy was pilnować. - stwierdziła Nami. Już wiedziała, że to będzie niebezpieczna gra...

S.
- W takim razie... Ile mogłoby zająć wam zrobienie tablic, boiska i piłki? - Sara zerknęła na cyborga i strzelca.

- Kilka minut, jeżeli nie jest to nic skomplikowanego. - zadeklarował niebieskowłosy.

- Nie, raczej banał. - wzruszyła ramionami, po czym zamyśliła się. - Jako, że ja i Leo znamy zasady, to może my będziemy kapitanami drużyn? - zerknęła na wspomnianą dziewczynę, a widząc, jak ta kiwa głową, od razu się wyszczerzyła. - Biorę Zoro.

L.
Słysząc pierwszy wybór Sary, bez wahania odparła:

- Trafalgar. - wspomniany chirurg kiwnął z akceptacją.

S.
- W takim razie Luffy. - gumiak zaśmiał się radośnie.

L.
- Zgarniam Sanjiego.

- Z przyjemnością, Leo-swaaaan~!! - ach ten entuzjazm.

S.
- Usopp. - uśmiechnęła się słodko.

- Jasne! - zgodził się dumnie strzelec.

L.
- Chopper.

- Oo! - wykrzyknął radośnie renifer.

S.
- Franky.

- Będzie super drużyna!

L.
Przez brak innych opcji musiała wybrać.

- Brook, jesteś skazany na mnie. - odparła.

- Yohohoho! A pokaże mi pani swoje majteczki? - standardowe pytanie.

- Może w snach. - niebezpieczna odpowiedź.

S.
- W takim razie idziemy ogarniać boisko, a potem wytłumaczymy zasady! - Sara podniosła się od stołu po czym zawahała się i zerknęła na Nami i Robin. - Będziecie sędziować? - zapytała.

- Nie ma problemu. - zadeklarowała archeolog z niewielkim uśmiechem.

- Lepiej będziemy was pilnować. - westchnęła nawigatorka.

L.
- Nam niepotrzebne pilnowanie. - stwierdził Trafalgar. Leo spojrzała na niego.

- Zważaj na słowa. To nie oaza spokoju na pustyni.

S.
- Pustynie są złe... - mruknęła, podążając za Frankim, który miał przygotować tablice. - Możecie ogarnąć w tym czasie wszystkie linie? - zapytała, kierując pytanie do Leo i Usoppa.

L.
- Spoko. - odparła.

- Nie masz co się martwić. - dodał Usopp, wstając od stołu.

S.
Już jakieś pół godziny później wszyscy stali zebrani na środku przygotowanego boiska, a obydwie dziewczyny kończyły wyjaśniać zasady.

- A zza tej linii rzuty liczone są za trzy punkty... Chyba wszystko? - upewniła się Sara, zerkając na Leo.

L.
- Tak, dokładnie. - potwierdziła. - Wszyscy rozumieją? - zapytała grających.

S.
Większość pokiwała głowami, więc drużyny rozeszły się, żeby omówić swoje własne strategie.

- Dobra. Przede wszystkim, musimy ustalić, kto, gdzie stoi. Usopp, ty zajmiesz się trójkami. Poradzisz sobie, prawda? - upewniła się Sara.

- Oczywiście. - snajper wypiął dumnie pierś. Czego jak czego, ale jego zdolności strzeleckich mogli być pewni.

- Musimy zapewnić mu czyste pole do strzału. Oprócz tego, cała reszta też będzie grać... Luffy, mógłbyś pilnować naszego kosza, żeby nie wpadła tam żadna piłka? Jeżeli dobrze to zrobisz, to na pewno wygramy...

- Oczywiście! Wygram to mięso! - krzyknął Luffy, na co dziewczyna przewróciła oczami... Mięso, jasne.

- Zoro i Franky, wy razem ze mną będziecie na ataku. Szybkie podania i współpraca. Ja będę kryła Sanjiego. - uśmiechnęła się lekko. - Zoro zajmie się Lawem, Franky Leo. Luffy pilnuje Brooka a Usopp kryje Choppera... Chyba wszystko.

