Rozdział 16
S.
Sara usiadła pomiędzy Zoro a Sanjim. Oczywiście, czystym przypadkiem...
- Hej, Sara. Jeżeli wpadniesz do nas później, będziemy mogli pokazać ci, jak nam wyszło. Co powiesz, na przetestowanie tego cudeńka? - odezwał się Franky. Usopp ochoczo pokiwał głową, zerkając na dziewczynę.
- Jasne! Sama też mam ochotę zobaczyć, co tam wykombinowaliście. - uśmiechnęła się.
- Świetnie!
L.
- Co planujecie? - zapytała Leo. Z tego co pamiętała to oni planują coś od południa.
S.
- Nowa broń masowego rażenia. - wyszczerzyła się Sara.
- Tajemnica! - potwierdzili zgodnie cyborg i strzelec.
L.
- Akurat.. - mruknęła.
- Czyli naprawdę pochodzicie z innego Wymiaru? - zapytał Trafalgar. Dziewczyna prawie zakrztusiła się herbatą. Na szczęście prawie.
- Tak. Nie wiemy jak to się stało. - odpowiedziała.
- Ciekawe.. Każda z was jest z innego Wymiaru? - dopytywał się dalej.
- Nie. Jesteśmy z jednego. Nawet z tego samego kraju. - pokiwał głową.
- A jak ci na imię? - zapytał. Sam był zaskoczony tym co powiedział.
- Leokadia. W skrócie Leo. - odparła. I zapadła cisza. Czemu niezręczna? Tego nie wiedział nikt.
S.
Sara tylko przewróciła oczami. Naprawdę? Kto by pomyślał, że obydwoje nagle okażą się tacy nieśmiali... Uznała, że tym razem da sobie spokój z pomaganiem im, a zamiast tego usiłowała zapytać Frankiego, czego dokładnie nie rozumie w drugim projekcie. Jako, że cyborg siedział po drugiej stronie szermierza, musiała się pochylać, opierając łokcie na nogach Zoro. Ten jednak w żaden sposób nie protestował, co sprawiało, że dziewczyna czuła się naprawdę dobrze.
L.
Dziwnie się zrobiło. Tak troszku..
- Przepraszam, muszę wyjść. - mruknęła Leo i jak powiedziała tak zrobiła.
- Świeże powietrze i mi się przyda. - odparł Law, wziął Kikoku i wyszedł za dziewczyną.
Właśnie przypomniała sobie, że nie zabrała z gabinetu Choppera swoich mieczy. Ruszyła więc po nie i z ulgą założyła je na plecy. Od razu zaczęły lśnić. Idealnie.
- Dlaczego one tak świecą? - rozległ się głos Trafalgara. Dziewczyna podskoczyła zaskoczona.
- Co ty tu robisz? - zapytała nieco przerażonym głosem. Zmarszczył brwi.
- A nie mogę tu być? - nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
S.
Reszta posiłku minęła Sarze dość szybko. W końcu odeszła od stołu i razem z Frankim i Usoppem udali się do warsztatu. Przed wyjściem zdążyła jeszcze posłać Zoro uśmiech. Na co ten odpowiedział tym samym.
Dość szybko dostali się na miejsce i cyborg zaprezentował jej swój twór.
- Jest... Piękny. - szepnęła dziewczyna z zachwytem, delikatnie unosząc przedmiot ze stołu, na którym obecnie leżał.
- Prawda? Musi być super, w końcu to moje dzieło! - zaśmiał się niebieskowłosy.
- Osobiście ustawiałem lunetę, więc nie powinno być żadnych problemów. - dodał z dumą Usopp.
- Hmm? Działa inaczej, niż myślałam. - zauważyła, przyglądając się schematom zostawionym na wierzchu.
- Tak! Wykorzystaliśmy twój projekt, ale też nieco środków, którymi dysponowaliśmy. Dzięki temu jest lepszy niż pierwowzór. - pochwalił się strzelec.
- Testowaliście go już?
- Oczywiście, że nie! Czekaliśmy na naszą super siostrzyczkę! - wykrzyknął Franky bardzo z siebie zadowolony.
