Rozdział 1
Letni dzień z bezchmurnym niebem i temperaturami osiągającymi ponad trzydzieści stopni w cieniu to wręcz idealny moment, żeby paść gdzieś pod płotem już pięć minut po wyjściu z domu... I tam pozostać do wieczora, zakładając, że do tego wieczora nie zostaną z człowieka zmumifikowane zwłoki.
Z tymi jakże wesołymi myślami, Sara sięgnęła po komórkę. Kilka telefonów później, już pakowała się na wyjazd. Razem z ekipą postanowili udać się na weekend nad morze, żeby powiedzieć słońcu„papa" i zniknąć pod powierzchnią wody na co najmniej kilka godzin. Nurkowanie było sportem idealnym na tego typu pogody.
Szybko zapakowała swój sprzęt do pojemnej, plastikowej skrzyni. Upewniła się, że ma wszystko i do małego plecaka wcisnęła jakieś ubrania na zmianę i kilka rzeczy osobistych. Założyła na siebie strój kąpielowy i zaczęła rozważać, jaki strój powinna ubrać. Po chwili wahania zdecydowała się na lniane spodnie khaki, sięgające kolan i koszulkę na ramiączka w moro. Długie do ramion, brązowe włosy związała w ciasnego warkocza, a na stopy wsunęła brązowe sandały. Zerknęła w lustro i zadowolona z efektu, opuściła mieszkanie.
W krótkim czasie dotarła do umówionego miejsca spotkania.
-Hej, Sara! - usłyszała krzyk jednego ze swoich znajomych. - Czekaj, pomogę ci!
-Och, dzięki. - uśmiechnęła się do podbiegającego chłopaka.
Marcin miał dwadzieścia jeden lat i był od niej trzy lata starszy. Dogadywali się dość dobrze i często razem pływali. Chociaż akurat spośród tych ludzi, z którymi mieli dzisiaj jechać, mogła pływać z kimkolwiek.
-Nie ma jeszcze Kacpra? - zapytała nieco zaskoczona brakiem mężczyzny. Kacper był właścicielem busika, którym najczęściej jeździli. Wybór padał na ten konkretny samochód, ponieważ miał najwięcej miejsca i mieścił się tam cały ich sprzęt. Mężczyzna był bardzo punktualny i najczęściej to on przybywał na miejsce jako pierwszy.
-Skoczył do sklepu po wodę. - poinformował Marcin, przejmując skrzynię ze sprzętem dziewczyny. Podprowadził ją do zaparkowanego pojazdu i zademonstrował, że ten jest otwarty.
-Rozumiem. - Sara pokiwała głową, wrzucając plecak na tylne siedzenie. W tym czasie jej towarzysz umieścił jej skrzynię w bagażniku, obok trzech bardzo podobnych, już tam leżących. - A co z Rafałem? Widzę, że jego rzeczy już tu są.
-Musiał się cofnąć po portfel. - zaśmiał się Marcin.
-Ale tym razem ma cały sprzęt, prawda? - jęknęła brązowowłosa.Podczas ich ostatniego wyjazdu Rafał zapomniał maski i musiał pożyczać ją od innych, co było dla niego nieco kłopotliwe, bo w swojej miał szkła korekcyjne.
-Tak, sprawdziłem.
Przez chwilę stali jeszcze, wesoło rozmawiając. Niedługo później pozostała dwójka także się pojawiła. Po krótkim przywitaniu i ustaleniu wszystkich szczegółów, wsiedli do pojazdu i ruszyli w trasę.
Była to wczesna godzina w piątek, co oznaczało, że mieli przed sobą ten dzień, sobotę i niedzielny poranek na nurkowanie. Dojechali na miejsce około południa i szybko dogadali się w sprawie wypożyczenia łodzi. Przenieśli się na pokład i odbili od brzegu.
-To kto zaczyna? - zapytał Kacper, który stał przy sterze.
-Na pewno nie ja. - jęknął Marcin, przeglądając swój sprzęt. -Muszę wymienić paski przy masce i o-ringi...
-Jak ty się pakowałeś? - zapytał z niedowierzaniem Rafał.
-Miałem je wymienić... Dlatego położyłem je na skrzyni. A potem one wpadły do środka i w tym stanie przyjechały tutaj. - przyznał Marcin, drapiąc się po głowie.
-To co, płyniemy razem? - Sara zerknęła na Rafała.
-Jasne.
Założyli pianki. Najpierw namoczyli je, żeby nie paść trupem w tym upale,po czym ubrali pozostały sprzęt. Kilka ostatnich pociągnięć,˛żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku i obydwoje wskoczyli do wody.
-Dwie godziny? - upewnił się Kacper, kucając przy burcie. Marcin w tym czasie przeklinał, mocując się z zaczepem paska przy masce.Nigdy nie lubił tego robić.
-Ok. - zgodził się Rafał i zerknął na Sarę. - Twoja kolej naprowadzenie. Ale dzisiaj nie niżej niż dwadzieścia metrów. Usta mi zamarzną.
