3. Napięcie
Laura mieszkała w małej kawalerce w centrum, więc inicjatywę przejął Adam. Miał on dom z ogrodem pod miastem, a wieczór miał być ciepły i pogodny, więc umówili się na grilla. Adam osobiście stanął przy ruszcie, seksownie wyglądał w białej koszuli i fartuchu. Laura zrobiła jeszcze i przywiozła od siebie dwie sałatki, a Sara zamówiła ciasto tortowe nasączane rumem, które odebrały po drodze.
Przyszli wszyscy z redakcji, którzy pomagali przy książce, starzy przyjaciele Laury i koledzy Adama z kancelarii. Naczelny żartobliwie opowiadał, jak młody prawnik sprytnie wmanewrował go w lepsze warunki dla Laury, Teresa, którą Laura znała od gimnazjum, flirtowała z Michałem, grafikiem i projektantem okładki, Andżelika, młoda adiustator świeżo po studiach wpadła w oko Szymonowi, mecenasowi, który zapomniał, że przyszedł z żoną, Beatą.
Laura próbowała zapanować nad potencjalnymi dramatami, ale Sara okazała się być w tym dużo zręczniejsza. Nic dziwnego. Ona brylowała w towarzystwie, kiedy Laurę trzeba było wyciągać niemal siłą sprzed komputera na przynajmniej te ważniejsze domówki. Przyjaciółka zobowiązała się też, że będzie rozwozić do domów tych, którzy mieli już dość, także Laura mogła wyluzować i cieszyć się chwilą. W tym wąskim, ale życzliwym gronie, ubrana w ulubioną sukienkę ze złotą, metaliczną nitką, czuła się trochę jak gwiazda filmowa. Wszyscy jej gratulowali świetnych recenzji i rekordowej sprzedaży - jeśli tak dalej pójdzie, może przydarzy jej się dodruk.
Cudownie się bawiła i nie upiła się nawet bardzo.
W końcu nadszedł ten moment, kiedy impreza rozbiła się na mniejsze grupki, a Teresa urwała się na prywatnego drinka z Tomkiem z kancelarii, Beata zrobiła Szymonowi awanturę na środku podwórka, po czym praktycznie wepchnęła go pijanego do auta, Sara odwiozła Andżelikę i parę osób, które miały po drodze, a nie przyjechały własnymi samochodami.
Laura mijała się z Adamem czasem w kuchni, czasem w salonie, ale nie miała tak naprawdę chwili na spokojniejszą rozmowę, bo zaraz ktoś porywał ją do tańca lub kto inny zamęczał jego o przepis na marynatę do mięsa.
Parę osób rozjechało się do domów jeszcze przed ósmą, bo mieli już małe dzieci, które zostawili z dziadkami czy opiekunkami. Laura, żegnając się z nimi serdecznie, myślała mimowolnie, kiedy sobie kogoś znajdzie, takiego naprawdę, nie dla przyjemności, do obściskiwania się przy netflixie, ale takiego na codzienne, prawdziwe życie.
Po którejś turze odwożonych gości około dziesiątej, Laura zorientowała się, że została sama. Praktycznie pożegnała ich w progu jak prawdziwa gospodyni. Zarumieniła się i zachichotała pod nosem.
Adam był w ogrodzie, chyba zbierał porzucone kieliszki i butelki. Laura pomyślała, że czekając aż Sara wróci po nią, trochę mu pomoże i w podobnym celu rozejrzała się po salonie. Zebrała talerze i miskę z resztą sałatki i zaniosła do kuchni. Opłukiwała zastawę i wstawiała do zmywarki, tak ją zastał Adam. Przystanął w progu, chyba go zaskoczyła. Fartuch zdjął już jakiś czas temu, świetnie się prezentował w rozpiętej pod szyją koszuli z podwiniętymi rękawami, kuchenne światło podkreślało szerokie ramiona na tle ciemnego wejścia do ogrodu.
- Pomyślałam, że trochę pomogę! - zawołała. Speszyła się swoim głosem, wydał jej się za głośny.
- W porządku - kiwnął głową.
Stanął obok niej ze swoimi naczyniami. Przesunęła się, teraz on płukał, a ona tylko wkładała do zmywarki. Kuchnia była spora, jak to w domach, ale zlew ze zmywarką były akurat obok siebie, trochę ciasno jak na stanowisko dla dwóch osób. Ich biodra stykały się, co chwilę trącali się łokciami. Laura czuła jego perfumy, chyba Cool Water, ale jakby nie do końca, musiały połączyć się z jego własnym zapachem, dając mu tę unikalną aurę.
Odetchnęła głębiej, poczuła jak procenty we krwi mocniej uderzają jej do głowy. Cisza między nimi stała się nieznośna, całe popołudnie nie rozmawiali, a teraz zaczynała mieć pijane myśli. Żeby je zagłuszyć, zaczęła trajkotać do siebie:
- Świetnie się bawiłam, naprawdę się cieszę, że zaproponowałeś grilla. Wszystkim się chyba podobało, prawda? Chociaż Szymon sobie dzisiaj nagrabił, haha. Próbowałeś ciasta? Muszę polecić piekarnię siostrze ciotecznej a osiemnastkę. Chociaż ona by wolała masę śmietanową, ale to się na pewno da załatwić. Ania zamawiała kiedyś od nich pijaną wiśnię, ale z masą cytrynową, ale musiała dopłacić, ale to nie tak, że się nie da. Poznałeś Anię? Chyba wyszła z Michałem. A może Pawłem? Wtedy grała ta piosenka... O, masz jakieś małe pojemniki? Przełożę ci sałatkę. Ale miską się nie przejmuj, oddasz przy okazji.