- Jesteście naprawdę wspaniali. - dziewczyna nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Poza tym, uznała określenie, które nadał jej cieśla, za urocze. Chyba nawet mogłaby traktować tą dwójkę jako braci...
- To co, idziemy go wypróbować? - Usopp już się niecierpliwił.
- Jasne!
Wyszli z warsztatu i skierowali się do bocianiego gniazda, gdzie prawdopodobnie był najlepszy punkt na testowanie cudeńka. Na początku, Sara chciała użyć samego urządzenia, bez żadnych dodatków.
Na górze zastali Zoro, który rzucił im pytające spojrzenie.
- Nie przeszkadzaj sobie. My tylko chcemy coś wypróbować. - zaśmiała się Sara i podeszła do okna, opierając się kolanem o kanapę ustawioną pod nim, a łokciem o parapet. Przyłożyła oko do lunety, czując znajome uczucie ekscytacji pod palcami. Głęboki wdech. Wydech. Ponownie wdech.
Wstrzymała powietrze. I poczuła mocne szarpnięcie, które jednak nie poruszyło jej ciała nawet o milimetr. Przy tej odległości, stanowiłoby to zbyt dużą różnicę.
- Trafiony! Prawie półtora kilometra! - wykrzyknął Usopp, obserwując cel przez swoje gogle. Sara zaśmiała się lekko, Franky zaczął tańczyć swój dziwny taniec radości, a Zoro podszedł do dziewczyny cicho.
- Nieźle. - mruknął jej prosto do ucha. Czego pozostałą dwójka raczej nie zauważyła, bo za bardzo skupieni byli na powtarzaniu „Super!"
- To jeszcze nic. - mrugnęła do niego i pokazała na jakiś punkt w oddali. Szermierz musiał zmrużyć oczy, żeby dostrzec tam sylwetkę ptaka. - Usopp?
- Trzy kilometry. Mała szansa. Przy takiej odległości wiatry są na tyle... - nie skończył.
- Spróbować nie zaszkodzi. - wzruszyła ramionami. Po chwili delikatnie wyrwała sobie jednego włosa i pozwoliła mu wylecieć przez okno. Obserwowała go, po czym ponownie przyłożyła oko do lunety.
Tym razem na bocianim gnieździe cisza była niemal idealna. Słychać było każdy miarowy oddech dziewczyny. Po chwili Usopp przecierał oczy z niedowierzaniem.
- T... Trafiony! - zakrzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
- Jesteś wspaniała, Sara! - dorzucił Franky. Ponownie zaczęli tańczyć coś dziwnego.
- Co powiesz teraz? - dziewczyna spojrzała wyzywająco na Roronoę. Ten wzruszył ramionami.
- Idealnie... - wymruczał jej do ucha.
L.
Leo prawie ogłuchła przy drugim wybuchu. Aż łzy pociekły jej z oczu.
- Co się tam dzieje? - zapytał Trafalgar i wypadł za drzwi. Dziewczyna wytarła łzy i również wyszła. Zastała tam radosnych Frankyego, Usoppa, Zoro i Sarę. Ta ostatnia tłumaczyła na czym polega działanie trzymanego przez nią przedmiotu.
- Więc co to w końcu jest? - zapytał Law, nieco zdenerwowany. Aż chciała uspokajająco poklepać go po ramieniu...
S.
- To jest... - zaczął dumnie Franky, ale nie dał rady skończyć.
- Nawet nie waż się używać tej nazwy! - warknęła na niego.
- Ale przecież mówiłaś, że jest idealny! - zaczął się kłócić cyborg, wskazując na przedmiot, który w chwili obecnej owinięty był materiałem.
- Tak, bo jest idealny. Ale ta nazwa to tragedia! Nawet sobie nie myśl, że będę jej używać!
- Jak dla mnie też jest całkiem ciekawa... - parsknął Zoro, rzucając jej złośliwe spojrzenie.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - jęknęła nieco teatralnie.
- To jak chcesz to nazwać? - zapytał Usopp.
- Hmm... Może tak zrobimy skrót z waszej propozycji... Tak, będzie idealnie! - wyszczerzyła się Sara.
- Co masz na myśli? - zainteresował się Franky.
- Oto przed wami... SN-28! - krzyknęła, prezentując załodze swoją broń.
