Rozdział 10
S.
Sara weszła pod prysznic i puściła wodę. Zastanawiała się, czy powinna się pośpieszyć, ale tylko wzruszyła ramionami. Nigdzie się nie śpieszyła, a reszta może poczekać. Pozwoliła ciepłym strumieniom zmyć z niej zmęczenie z całego dnia. Skrzywiła się, gdy poczuła mrowienie w kończynach.
„Uhu, będą zakwasy jak cholera" pomyślała, kończąc spłukiwać z siebie pianę. Przełączyła kran na najwyższą możliwą temperaturę i wygrzewała się, dopóki nie poczuła, że serce jej przyśpiesza. Wtedy zmieniła wodę na lodowatą i stałą tak jeszcze przez chwilę, czekając aż ciało się jej ochłodzi. Dopiero wtedy wyszła spod prysznica.
Może było to dziwne, ale ona zawsze kończyła prysznic w ten sposób. Latem głównie ze względu na to, że po wyjściu nie miała tego nieprzyjemnego uczucia lepienia się na całym ciele, a w zimę, ponieważ zawsze po takiej sesji czuła, jak jest ogrzewana od środka. Przyjemne uczucie...
Umyta i mocno zmęczona po całym dniu wrażeń, udała się do damskiej sypialni. Tam znalazła łóżko przygotowane dla niej i udała się do krainy Morfeusza.
Obudziła się dość wcześnie. Słońce uparcie waliło jej prosto w oczy przez niewielkie okienko w pokoju, a obecność innych osób w tym samym pomieszczeniu spowodował, że miała bardzo lekki sen. Cóż, przyzwyczaiła się do tego typu swoich zachowań.
Przebrała się szybko i cicho, nie chcąc zbudzić dziewczyn. Robin wróciła koło trzeciej nad ranem, Sara doskonale słyszała, kiedy ta wchodziła.
Wyszła na pokład, czując przyjemny ból w mięśniach. Może było to dziwne, ale zakwasy to był ten rodzaj bólu, który dziewczyna uznawała za „przyjemny". Przynajmniej pokazywał jej, że to, co robiła w poprzednich dniach, ma jakiś sens. Weszła do kuchni i zobaczyła, że w środku są Sanji, co raczej jej nie zdziwiło i Zoro.
- Hej. - przywitała się półprzytomnie, siadając obok szermierza.
- Już na nogach, Sara-chan? - zapytał wesoło kucharz.
- Mhm, za gorąco. - mruknęła, opierając się plecami o zielonowłosego z cichym jękiem. Ten zmarszczył brwi.
- Co ci jest? - zapytał, ale ton jego wypowiedzi jasno wskazywał, że pytanie powinno brzmieć „czemu się o mnie opierasz?"
- To twoja wina. - powiedziała z uśmiechem na ustach, spoglądając do góry, na jego twarz. - Mam zakwasy w całym ciele. - wytłumaczyła.
- I co według ciebie mam z tym zrobić? - zapytał, ignorując ją chwilowo i biorąc łyk z butelki, która stała naprzeciw niego.
- Hmm... Może wspólny trening? Nie ma nic lepszego niż rozruszanie zakwasów. - zaproponowała, po czym wyszczerzyła się jeszcze szerzej. - Chociaż masaż też by nie zaszkodził...
- Co chciałabyś na śniadanie? - zapytał w tym momencie Sanji.
- Co powiesz na naleśniki z bananem i czekoladą? - zapytała, a na jej twarzy pojawiła się rozmarzona mina. „Pycha..." pomyślała.
- Jak sobie życzysz! - wykrzyknął szczęśliwy blondyn, zaczynając miotać się po kuchni.
W chwilę później Sara poczuła czyjeś dłonie na ramionach. Spojrzała do góry, zaskoczona.
- Co robisz? - zapytała.
- Mówiłaś, że chcesz masaż. - burknął Zoro.
Dziewczyna przekrzywiła głowę. Nie wierzyła, że ten potraktuje jej słowa poważnie... Ale skoro już tak było, to nie miała zamiaru z tego rezygnować...
- Dzięki. Ale i tak chcę później trening. - poczuła, jak na jej twarzy pojawia się mina typowego zadowolonego kociaka. Pobyt na statku zapowiadał się naprawdę cudownie...