-Też niczym ich nie posmarowałam. - dziewczyna uśmiechnęła się, poprawiając maskę.- Musimy o tym pamiętać jutro.
-Zapamiętam! - obiecał Marcin, z radosnym okrzykiem, który świadczył o tym, że właśnie skończył wymieniać części.
Pozostała trójka zaśmiała się. Sara i Rafał wymienili gesty „W porządku"i zanurzyli się. Zaczęli płynąć pod prąd, w miejsce, o którym wiedzieli, że jest tam jakiś zatopiony wrak. Widoczność była dobra, ale nie na tyle, żeby za bardzo dezorientować. Wręcz idealnie.
Po drodze widzieli różne ryby. Chłopak wyszczerzył się złośliwie,gdy jakiś sum przepłynął tuż przed twarzą dziewczyny, która zatrzymała się na to gwałtownie. W końcu przekroczyli termoklinę i poczuli zimno, które wydawało się jeszcze intensywniejsze po opuszczeniu powietrza o zbyt wysokiej temperaturze. Na szczęście, woda w piankach już dawno dostosowała się do temperatur ich ciał i dobrze izolowała. Najgorsze były usta, które nie były niczym zasłonięte. Całe ciało schowane było pod pianką, w butach, rękawiczkach bądź kapturze. Większość twarzy zakrywała maska. I tylko wargi, które obejmowały automat, narażone były na chłód wody.
Zdecydowanie nie była to jednak sprawa aż tak przeszkadzająca, żeby odebrać im przyjemność z pozostawania pod wodą. Sara spojrzała na Rafała, a ten dał jej znak „zostajemy na tej głębokości". Dziewczyna potwierdziła i popłynęli dalej do swojego celu.
Wrak okazał się niewielkim kutrem rybackim, ale mimo to pozostawał czymś wartym obejrzenia. Szczególnie, jak odkryli lustro, które ktoś wsadził do środka, a którego Rafał na początku się wystraszył. Na migi zaczęli się śmiać z jego zachowania. Niedługo później postanowili wracać.
Czas i głębokość, na jaką zeszli nie wymagała co prawda przystanku bezpieczeństwa, ale i tak zatrzymali się jakieś pięć metrów pod powierzchnią. To właśnie w tym momencie zdali sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak.
Woda nad nimi zrobiła się podejrzanie ciemna. Prawie tak, jakby nadeszła noc, chociaż to nie było możliwe. Sprawdzali czas na bieżąco, wciąż było krótko po czternastej. Na migi ustalili, że powinni się wynurzyć i sprawdzić, co się dzieje. Gdy dotarli na powierzchnię, rozejrzeli się za łodzią. Była kilkanaście metrów od nich. Na szczęście Kacper ich zauważył, więc szybko upewnili się, że wszystko jest w porządku. Żeby poznać szczegóły musieli podpłynąć bliżej, więc to zrobili. Niebo z każdą chwilą ciemniało, co było dość niepokojące.
-Pośpieszcie się! - krzyknął Kacper, gdy byli już jakieś osiem metrów od łódki. - Zbiera się na burzę!
Rafał jako pierwszy dopłynął do burty i szybko wspiął się na pokład.Kacper z Marcinem wychylili się, żeby pomóc wejść Sarze, ale w tym momencie uderzyła w nich gwałtowna fala. Odrzuciła ona dziewczynę kilka metrów od reszty, a chłopaków powaliła na dno łodzi.
Sara machnęła kilka razy płetwami, usiłując podpłynąć do łodzi, ale za każdym razem była odpychana coraz dalej. Morze z każdą sekundą robiło się coraz bardziej niespokojne. Na pokładzie również trwało nerwowe zamieszanie, jak kolejne fale coraz bardziej kołysały niewielką jednostką.
Oceniając swoje szanse, dziewczyna uznała, że lepiej będzie ponownie się zanurzyć. Zmarnuje mniej energii, a co za tym idzie - tlenu, będąc spokojnie zanurzona jakieś pięć metrów pod powierzchnią niż szamocząc się na powierzchni.
Machnęła tylko ręką, informując resztę o swoich zamiarach. Nie była pewna, czy to zauważyli, ale zauważyła gest, który wyglądał jak potwierdzenie, więc zanurzyła się. Sprawdziła wszystkie przyrządy. Wciąż miała sporo powietrza, około stu dwudziestu barów, więc powinna przetrzymać ten sztorm, jeżeli nie będzie zbyt długi. Miała nadzieję, że woda uspokoi się chociaż na te pięć minut, umożliwiając jej dostanie się na pokład łodzi.
Czekała. Uważnie obserwowała powierzchnię, ale nie dostrzegała żadnych zmian, co zaczynało ją martwić. Coraz częściej sprawdzała swój zapas powietrza. I coraz bardziej żałowała, że nie zdecydowała się na zakup tego alternatywnego źródła powietrza. Teraz nawet te dodatkowe kilka minut wydawało jej się niesamowicie długie.
Nagle poczuła, że coś ciągnie ją w dół. Z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego, że trafiła na jakiś prąd. Ale w tej okolicy nie miało być takich prądów! Zaczęła płynąć w przypadkową stronę, usiłując wydostać się z prądu. Nic. Była ściągana coraz mocniej.
