"Jest źle."
Siedział w pokoju przesłuchań którąś godzinę. Hank nie chciał go umieszczać za kratami, nie na tym posterunku. Wieść o tym, co się stało, już się rozeszła. To, że Jay siedziałby w celi byłoby przypieczętowaniem jego winy, a na to Voight nie mógł sobie pozwolić. Przez lustro weneckie oglądał swojego pracownika, jak zdenerwowany chodzi po pokoju. Rozumiał jego strach. W tym momencie waliło mu się życie, nie tylko zawodowe. Wiedział coś o tym, sam to przerabiał. Hank wszedł do pokoju, Jay na widok szefa przystanął. Czuł, że ma przechlapane. Widział to w postawie Voighta. Czekał aż zza jego placów wyjdzie prokurator i oficjalnie go oskarży. Jednak nie było żadnego prokuratora. Sierżant zamknął drzwi i usiadł spokojnie na krześle.
- Jest źle? - zapytał go, mimo iż to wiedział, potrzebował potwierdzenia. Usłyszenie tego było czymś co musiał znieść, a chciało mu się płakać.
- Nie mamy nic. - wyznał Voight rozkładając ręce.
- Więc to koniec. - przysiadł na ławce, zwieszając głowę. W takim momencie każdy załamany się, ale Jay jakby pogodził się z porażką. Od wczoraj myślał o tym, co mogłoby go oczyścić z zarzutów, ale nie doszedł do niczego. Teraz myślał tylko o złamanej obietnicy. - Dasz mi zadzwonić?
Ava odmówiła jedzenia i przyjmowania leków. Była w ogromnej depresji. Nie chciała widzieć nikogo. Nawet własną matkę wyrzuciła za drzwi. Krzyczała i szarpała się, kiedy lekarz chciał podać jej kroplówkę. W głowie miała mętlik. Nie dlatego, że była chora. Dlatego, że nikt jej nic nie mówił. Gdy zapytała mamę o to co się dzieje, dlaczego jej ojciec nie przyszedł od kilku dni? Dlaczego nie przyszedł Jay? Czemu wciąż musi być w szpitalu? A na żadne z tych pytań nie otrzymała odpowiedzi, więc wściekła się. Była zła i czuła się pominięta. Jakby nie była dorosłą osobą, a dzieckiem, które trzeba chronić. Nawet doktor Charles nie był w stanie do niej dotrzeć.
Leżała skulona, przykryta kocem. W dłoni ściskała medalik. Chciała przestać się tak zachowywać. W środku głęboko wiedziała, że to co robi jest złe. Nie powinna odpychać ludzi, a wtedy będzie z nią lepiej. Ale to tak jakby została opętana. Nie była w stanie kontrolować tego co robi. To samo się działo. Słowa same wychodziły z jej ust. Nie mogła na to nic poradzić.
- Ava... - do pokoju wszedł doktor Halstead. Przy uchu trzymał telefon i zmierzał w jej kierunku - Ktoś do Ciebie. - podał jej komórkę.
- Halo. - dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, kogo miała się spodziewać po drugiej stronie?
- Część. - usłyszała cichy, męski głos w słuchawce. Detektyw starał się ukryć przed rozmówczynią napięcie, ale słabo mu szło.
- Jay? - nie dowierzała, że go słyszy. Przez ostatnie kilkanaście godzin wyobrażałam sobie, że stało się mu coś złego, i że nigdy już go nie zobaczy, a co dopiero usłyszy.
- Przepraszam, że nie zjawiłem się wczoraj i dziś. - wyznał smutno.
- Co się stało? Jesteś cały? Wszystko z Tobą w porządku? - zdania wypadła jej z ust jak seria pocisków. Jay siedząc w pokoju przesłuchań, zakrył twarz dłonią, zaciskając oczy, nie pozwalając łzom wypłynąć. Hank pozwolił mu na jeden telefon. Chciał tylko przeprosić dziewczynę. Sam nie wiedział, czy tylko za nieobecność.
- Jestem cały. - uśmiechnął się słysząc jej troskę - Ava, nie będę mógł przychodzić do Ciebie przez jakiś czas.
- Dlaczego?
- Ciężko to wyjaśnić...
- Jay. Powiedz prawdę. Proszę.
- Stało się coś, przez co mogę pójść do więzienia. - dziewczyna omal nie puściła telefonu.
- Jak to do więzienia? Za co?
- Spokojnie. Masz jeszcze doktora Charlesa. On ci pomoże i wyjdziesz z tego...
- Pieprzyć moje PTSD. - warknęła - Jay nie chodzi o mnie, tylko o Ciebie. Dlaczego masz iść do więzienia?
- Nie mogę powiedzieć ci nic więcej. - w drzwiach pojawił się Hank - Muszę kończyć. Trzymaj się i bądź dzielna. - zakończył połączenie nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć.