- Jasne! - potwierdzili zgodnie, gotowi do zabawy. Wyszczerzyli się do siebie i odwrócili, czekając na reakcję z przeciwnej drużyny.

L.
- Więc co zrobimy? - zapytał nieco przerażony Chopper.

- Zagramy. - zażartowała Leo. Tak to było słabe. - Dajcie z siebie wszystko. Najważniejsza to współpraca. Załóżmy, że Sanji stoi po drugiej stronie boiska i nie ma jak wybiec na pole, to rzuca do najbliższej osoby. Kto nie złapie, ten oberwie ode mnie. - uśmiechnęła się promiennie.

- Leo-swan jest taka słodka gdy komuś grozi! - zauważył bystrze kucharz.

- A tak naprawdę to co robimy, Leo-san? - zadał pytanie Brook.

- Szczerze... - westchnęła. - Nie wiem.

- To źle, prawda? - stwierdził Trafalgar.

- Bez przesady. Czasem improwizacja jest lepsza od złożonego planu.

- Ale, Leo, co będzie jak oni nas pokonają? - biedny, przerażony Chopper...

- Nie bój się. Ja z Trafalgarem będziemy na ataku, ty i Sanji będziecie osłaniać nasz kosz a Brook będzie w połowie zaangażowany w atak, ale jego zadanie to rzucanie piłki do kosza przeciwnika.

- Wytłumaczyła spokojnie. Przez kilka sekund wszyscy rozmyślali nad tym.

- Leo-swan, czy pozwolisz mi obraniać kosz, nie używając rąk? - zapytał z wahaniem Sanji.

- Jasne, nie ma problemu. Bylebyś obronił.

- Dlaczego mam być na ataku? - mruknął Trafalgar.

- Bo jesteś szybki i zwinny. Przynajmniej na takiego wyglądasz. - uśmiechnęła się niewinnie, starając się odejść od pomysłu rozkazania zdjęcia z niego bluzki.

- Niech będzie.. - burknął.

- Leo-san, to jest dobry plan. - stwierdził Brook.

- Arigato, ale coś mi się wydaje, że oni mają lepszy.. - chciała, żeby to nie było prawdą...

- A! Jeszcze jedno! Law - spojrzał na nią zainteresowany. - POSTARAJ się powstrzymać przed zamianą miejsc graczy i wrzucania w ten sposób piłki do kosza. Postaraj się, dobrze? - przez chwilę patrzył na nią rozkminiając jej słowa.

- My jesteśmy gotowi! - krzyknęła do przeciwnej drużyny.

Patrząc na pewność siebie drugiej drużyny, Leo poklepała Trafalgara po ramieniu.

- Jeśli chociaż ty przeżyjesz, to bądź moim grabarzem, dobrze?

S.
- Och, jeszcze jedno. - Sara przypomniała sobie, obracając się do swojej drużyny. - Zoro, ty wybijasz piłkę. Podaj ją do mnie. - uśmiechnęła się i kazała szermierzowi wyjść na środek. - My również!

L.
- Hmm. Brook, zrób coś dla mnie i... Wybijaj piłkę od środka. Masz marne szanse, bo Zoro wybija, ale wierzę, że ci się uda. - powiedziała do muzyka.

- Dla pani wszystko, Leo-san. - ukłonił się.

Brook przejął piłkę, ale został mocno odepchnięty przez Zoro. Aż kości zagruchotały. Piłkę złapał Trafalgar, który zrobił kilka niepewnych kroków do przodu, ale widząc jak Leo podbiega, rzucił ją do dziewczyny.

S.
Sara postanowiła pobawić się w Kuroko. Szybko wskoczyła na tor lotu piłki, przechwytując ją. Rzuciła się do przodu, sprawnie kozłując, Skorzystała z faktu, że większość piratów wciąż nie orientowała się do końca w zasadach gry i przebiegła niemal połowę wyznaczonej trasy. Kątem oka widziała, że Zoro biegnie za nią, a Usopp ustawił się na linii rzutów a trzy punkty.

