"Nie on..."
Przyjechali pod komisariat samochodem Jaya. Wyszli śmiejąc się i będąc w doskonałych nastrojach. Mało co mogłoby zepsuć im ten dzień. Nawet zły Hank nie mógłby tego zrobić. Trzymali się za ręce jak para nastolatków. W progu puścił ją jak przynętę na żer. Trudy czekała z teczką w dłoni i surową miną. Halstead stanął przy schodach obserwując na rozwój sytuacji.
- Spóźnienie pierwszego dnia. No, panno Burns, myślę że długo u nas nie zabawisz. - Platt miała w zwyczaju traktować nowych z góry, aby nie odlecieli za wysoko z zachwytu nad nową pracą. Jednak nie wiedziała, że trafiła na kogoś kto już nie raz leżał przy ziemi.
- Przepraszam pani sierżant. Ma Pani całkowitą rację. Zawaliłam. Ale z całym szacunkiem, jeśli ktokolwiek powinien mnie ochrzanić, to musi to być sierżant wydziału. Więc pójdę się mu usprawiedliwić. - Trudy przez moment wyglądała jak ryba bez wody. Ava nie była pierwszą osobą jaka się jej postawiła, ale nikt tego nie zrobił pierwszego dnia pracy. Nawet Jay był pod wrażeniem. Wkroczyła do wydziału idąc prosto do gabinetu ojca, Jay odprowadził ją wzrokiem, sam usiadł na swoim miejscu.
- Sierżancie. - stanęła w progu czekając na zaproszenie do środka, zaskoczony Hank zmrużył oczy i poprosił żeby weszła zamykając drzwi - Sierancie chciałam usprawiedliwić swoje spóźnienie. Wiem, że to nie jest.....
- Ava, co ty robisz? - rozbawiony oficjalnym tonem nie spodziewał się, że tak się będzie zachowywać.
- Chciałam wyjaśnić, dlaczego się spóźniłam.
- Ale dlaczego?
- Bo to mój pierwszy dzień pracy? I zawaliłam na samym starcie... - wstała z krzesła, na którym usiadła, gdy zrozumiała, że jej ojciec nie traktuje jej odpowiednio. - Tak tego nie zrobimy! - oburzona wyprostowała się, teraz to sierżant spoważniał i czekał na wyjaśnienia - Nie jestem twoją córka będąc tutaj w pracy. Rozumiesz? Nie możesz mnie traktować ulgowo, jeśli zrobię coś źle. Nie obchodź się ze mną jak z jajkiem.
- Dobrze. - odparł, przyjął do wiadomości to, co powiedziała, ale wciąż go to bawiło. Ava czekała na jakiś rozkaz, musiała upomnieć się o to chrząkając znacząco - Możesz odejść. - badał czy o to jej chodziło.
- Zostawić otwarte? - zapytała trzymając drzwi w ręku.
- Tak.
- Dziękuję Sierżancie. - rzuciła po czym wyszła. Usiadła na swoim miejscu czując spojrzenia wydziału. Nie chciała się tłumaczyć. Nie musiała.
Zajęła się sprawami, które Antonio przygotował na jej biurku. Systematycznie odkładała kolejne teczki na bok. Kiedy wydawało jej się, że coś jest ważne, zwracała się do Dawsona.
- Ten teren dawno już należy do innej firmy, nic na nim nie stoi. To kłamstwo co zeznał świadek, kłamał. - rzuciła podając mu teczkę. Dawson uniósł kąciki ust będąc pod wrażeniem jej zaangażowania, ale i naiwności.
- Ta sprawa należy już do narkotykowego. - oznajmił.
- Ale możemy im przekazać co wiemy. Czy to nieprofesjonalne? - miała szczere chęci, więc Antonio przytaknął, zadowolona wróciła do swoich obowiązków. Starała się unikać patrzenia na gabinet ojca, czy biurko chłopaka. Kusiło ją, ale nie robiła tego. Chciała oddzielić te dwie rzeczy. Praca miała być czymś, czego nie da sobie zniszczyć i zabrać. To była jej szansa na normalność jeśli coś się zmieni w jej prywatnym życiu. Dzień dobiegał końca, a na jej biurku leżało kilka ostatnich teczek. Biuro pustoszało, w pewnej chwili została w nim sama z Jayem.