- Jay? Jay? Halo! - krzyczała, ale to na nic. Nie rozumiała co właśnie zaszło. Wiedziała już, że detektyw jest bezpieczny. Że nie grozi mu nic... oprócz więzienia? Nagle jakby cała jej choroba przestała być ważna. Jakby depresja zniknęła za pomocą magicznej różdżki. Dziewczyna wstała, rzucając telefon na łóżko. Z szafki po drugiej stronie pokoju wyjęła swoje rzeczy i zaczęła się ubierać. Nie miała zamiaru leżeć i czekać na kolejną złą wiadomość. Gdy do pokoju wszedł lekarz, zszokowany tym co robi dziewczyna nie mógł wymusić z siebie ani słowa. Była w swoich prywatnych ubraniach.
- Ava? Hej... co... - zabrał swój telefon i podszedł do pacjentki - Co ty robisz?
- Wychodzę. - oznajmiła spokojnie. Jakby opuszczała pokój hotelowy.
- Nie możesz. Wciąż jesteś na obserwacji...
- Mogę. Nikt mi nic nie mówi. Muszę się dowiedzieć sama. - żaliła się i kompletnie ubrana odsunęła lekarza na bok.
- Jesteś jeszcze...
- Przestań! - rzuciła mu obojętne spojrzenie - Wrócę jak dowiem się prawdy. - znikają za drzwiami szpitala. Ta cała sytuacja byłaby zabawna, gdyby nie fakt, że dziewczyna nie wiedziała do końca co powinna zrobić. Pamiętała tylko jeden adres, gdzie mogłaby dowiedzieć się więcej. Wysiadła do taksówki i pojechała na posterunek 21.
- Przepraszam. - stanęła przy recepcji. Spojrzała na nią kobieta o surowym wyglądzie, w białej koszuli z krawatem. Wyglądała na kogoś kogo można się bać, ale nie wyczuwała, że była wrogo nastawiona - Szukam Hanka Voighta. - powiedziała zadyszana. Pierwsza jej tak długa trasa odkąd ją porwali. Czuła się słabo, ale to wina zdenerwowania. Przynajmniej ona tak to odbierała.
- A kto pyta? - Trudy zobaczyła wymuszony uśmiech na twarzy młodej kobiety, brunetki, która kogoś jej przypominała. Te piwne oczy.
- Jego córka. - wyznała, a na twarzy kobiety zagościła konsternacja. Szybko jednak się otrząsnęła i zabrała dziewczynę ze sobą. Weszły pod schody do biura, gdzie siedziało kilka osób. Ave zrobiło jej się gorąco, więc zdjęła kurtkę i przewiesiła sobie przez ramię. Szła za policjantką do szczytu schodów. Potem spojrzenia wszystkich ją zatrzymały.
- Gdzie Hank? - zapytała Trudy.
- W pokoju przesłuchań. - wyznała Erin gapiąc się na dziewczynę za Panią sierżant.
- Zaczekaj tu. Pójdę po niego. - zwróciła się do dziewczyny i zniknęła za drzwiami po prawej. Stała blada skupiona na jedynym wolnym biurku jakie stało w biurze. Skąd wiedziała, że należy do Jaya? Nie miała pojęcia, po prostu to wiedziała.
- Może chcesz usiąść? - Erin zerwała się z miejsca podchodząc do Avy. Dziewczyna zmierzyła ją wzrokiem.
- Nie dziękuję. Ja tylko... - Nie dokończyła, bo zza drzwi wyszedł jej ojciec i Pani sierżant.
- Co ty tu robisz? Miałaś być w szpitalu. - zachrypnięty sierżant był w szoku, gdy usłyszał o obecności jego córki w wydziale. Nie chciał jej tam z wielu powodów. Między innymi martwił się o jej zdrowie.
- Chce wiedzieć co się dzieje. - odparła stanowczo - Gdzie jest detektyw Halstead?
- Ava, chodźmy do biura...
- Nie! Powiedz mi prawdę. - strzepnęła jego dłoń ze swojego barku.
- Chodź ze mną. - wskazał jej kierunek, z którego właśnie przyszedł. Nie chciała tam iść. Chciała odpowiedzi, tu i teraz, ale wiedziała, nie dostanie ich jeśli nie pójdzie tam gdzie prosi. Przeszli korytarzem do pokoju, w którym była wielka szyba. Za nią też było pomieszczenie. Zobaczyła tam Jaya i omal nie przylgnęła do niej.
- Co się stało? - zapytała drżącym głosem.
- Ma poważne problemy.
- Możesz mu pomóc?
- Nie, jeśli nie znajdziemy niczego, co go uniewinni. - badawczym spojrzeniem patrzył na córkę. Nie znał jej, jednak nie podobało mu się jak patrzy na Halsteada.
- Mogę z nim porozmawiać? - zapytała znienacka. Dziwne jak bardzo miękkie serce miał Hank, gdy prosiła go o coś ta dziewczyna. Nie mógł jej odmówić. Wpuścił ją do pokoju, a na jej widok Jay podniósł się zszokowany. Złapał dziewczynę, która wbiegła w jego ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top