„Grzeczni' pomyślała z satysfakcją i podała piłkę. Pierwszy kosz zdobyty.

L.
No cóż, to dopiero początek gry, da się przeżyć. Spod kosza piłkę wybijał Chopper. Brook w końcu pozbierał się z pokładu i złapał ją. Kozłował nią do momentu dobiegnięcia do połowy prowizorycznego boiska. Tam przejął ją Law i biegł dalej, już z większą pewnością siebie.

Leo biegła po drugiej stronie, czekając w razie wyrzucenia piłki. I dobrze zrobiła. Po kilku sekundach Trafalgar rzucił piłkę do dziewczyny. Ta przejęła ją i błyskawicznie pobiegła w stronę kosza. Ominęła Frankyego, który ją osłaniał i rzuciła piłkę. Trafiła.

S.
Franky wyrzucił piłkę spod kosza, podając ją Luffiemu. Sara przez chwilę przeklinała go w myślach, ale rzuciła się do przodu. Gumiak na szczęście nie zrobił nic głupiego i grzecznie podał do Zoro. Ten zaczął biec w kierunku kosza przeciwnika. Drogę zastawił mu Sanji.

Sara machnęła ręką, po czym otrzymała piłkę. Wykonała szybki dwutakt, wrzucając piłkę do kosza. Przy akompaniamencie dopingu ze strony kucharza...

L.
Leo, za pomocą pięty, posłała Sanjiego ma pokład. Zrozumiał. Więc jest szansa, że jeszcze uda im się pozbyć pierwszego problemu. Drugim była niepewność Choppera gdy ten dostał piłkę i nie wiedział co z nią zrobić. Trafalgar jednak machnął do lekarza. Renifer rzucił ją do chirurga, który zaczął morderczą walkę o dobiegnięcie do kosza.

S.
Chwilę, w której Leo stawiała do pionu Sanjiego, Sara wykorzystała, żeby przypomnieć swojej drużynie, kto kogo miał kryć. Gdy Law ruszył z piłką, natychmiast drogę zastąpił mu Zoro. Cała reszta rozbiegła się, żeby zasłaniać pozostałych przeciwników.

Law chwycił piłkę, żeby Roronoa mu jej nie zabrał i rozejrzał się. Nie znalazł żadnego wyjścia, więc ponownie zaczął kozłować, usiłując wyminąć przeciwnika. Niestety, to zostało zauważone przez Robin, która chyba jako jedyna naprawdę zapamiętała zasady. Odgwizdała kroki.

Piłkę wyrzucał Zoro. Podał ją do Sary, która była najbliżej.

L.
Sara pobiegła z piłką przez boisko, więc Leo pobiegła za nią. Przez chwilę walczyły o piłkę, ale w końcu Sara rzuciła piłkę do Frankyego.

S.
Cyborg złapał piłkę i kontynuował bieg do kosza. Brook usiłował zastawić mu drogę, ale Luffy mu to uniemożliwił. Zoro i Sara ustawili się pod koszem, w razie, gdyby trzeba było piłkę zbierać. Okazało się, że całkiem słusznie, ponieważ Franky nie trafił. Dziewczyna chwyciła piłkę i rozejrzała się szybko. Była idealnie pod koszem. Rzut z tego miejsca był ciężki, a możliwości podanie szybko się wyczerpały...

Mogła zrobić te trzy kroki, z czego skorzystała. W dwóch znalazła się przy Zoro, który jakimś cudem zrozumiał jej nieme błaganie. Trzeci krok wylądował na jego złączonych dłoniach. Dziewczyna została wyrzucona w górę. Obróciła się szybko, robiąc wsad. Wyszczerzyła się, opadając na ziemię. Zawsze chciała zrobić wsad...

L.
Po zdobyciu punktów przez drużynę Sary, rozległ się gwizdek oznaczający koniec pierwszej kwarty. Przyda się to na zregenerowanie sił i obmyślenie dalszej strategii. A drużyna Leo była nieco.. Przybita.

