Rozdział 4
Kirke
Nadszedł dzień mojego wyjazdu do Hogwartu. Nie byłam zdenerwowana. Jedyne co czułam..to pustkę. Pustka. Żadnych uczuć.
Czułam tylko smutek że Aro się nie odezwał. Dalej próbowałam się z nim kontaktować ale na próżno. Nie odezwał się ani słowem. To bolało, no ale cóż. Czytałam ostatnio sporo o Volturi. Głównie dlatego że kiedy zobaczyłam portret przystojnego bruneta o szkarłatnych oczach serce zabiło mi dwa razy szybciej.
Ale mój Aro i ten Aro że zdjęcia to nie mógł być ten Volturi prawda? Wierzyłam w to że to zupełnie inna osoba. Przecież jak dotąd nigdy się nie spotkaliśmy,więc nie ma dowodu że to ten sam wampir. Odetchnęłam z ulgą.
- Pomóc ci skarbie?- zapytała mnie Esme kiedy taszczyłam walizkę w ręku. Była ciężka i pełna ubrań.
- Nie, dziękuję.- uśmiechnęłam się do niej ciepło i spojrzałam w stronę schodów.- cóż jak widać nie zejdzie się ze mną pożegnać. Westchnęłam. Te animozje z moim bratem trwały już stanowczo za długo. Zagryzłam wargę z frustracji. Jak mam powiedzieć Edwardowi że za nim tęsknię? Za nim jako bratem, bo nie tylko czułam do niego miłość. Był po prostu moim przyjacielem. Racja. Był. Nie pozwolę sobie na łzy. Nie teraz. I nie przy nich.
- Wytargam tego idiotę za włosy.- syknęła Rose i spojrzała na mnie ze smutkiem.- jest zbyt zajęty tą dziwaaczną dziewczyną, która nawet nie umie się przyzwoicie ubrać. Zachichotałam.
- Dzięki Rose. Umiesz mnie rozbawić.- przytuliłam ją mocno. Odwzajemniła uścisk.- kocham cię.
- Ja ciebie też słonko. No idź już. Pokaż im kto rządzi w czarach.
- No jasne!- odpowiedziałam i wzięłam walizkę do ręki. Ostatni raz spojrzałam na schody.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top