Rozdział 24

~Gabriel~

- Macie cudowne miny. Pewnie Nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw.-powiedziałem z uśmiechem.
- Kim ty do cholery naprawdę jesteś?- prawie krzyknął Pan Cownwell.
- Ja Tylko ugiętym sługą.
- To uwolnij Kathie!- dodał się do konwersacji Daniel.
- Nie powiedziałem, że waszym sługą lecz władczyni wilków. Jako syn słynnej Samanty muszę być jej posłuszny.
- Tak samo jak Ja.- rzekła moja siostra.
- Angela ty też jesteś w to wciągnięta?-zapytał młodszy Cownwell.
- Owszem, Nie mogłam się doczekać tej chwili.
- Siostro zużyliśmy już za dużo czasu. Wraz z moją siostrą oraz Scarlett oddalimy się . Tylko pierw niech nasi goście zostaną wydaleni z  naszej posiadłości.
Już miałem wyjść z pokoju lecz usłyszałem głos.
- Wypuść ich, błagam. Zostanę tu ,ale wypuść moją matke, ojca,Daniela I jego tatę.- słyszałem rozpacz w jej głosie.
- Jak sobie życzysz kochana. Otwórzcie drzwi!-powiedziałem dalej Nie mogąc zetrzeć sobie uśmiechu z twarzy.
- Ona Nie Jest rzeczą! Tym bardziej Nie twoją kochaną ty zdrajco!-wyrzył się Daniel.
- Słyszałeś ją.
Żołnierze wypuścili matkę I ojca Katherine I odprowadzili siłą moich drogich gości. Kiedy odeszli postanowiłem spojrzeć na Katherine. Klęczała na podłodze i płakała zakrywając dłońmi swoją delikatną twarz. Łzy kapały na posadzkę kropelka po kropelce. Podszedłem do niej i pomogłem jej wstać ,choć stawiała lekki opór. Wyglądała jakby chciała zostać na tej podłodze przez wieczność i nigdy nie przestawać płakać. Wziąłem ją w ramiona i wyniosłem z pokoju. Jeszcze na korytarzu powiedziała do mnie.            - Gabriel...Czy mogę pójść się położyć?  Nie mam siły, a nie chcę by ktoś widział mnie w takim stanie.- Jej twarz była tak urocza miałem ochotę zrobić dla niej wszystko.
-Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić obiecałem matce, że od razu po ich wyjściu będziesz u niej w komnacie.- Musiałem jej odmówić. Mimo tego iż była przekonująca, Katherine jest wyjątkowa. Uwielbiam jak się uśmiecha, jest wtedy taka...taka Nie umiem ująć tego w słowa. Nagle usłyszałem jej głos.
- Rozumiem...zależy ci na niej w końcu jest twoją matką.-powiedziała i lekko uśmiechnęła się. Dalej miała mokrą twarz od łez. Chciałabym coś zrobić, ale Nie mogę zdradzić własnej rodziny. To było by łamiące zasady naszej watchy. Nigdy bym tego nie zrobił, choć nie wiem jakbym pragnął. Dotarłem do pokoju mojej matki. Kazała mi wyjść z pokoju by została z nią sam na sam.

~Katherine~

Gabriel wyszedł i zostawił mnie ze swoją mamą. Nic nie mówiła tylko przyglądała mi się przez jakiś czas. W Końcu odezwała się.
- Wybranko tyle czekałam, aż cię znajdę.
- Chcę pani coś powiedzieć.
- Słucham uważnie?-powiedziała z ciekawością.
- Rozumiem to co pani robi i od samego początku chciałabym wspomnieć ,że zrobię wszystko ,aby Tylko moja rodzina była bezpieczna. Nie chcę, aby po mojej ewentualnej śmierci pani, była za nią odpowiedzialna. Próbuję powiedzieć, że wybaczam pani.- Samanta Bardzo się zdziwiła.
- Dziękuję ci i chcę przedstawić ci mój plan działania.
- Dobrze.
- A więc na początku damy szansę twoim drogim przyjaciołom na odzyskanie cię, a jeśli im się to Nie uda zostaniesz poświęcona w ofierze.
- Ile czasu?-zapytałam.
- Ale co?
- Do dania im tej szansy?
- Parę tygodni ,może umówmy się za 2 tygodnie. Od razu po tym jak im się nie uda poświęcimy cię w ofierze, zgoda.
- Zgadzam się.- choć pewnie I Tak Nie miałam wyboru.

Oto ostatni rozdział tego opowiadania :') Piszcie Jak odczucia z tego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top