Schyliła się do drzwi zmywarki, przypomniała sobie, że ma na sobie jedną z tych sukienek, w których się raczej kuca. Wyprostowała się szybko, jedną ręką naciągając rąbek, który podjechał na tyłek, drugą odgarnęła włosy z twarzy za ucho.
- Laura? - Adam przysunął się, czuła bijące od niego ciepło.
- Hym? - mruknęła, natychmiast zapomniała, o co go pytała. Uciekała wzrokiem, ale nie przyszło jej do głowy, żeby się odsunąć.
Stanął przed nią, za sobą miała blat kuchenny. Adam nie był od niej wiele wyższy, kiedy miała szpilki, ale dominował nad nią. Oparł ręce o blat po bokach, właściwie jej nie dotykał. Czuła tylko lekkie muśnięcia materiału spodni na gołych nogach. Nachylił się do odsłoniętego ucha.
- Ładnie wyglądasz - szepnął.
- Teraz masz kiepski widok - odparła prawie na bezdechu. Paliły ją policzki.
- Cały wieczór patrzyłem.
Wyprostował się, dłonie z blatu zsunęły się na jej biodra, potem wyżej do talii. Laura odetchnęła, oparła ręce o jego tors. Odważyła się spojrzeć mu w twarz. Zbliżył usta do jej ust, poczuła ciepły oddech wargach. To było przyjemne, całkiem proste i naturalne - poddać się tej chwili.
- Nie! - jęknęła, w ostatniej chwili odwracając głowę, jego usta musnęły jej upudrowany policzek. Odepchnęła go delikatnie. - Nie chcę, to nie tak, ja naprawdę nie... Nie tak...
"Ja naprawdę, chcę tak naprawdę-naprawdę, nie na chwilę..."
Przecież mu tego nie powie.
Objęła się ramionami, odsunęła się, a on jej nie zatrzymał. Zacisnął usta, wcisnął ręce w kieszenie spodni.
- Ja naprawdę... - chciała się przed nim jakoś wytłumaczyć, tak przynajmniej czuła, że powinna. - Pomyślałam, że pomogę. Z naczyniami. Nie chciałam... To nie tak, że specjalnie zostałam. Sara miała mnie odwieźć. Czekałam na Sarę i pomyślałam, że pomogę.
- W porządku - powiedział tylko.
Nalał sobie szklankę wody z kranu. Upił łyk. Stał tak, stali tak oboje, o krok od siebie. Ta kuchnia zawsze była taka ciasna?
- Zadzwonię do niej.
Praktycznie wybiegła z kuchni do salonu, w poszukiwaniu torebki i komórki. Wyrzucała sobie od kretynek, co Adam sobie teraz o niej myślał? Dziwka, że uwodzi, a potem dziwka, że tchórzy?
Znalazła telefon, w powiadomieniach wisiał SMS od Sary.
"Widziałam, nie podglądałam! Uciekam cichutko! Powodzenia skarbie! Jutro mi wszystko opowiesz!!!" i chyba z dziesięć całujących emotek na przemian z fajerwerkami.
Boże!
- Zabiję ją.
- Nie przyjedzie po ciebie?
Odwróciła się, Adam stał oparty ramieniem o futrynę. Zacisnęła usta, wzruszając mu ramionami. Sięgnął do tylnej kieszeni po swój telefon. Faceci to mają łatwiej.
- Zadzwonię po taksówkę.
- Mogę sama - próbowała unieść się honorem, ale jej przerwał.
- Wzięłaś pieniądze na domówkę? Daj spokój, to nic takiego.
Cóż, mogła zapłacić telefonem, ale nic mu nie powiedziała.
Adam zadzwonił, podał adres. Rozłączył się, schował telefon, potem tak stali. Laura włożyła swój do torebki, którą odłożyła na kanapę obok. Słychać było, jak tyka zegar na ścianie, choć Laura mogła przysiąc, że to jeden z takich, które wiesza się tylko dla ozdoby. Może jednak ten też, bo przerwy w tykaniu sekundnika były nieprawdopodobnie długie.
- Do diabła z tym - warknął nagle Adam.
W kilku krokach przeciął salon i stał naprzeciw Laury, zanim zdążyła mrugnąć. Miała jeszcze otwarte oczy, szeroko, w zaskoczeniu, kiedy objął ją ramieniem w pasie, a drugą dłoń wsunął we włosy. Wpił się w jej usta, patrzył na nią spod rzęs. Chciała zaprotestować - jęknęła tylko. Adam przygarnął ją do siebie mocniej, dłoń pieściła kark, ręka na plecach zabłądziła na głębokie wycięcie sukienki. Przechylił głowę, całował ją z pasją, ale bez brutalności. Czuła się pociągana, nie popychana. Przymknęła oczy i rozchyliła usta. Wsunął jej język, badał ją, zgłębiał. Mieszały się ich oddechy.
Błysk w oknie rozproszył ją. Taksówka podjechała zdecydowanie za szybko.
Zdała sobie sprawę, że objęła go w pasie i zacisnęła dłonie na koszuli. Naprawdę nie chciała puszczać.
Naprawdę-naprawdę.
- Możesz zostać - powiedział miękko Adam.
- Muszę iść. - Oblizała usta. Uśmiechnęła się zakłopotana pod nosem, odsuwając się od niego. - Szef nie wie, że nie wracam na noc.
- Cholerny kot.
Normalnie się obraziłaby, ale teraz ją to nawet rozbawiło. Nie tak by to ujęła, ale czuła podobnie.
Odprowadził ją do taksówki, zapłacił kierowcy z góry i otworzył Laurze drzwi.
- Zadzwonię jutro - obiecał.
- Dobranoc...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top