"Paranoja"
Siedzieli w milczeniu, pijąc kawę. Hank potrzebował tego. Nie zwierzał się normalnie pracownikom, właściwie mało komu się zwierzał. Był raczej skryty. Rozwiązywał swoje problemy sam. Radził sobie sam, przez większość swojego życia. Dlaczego miałby obarczać tym kogoś innego. Jednak dziś łamie swoje zasady, tylko dlatego, że czuje się zagubiony.
- Emilia, przyszła do mnie tamtego dnia, błagając o pomoc. - zaczął spokojnie, siedząc na wprost Jaya - Powiedziała, że jej córka zniknęła. Dzwoniła do niej, najpierw Ava odebrała, a potem każde połączenie było niemożliwe. Bała się strasznie o nią, bo z tego co mówiła wyszła dopiero z ciężkiej choroby. - zawiesił głos, ta informacja najbardziej go przybiła - Chciałem jej zaproponować pracę jednostki i pomoc w formie kontaktu z policją w Miami, bo właśnie tam miała być Ava. Jednak wtedy powiedziała mi całą prawdę. - spojrzał na swojego podwładnego, który przyglądał mu się w skupieniu - Powiedziała, że Ava jest moją córką.
- Pojechałaś jej szukać? - zapytał pewnie, wydawało mu się, że sam też zrobił by coś takiego.
- Tak. Emilia utrzymywała, że Ava jest w Miami. Pracuje w barze i miała się dobrze do tamtego poranka. - odpowiedział.
- Skąd wiedziałeś, że jest tutaj?
- Policja w Miami sprawdziła ją w każdej bazie, kiedy wczoraj szukałeś jej po dowodzie rejestracyjnym, komputery zadzwoniły w wydziale dochodzeniowym na Florydzie. - wyjaśnił.
- Wiedziałbym wcześniej o jej aucie, gdybym lepiej sprawdził miejsce porwania. - Jay smutny, wciąż miał wyrzuty sumienia, co do czasu trwania śledztwa. Obracał kubek z kawą w dłoni, myśląc o tym jak wiele bólu zaoszczędziłby dziewczynie, gdyby dowiedział się wcześniej kim jest.
- Też tam byłem. - Hank, czuł się tak samo winien, na szczęście jeszcze nie widział nagrań z tortur, jakie jej zafundowali - I tak dziękuję, zrobiłeś kawał dobrej roboty.
- Nie ja, zespół.
- Dowodziłeś nimi.
- Tak, ale nie sam. - wyznał - Poprosiłem Mousea o pomoc. Dzięki niemu znaleźliśmy ją wczoraj.
- Więc i jemu należy się piwo, za zasługi. - zaśmiał się sierżant.
- Może następnym razem, dziś wylatuje do bazy w Damaszku. - oznajmił - Naprawdę, Ava jest twoją córką? - detektyw nie mógł ogarnąć tej sytuacji w głowie.
- Kiedyś byliśmy blisko z Emilie. - wyznał - Wiesz, kochałem żonę całym sobą, ale nie byłem nieomylny. - tak przyznał się do zdrady - Nie myślałem, że Emilia wyjedzie w ciąży, nie da mi znać o niczym i wychowa córkę, bez mojej pomocy. - zawiedziony podniósł wzrok, gdy zobaczył w drzwiach kantyny matkę dziewczyny. Powoli ze spuszczoną głową podeszła do nich. Z lekkim uśmiechem skinęła głową.
- Dziękuję, za ratunek dla mojej córki. - prawie rozpłakała się mówiąc to - Ava... chcę cię zobaczyć. - zwróciła się do Hanka. Sierżant oparł się o krzesło i zerknął na detektywa. Nie wiedział czy powinien iść. Jay przytaknął, aby dodać mu odwagi. To było dziwne. Jego szef, najtwardszy z najtwardszych, potrzebował motywacji, aby zobaczyć się ze swoją córką.