- Jak tak dalej pójdzie, to skończymy na dnie... - mruknął Trafalgar, ściągając bluzę. Leo zarumieniła się i starała się nie gapić na jego tatuaże.

- Teraz się ogarniemy. - zapewniła.

- Zobaczymy..

Mecz trwał 40 minut z krótkimi przerwami. W przedostatniej rozgrywce, drużyna Leo prowadziła dwoma punktami. A to tylko dlatego, bo Luffy, jak to stwierdziła Robin, "złamał zasady gry". Gumiak bowiem w pewnym momencie wskoczył na kosz i zakrył go własnym ciałem z miną pod tytułem: "nie trafisz" i chichotem psychopaty. Za to drużyna Leo zdobyła dwa, zwycięskie rzuty karne.

W końcu wygrała grupa Sary. Przewagą trzech punktów. Przez Sanjiego i jego zamiłowanie do każdej kobiety.. Nawet jeśli ta jest jego wrogiem....

Mimo to wszyscy byli zadowoleni z meczu. Był po trochu zabawny i po trochu poważny. Szczególnie dla biednego Trafalgara, który nie lubił przegrywać.

- Uspokój się, to była tylko zabawa. - powtarzała mu z uśmiechem Leo w drodze do jadalni.

- Hmpf.. - sapnął tylko chirurg, ściskając Kikoku. Dziewczyna pokręciła z rozczuleniem głową.

S.
- Dzięki! Zawsze chciałam zrobić wsad!

- Sara wyszczerzyła się do Zoro, gdy usiedli na ławce, żeby trochę odpocząć.

Tak jak większość męskiego towarzystwa, szermierz też zdjął koszulkę na pierwszej przerwie. Dziewczyna nie miała zamiaru narzekać...

- Jasne, nie ma sprawy. - wzruszył ramionami.

- Idziemy coś zjeść? Zgłodniałam. - zaproponowała.

- Dobry pomysł. - przyznał.

Razem ruszyli w stronę kuchni.

L.
Weszli do jadalni. W kuchni już uwijał się Sanji z rozpiętą koszulą. Oczywiście Law jeszcze nie założył bluzy, był ciepły wieczór i byli po meczu, więc to logiczne, że faceci byli bez górnych części garderoby..

Leo usiadła z Lawem na kanapie. Dziewczyna od niechcenia złożyła granatową bluzę i położyła ją na podłokietniku.

Trafalgar uniósł brew w niemym zdziwieniu a Leo tylko uśmiechnęła się niewinnie.

S.
Sara i Zoro weszli do kuchni, tak jak pozostała część załogi. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, widząc ubiór (albo jego brak) męskiej części załogi. Usiadła przy stole, tuż obok szermierza.

- I co, podobała się gra? - zapytała niby od niechcenia, przesuwając wzrokiem po piratach. Bynajmniej nie patrzyła na ich twarze...

L.
Nie zwróciła specjalnej uwagi na wchodzące osoby. Była zajęta kontemplowaniem geometryczności tatuażów pewnego chirurga...

- Co ci jest? - zapytał Trafalgar.

- Hmn? - mruknęła, wracając do świata rzeczywistego.

- Po pierwsze: masz na głowie szwy po jakimś urazie, a po drugie: mam wrażenie że masz gorączkę. - wytłumaczył spokojnie.

- A te szwy.. To pozostałość po małym wypadku. Chopper pewnie będzie musiał mi je zdjąć. A co do gorączki, to zastanawiam się dlaczego tak myślisz. Czuję się bardzo dobrze. - odpowiedziała.

- Tony-ya nie musi się fatygować.. - mruknął chirurg i dotknął jej głowy. Rana się zasklepiła a szwy znikły.

- I rzeczywiście: nie masz gorączki. - uśmiechnął się cynicznie. Leo rozpłynęła się w tym uśmiechu i pewnie topiłaby się nadal, ale Sanji podał zimne desery.

S.
- To było bardzo ciekawe. - uznał Usopp, który był jedną z osób, które zdobyły najwięcej punktów. Co się dziwić, skoro trafiał same trójki?

- To była super gra! - przytaknął Franky.

