Rozdział 8

Poczułam czyjeś dłonie złapały moją nogę po czym pociągnęły  ja w stronę bijacych się. Przez co moje ręce znowu ocierały się co jakiś czas o kawałki szkła co bardzo bolało. Zastanawiam się tylko czemu tu jest aż tyle pozostałości po butelkach.

- Myślałaś, że uda Ci się zwiać
choć jeszcze popatrz. - Powiedział Sam po czym puścił moją nogę.

Byłam zmuszona do patrzenia jak się biją.Ich oczy były naprawdę przerażające nigdy nie widziałam aż tak groźnych.We wszystkich postaciach nadprzyrodzonych postrzegam normalnych miłych osobników a nie dzikie bestie.Nieznajomy chwycił Sam'a za szyję i przywarł go do ściany.Zaczął pić jego krew i rozszarpywać jego gardło to było ohydne. Wszędzie była krew a ten nieznany mi koleś zaczął do mnie podchodzić.Wziął mnie w ramiona bardzo delikatnie.

-Kim jesteś? - Zapytałam wystraszona jego zachowaniem wobec wilkołaka i obolała od skaleczeń.

-Ja jestem Gabriel pracuje w zamku z którego przyjechałaś. Ojciec Twojego chłopaka mnie wysłał aby Cię chronić.Przewidział to, że być może ktoś będzie chciał Cię zaatakować. - Od razu po tych słowach kamień spadł mi z serca.

-Dziękuję.- Wykrztusiłam.

-Bardzo się pokaleczyłaś musimy Cię opatrzyć.-Powiedział spoglądając na moje dłonie.Widziałam z jakim trudem na nie patrzył.Pewnie trudno mu było się powstrzymać.

-Czy mogę.-Rzekł i schylil się do moich rąk.Wiem dobrze o co chodzi.

-Dobrze.-Odpowiedziałam a on zlizal delikatnie krew z mych rąk.

-Dziękuję Ci bardzo. -odezwał się po chwili.

-Spokojnie zaraz będziemy ,mam nadzieję ,że nie widziałaś mojej walki z tym wilkołakiem.- dodał już normalnie bez spięcia.

-Nie....znaczy tylko części.

-No to może skasować ci wspomnienia z tego kawałka dnia?

-Nie wolę pamiętać,teraz już wiem z czym mam do czynienia.

Dotarliśmy do samochodu. Gabriel delikatnie położył mnie na całym tylnim siedzeiu. Jechaliśmy wolno wszystko w mojej głowie wydawało się tak zakręcone i było strasznie duszno.Ledwie mogłam złapać oddech wkońcu zasnełam.

-Panno Kathrin proszę wstać. - Poprosił przy okazji budząc mnie Gabriel.

-Idę po właściciela domu. - Dodał służący.

-Nie dam radę sama dojść nie rób ze mnie ofiary.

-Przepraszam, ale muszę to powiedzieć jest pani pokrzywdzona przez tamtego wilkołaka więc jest pani teraz ofiarą.

-Dobrze chodzi tylko o to, że nie chce być problemem i sama dam radę dojść do skrzydła szpitalnego wraz z tobą po co nam inni?

-Gdyby była panienka problemem już by tu pani nie było no, ale dobrze zgadzam się pójdziemy sami.

-Dziękuję.

Wstałam z leżącej pozycji z pomocą Gabriela i razem doszliśmy w spokoju do skrzydła szpitalnego.Prawie upadłam po drodze, ale na szczęście on mi pomógł.Na miejscu pielęgniarka zaszyła mi ręce bardzo bolało.

Kolejny rozdział za nami moji mili.Mam nadzieję że książka się podoba.Zachęcam też do pisania swoich opinii w kom .Innymi mówiąc napisz kom pls.Wiem że mało osób czyta bo była zawieszona i boicie się pewnie że znowu tak będzie, ale nie.Mam prośbę jak nie chce wam się pisać kom typu :spoko rozdział itp.To umówmy się tak napiszcie
Jeśli podobało się:    Yj
Jeśli średnio:              Ti
Jeśli nie:                       Bc
Oki do następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top