R. 3 Ucieczka

Po mojej ucieczce ze szkolnej wigilii minęło kilka dni. Postanowiłam jednak wrócić do mojego domu, aby spakować i przygotować się do ucieczki. Byłam prawie spakowana, jeszcze tylko zabiorę moje oszczędności, jak i pieniądze mojego ojca i to tyle. Kiedy skończyłam zapinanie mojego ogromnego plecaka udałam się w poszukiwanie mojej skarbonki. Telefon miałam już przygotowany, tak samo jak inne drobiazgi. Szukałam wzrokiem mojej skarbonki, w której miałam ponad 1000 albo 1500 złoty. Pomyślicie pewnie, po co mi są pieniądze ojca? Już tłumaczę, aby wynająć, i co najważniejsze utrzymać się w jakim kolwiem małym mieszkaniu potrzebuje trochę więcej niż marne 1000. Niektórzy myślą, że ta kwota jest duża, ale tak się tylko może wydawać.
- jest! - powiedziałam sama do siebie biorąc w rękę moją skarbonkę i co mnie zdziwiło, była ona pełniuseńka z czego byłam zadowolona. Zamierzałam w stronę "sejfu" mojego ojca, gdzie miał on tyle pieniędzy, ile by pielęgniarka w miesiąc nie uzbierała. Na moje szczęście znałam kod do tego sejfu, więc otworzenie go nie sprawiało mi większego oporu. Gdy otworzyłam i zabrałam potrzebną mi kwotę zamknęłam sejf i Zamierzałam do mojego pokoju.

Kilka minut później...

Byłam już gotowa, dzisiaj będzie ten dzień kiedy ucieknę od tego koszmaru zwanym moim domem. Była godzina 19.30 miałam mało czasu, ubrałam pierwsze lepsze buty, zarzuciłam walizkę na trawe (mieszkam na parterze) i sama uczyniłam to samo biorąc telefon.

Chwilę później...

Byłam w drodze do... miejsca będącego dalej niż mój dom. Tak naprawdę nie miałam wytyczonego szlaku mej ucieczki, ale jedno wiem napewno, że muszę uciec jak najdalej od mojego domu. Wtem wpadłam na jakiegoś chłopaka był na oko w moim wieku.

- sory, naprawdę nie chciałam na ciebie wpaść - powiedziałam pomagając mu wstać , a ten tylko się uśmiechnął.

- nic się nie stało, gdybym wiedział, że ktoś za mną jest, bym się przesunął i nic by się nie stało- powiedział uśmiechając się.

- a tak wogóle jestem Julka - powiedziałam podając mu rękę na przywitanie, na co ten uścisnął ją.

- jestem Martin. A co robisz tu, w parku o tej porze? - powiedział z zaciekawieniem, a ja nie chciałam mu tego mówić, bo był on dla mnie obcy, a mama (kiedy jeszcze z nami mieszkała) powiedziała, że nie powinnam rozmawiać z nieznajomymi, czego trzymam się do dziś i szczerze, bardzo mi się to przydaje.

- a wiesz, uwielbiam spacerować wieczorami - chyba wybrnęłam, bo tylko kiwnął głową na znak, że zrozumiał.

Martin - A gdzie mieszkasz, może cię odprowadzę? - ale ja przecież właśnie z domu uciekam. Ale póki co nie mogę mu nic powiedzieć, bo (jak mówiłam) nie znam go za dobrze, znam tylko jego imię, ale to miłe z jego strony, że chce mnie odprowadzić do mego domu, czy też mojego koszmaru. Uśmiechnęłam się na tą myśl, ale zdałam sobie sprawę że gdyby wiedział jaki jest mój prawdziwy cel mojej wędrówki, to poprostu nie pytał by o to.

- nie dzięki, ale to miłe z twojej strony, że chesz mi pomóc, ale nie skorzystam- nie chciałam być chamska, ale jestem nieufna co do obcych. Blondyn poszedł, a ja myślałam gdzie by się udać, wsumie mogłam teraz zgłosić to na policję, ale tak jakoś nie chcę zostać zabrana do domu dziecka.

Kilka minut później....pov Martin

To jest bardzo podejrzane co taka dziewczyna robi w parku, i to jeszcze w wieczór wigilijny. Wtem zobaczyłem jakiegoś chłopaka chodzącego po parku, był wyraźnie poddenerwowany, z pewnością szukał czegoś, lub kogoś.

- hej, pomóc Ci? - zapytałem, na co ten się odwrócił.