Był to długi, bardzo ładnie profilowany karabin snajperski w kolorze ciemnozielonym. Przypominał nieco karabin Barrett M82. Miał inny, bardziej opływowy kształt i zdecydowanie dłuższą lunetę, a do tego blisko suwadła widoczne było uwypuklenie, w miejscu, w którym znajdował się dial wmontowany tam przez chłopaków. Do tego dochodził jeszcze niewielki tłumik, który nadawał całości jeszcze bardziej smukłego kształtu, ale w tej chwili spoczywał on w dłoni Frankiego. Celność z tłumikiem chcieli przetestować później. Chwilowo mieli zamiar po prostu uspokoić załogę.
- Oficjalnie, pobiłam rekord najdalszego strzału z karabinka snajperskiego w historii! Przynajmniej w naszym wymiarze... Ponad trzy kilometry! - zaśmiała się Sara.
L.
- Aaaha.. - mruknęła Leo. Miała gdzieś takie rzeczy. Nie interesowała się ani wojskiem i jego zabawkami ani polityką.
- I co w związku z tym? - spytał Trafalgar, wzruszając ramionami.
- Zgadzam się. - wskazała na chirurga z uszanowaniem.
S.
Sara spojrzała na nich ze zdziwieniem. Naprawdę?
- Co w związku z tym? - zapytał Franky, patrząc na chirurga krzywo. - Ta dziewczyna właśnie udowodniła, że potrafi trafić w cel z odległości ponad trzech kilometrów! Za pomocą tej zabawki!
- Cel wielkości mewy. - dodał Usopp. - Nawet pomimo dość mocnych wiatrów.
- I pobiłam rekord... - dorzuciła dziewczyna, ale była za bardzo zajęta uśmiechaniem się. Szczególnie, kiedy zobaczyła, że Zoro też ją popiera.
- Wiecie, jak to może być przydatne w walce? Skoro trafia w ptaka z takiej odległości, to podczas bitwy może być w dowolnym miejscu, a człowieka trafi z pewnością. - zauważył.
- Do tego, pociski wykonane są ze specjalnego stopu, który wymyśliłem! - pochwalił się cyborg. - Zawiera kairoseki, więc bez problemów można strzelać w użytkowników!
- Niesamowite! - oczy Luffiego zalśniły z ekscytacji... Chociaż u niego było to całkiem normalne.
L.
- Aha. - mruknęli wspólnie Leo i Law. Spojrzeli na siebie z małym zaskoczeniem.
- Nie no spoko. - wzruszyła w końcu ramionami. - Idę posłuchać muzyki. - dodała i ruszyła w stronę kajuty przeznaczonej dla żeńskiej części załogi.
No co poradzić? Była wręcz uzależniona od słuchania muzyki. Bo ta najlepiej uspokajała. I dawała nadzieję.
S.
Sara tylko wzruszyła ramionami. Spojrzała na zebranych wokół niej ludzi. Uśmiechnęła się wesoło.
- To co, sprawdzamy, jak daleko to leci z tłumikiem? - zapytała.
- Jasne! - pokiwał głową Franky.
- Mam nadzieję, że nie trzeba będzie poprawiać... - zamruczał Usopp.
- Mogę spróbować? - zapytał Luffy. Chopper zaraz do niego dołączył.
- Wiecie, to nie jest zabawka... - zaczęła niepewnie Sara.
- Wasza dwójka, niech lepiej trzyma łapy z daleka! To jest własność Sary-chan! - nieoczekiwanie uratował ją Sanji.
- Buu!!! - obydwoje okazali swoje niezadowolenie, ale nie ruszyli się, chcąc oglądać próbę nowej broni.
- Może tamten? - zaproponował Zoro, pokazując jakąś mewę dość daleko.
- Dobra! - dziewczyna podeszła do barierki i oparła o nią lufę. Przez chwilę mierzyła, po czym oddała strzał. Odrzut w dalszym ciągu był dość mocny, ale zabrakło huku wystrzału. Brzmiało to teraz bardziej jak ciche kaszlnięcie.
- Niesamowite! - ucieszył się Usopp, oglądając wszystko przez powiększenie w swoich goglach. - Czyste trafienie! Odległość około 2,9 kilometra!