- Chodźmy. - powiedział i poszedł za kobietą. Jay czuł, że ma dość rodzinnych dram i chciałaby odpocząć. Nie miał nawet ochoty na drinka, jakiego obiecał ekipie, na zakończenie śledztwa. Wstał wyrzucając papierowy kubek do kosza i udał się na parking. Gdzieś w połowie drogi, zaczął mieć wrażenie, że ktoś go obserwuje. Zamiast windą, poszedł schodami i gdy był już na parterze usłyszał otwierające się drzwi. Ktoś głośno schodził po schodach. Mężczyzna, na pewno był to mężczyzna. Jay postanowił zaczekać na niego przy drzwiach. Zobaczył jednak lekarza, zamiast napastnika. Odetchną z ulgą, ale dalej czuł się dziwnie spięty. Wskoczył do GMC i pojechał w stronę domu. Cały czas czuł "czyjś oddech" na plecach. Dostrzegł niebieskiego nissana, który jechał za nim od szpitala. Skręcił w lewą uliczkę, ale nic się nie wydarzyło. Nikt nie jechał za nim. Pomyślał, że niedługo on będzie potrzebował konsultacji psychiatrycznej. Podjechał pod budynek, w którym mieszkał. Wyskoczył z auta i udał się do domu. Znów na piechotę, schodami. Zamknął drzwi na zapadkę, zwykle tego nie robiąc, ale dziś chciał być ostrożny. Chciał jednej spokojnej nocy, bez ataków, podpaleń i innych tego typu rzeczy. Wziął prysznic i padł na łóżko wyczerpany.
Następnego dnia zaraz po wejściu do wydziału, skierował się do biura sierżanta. Siedział za biurkiem i przekładał dokumenty. Podniósł wzrok na Halsteada i zaprosił go do środka.
- Zastanawiam się... - zaczął zmieszany, całą drogę o tym myślał - ...ten proces. Nie mają szans go wygrać? Prawda? - zapytał zdenerwowany Jay.
- Jeśli damy im solidne dowody. To nie mają szans. - Voight też o tym myślał i doszedł do wniosku, że chyba jednak mają tylko poszlaki. - Mamy jednak mało. Nie da rady ich powiązać z poprzednimi dziewczynami.
- Jak to? A ten blondyn? Złapaliśmy go, można zacząć przesłuchanie. - Jay podskoczył prawie na krześle.
- Tak, już z nim rozmawiałem. - powiedział spokojnie Hank, masując knykcie prawej dłoni. - Nie przyznaje się.
- Jak to? Przyznał się.
- Kiedy? Gdzie?
- Ava, mówiła, że powiedział jej: "Wolę blondynki, chciałbym się zabawić z tobą jak z nimi". No i na dodatek szprycował ją dragami.
- Potrzebujemy świadków. -wyznał zachrypniętym głosem Voight.
- Ava nim będzie.
- Nie ma mowy. - zaprotestował, wiedząc z czym wiąże się takie ryzyko.
- Jak to? Hank! Ona wszystko widzi...
- Nie, Jay! Nie wykorzystamy mojej córki do tego!- krzyknął stanowczo.
- Wiem, że się martwisz, ale....
- Jay! - jeszcze raz podniósł głos - Nie mieszaj jej do tego.
- Już jest wymieszana i to właśnie przez Ciebie. - odpowiedział ostro, ale szybko tego pożałował. Hank zdumiony tym, co powiedział detektyw, czekał na wyjaśnienia - Zadałem jej kilka pytań. Powiedziała, że miała wrażenie jakby to była vendetta tego drugiego.
- To nie ma sensu.
- Wiem. Dlatego musimy się temu przyjrzeć. - wyjaśnił, nachylił się nad biurkiem sierżanta - Wiem, że nie chcesz jej narażać. Ja też nie mam takiego zamiaru. Zbyt wiele wycierpiała, ale Hank, ona jest naszym jedynym punktem zaczepienia.
Sierżant zgodził się z Jayem. Obiecał nie przeszkadzać mu w szukaniu prawdziwego motywu porwania jego córki. Miał już swój własny plan, ale nie chciał nikogo informować. Nie był do końca legalny.
Tymczasem w szpitalu dziewczyna wracała z badań. Pielęgniarka, która ją odwoziła była przejęta czymś innym, niż jej pacjentka. Nie zauważyła nawet, gdy ta sama odjechała na wózku w stronę swojej sali. Ava wyjechała zza zakrętu i stanęła przy sali przyległej do jej. Spojrzała na mężczyznę leżącego pod respiratorem. Im dłużej patrzyła tym bardziej jej serce galopowało. Wstała, lekko się chwiejąc, z wózka i weszła do sali. Stanęła obok łóżka, dostrzegła kilka szczegółów, które utwierdził ja w myśli, że go zna.
To był ten mężczyzna. Ten, który wynajął blondyna do torturowania jej. Wezbrała w niej złość. Prawie zaczęła się trząść z furii w jaką wpadła. Chciała, aby cierpiał jak ona. Zobaczyła przed sobą pompę z morfiną. Była zamknięta na klucz. Jedyne co mogła zrobić, to wyrwać rurkę, która dozowała lek. Tak zrobiła. Chwilę później rozdzwoniły się wszystkie alarmy.
Kolejny :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top