16. Czekolada

To był wielki dzień dla smakoszy i entuzjastów. Nareszcie udało się wyprodukować niskokaloryczną czekoladę. Firma Melt, mocna na rynku żywności w branży słodyczy i napojów energetycznych, przystąpiła do dystrybuowała deseru pod nazwą Melty ("ten smak roztopi wasze serca!"), a pełny dochód był przekazywany na sfinansowanie dalszych prac laboratoryjnych zespołu CoZeCa. 

Hasło i pełna nazwa brzmiały "Cocoa Zero Calories" i taki cel im przyświecał. Po latach walki z ograniczeniami chemii, technologii i ludzkiej pomysłowości, geniusz laborantów zwyciężył.

Produkt wszedł na rynek jako czekolada Smelt i reklamowana była pingwinkami, obrzucającymi się śnieżkami. Jeden pingwinek zjadał kostkę czekolady nowej generacji, ulepił dwa razy większą od niego śniegową kulę, którą zrzucał kolegom na głowy i zbijał ich jak kręgle, wszyscy się śmiali i doskonale bawili.

Firma nie mogła bowiem uciec od faktu, że od drugiej generacji produktu nie tylko się nie tyje, ale wręcz chudnie i wzmacniają się mięśnie. Postanowiono to więc wykorzystać.

Było wielu sceptyków, osiągnięcia firmy i naukowców były długo pod ostrzałem niezależnych organizacji, badających bezpieczeństwo produktu dla zdrowia. Jednak proces produkcyjny zastrzeżono i opatentowano recepturę, a krytykanci na własną rękę nic nie znaleźli. Nic nie wskazywało na to, by Smelt ze swoim wzmacnianiem mięśni i układu krążenia był większym zagrożeniem dla zdrowia niż naturalna czekolada powodująca przyrost tkanki tłuszczowej, nadciśnienie i cukrzycę typu II.

Świat zwariował.

Smelt jedli wszyscy. Zwykli fani czekolady przede wszystkim, ale nie tylko. Dietetycy zalecali ją osobom z otyłością, a najbardziej rygorystyczne mamy kupowały ją swoim dzieciom, wierząc w prozdrowotne właściwości. Raczyli się nią nawet wegetarianie. Wojsko miało ją dołączoną do racji żywnościowych. Sportowcy dodawali Smelt do proteinowych ucierek, a ponieważ była niewykrywalna we krwi i moczu, na różnych zawodach poszczególnych państw i świata nastąpiła fala nowych rekordowych wyników, którą w mediach okrzyknięto Willy Wonka's Wave. Z niecierpliwością wyczekiwano oszałamiających zmagań Czekoladowych Dzieci na Olimpiadzie za trzy lata.

Ludzie zrobili się smuklejsi, żwawsi, silniejsi. Opanowano plagę chorób cywilizacyjnych w państwach rozwiniętych. Smelt jedzona regularnie dodawała energii, od której aż chciało się biegać, cieszyć, żyć. Profesjonalni czekoladnicy i inni producenci słodyczy musieli w końcu skapitulować, za mało klientów było wiernych naturalnej czekoladzie. Kupowali od Melt gotowy półprodukt, firma nie chciała sprzedać patentów CoZeCa za żadne pieniądze. Fabryki produkujące bazę strukturalną do Smelt były strzeżone lepiej niż szklarniowe plantacje marihuany w Kanadzie.

Choroba rozwijała się powoli. Wchodziła ludziom przez krew do głowy i topiła im mózgi. Zmian nie dało się od razu zauważyć. A potem było już za późno.

W rok Olimpiady ludzie zaczęli wychodzić na ulice. Najpierw chodziło o jakieś problemy społeczne, prawa mniejszości albo wyniki wyborów, które dzieliły społeczeństwo. Ludzie robili się coraz bardziej agresywni, odnotowano więcej ofiar śmiertelnych w napadach rabunkowych, policja częściej sięgała po broń. Plądrowano sklepy, dewastowano ulice. Przywódcy państw wystawiali wojsko przeciw swoim obywatelom lub wysyłało je na podbój innego kraju pod byle pretekstem. Odpalono rakiety. Kilka krajów zniknęło z powierzchni ziemi.

Pandemia agresji pochłonęła 3 miliardy istnień, pięćdziesiąt razy więcej, niż Druga Wojna Światowa. Znajdowali się jeszcze mądrale, którzy szukali przyczyny, ale nie byli nawet blisko prawdy. Nieliczni orędownicy pokoju, nawołujący publicznie do opamiętania, byli dosłownie rozszarpywani na ulicach, zanim zdążyły dotrzeć na miejsce oddziały porządkowe.

Ekonomia się załamała. Fabryki dostosowywano na użytek wojsk do produkcji konserw, broni i czołgów. No i czekolady. Rząd przejął fabryki wytwarzające Smelt, wierzono, że kto ma Smelt, stworzy najsilniejszą armię.

Wtedy już wiedzieliśmy, tak, ale dowiedzieliśmy się zdecydowanie za późno. Część z nas też jadła nasz wynalazek, musieliśmy ich zabić gołymi rękami, żeby się bronić - z zimną krwią, a nie jak oni, w szale. To było najgorsze. Byłem naukowcem laboratoryjnym, ale nigdy nie miałem krwi na kitlu. 

CoZeCa popełniło straszny błąd i byłem jednym z ludzi za to odpowiedzialnych. Musieliśmy coś zrobić. Receptura nie mogła wyciec, upublicznić się. Ja paliłem dokumenty i uśmiercałem dyski pamięci, inny zespół wysadzał co ważniejsze machiny w fabrykach. Nie było warunków, czasu ani środków na wyprodukowanie lekarstwa, zresztą należałem do sceptyków tego, że efekt byłby natychmiastowy. Zmieniliśmy ludzi genetycznie, Smelt pomieszał im kabelki w mózgach. Szacowaliśmy, że przez syndrom abstynencyjny mogą zginąć kolejne miliony, ale to była nasza jedyna szansa, żeby spróbować cokolwiek naprawić. 

Istniała też opozycja uważająca, że tylko pogorszymy sytuację. Jakby nie było już dostatecznie źle. Ich też musieliśmy zabić, gotów byli wynieść recepturę we własnych głowach, sprzedać ją za życie pod protekcją oszalałych polityków.

Stanąwszy nad trupami, patrzyliśmy po sobie niepewnie. Ostatnie dotyczyło nas wszystkich. Wiedziałem, że kiedy skończymy, może zaczniemy polować na siebie nawzajem. Może laboratoryjne opary Smeltu i nam przeżarły mózgi. 

Mam nadzieję, że moje dzieci mi wybaczą za ten świat, który im zgotowałem. Przepraszam, chciałem dobrze. Mam nadzieję, że usiądziecie kiedyś pod drzewem kakaowca i spróbujecie prawdziwej czekolady. 

Przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top