Rozdział 17
L.
Gdy się obudziła, Sary już nie było w pokoju. Możliwe, że załatwiała sprawę z Zoro. Westchnęła i wstała. Szybko ubrała się, wzięła katany i wyszła. Na statku było pusto. No cóż.. Źle to nie było, w końcu był spokój.
Ruszyła do kuchni. Zrobiła sobie śniadanie w postaci zupy mlecznej z ryżem. Zastanawiało ją w jaki sposób wraz z Sarą mają wrócić do domu. Bo ich "wpadnięcie" było całkowicie przypadkowe. A ich powrót może być dużo trudniejszy.
Wyjęła notatnik i długopis.
1. Nic nie wiem o Sarze.
2. Wszystko jest za piękne.
3. Zoro zajęty, ale jest Trafalgar.
4. Co dalej?
Zastanawiając się nad tym punktem, nie zauważyła jak do kuchni wszedł Trafalgar.
- Ohayo. - powiedział robiąc sobie kawę.
- Hm? - mruknęła i odwróciła się w jego stronę. - A. Dzień dobry. - odparła wracając do rozmyślań.
- Nie skończyliśmy ostatnio naszej rozmowy. Tej w gabinecie Tony-ya. - oznajmił nagle. Dziewczyna potrzebowała chwili by przypomnieć sobie o czym on mówi.
- Aaha. I co w związku z tym? - zapytała.
- Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? - spytał, siadając obok.
Zastanowiła się chwilę.
- Nie. Nie mam ci nic do powiedzenia. Chyba, że ty czegoś ode mnie oczekujesz. - odpowiedziała. Spojrzał na nią podejrzliwie, upijając łyk kawy. Odstawił kubek, stale patrząc na nią. Teraz nieco wrogo..
- Co ty tu robisz? - zapytał powoli.
Wyglądał jakby chciał ją zamordować. Leo zastanawiała się, czy to jakaś jego zagrywka..
- W jakim sensie?
- Jaki cel ma twój pobyt tutaj? - uściślił.
- Żaden. Dostałam się tu przypadkiem. - odparła, odwracając wzrok. No co?! Już nie może znieść tego przenikającego duszę wzroku...
- Załóżmy, że to prawda. Co chcesz teraz zrobić? - pytał dalej. To wymagało zastanowienia się. Przecież nie palnie czegoś w stylu: "Przytulić cię jak poduszkę!". Musi wymyślić coś mądrego..
Ha. Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
- Teraz chciałabym wyjść na świeże powietrze. - wyszczerzyła się łobuzersko.
Zamrugał zbity z tropu. Nie tego się spodziewał. Zawahała się przed odpowiedzią, więc logicznym było, że chciała powiedzieć coś innego.. Ciekawe co?
Wyszła z jadalni i spotkała Sanjiego.
- Leo-swan~~ Co tak piękna pani robi o tak wczesnej porze? - zapytał z uwielbieniem.
- Cieszy się porankiem. - odparła z uśmiechem i wyminęła kucharza.
Trafalgar zauważył rumieniec na jej policzkach, który próbowała ukryć.
Interesujące.
S.
Sara zamrugała kilka razy, próbując sobie przypomnieć, co się stało. Dopiero, gdy usłyszała ciche chrapanie pod sobą, dotarło do niej, co się stało. Udało jej się zasnąć. I to na całkiem długo, biorąc pod uwagę, że słońce wisiało całkiem wysoko, a pod nimi słychać było całkiem sporo głosów.
Zoro też zasnął. Świadczyło o tym jego ciche pochrapywanie i rozluźnione mięśnie na klatce piersiowej. Z której dziewczyna zrobiła sobie bardzo wygodną poduszkę. Leżała zwinięta na boku i w tej chwili wpatrywała się w twarz szermierza. Przeciągnęła się delikatnie, uśmiechając się z zadowoleniem. Tak to mogła się budzić.
Najwyraźniej jej poruszenie się obudziło zielonowłosego. Zamrugał kilka razy i ze zdziwieniem spojrzał na postać przygniatającą go.
- Och, obudziłaś się? - odezwał się dopiero po chwili. Najwyraźniej też potrzebował trochę czasu na przypomnienie sobie, dlaczego tu jest.
- Mhm... - wymruczała, uśmiechając się leniwie. - Ale tak dobrze mi się tu leży...
- Nie powinniśmy zejść na śniadanie? - zapytał, słysząc wołanie dochodzące z dołu. Chyba Sanji zwoływał załogę na posiłek.