- Nie podobało mi się. - burknął Luffy, który wciąż był obrażony za to, że nie pozwolono mu siedzieć na koszu.

- Daj spokój, bardzo dobrze ci szło. - Sara przewróciła oczami.

- Naprawdę?

- Oczywiście... - gumiak nie wyczuł sarkazmu w jej głosie i niemal natychmiast się rozpromienił.

- A ja? - zapytał cichutko Chopper.

- Ty też byłeś świetny. - uśmiechnęła się do lekarza.

- Nie myśl, że mnie tym uszczęśliwisz~ - renifer zaczął tańczyć swój taniec radości.

- A co powiesz o mnie? - Zoro spojrzał na nią z niewielkim uśmiechem.

- A ty byłeś po prostu genialny. - odparła, również się uśmiechając.

W tym momencie Sanji postawił przed nimi duże pucharki z lodami. Dziewczyna podziękowała i zabrała się za jedzenie.

- Jutro dopłyniemy na wyspę. - oznajmiła Nami. - Powinniśmy ustalić, czego potrzebujemy i kto powinien się tym zająć.

L.
- To zależy na jaką wyspę dopłyniemy. - odezwał się Trafalgar. Leo była teraz zajęta lodami - dziełem sztuki lodziarskiej w wykonaniu Sanjiego.

S.
- Prawdopodobnie będzie to letnia wyspa, patrząc na pogodę. - poinformowała Nami.

- Wciąż mam nadzieję na co najwyżej wiosnę. - mruknęła Sara. Zoro zerknął na nią rozbawiony, ale nikt inny się tym nie przejął.

- Mięso! - stwierdził Luffy.

- Tak, będziemy musieli uzupełnić nieco nasze zapasy jedzenia. - zgodził się z nim Sanji, chociaż nie pożałował mu kopnięcia za wygłupy przy stole.

- Może uda się znaleźć jakieś rośliny na lekarstwa... - dodał Chopper.

- I jakieś gałęzie na ognisko... - Sara ponownie doświadczała denaturacji mózgu... Tak to włąsnie bywa, kiedy zbliża się lato... Bądź letnia wyspa.

L.
- Brzmi nieźle. - stwierdziła Leo. Miała nadzieję, że męska część towarzystwa zrezygnuje z założenia bluzek/koszul..

- Oby nie było tam żadnych z marynarki.. - mruknął podejrzliwie Trafalgar.

- Nie truj. Będzie spoko. - klepnęła go w ramię Leo. - Będzie można popływać... A no tak, ty nie możesz. - dziewczyna uśmiechnęła się wrednie, a Law zrobił obrażoną minkę. Słodziutkie...

S.
Przez chwilę omawiali, co trzeba będzie zrobić na wyspie. Sara słuchała tego jednym uchem.

Gdy wszystko było wstępnie ustalone (szczegóły mieli dopracować po dotarciu do celu), załoga powoli zaczęła się rozchodzić.

L.
Niespecjalnie interesowała się wywodem Nami na temat jutrzejszych planów. Ale gdy tylko załoga postanowiła się rozchodzić, poczekała aż wszyscy wyjdą i powiedziała do Trafalgara:

- Wieczorny spacerek? - mężczyzna przez chwilę się wahał, ale po chwili wstał i poszedł za nią. Chodzili wzdłuż burty, spoglądając w ciemną, morską otchłań.

- Jak ci się spodobała gra? - zapytała lekarza.

- Nie było tak źle. - wzruszył ramionami. - Sara jest bardzo sprytna. - stwierdził. Leo westchnęła.

- Tak, to prawda. - odparła, wgapiając się w morze.

- Ale zauważyłem, że dla ciebie liczy się zaufanie. - rzekł.

- Nie zaprzeczę. - nie spojrzała na niego. Zadrżała lekko, gdy zawiał chłodniejszy wiatr.

- Idź lepiej spać.. - orzekł Trafalgar i sam przeniósł ją do kajuty kobiet.

Dziewczyna z irytacją położyła się, zastanawiając się, jak by go.. No cóż.. Uwieść.