- Kończymy na dziś. - oznajmił z uśmiechem, nachylając się nad jej biurkiem. Już miał plany na wieczór.
- Ty kończysz, detektywie. Ja mam jeszcze coś do zrobienia. - rzuciła tylko okiem na niego i wróciła do komputera. Jay zaskoczony, zerknął za siebie, sprawdzając czy nie mówi tak tylko bo Hank obserwuje. Jednak sierżant rozmawiał przez telefon odwrócony do okna.
- Ava, nie musisz...
- Muszę. - oznajmiła twardo - To moja praca. Zachowujmy się profesjonalnie.
- Dobrze. Daj znać gdy skończysz. - przytaknęła, a on zniknął na schodach. Było jej głupio, że tak musiała się zachować, ale inaczej jaki byłby sens w jej pracy.
Kiedy skończyła wszystko, odłożyła teczki na biurko detektywa Dawsona. Była zadowolona, bo udało jej się zrobić więcej, niż tylko przejrzeć akta i nanieść poprawki. Była zadowolona i cieszyła się, że przyjęła propozycję ojca. Spojrzała na jego gabinet, nie było go w nim. Nawet nie zauważyła jak wychodzi. Trudno, postanowiła zakończyć dzień. Wychodząc z wydziału natknęła się na sierżant Platt.
- Już do domu? - patrzyła na Avę podejrzliwym wzrokiem, prowokowała ją specjalnie. Mimo, iż często dokuczała ludziom, wynikało to raczej z jej sympatii do nich, lubiła się drażnić.
- Spóźniłam się dwadzieścia minut, wychodzę pół godziny po godzinach pracy... Myślę, że jutro spóźnię się tylko dziesięć, dla równego rachunku. - odpowiedziała przystając w drzwiach. Sierżant Platt uśmiechnęła się i Ava odpowiedziała tym samym. - Dobranoc pani sierżant.
- Dobranoc. - odpowiedziała, zaczynała lubić tą dziewczynę.
Taksówką podjechała pod dom ojca. Chciała zadzwonić po Jaya, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Zadzwoni do niego gdy będzie już w domu. Musi porozmawiać najpierw z ojcem. Musi uświadomić mu, jak ważne jest dla niej, aby w pracy był dla niej tylko szefem. Szła w kierunku domu gdy usłyszała za sobą kroki, odwróciła się aby sprawdzić kto to. Zamarła na widok mężczyzny zmierzającego w jej stronę. Sparaliżowana nie mogła się ruszyć. Nie wierzyła własnym oczom. To nie mogła być prawda. Nie on!!!!
- Witaj, Ava. - ten gruby posępny głos odbijał się echem w jej uszach, przełknęła nerwowo ślinę i zaczęła głębiej oddychać - Dawno się nie widzieliśmy.
- Damien. - udało jej się nie dukać wymawiając jego imię.
- Możemy porozmawiać? - udając miłego wskazał na samochód po drugiej stronie ulicy. Mogłaby przysiądź, że ktoś jeszcze w nim był.
- Muszę powiedzieć ojcu. - oznajmiła. Po chwili wpadła w panikę nie wiedząc nawet czy Hank jest w domu.
- Nie musisz. - powiedział twardo - Musisz porozmawiać ze mną. - dosadnie dał jej do zrozumienia, że nie przyjmie odmowy.
- Damien, ja...
- Ava! - poczuła ulgę słysząc swoje imię, mówione zachrypniętym głosem - Jest późno, chodź do domu. - Szybko odwróciła się i chciała pobiec do ojca, niestety ojczym ją zatrzymał.
- Jeszcze się zobaczymy. - trzymał jej ramię tak mocno, że bała się je wyrwać z uścisku, jego wzrok w tym półmroku był przerażający. Zachwiała się kiedy ją puścił. Odszedł, a ona wciąż stała. Przerażenie wycisnęło jej łzy z oczu. Stała wpatrując się jak odchodzi, ale wiedziała, że jeszcze go spotka.
- Ava. - Hank zjawił się obok niej, łapiąc za ramię. Widząc jej stan przytulił ją do siebie, ale ona odtrąciła jego gest i wbiegła do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top