Kuba - wsumie to, tak. Jest jedna rzecz, w której mógłbyś mi pomóc. Czy widziałeś może taką dziewczynę o długich brązowych włosach i zielonych oczach? - powiedział, a mnie olśniło, mu pewnie chodzi o tą dziewczynę, którą spotkałem.

- tak się składa, widziałem tą dziewczynę, ma na imię julia, tak? - spytałem, aby się upewnić. Ten jakby się ożywił i zaczął wypytywać mnie o wszystko.

W tym samym czasie...pov julki

Siedziałam sobie na ławce słuchając muzyki. - nie mogę tak tu siedzieć, i nic nie robić - powiedziałam do siebie i zaczęłam myśleć nad moim dalszym celem podróży. Wsumie, mogłam mu powiedzieć, teraz bym pewnie siedziała tu i opowiadała całą moją historię. Przez chwilę słyszałam czyjeś kroki, ale je zignorowałam i zajęłam się myśleniem. Znowu usłyszałam kroki, w tym momencie zdjęłam słuchawki i rozglądnęłam się wokół siebie, ale nikogo nie zauważyłam. Ale tym razem kogoś usłyszałam, co ja mówię, to nie był ktoś przypadkowy, to była angela, moja przyrodnia siostra, której nienawidzę. Podeszła do mnie biorąc mnie za włosy i ciągnąc mnie do góry.

Angela - czy to ładnie tak uciekać? - powiedziała z tym swoim psychopatycznym uśmiechem, którego w życiu bym nie zapomniała. Ona jest w moim wieku, a zachowuje się bardziej dziecinnie, jak gówniara z gimnazjum.

- hmm....napewno lepsze niż znęcanie się nade mną, siedzenie z ojcem psycholem, i... - nie dała mi dokończyć, bo chyba ją wyrzuty ruszyły, cóż nie zdziwiła bym się gdyby teraz mnie przepraszała, ale chyba coś innego ją uciszyło. Spojrzałam za siebie, a tam stali kuba i ten chłopak którego poznałam. Kuba podszedł do mnie, odpychając przy tym moją znienawidzoną siostrę. A ta tylko powiedziała ciche,, przepraszam", które było skierowane WYŁĄCZNIE do mnie, ja się uśmiechnęłam. Ona odwzajemniając gest pobiegła gdzieś machając mi ręką na porzegnanie. Odmachałam jej z uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz się skapnęłam, że chłopaki zadawali mi milion różnych pytań, i najwyraźniej ich nie słuchałam, no cóż..

Kuba - odpowiesz mi na pytanie?! - spytał z niemałą irytacją w głosie, na co uśmiechnęłam się głupio.

- a czy mógłbyś powtórzyć swoje pytanie - pytając o to czułam się trochę jakbym była na lekcji i nie dosłyszała pytania, na co kuba tylko westchnął i powiedział

Kuba - Mówiłem - zaczął - o tym, co ci odbiło, przecież nie musiałaś uciekać- powiedział będąc już mniej poddenerwowanym, a martin patrzył na to wszystko z niemałym rozbawieniem, wkońcu to musiało wyglądać komicznie, skoro ja nie słuchałam co Kuba mówił i jeszcze do tego musiał mi to powtarzać.

- po pierwsze - zaczęłam, na co obaj zaczęli słuchać - nie mogę zostać w tym mieście, a tym bardziej w tej szkole...on wszędzie mnie znajdzie, ja, ja muszę stąd odejść. Ze szkoly, z tego Miasta. Żegnaj, przekaż Adzie, że już prawdopodobnie mnie nie zobaczy. A ty, Martin, skąd jesteś? - powiedziałam wygłaszając przy tym mini monolog, na co chłopak powiedział

Martin - mieszkam w sąsiadującym mieście, a przyjechałem tu do mojej kuzynki Gladis, która zaprosiła mnie do siebie na kolację wigilijną, jak chcesz to możesz do nas dołączyć. To jak, chcesz?

_____________________

I tym akcentem kończymy rozdział. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, jeśli macie jakieś pytania, lub zastrzeżenia co do moich rozdziałów, to śmiało piszcie (jeśli znajdą się jakiekolwiek błędy, to przepraszam)

Jak myślicie, czy julka przełamie swój lęk przed Bożym narodzeniem i skusi się na propozycje Martin'a? Zobaczymy, zobaczymy...

Pozdrawiam was, oraz życzę miłego dnia (bądź wieczoru) to narazie

<betigra>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top