L.
"To piękne uczucie, gdy budzisz się z myślą: o chuj będzie bolało, a czujesz się jak nowonarodzona." pomyślała Leo po otworzeniu oczu. Robin nie było w gabinecie. Pewnie poszła na śniadanie. Za to po pomieszczeniu krzątał się pokładowy lekarz.
- O! Już wstałaś? Jak się czujesz? - natychmiast znalazł się obok niej. Dziewczyna powoli się przeciągnęła.
- Lepiej. Dużo lepiej się czuję. - odpowiedziała z uśmiechem. Chopper również był z tego faktu zadowolony.
- Pozwól, że cię zbadam, dobrze? - spytał.
- Spoko. - odparła bez wahania i usiadła na łóżku. Zauważyła, że ma na sobie inne ubrania. Na szczęście saszetka leżała tuż obok, na stoliczku.
Chopper szybko ją zbadał. Wyraźnie był zadowolony z wyników.
- Z kością jest już dobrze, tylko musisz jeszcze uważać na szwy, na głowie. Jak chcesz to możesz pochodzić po statku. - rzekł lekarz. Leo nie mogła usłyszeć lepszej wiadomości.
- To super. A gdzie są moje ubrania? - zapytała, rozglądając się.
- Nami je wczoraj wyprała i wysuszyła. Są tu na krześle. - odpowiedział. Podziękowała skinieniem głowy. Renifer wyszedł, dając jej chwilę prywatności. Szybko ubrała się, związała włosy zapasową gumką i wyszła na skąpany w słońcu pokład. Skierowała się niespiesznie do kuchni.
Dzień zapowiadał się bardzo ładnie. Słońce powoli wstawało w swym różowym blasku, a morze odbijało złociste promienie. Raj na ziemi. Dopóki nie podeszła do drzwi do kuchni. Usłyszała Zoro, a po chwili Sarę. Ton ich głosów wyraźnie wskazywał, że coś ich łączy.
Leo westchnęła głęboko. No cóż.. To nie musi przecież oznaczać wszystkiego najgorszego.
Pchnęła drzwi i przekroczyła próg, gotowa zobaczyć wszystko.
- Dzień dobry. - powiedziała uprzejmym głosem. Postarała się utrzymać opanowany ton głosu. Bo widok Zoro, pochylającego się nad Sarą... Argh.
S.
Sara usłyszała głos Leo przy drzwiach i niechętnie otworzyła oczy.
- Dzień dobry, Leo-swan! - wrzasnął Sanji, odrywając się na chwilę od patelni.
- O, hej. - mruknęła brązowowłosa, unosząc leniwie jedną rękę. Kątem oka widziała, jak Zoro kiwa jej na przywitanie, wciąż skupiony na ramionach Sary. Ta z kolei czuła, jak powoli zaczyna się rozluźniać. Miała ochotę zacząć mruczeć...
L.
Nie. Już nie będzie na nich patrzeć.
To było dobijające.
Skupiła się więc na Sanjim.
- Co sobie życzysz na śniadanie, Leo-swan~~? - spytał z uwielbieniem kucharz.
- Naleśniki z twarogiem. Z dużą ilością cukru pudru. Poproszę. - odparła uprzejmie i usiadła przy stole tak, by nie widzieć Sary.
- Już się robi! - Sanji zaczął w pośpiechu krzątać się po swym królestwie.
- Kreatywne to wy nie jesteście. - powiedział nagle Zoro.
- Hm? Dlaczego? - zapytała Leo.
- Każda z was poprosiła erokuka o naleśniki. Tak jakbyście codziennie tak robiły. - wytłumaczył szermierz. Leokadia spojrzała na Sarę. Polacy tak kreatywni.
S.
- Ty tego nie rozumiesz... - mruknęła Sara, uśmiechając się nieznacznie.
- Czego nie rozumiem?
- Naleśników! To jest bardzo ważny element diety każdego Polaka. Nawet nie wiesz, jak to wpływa na koncentrację. Do tego zdecydowanie zwiększa możliwości nauki psychologii... - rzuciła, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
Pilnując, żeby szermierz niczego nie zauważył, puściła oko do Leo.