- Teraz mogę się bawić! - ucieszyła się Sara, przewieszając sobie broń przez plecy w taki sposób, żeby krzyżował się z jej naginatą. - Nie zniszczy się, jak będę to tak nosić? - upewniła się, zerkając na cyborga.
- Raczej nie. Zadbałem o to, aby był wytrzymały.
- Świetnie!
Wyglądało na to, że przedstawienie się chwilowo skończyło, więc większość załogi zaczęła się rozchodzić do swoich zajęć. Luffy wyciągnął karty, na co Sara uśmiechnęła się radośnie.
- Mogę z wami zagrać?
- Jasne!
Usiedli w szóstkę. Luffy, Chopper, Usopp, Sara, Zoro i Brook. Rozłożyli karty i zaczęli pierwszą partię.
L.
Zaczęła spacerować po statku. Wyjęła słuchawki i zaczęła słuchać muzyki. Co jakiś czas przechodziła obok grającej w karty grupki. Już na pierwszy rzut oka widać było, że Zoro idzie co najmniej źle.
Hah. Urocze.
Siedzący pod masztem Trafalgar, spoglądał na dziewczynę spod daszku czapki. Wydawała się odizolowana od reszty załogi. Jakby się ich bała. Bawiło to chirurga. Leo wyglądała na bezbronną dziewczynę, bez żadnych większych umiejętności. Wolał jednak dmuchać na zimne. Z doświadczenia wiedział, że pozory mylą.
Wręcz odpłynęła myślami. Przyglądała się wieczornym zajęciom Słomkowych. Sanji wraz z Nami i Robin pili wieczorną herbatę, Franky zapewne siedział w swoim warsztacie.
Zdjęła słuchawki i usiadła obok Trafalgara. Gra w karty jeszcze trwała w najlepsze.
- O, właśnie! Co się stało z twoją załogą? - zapytała siedzącego obok chirurga. Ten spojrzał na nią nieco zdezorientowany i odparł:
- Popłynęli na Zou. - pokiwała głową i zapatrzyła się w zachodzące słońce.
I znów zapadła między nimi krępująca cisza.
Nah. Irytujące...
S.
- Nie ten kolor! - jęknęła Sara, gdy Zoro rzucił złą kartę... Znowu.
- Dlaczego? Przecież pod spodem jest czerwona. Ta też jest czerwona... - spojrzał na nią krzywo.
- To jest kier, a to jest karo! Serce. Romb. Czego nie możesz zrozumieć?
- To ma skomplikowane zasady...
- Zoro, nawet Luffy się tego nauczył. - zauważył Usopp, ale pod morderczym spojrzeniem szermierza natychmiast zaczął go przepraszać.
- Wiem! - uśmiechnęła się Sara.
- Co? - reszta spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Zagrajmy w tysiąca.
- Żartujesz, Sara-san? - zapytał Brook. - Skoro nawet tego nie potrafi zrozumieć...
- Dlatego zagramy drużynowo.
- Drużynowo? - Chopper wyglądał na chętnego do takiej zabawy.
- Tak. Przecież w tysiąca gra się w trzy lub cztery osoby. Więc zrobimy trzy drużyny. W ten sposób będziemy mogli wspólnie myśleć. I wytłumaczę mu, o co w tym chodzi.
- Zgoda!
Szybko podzielili się na drużyny. Sara oczywiście dołączyła do Zoro, Chopper przyłączył się do Luffiego, a Usopp i Brook przysiedli się do siebie. Karty szybko zostały rozdzielone, więc Sara je ułożyła w zgrabny wachlarz i teraz pokazywała je szermierzowi. Albo próbowała pokazać.
- Nie widzę w ten sposób. - mruknął, opierając się na jej ramieniu.
- Tak z kolei mi jest nieco ciężko. - przyznała, kiedy poczuła ciężar jego ciała na sobie.
- To jak mam się ustawić? - spojrzał na nią krzywo.
Dziewczyna uśmiechnęła się i podniosła z ziemi. Zoro już otwierał usta, żeby pytać, co ta robi, ale nie zdążył, bo poczuł, jak Sara mości mu się na kolanach. Oparła się plecami o jego klatkę piersiową i wyciągnęła karty przed siebie.