- Może... Nie chce mi się. - jęknęła, przykrywając oczy ręką. Słońce musiało walić jej prosto w twarz.
Zoro zaśmiał się z jej reakcji. Sam też nie wykazywał za dużej ochoty na podniesienie się, ale jego żołądek mówił coś innego.
- Nie jesteś głodna? - zapytał.
- Może, trochę... - otworzyła oczy i sięgnęła ręką do torby, którą wcześniej zostawiła obok broni. - Podaj. - poprosiła, kiedy odkryła, że jest za daleko i dosięgnięcie jej wymagałoby podniesienia się.
- Po co ci ta torba? - zapytał, ale podał jej przedmiot.
- Śniadanie. - wyjaśniła z uśmiechem, pokazując zawartość towarzyszowi.
- Zaczynam podejrzewać, że wszystko miałaś zaplanowane... - mruknął, ale przyjął jedzenie i w ciszy zajął się konsumpcją.
- Może... - wyszczerzyła się zadziornie, sama również zabierając się za śniadanie. Prawda była taka, że po prostu miała ochotę przez chwilę pobyć sama, żeby spróbować zebrać myśli, ale ten rodzaj towarzystwa zupełnie jej nie przeszkadzał.
- Oni chyba nas szukają. - zauważył, wskazując kciukiem na pokład pod nimi.
- Olej. Może się znudzą. - machnęła ręką, popijając wodę.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytał rozbawiony.
- Nie. Ale nadzieja umiera ostatnia.
Szermierz tylko pokręcił głową na jej słowa. Potem tylko leżeli spokojnie, rozmawiając o niczym i wsłuchując się z rozbawieniem w głosy na dole. Chyba Sanji się wkurzał, że nie było ich na śniadaniu.
L.
Sanji był zły. Oczywiście nie na Sarę, tylko na "tego zakutego, omszonego głupotą łba" jak to określił kucharz.
- Sanji-kun! Zamknij się proszę! - krzyknęła rozsierdzona Nami.
- Jak sobie życzysz, Nami-swan! Przepraszam! To przez tego gównianego szermierza musiałem krzyczeć.. - dodał blondyn ze skruchą.
- Wcale nie musiał.. - mruknął Trafalgar, siedzący pod masztem, czytając książkę, pożyczoną od Robin.
Leo stała przy burcie i była pewna, że nie ważne, gdzie schował się Roronoa, to na pewno to usłyszał. I na pewno na to zareaguje.
S.
- Zabiję go! - warknął Zoro, gdy głośniej wypowiedziane słowa kucharza dotarły nawet do miejsca ich pobytu.
- Och, daj sobie spokój. Udawaj, że go nie słyszysz.
- Słyszałaś tą cholerną brewkę?! Nie pozwolę mu...
- Tak, tak... Ale pomyśl. Jak zejdziesz teraz na dół i zaczniesz się z nim bić, to zrobisz dokładnie to, czego on oczekuje. Wyobraź sobie, jak bardzo będzie wkurwiony, gdy zobaczy, że ciebie wciąż nie ma. A mnie razem z tobą. Może przy odrobinie szczęścia, zacznie płakać z tęsknoty? Za mną oczywiście, ale ty zapewne chętnie sobie popatrzysz. - Sara uśmiechnęła się złośliwie.
- To może być ciekawe... - przyznał niechętnie.
- A zabić go możesz, jak już zejdziemy na dół.
- Niech ci będzie.
Dziewczyna wyszczerzyła się radośnie i podniosła swoją snajperkę. Pokazywała szermierzowi, jak ona działa, chociaż ten i tak zapewne nie będzie jej nigdy używał.
L.
To aż było dziwne, że Zoro nie pojawił się na pokładzie, by dokopać Sanjiemu. Możliwe, że Sara go zatrzymała.
Leo ciekawiła myśl jak dziewczyna mogła tego dokonać. Wściekłą bestię bardzo trudno powstrzymać przed atakiem..
- Dlaczego Roronoa-ya się nie pokazał? - zapytał znienacka Trafalgar.
- Pewnie Sara go zatrzymała. - wzruszyła ramionami i usiadła obok chirurga, wyjmując notatnik.
Nadal zastanawiała się nad ostatnim punktem. Prawdą jest, że nie mogą tu zostać, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie chciała tu zostać. Nah.. Trudna decyzja..