L.
Zaskoczyła ją. Bardzo. Aż zaniemówiła. Tylko tępo gapiła się w przestrzeń trawiąc słowa Sary.
A więc to tak!
Uśmiechnęła się.
- Dokładnie. A żebyś wiedział. - dodała swoje trzy grosze. Zoro spojrzał na nią z zaskoczeniem. Leo delikatnie, wręcz niezauważalnie, pokręciła głową. Szermierz zrozumiał. I wyglądał tak jakby chciał się zemścić na Sarze.
Leo uśmiechnęła się w duchu.
S.
- Hmmm... - usłyszała nad sobą ciche mruczenie. Coś w tonie głosu szermierza jej się nie spodobało. Niestety, nie zdążyła zareagować.
Poczuła jak jego palce ześlizgują się z jej ramion i zaczynają wbijać się jej między żebra. Na początku usiłowała się wyrwać, ale, co było do przewidzenia, nie udało jej się. Zaczęła się śmiać i wić, usiłując się wyrwać ze stalowego uchwytu. W końcu zdołała spaść na podłogę, ale nie powstrzymało to Zoro przed kontynuowaniem tej swoistej tortury.
- Dobra, dość! Poddaje się! - wrzasnęła, przestając kontrolować swoje nogi. Chyba kopnęła go kilka razy w okolice klatki piersiowej. Może nawet zrobiłoby jej się go żal, ale w tej chwili bardziej myślała o wyrwaniu się.
- Znowu próbowałaś mnie wkręcić?! - zapytał głosem, w którym kryła się groźba, ale bardzo słabo maskowała ona rozbawienie zielonowłosego.
- Tak! Przepraszam, że się nie udało! - krzyknęła.
- Że się nie udało? - szermierz był na tyle zdziwiony, że na chwilę zaprzestał wykonywania tych jakże irytujących czynności, z czego Sara chętnie skorzystała. Szybkim machnięciem nóg podcięła Zoro, po czym podniosła się i podbiegła do Sanjiego, który obserwował ich przez jakiś czas.
- Sanji, ratuj! - spojrzała na niego błagalnie.
- Co tylko zechcesz, moja piękna! - krzyknął natychmiast blondyn, a wzrok dziewczyny został przyciągnięty przez coś na blacie obok kucharza.
- Obserwuj go przez chwilę. - poprosiła, a gdy zobaczyła, jak jego wzrok ląduje na zielonowłosym, szybko porwała gotowego naleśnika i wybiegła z pomieszczenia. Za sobą usłyszała tupot ciężkich butów, który świadczył o tym, ze jej prześladowca ją gonił. Uśmiechnęła się pod nosem, biorąc pierwszy kęs śniadania. Pycha...
L.
Obserwowała to z mieszaniną różnych uczuć. Złości, zdziwienia, bezsilności jak i mieszaniny ... Radości? Nie no, to już było bardzo dziwne. Tylko ta dwójka wyglądała na taką szczęśliwą..
Nie!
Musi walczyć o Zoro. Chyba, że pojawi się ktoś inny. Na przykład taki lekarz...
Z zamyślenia wyrwał ją głos Usoppa.
- To ty jesteś ta nowa, tak? - zapytał z uśmiechem. Odwzajemniła grymas.
- Tak, nazywam się..
- Wiemy, Leokadia, Chopper nam powiedział. - strzelec usiadł obok niej.
- A gdzie Sara wybiegła? - zapytała Nami.
- Uciekała przed Zoro. - odpowiedziała smętnym głosem Leo.
Załoga zaczęła zbierać się na wspólne śniadanie. Dziewczyna już zaczęła, więc miała wymówkę do zaprzestania dalszych rozmów.
Drażniło ją to jak bardzo Sara i Zoro się trzymają. A w sumie nie honorowym byłoby zabieranie faceta.
Nah. I co ona ma teraz zrobić?
"Potrenować"
Tak. Idealny pomysł. Podziękowała za posiłek, wstała od stołu i ruszyła po swe miecze.
~~~
Naleśniki naleśnikami, a teraz pytanie za sto punktów! Czy wiadomo o kim Leo mówiła? ;)
Piszcie komentarze i zrzucajcie gwiazdy xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top