- Teraz widzisz? - zapytała niewinnym głosem.
- Tak... Widzę... - mruknął cicho, posłusznie wpatrując się w karty. Sara wyszczerzyła się i zaczęła mu tłumaczyć, co jest do czego. Oczywiście, na tyle cicho, żeby pozostałe drużyny nie dowiedziały się, jakie mają karty.
Już wkrótce potem, okazało się, że Sara w tysiąca potrafi grać... Bardzo dobrze. Rozgrywka trwała jakieś pół godziny i zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem jej drużyny. Razem rozegrali ich cztery, gdzie wszystkie przyniosły podobny wynik. W końcu zdecydowali, że najwyższa pora udać się spać.
- Zoro-san, trafiłeś na dobrego nauczyciela. - zaśmiał się Brook, wyjmując swoje skrzypce.
- Tak... Gdybym tylko wiedział, co ona cały czas liczyła. - mruknął, zerkając na towarzyszkę, która wciąż siedziała mu na kolanach i chwilowo nie zamierzała schodzić.
- Karty. Punkty. W tysiącu trzeba liczyć. - uśmiechnęła się do niego. - To co dostanę za tak wspaniałą naukę?
- A co byś chciała? - uniósł lekko brwi. Nie przeoczył, że na pokładzie zostali prawie sami. Zresztą, już po kilkunastu sekundach to „prawie", w postaci kościotrupa, również zniknęło.
- No nie wiem... - zamruczała cicho. Przez chwilę patrzyła na niego, po czym podniosła się z łobuzerskim uśmiechem. - Wrócimy do tego jutro. - obiecała, po czym odwróciła się i zawędrowała w kierunku damskiej sypialni.
L.
Chyba przez chwilę się zdrzemnęła, bo po otworzeniu oczu, zauważyła, że grupka grająca w karty, już się rozchodziła.
Leo przeciągnęła się.
- Powinnaś iść do łóżka. - powiedział Trafalgar.
- Co ty nie powiesz... - mruknęła. Już czuła ból kręgosłupa. Ruszyła w stronę damskiej kajuty. Otworzyła drzwi i zauważyła, że Law za nią szedł..
- Em. Czegoś potrzebujesz? - zapytała.
- Nie, tylko chciałem się upewnić, że się położysz. - odpowiedział.
- Aaha. Okej.. No jak widzisz, idę się położyć. - oznajmiła. Kiwnął głową i odszedł w stronę kajuty męskiej.
- Ej, Trafalgar. - zawołała. I pożałowała tego. Odwrócił się z pytającym wzrokiem. Miał takie piękne oczy...
- Tak? - wytrącił ją z transu.
- Dobranoc.. - odparła. Był nieco zaskoczony, ale kiwnął.
Leo wślizgnęła się cicho do pokoju.
S.
Sara zawędrowała do damskiej kajuty. Czuła się nieco zagubiona. Z jednej strony była strasznie szczęśliwa. Zoro raczej nie był względem niej obojętny i ona z ogromną przyjemnością testowała jego wytrzymałość na jej towarzystwo. Z drugiej nieco obawiała się, że zwyczajnie robi sobie za duże nadzieje i zaraz palnie coś, czego nie powinna i szermierz odwróci się od niej... To było naprawdę irytujące uczucie.
Otworzyła drzwi i wślizgnęła się do pomieszczenia. W środku były Leo i Robin, co sprawiło, że nieco jej ulżyło. Bo w końcu kobieta na pewno wiedziała, co się dzieje pod tą zieloną czaszką, a Leo tak czy inaczej wiedziała o jej pociągu do Zoro... Nie powinno być problemu.
Z głośnym sapnięciem opadła na swoje łóżko.
- Coś się stało, pani Nurek? - zapytała archeolog, zerkając na nią.
- Można powiedzieć... - obróciła się na plecy i uniosła lekko na łokciach, aby spojrzeć jej na twarz. - Mam szansę zmusić Zoro do zrobienia czegoś... Ale nie wiem, co mu powiedzieć, żeby nie przesadzić. - jęknęła, chowając twarz w dłoniach.