W kilka minut później zasnęła. Kto by się spodziewał, że jeden mecz potrafi aż tak zmęczyć?

S.
Po opuszczeniu kuchni, Sara popatrzyła niechętnie w kierunku damskiej sypialni.

- Coś nie tak? - zapytał ją Zoro.

- Rozważam, czy aby na pewno chcę tam iść. - mruknęła, naprawdę poważnie rozpatrując wszystkie za i przeciw. No dobra, przeciw był tylko jeden. Ale jak ważny...

- Dlaczego miałabyś tam nie iść? Nie chcesz spać?

- Chcę. I właśnie tu jest problem. - przez chwilę milczała, po czym zdecydowała, że chyba jednak należałoby to wyjaśnić. - W środku jest gorąco i duszno. Nie ma szans, żebym tam zasnęła. A wizja spania tam, gdzie dzisiaj brzmi kusząco...

- Nie będzie ci za twardo? - uniósł brew. Przyzwyczaił się, że dziewczyny z załogi raczej potrzebowały miękkich łóżek.

- Nie. Jestem przyzwyczajona. - wzruszyła ramionami.

- Przyzwyczajona? To co ty robiłaś? - zapytał i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że praktycznie nic o dziewczynie nie wie.

- Liczne konwenty, wyjazdy survivalowe, kempingi, obozy wędrowne... W momencie, kiedy przewracasz się na ziemię obok namiotu i nie masz siły nawet wejść do środka, takie szczegóły jak „twarde podłoże" przestają mieć znaczenie. - uśmiechnęła się, podejmując decyzję. - Śpię na zewnątrz. Skoczę tylko, żeby się w coś przebrać i zgarnę jakiś koc. A co z tobą? - zapytała niewinnym głosem.

- Nie pozwolę ci spać tam sama, bo mogłabyś spaść. - westchnął.

- Świetnie. Spotykamy się na górze? - mrugnęła do niego i poleciała do pokoju.

Niedługo później miała na sobie wygodne ubrania, a pod pachą trzymała koc. Po chwili wahania, wzięła broń ze sobą. Uznała, że najwyżej zostawi ją w siłowni. Wspięła się sprawnie na górę i zobaczyła, że szermierz już tam siedzi.

- Hej. - uśmiechnęła się, wskakując na górę. Usiadła obok towarzysza, narzucając sobie koc na ramiona.

- Myślałem, że ci gorąco? - zapytał ironicznie.

- Bo tak jest. Ale w nocy będzie chłodniej, a tu wieje. Poza tym, lubię być czymś przykryta.

Przez chwilę siedzieli w ciszy. Zoro zdecydował się ją przerwać.

- W sumie, to nic o tobie nie wiem. - zauważył.

- Co masz na myśli? - Sara zerknęła na niego.

- Przeniosłaś się tutaj z innego wymiaru. Kim tam byłaś? Czym się zajmowałaś...? - zapytał.

- Och, no tak. - zorientowała się. - Hmmm... Przed wakacjami chodziłam do drugiej klasy liceum. Jeżeli uda mi się wrócić na czas, to później pójdę do trzeciej.

- Liceum?

- Tak. Chodzi o szkołę. Każdy u nas musi chodzić do szkoły. Najpierw jest sześć lat podstawówki, potem trzy lata gimnazjum, po czym trzy lata liceum bądź cztery technikum... Jest jeszcze zawodówka, ale nie jestem pewna, ile czasu ona trwa.

- Czyli chodzisz do szkoły. - szermierz pokiwał głową. - Czego się uczysz?

- Jestem na biol-chemie. - widząc jego nierozumiejące spojrzenie, kontynuowała. - To skrót od biologiczno - chemiczny. Przygotowuje głównie na kierunki, które wymagając tych przedmiotów. Medycyna, weterynaria, bioinżynieria...

- Czyli po tym całym liceum jest coś jeszcze? - zorientował się.

- Tak. Jeżeli ktoś chce, może iść na studia. Tam przygotowują do konkretnego zawodu.

- A ty?

