Rozdział 1

Pobiegłam do lasu i usiadłam na rozwalonej kłodzie. Łzy pociekły mi po twarzy. Jak on mógł tak kłamać? Otarłam łzę która spłynęła mi po twarzy dłonią. Nagle coś chrupnęło. Rozgorączkowana wstałam rozglądając się gotowa do ataku uruchomiając od razu moją magię. Z lasu wyszła ruda dziewczyna. Spojrzała na mnie obojętnie. Dobrze znałam te rude loki. Wiktoria.
- Cześć.- uśmiechnęłam się do niej promiennie.- Wiktoria prawda?
- Tak. A ty jesteś pewnie Kirke.- odpowiedziała patrząc w moje oczy. Jej tęczówki dziwnie zabłyszczały kiedy mnie zobaczyła. Co dziwne nie dostrzegłam w jej wzroku nienawiści a jedynie zafascynowanie.
- Tak.- potwierdziłam patrząc na nią.- skąd o mnie wiesz?
- Obserwowałam cię. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Dlaczego?
- Chcę zemsty na Edwardzie za to że zabił Jamesa. Nie jesteś blisko z Bellą prawda? Ale wiem że to zrani Cullenów twoja śmierć. Wybacz to nic osobistego. Nawet mogę powiedzieć że cię lubię patrząc na to że ty też nie przepadasz specjalnie za tą suką Bellą.
- Nie musisz tego robić. Możemy sie zaprzyjaźnić.- proponuję. Wybałuszyła na mnie oczy.
- Słucham!? - krzyknęła. - ja cię chcę zabić a ty proponujesz mi przyjaźń!?
- Taka już jestem.- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się delikatnie. Nie zdążyła mi odpowiedzieć bo z lasu wyszedł wilk. Dziewczyna używając mocy wampira pobiegła szybko da lasu a wilki za nią mijając mnie. Westchnęłam rozdrażniona. Byłam tym wszystkim zirytowana i nieźle wkurzona. Tym że Carlise kłamał na temat kim dla niego jestem a jeszcze bardziej że Cullenowie cały czas traktują mnie jak dziecko a zwłaszcza Edward chociaż on nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Posiedziałam jeszcze trochę w lesie ćwicząc moją magię. Woda szła mi najlepiej gdyż to delikatny żywioł podobnie jak ja ale potrafi być także groźny i nieokiełznany. Kiedy miałam wracać do domu stwierdziłam że zamiast teleportacji się sama przejdę. Nie chciało mi się jeszcze wracać do domu i słuchać kazania Cullenów i mojego nowego partnera. Czytaj powiedziała z irionią. Prychnęłam w myślach. Za kogo on się uważa? Najpierw nie mówi mi całej prawdy, okłamuje mnie a potem oczekuje że polecę mu w ramiona!? Westchnęłam ponownie. Nabrałam.powietrza głęboko do płuc żeby się uspokoić. Las i natura zawsze działały na mnie kojąco. Po chwili wróciłam do domu Cullenów. Na wejściu zostałam od razu zbombardowana.
- Gdzieś ty była!?- ryknął Carlise bliski histeri a za nim dołączył Edward wturując mu jeszcze głośniej.
- Wiesz jak się zamartwiałem!?- wypluł z siebie te słowa bedąc na granicy przerażenia i złości. Widziałam jak zaciska pięści z powstrzymywanej wściekłości.
- Może byłeś zbyt zajęty swoją dziewczyną żeby zauważyć mój brak nieobecności?- wyplułam z siebie jadowicie. Cullenowie zaniemówili słysząc mój ton. Carlise przełknął najwyraźniej wiedząc że jestem na grinicy wybuchu pytanie tylko co będzie jak w końcu wybuchnę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top