Już na pokładzie chciała walnąć tekst w stylu „przytul mnie"... No dobra, jej pierwszą myślą było „pocałuj", ale tego chwilowo postanowiła nie przyznawać...
L.
Leo siedziała po turecku na łóżku, trzymając na kolanach swe katany. Słyszała rozmowę Robin i Sary. Mimo pojawienia się Trafalgara, czuła zazdrość. Od początku oglądania One Piece, dosłownie od pierwszego odcinka, ubóstwiała Zoro. Całym sercem. Może naprawdę dziwnie to brzmi, ale taka prawda..
- Jeśli jest wieczór - zaczęła Leokadia. - I jesteście sami na pokładzie to powiedz, że ci zimno ale nie chce ci się iść do kajuty. - zaproponowała.
S.
- Mi? Zimno? - Sara przewróciła oczami. - To byłoby tak oczywiste kłamstwo, że nawet Chopper by się na nie nie nabrał... - sapnęła.
- Mam wrażenie, że nie o to pytałaś, prawda? - domyśliła się Robin.
- Dokładnie!
- Cóż... Odnoszę wrażenie, że nie jesteś obojętna panu Szermierzowi. - stwierdziła archeolog.
- Ale nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić! I pewnie jutro będzie mnie pytał, co chcę za dzisiaj! - ponownie jęknęła, tym razem wtulając twarz w poduszkę. Brakowało jej cudownej poduszki, którą miała w domu...
L.
Heh.
- Biednaś. - wyszczerzyła się Leokadia. - Zoro przyjmie od ciebie wszystko. Nieważne jak złe to by było. - odparła.
S.
- Myślisz? - podniosła czujnie głowę. Przez chwilę tak bardzo ten ruch skojarzył jej się z jej psem, że aż parsknęła lekko. Pewnie pozostałą dwójka nie miała zielonego pojęcia, co ją tak rozbawiło, ale nie przejmowała się zbytnio. - Więc, jeżeli... Nie. Nie zrobię tego! - pokręciła gwałtownie głową. Ok, mogła sobie flirtować z tym glonem do bólu, ale w życiu nie powie „pocałuj mnie". To było zbyt... nie jak ona!
L.
Nie rozumiała jej myślenia. Miała faceta na wyciągnięcie ręki, w dodatku ten facet lubił Sarę. Czyż jest łatwiejsza droga do upolowania go i odpowiedniego zajęcia się nim?
- Niby dlaczego tak nie zrobisz? - zapytała.
S.
- Bo to mi przez gardło nie przejdzie. Uch, nie ma mowy, żebym to powiedziała!
L.
Pokręciła głową.
- Nasza Sara, mająca wszystko gdzieś nagle się czymś przejmuje?
S.
- Nie mam wszystkiego gdzieś. Gdzieś mam tylko większość! Swoją godność bardzo sobie cenię, dziękuję bardzo!
L.
- Większość? A do tej większości zalicza się wszystko co żywe? - spytała z rosnącym znużeniem. Zaraz zaśnie...
S.
- Jeżeli myślisz o sobie, to tak. - wzruszyła ramionami. - Chociaż nie wszystko, co żywe zalicza się do większości...
- Podoba ci się pan Szermierz, prawda? - wtrąciła się Robin.
- Oczywiście! - parsknęła. Zamyśliła się chwilę. Może... - Dobra, mam pomysł! - wyszczerzyła się, w końcu dochodząc do jakiś wniosków. Na pewno nie będzie to nic, co byłoby dla niej za bardzo... nie dla niej, ale pomysł i tak do najgorszych nie należał.
L.
"Taa.. Przyzwyczaiłam się, że wszyscy mają mnie gdzieś." pomyślała Leo i położyła się. Usłyszała jeszcze jak Sara mówi o jakimś pomyśle. A potem zasnęła.
Śniła o żółtych, tajemniczych oczach, śledzące każdy jej krok.
S.
Niedługo później, do pokoju weszła Nami. Rozejrzała się i ruszyła w stronę swojego łóżka, a Sara postanowiła zadać jej pytanie, które chodziło jej po głowie.
- Wiesz może, kiedy dotrzemy na jakąś wyspę? - zapytała.