Z ukłuciem paniki machnęła płetwami z dużo większą siłą, upominając siebie, żeby nie wykonywać krótkich, gwałtownych ruchów. To by jej nie pomogło. Długie, mocne ruchy.
Nie pomagało. Nieco już drżącą ręką zaczęła napełniać kamizelkę powietrzem. Najwyżej wystrzeli na powierzchnię, nie chciała zanurzać się głębiej. Jednak i to nie przyniosło żadnego efektu.
Przez chwilę poczuła, że kręci jej się w głowie, ale nie przejęła się tym. Bardziej skupiona była na próbie wyrównywania ciśnienia w uszach, co musiała robić coraz częściej. Zanurzała się aż tak szybko? Sprawdziła swoją głębokość. Zamrugała kilka razy, nie dowierzając temu, co widzi. Czterdzieści metrów?! Kiedy opadła tak bardzo?! I dlaczego wciąż opadała?
Zaczęła szamotać się coraz bardziej. Wciąż udawało jej się utrzymać opanowane ruchy i głęboki oddech, ale umysł coraz bardziej krzyczał z przerażenia. Nigdy nie zeszła aż tak nisko. I na pewno nie z tak małym zapasem powietrza.
Czuła coraz większy ból w okolicach zatok. Wiedziała, że jeżeli dalej tak pójdzie, ciśnienie zaraz jej coś rozwali. Całkiem przypadkiem zastanowiła się, czy jakby zginęła, zmiażdżona przez ciśnienie na dużej głębokości, to czy jej ciało by wypłynęło.Przypominając sobie wszelkie możliwe prawa fizyki, doszła do wniosku, że prawdopodobnie tak. Uznała, że jeżeli to przeżyje, to upewni się, że jej hipoteza jest prawidłowa. Niedoświadczalnie, oczywiście, ale poszuka jakiś wzorów po powrocie do domu...
Może było to dziwne, ale myśl o zmiażdżonym ciele, wynurzającym się na plaży sprawiła, że poczuła się lepiej. Natychmiast przypomniała sobie o szczególe, o którym powinna pamiętać na początku. Jedną ręką pozbyła się balastu. Efekt był taki, jakiego się spodziewała, czyli żaden, ale ona przynajmniej miała świadomość, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy.
Nucąc sobie wesoło „Not gonna die", robiła coraz wolniejsze i dłuższe ruchy płetwami.
I w momencie, kiedy była niemal pewna, że umrze ze słowami świetnej piosenki na ustach, poczuła, jak coś chwyta ją za nogę.
„Świetnie, jeszcze coś chce mnie zeżreć..." pomyślała, wzdychając mentalnie. „Akurat, gdy miałam zamienić się w placek... Te krakeny, czy jakkolwiek te potwory morskie się nazywają, nie mają w ogóle wyczucia czasu..."
Sięgnęła ręką do kieszonki przy pasie i wyjęła stamtąd nóż. Cięła na oślep trzymającą ją rzecz.
„Och, jeżeli teraz zginę, to przynajmniej z bronią w ręku, walcząc. Czy to nie dawało przypadkiem możliwości dostania się do Wallhali? Ciekawe, czy walkirie potrafią dostać się pod wodę...Chciałabym spotkać Lokiego. Jak bóg kłamstwa i oszustwa może nie być fajny? Wiem! Zaprzyjaźnię się z Fenrirem! Może i zły, ale to wilk. Wilki są urocze..."
Jej myśli zostały przerwane, gdy zobaczyła czerwony strumień, który przemknął obok niej, a najwyraźniej pochodził z przeciętego przez nią obiektu.
„Czy mięczaki nie mają przypadkiem zielonej krwi? Może to ssak? Ale ssaki nie mają długich kończyn."
Sara zmarszczyła brwi i zerknęła w dół. Zobaczyła... Dłoń?Zdecydowanie ludzka dłoń zaciskała się jej na łydce i ciągnęła ją w dół. Dłoń połączona była z ręką. Przeciągając wzrokiem wzdłuż nieprawdopodobnie długiej kończyny, dostrzegła kawałek pod sobą statek. Bardzo znajomy jej statek z dziobem w kształcie głowy lwa i z piracką czaszką ze słomianym kapeluszem na maszcie.
„Och, czyli jednak po śmierci można się dostać tam, gdzie się chce..."
Uśmiechnęła się z satysfakcją, zastanawiając się, jakim cudem wciąż czuje ból, mimo że powinna być martwa.
Niedoszła do żadnych konkretów, ponieważ ból w zatokach i płucach nagle dał o sobie znać. Zanim otoczyła ją ciemność, poczuła jeszcze tylko, jak zostaje przeciągnięta przez dziwną błonę...
~~
Więc to był pierwszy rozdział xdd Akcja powolnymi krokami posuwa się do przodu w stronę najważniejszej części ;)
Piszcie co myślicie, zostawiajcie gwiazdki, a jak zauważyliście błędy to prosimy o powiadomienie - będziemy pilniejsze w sprawdzaniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top