- Jeszcze nie wiem. - zaśmiała się. - Wciąż mam cały rok na decyzję. Ale myślę raczej o czymś z pogranicza fizyki i chemii.

- Co to znaczy?

- Chemia to nauka o... pierwiastkach. Chyba można tak powiedzieć. No wiesz, wszystko składa się z jakiś pierwiastków. A fizyka pozwala na zrozumienie mechanizmów rządzących w świecie. Jeżeli puścisz piłkę na szczycie góry, to dlaczego zacznie się staczać oraz jaką prędkość osiągnie na samym dole. Przy okazji możesz sobie wyliczyć, jak bardzo rozwali budynek, który stoi na dole.

- Potrafisz to?

- Tak. Nic trudnego. Przynajmniej dla mnie. - uśmiechnęła się. - Przedmioty ścisłe nie sprawiają mi większych problemów. Nie mam trudności ze skomplikowanymi obliczeniami.

- Ciekawe... - pokiwał głową. - Co jeszcze potrafiłabyś zrobić?

- Skonstruować bombę? - zaproponowała niewinnie.

- Bombę?

- Tak. Takie coś, co robi duże BUM i niszczy wszystko w okolicy. - wyszczerzyła się.

- To może lepiej nie rób tego na statku? - zaśmiał się.

- Przemyślę... - wymruczała, po czym też zaczęła się śmiać. - Nie, raczej nie mam odpowiednich substancji do tego. Chociaż taki mały wybuch mogłabym stworzyć nie wychodząc z kuchni...

- Przypomnij mi: po co ci była broń?

- Dla zabawy?

Przez chwilę obydwoje śmieli się cicho, wpatrując się w rozgwieżdżone nieba nad nimi.

- A oprócz szkoły? Czym się zajmujesz? - odezwał się w końcu Zoro.

- Hmmm... Dużo czytam. W tygodniu chodzę na basen bądź siłownię. Lubię grać w kosza. - uśmiechnęła się. - Równie fajne są „czołgi" czy „masa", ale w to dość rzadko udaje mi się zagrać. Lubię jeździć na rowerze, albo chodzić na długie spacery do lasu. Uwielbiam pływać. Nurkować oczywiście też. Jeszcze wspinaczka jest okej... - powiedziała wszystko, co przyszło jej do głowy.

- Och... - Zoro nie spodziewał się, że dowie się aż tak dużo o swojej towarzyszce. Chociaż nie przeszkadzało mu to. - Gdzie nauczyłaś się walczyć?

- Uczyłam się różnych sztuk walki. Chociaż preferuje łączyć poszczególne style. Kilka razy zdarzało mi się walczyć z różnymi ludźmi. Często, gdy nie mam co robić, po prostu wyobrażam sobie pewne sytuacje i staram się dobrać odpowiednie ruchy. Należę raczej do osób, które ciągle myślą.

- Zauważyłem. - przyznał.

- To może teraz ty powiesz mi coś o sobie? - zaproponowała.

- Co chciałabyś wiedzieć?

- Nie wiem. Zależy, co chcesz powiedzieć.

Wiedziała o chłopaku dużo. W końcu znała One Piece. Jednak była ciekawa, co on powie sam z siebie. Okazało się, że całkiem sporo. Jeszcze przez długi czas rozmawiali spokojnie. Nawet nie zauważyli, kiedy Sara znalazła się na kolanach szermierza, opierając głowę o jego tors. Właśnie w takiej pozycji, udało jej się w końcu zasnąć.






~~~~

Bardzo was Przepraszam za tak długą nieobecność.. ;-;

Wattpad się na mnie obraził... Edytowałam ten rozdział codziennnie a wattpad robił z nim wszystko, byleby nie poprawnie..
Foch :<

A do tego koniec roku szkolnego i te paskudne sprawy.. To był przerażający tydzień...

Ale jak widzicie - powróciłam w blasku i chwale kolejnego rozdziału xDDD

Jak wam się podobał mecz? Co myślicie o tej części?

Piszcie w komentarzach i sypnijcie gwiazdeczkami ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top