Rozdział 2
Był wakacyjny, gorący poranek. Po wczesnym śniadaniu, złożonym z płatków z mlekiem, (Leokadia miała własne zapasy w pokoju), dziewczyna zbiegła po schodach do kuchni. Cicho jak kot, przez co jej mama, pani Natalia, robiąca mus jagodowy (pyszny do bólu), upuściła łyżkę.
- Dziecko! Nie strasz mnie. - upomniała mama z uśmiechem.
- Dobrze mamusiu. - uśmiechnęła się dziewczyna. Złapała jabłko, włożyła je do saszetki na biodrze i już chciała wyjść, ale mama zawołała:
- Adia, gdzie się wybierasz? - mama jest jedyną, która tak do niej mówi... Dziewczyna strasznie tego nie lubiła. Według niej brzmiało to słodko.
Leo, zakładając fioletowo-czarne buty sportowe do biegania, odkrzyknęła:
- Idę na spacer do lasu! Wrócę za kilka godzin!
- Tylko się nie zgub i nie zrób sobie krzywdy! - upomniała pani Natalia.
- Dobrze mamusiu! - Leokadia wyszła.
Czemu jej mama twierdzi, że ma słabą orientację w terenie? Tylko dlatego bo gubi się w centrach handlowych? Tam to oczywiste, że można się zgubić. Przecież to ogromny, ale zapełniony po brzegi sklepami, budynek. Wszystkie te butiki i bary tworzyły niemożliwy do przebycia labirynt. Nie wspominając już o ilości przebywających tam ludzi... Brr. Na samą myśl o tłocznych miejscach zrobiło jej się gorąco.
Poprawiła saszetkę w ciemne moro na biodrze i ruszyła marszem. Od lasu dzieliło ją 300 metrów. Niedużo, ale na tą chwilę wyjęła słuchawki i MP3. Nie rozstawała się ani z jednym ani z drugim. Tak samo z notatnikiem, długopisem, scyzorykiem i zapasową baterią do odtwarzacza. To wszystko zawsze spoczywało bezpiecznie w wodoodpornej saszetce. Słysząc ukochane, ostre tony house'a, przyspieszyła.
Uwielbiała chodzić po lesie. Szczególnie w wakacje, gdy wszystko jest żywe. Słychać ptaki, widać zwierzęta i wszystko jest zielone. Uśmiechnęła się pod nosem. Z pewnych przyczyn, kolor zielony zawsze ją rozbawiał.
Przed wejściem pod korony drzew, zdjęła słuchawki i schowała je do torebeczki. Natychmiast usłyszała przyjemne ćwierkanie ptaków. Szum liści od razu ją zrelaksował.
Może jednak źle zrobiła wybierając taki strój? Niebieskie jeansy w białe zacieki, granatowa bluzka i odpięta, czarna bluza na zamek z kapturem bardzo rzucały się w oczy w tym leśnym krajobrazie. A zależało jej na wtopieniu się w otoczenie. Niczym kameleon.
Ale szybko o tym zapomniała, urzeczona wspaniałymi widokami. Promienie słońca prześlizgiwały się jak przez sito, tworząc piękne smugi. Ukryte w półmroku powalone ze starości drzewa, sprawiały wrażenie pełnych tajemnic. Przemykające między drzewami nieliczne wiewiórki dodawały poczucie zjednania się z naturą.
Leo aż trzęsła się z rozkoszy. To śmieszne że inni zabawiają się przed komputerem, telewizorem, albo siedzą w dusznych centrach handlowych, a ona zachwyca się spacerem po chłodnym lesie. Świadomość, że odróżniała się od innych, bardzo ją zadowalała.
Po kilkunastu minutach spaceru, Leokadia przysiadła na jednym z pieńków na małym wzniesieniu. Wyjęła długopis i notatnik, po czym zaczęła szkicować krajobraz przed sobą. Drzewa otaczające powalony pień. Wyglądało to tak jakby żegnały się z bratem. Smutny widok, przypominający jej coś, o czym wolałaby zapomnieć. Ale nie da się tak po prostu wymazać wspomnień.
Leokadia zacisnęła zęby i ze skupieniem szybko naszkicowała ten moment „pożegnania". Kilka minut później ruszyła w dalszą drogę, pogryzając zabrane z domu jabłko. Dobrze, że Leo nie jest żarłokiem, który co godzinę je. Wytrzyma bez jedzenia nawet z sześć godzin.
Chodziła około dwie godziny, cztery razy przystając, by coś narysować. Już chciała wracać, bo zagłębiła się w nieznane jej tereny a dziś nie chciała ryzykować, ale zobaczyła dziurę. Był to szeroki otwór, między gałęziami największego drzewa, jakie dotąd zobaczyła. Ignorując niepokój, a słuchając się ciekawości, ruszyła w stronę jamy. Co jak co, ale tak kuszącej okazji nie przepuści między palcami.
Nie wiedzieć dlaczego, ale w tej okolicy panowała cisza. Ptaki nie śpiewały, wiatr nie szumiał wśród gałęzi drzew. Coś definitywnie było nie tak... Mimo to pogrzebała niepokój głęboko.
Leo pochyliła się powoli nad otworem. Widziała ciemność, ale poczuła wiatr. Morski, słonawy wiatr. Tak, był on na swój sposób pyszny, ale jakim cudem?! Była przecież w lesie a od morza dzieliło ją ze sto kilometrów! Może to źródełko słonej wody?
Pochyliła się jeszcze bardziej, chcąc sprawdzić swoją mało prawdopodobną tezę. Ale wypływającej wody, ani nawet jej dźwięku nie słyszała. Odsunęła się kilka centymetrów. Dziwne to zjawisko. Bardzo dziwne. A co tam. Dla Leo nie było nic dziwnego. Nic od czasu oglądania anime.
Podjęła decyzję. Wejdzie tam. Jeśli gdzieś spadnie i obudzi się na tamtym świecie, to jej wina, a jeśli okaże się że ma halucynacje to jak najszybciej wróci do domu.
Jednak Leokadia nie zdążyła się nawet pochylić. Ze zgrozą stwierdziła, że ziemia zaczyna się zapadać. Nie zdążyła odskoczyć.
Wpadła w ciemność.
~~
Druga bohaterka! Można teraz powiedzieć, że wszystko idzie jak po maśle ;)
Co myślicie o Leokadii i jak sądzicie, gdzie wpadła? Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki :)
Pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top