- Co robisz? - spytał Law. Nie spodziewała się od niego takiego pytania.
- Myślę nad powrotem do domu. - odpowiedziała, bazgroląc po kartce.
- A co? Chcesz już wracać? - spytał z... Zawodem?
- Nie, tylko i tak musimy kiedyś wrócić, więc lepiej znaleźć na to sposób jak najszybciej. - wzruszyła ramionami.
- Rozumiem. Do czasu opuszczenia tego świata co chciałabyś zrobić? - dlaczego musiał o to pytać? Znowu będzie zmuszona skłamać ;-;
- Wykorzystać jak najlepiej spędzone tu chwile. - rzekła w końcu. I udało jej się nie łgać!
- Dokładnie? - dopytywał nadal. Teraz to ją zgasił. Zastanawiała się co by odpowiedzieć, ale on zaproponował:
- Oprowadzisz mnie po statku?
- Jasne. - uśmiechnęła się i wstała. Trafalgar stanął obok niej.
"Wysoki.." pomyślała. Sięgała mu może do klatki piersiowej.
- Idziemy? - zapytał.
- Tak, już. - zreflektowała się i ruszyła w stronę akwarium.
- Pomysłowe. - skomentował chirurg, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Bardzo. Franky jest wspaniałym budowniczym statku. - odparła z uśmiechem.
Nawet ładnie się uśmiechała. Nigdy tego nie zauważał u kobiet, ale Leokadia była wyjątkiem. Intrygowała go.
- Zostańmy tu chwilę. - powiedział. I to nie była prośba, tylko żądanie. No, tak to przynajmniej dla niej zabrzmiało.
Usiadła więc obok niego, kładąc katany na podłodze. Oczywiście przestały lśnić. Kikoku nadal spoczywał w dłoni właściciela, oddzielając Leo i Lawa od siebie.
- Tęsknisz za domem? - spytał mężczyzna.
- Może trochę. Nie jest mi tu źle. - odpowiedziała, nadal patrząc na ławicę rybek. Spojrzał na jej rękę spoczywającą na siedzeniu. Nie wiedział czemu chciał ją dotknąć. Sprawdzić jak Leo zareaguje. Już chciał to zrobić, ale ta wstała.
- Chodźmy dalej. - rzekła. Podążył za nią w ciszy.
S.
- Chyba należałoby w końcu zejść. - uznała Sara, drapiąc się po głowie.
Rano oczywiście zapomniała się uczesać, ale wiedziała, że nie było tego widać. Kiedyś przeklinała swoje kręcone włosy, bo strasznie ją irytowały, teraz nie przejmowała się nimi za bardzo. Po związaniu nie przeszkadzały aż tak bardzo, a zaraz po obudzeniu zawsze układały się w względnie estetyczne loki, co nieraz oszczędziło jej trochę czasu, gdy w pośpiechu musiała wybiegać z domu.
- Prawdopodobnie. - przyznał szermierz, podnosząc się i zerkając w dół. - Jak chcesz to zrobić? Mówiłaś coś, że nie chcesz, aby ktoś się o tym miejscu dowiedział...
- Cholera. - sklęła cicho, zdając sobie sprawę z tego, że gość miał rację. Nie myślała o tym, wchodząc tutaj. Teraz należało jakoś cichaczem dostać się na dół...
- Od tej strony nikogo nie ma. - zauważył, pochylając się nad dziobową częścią statku.
- Masz rację. - uznała, gdy podeszła do niego. - I okno w siłowni jest otwarte. - wyszczerzyła się radośnie.
- To co, udajemy, że siedzieliśmy cały czas w siłowni? - domyślił się szermierz.
- Jasne. A jak Sanji będzie mówił, że tam też sprawdzał, to robimy wielkie oczy. Albo ty na niego najeżdżasz, że jest ślepy. Będziesz mógł się zemścić za tamto. - wymienili konspiracyjne uśmiechy i sprawnie dostali się do wybranego pomieszczenia. Upewnili się, że nikt ich nie obserwował, po czym jak gdyby nigdy nic, zeszli na dół.
- To ja idę do łazienki. - stwierdziła Sara.
- Dobra. Masz ochotę później potrenować?
- Oczywiście.
Rozeszli się.
~~~
Jestem chora ;-;
Oprócz tego to chciałam dodać, iż Trafalgar jak widać robi się milutki :3
Co myślicie o tym rozdziale?
Piszcie swe zdanie na ten temat i obdarujcie nas gwiazdką :33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top