Rozdział 11

Obudziłam się nie za bardzo pamiętam co się stało wczoraj.Wiem tyle ,że dzisiejszego dnia jest Balo-impreza i muszę kupić sobie fajną sukienkę.Wyszłam więc z pokoju ,aby poprosić kogoś o normalny strój.Bo ludzie będą się dziwić moim strojem na codzień. Błąkałam się wiec po pałacu i szukałam kogokolwiek. Nareszcie na końcu korytarza zobaczyłam Gabriela.

-Hej!-wrzasnęłam aby mnie usłyszał i pobiegłam do niego.

- Katrin co ty tu robisz?

- Szukam kogokolwiek.

- Rozumiem, a kupiłaś już sukienkę?

- Nie właśnie chciałabym znaleźć jakieś normalne stroje w końcu na mieście takie ubiór nie pasuje.

- Pójdę z tobą jeśli chcesz.

- Dobrze, ale czy to nie będzie przeszkadzać Ci w pracy?

- Moja praca to opieka nad mieszkańcami zamku, więc nie.

- To chodźmy.

Zabrał mnie do garderoby i dał normalną bluzkę i dżinsy wraz z trampkami.Wyruszyliśmy do samochodu tym razem Gabriel usiadł obok mnie, a nie z przodu jak ma w zwyczaju.

- Panienko...

- Nie mów do mnie panienko, dobrze.- powiedziałam spięta.

- Dobrze Panien...Katrin.

- Zrozum jak dla mnie jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się tak do siebie nie zwracają.

- Przyjaciel. -powtórzył po mnie.

- Skoro jesteśmy przyjaciółmi to czy mogę o coś zapytać?

- Tak, wal. - Po tych słowach chwilę się zastanowił co ma robić.

Wkrótce jego ręką delikatnie stuknęła w moje ramie, a ja zapytałam.

- Co Ty robisz?

- No wale. - powiedział zakłopotany.

-Nie o to chodziło słowa wal używa się, też do zachęcenia aby coś powiedzieć.

-Rozumiem no więc czemu Ty w ogóle spotykasz się z Danielem. Jak do tego doszło przecież jesteś człowiekiem a wampir do współżycia nie wybiera ludzi.

- Daniel chodził ze mną do szkoły i dnia kiedy zabrał mnie do zamku, albo porwał jak kto woli. Po prostu się zakochałam już wcześniej mi się podobał.

- Lubisz być porywana?

- Nie skądże.

- A.. -przerwałam mu.- Teraz ja pytam ok.

- Dobrze.

- Od kiedy pracujesz w tym zamku?

- W tym dniu kiedy wróciłaś z Danielem wieczorem.

- Chodzi o to kiedy mnie nie było przez chyba z dwa dni ,tak.

- No to wtedy.

-Jesteśmy na miejscu. - odezwał się po chwili kierowca.

- Dziękuję, że mnie Pan zawiózł.

- Panienka nie ma za co dziękować, to moja praca.

- I tak dziękuję.

Wysiedliśmy z auta i tylko rozejrzałam się do o koła wszędzie sklepy z pięknymi sukniami. Weszłam do pierwszego z brzegu i zerknęłam na cenę byle jakiej sukni która w tym momencie wpadła mi w oko.

- O Boże.

- Co się stało? - Zapytał Gabriel.

- Nic tylko ta cena.

- Co z ceną?

- Widzisz te kwotę.

- Tak.

- Nie dziwi Cię że sukienka kosztuje 2,5 tysiąca.

- Nie, to normalna cena.

- Nigdy nie widziałam tyle na oczy.

- Jesteś jeszcze młoda zobaczysz więcej pieniędzy. Pan zamku dał nam na zakupy 7,000.

- Chyba na kolejny zamek.

- Nie na suknie i ewentualny dodatek czy buty.

- Nie mogę ,czy nie ma w okolicy tańszych sklepów?

- Nie ,ale Pan to przewidział.

- Co?

- Że nie będziesz chciała kupić sobie sukni za tyle pieniędzy.

- I co robimy?

- Dał mi wskazówkę.

- Jaką?powiedziałam ,a on do mnie podszedł.

- Kupisz sobie ładną sukienkę w jednym z tych sklepów nie patrząc na cenę. - rzekł patrząc mi prosto w oczy.

- Dobrze.

Otrząsnełam się teraz czuję się jakbym była w transie przed chwilą.Dziwne, za dużo seriali na oglądałam.

- Wszystko ok Katrin?

- Tak chodźmy nareszcie kupić te kiecke. - powiedziałam wesoło i stanowczo.

- Już panienko. - nic nie odpowiedziałam tylko spojrzałam na niego gniewnie.

-Przepraszam - dodał.

-Nie ważne chodźmy przecież nie chcemy się spóźnić ,nie?

Koniec rozdziału ludziska.Ach te zakupy ;) .Jak wam się podobał rozdział.Nawet jeśli słabo to napisz.Powiedz co mogę zmienić.Do następnego,  papa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top