- Prawdopodobnie jutro w okolicach wieczora albo pojutrze. Klimat jest dość stabilny. - odpowiedziała, kładąc się i przymykając oczy.
- Mhm, tyle zauważyłam. - mruknęła, zastanawiając się, czy jutro też będzie tak gorąco. Miała nadzieję, że to będzie wiosenna wyspa, a nie letnia.
Wkrótce potem sama też spała bardzo lekkim snem.
Który oczywiście nie trwał długo, jako że temperatura w pokoju uparła się trzymać w okolicach dwudziestu pięciu stopni. Zrezygnowana brązowowłosa ubrała się lekko i wyszła na pokład, biorąc ze sobą swoją broń. Po chwili namysłu weszła do kuchni, w której nikogo nie było. Zabrała butelkę wody i trochę owoców, po czym ponownie wyszła na zewnątrz.
Tutaj nie było już tak gorąco a do tego wiała przyjemna, morska bryza. Dziewczyna rozejrzała się i po chwili namysłu zaczęła wdrapywać się na maszt. Trochę jej zajęło obranie odpowiednio wygodnej drogi, ale już niedługo później znalazła się na dachu bocianiego gniazda. Swoją broń położyła obok, tak samo jak skradzione jedzenie i rozłożyła się wygodnie, podkładając ręce pod głowę.
Sara niemal natychmiast pokochała to miejsce. Wiatr przyjemnie chłodził jej ciało, czuć było morskie powietrze. Do tego z dołu nie było jej widać. Właściwie, z żadnego miejsca na statku nie było jej widać. Nikt normalny raczej też się tutaj nie dostawał, przez co samotność miała niemal zapewnioną. Jedynie, jeżeli ktoś bardzo chciałby ją znaleźć i użył na przykład haki, mógłby ją namierzyć. Albo ktoś, kto ją znał. Kiedy była dzieckiem, na pytanie o miejsce jej pobytu, najczęstszą odpowiedzią było „albo w wodzie, albo patrz po dachach". Chyba zbyt dosłownie wzięła do siebie ten tekst „sięgaj, gdzie wzrok nie sięga"...
Przez chwilę już wydawało jej się, że zaśnie, ale potem usłyszała znajomy głos.
- Co ty tu robisz?
- Próbuję spać. - mruknęła, nawet nie otwierając oczu. Wiedziała, że to był Zoro. - Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Widziałem, jak się wspinałaś.
- Myślałam, że nikogo nie było na pokładzie?
- Byłem w siłowni. Przechodziłaś tuż obok okna.
- Och... - no tak, był jeszcze jeden sposób, żeby ją znaleźć... - Nie mów nikomu. To takie przyjemne miejsce... - sapnęła, unosząc się lekko na przedramionach i zerkając na niego.
- Nie ma sprawy... - przez chwilę zastanawiał się. - Wymyśliłaś, co chcesz?
- Właściwie... - przerwała, wpadając na dużo lepszy pomysł, niż wcześniej. I który nie brzmiał tak żałośnie. - Tak. Wiesz, jest tutaj dość twardo, więc... Chcę poduszkę!
- Poduszkę? - czy jej się wydawało, czy on naprawdę był rozczarowany.
- Tak, poduszkę.
- Zaraz ci przyniosę. - mruknął, odwracając się.
- Nie. Ja chcę poduszkę teraz. Próbuję spać, pamiętasz? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Hmm...? - widać teraz zrozumiał. - I skąd mam ci ją teraz wziąć?
- Jestem pewna, że coś wymyślisz...
- Dobra, niech ci będzie. - zaśmiał się i położył obok niej. Potem poklepał swój brzuch. Dziewczyna wyszczerzyła się triumfująco, po czym oparła na nim głowę. Z cichym westchnięciem przymknęła oczy.
- Tak, teraz jest idealnie. - mruknęła sennie.
~~~
Witume po przerwie. Mam nadzieję, że czekaliście cierpliwie :)
Sara już wykorzystała Zoro.. Trafalgar i Leo próbują się dogadywać..
Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie komentarze i zostawiajcie gwiazdeczki :3
P.S Trafalgaruś jest tu w wersji mangowej tzn. Ma żółte oczy i granatowe włosy :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top