3. Napięcie
– Czy to Zielona Koperta Ślizgońskiej Imprezy? – spytała Ginny, wskazując sowę niosącą malachitową kopertę.
– Dokładnie – potwierdziłem, rozpoznając Mgiełkę, szaro-białą sówkę swojej dziewczyny.
– O mój Godryku, ciekawe do kogo.
Wśród wszystkich uczniów Hogwartu krążyły plotki o ślizgońskich zabawach.
Ślizgoni z ostatniego roku organizowali najbardziej niezapomniane domówki całej szkoły. Były również bardzo hermetyczne, dostanie się na nie graniczyło z cudem. Tylko z zaproszeniem można było na nie przyjść.
Nie zdziwiłem się, kiedy sówka usiadła mi na ramieniu i pozwoliła zabrać mi kopertę.
– Harry, jak ja ci zazdroszczę – westchnęła, tęsknię spoglądając na zielony papier w moich dłoniach. – Ile ty i Parkinson jesteście ze sobą, co? Miesiąc? A ja i Blaise ponad rok. Też bym chciała pójść na tą impre.
Zanim otworzyłem kopertę odnalazłem brunetkę przy stole Slytherinu. Jak zwykle wyglądała przepięknie. Wyczuła, że na nią patrzę i posłała mi całusa, po czym wróciła do rozmowy z siostrami Greengrass.
– Mam dwa zaproszenia – wyjąłem z listu drugą kopertę o takim samym odcieniu co poprzednia.
– O najsłodszy Merlinie – jęknęła najmłodsza Weasley. – Czemu ona cię tak rozpieszcza?
Nie odpowiedziałem przyjaciółce zbyt zajęty czytaniem zaproszenia.
Ósmoroczni domu Salazara Slytherina mają zaszczyt zaprosić Harrego Pottera na zabawę z okazji święta duchów w lochach dnia trzydziestego pierwszego, równo o godzinie dwudziestej drugiej. Sala imprezy znajduje się dwa zakręty od Pokoju Wspólnego Slytherinu za gobelinem z feniksem.
Pod spodem widniał dopisek spod ręki Pansy:
Drugie zaproszenie jest dla Gin. Znasz poczucie humoru Diabełka Złoty Chłopcze.
– To dla ciebie Gin – podałem rudowłosej kopertę. – Pansy przekazuje od Zabiniego.
– Na gacie Godryka! Oni są przewspaniali!
****** ***
Nie bez powodu imprezy ślizgonów przechodziły do historii. Były niezapomniane.
Ginny i ja weszliśmy do średniej wielkości sali, w której grała nastrojowa muzyczka. W jednym rogu znajdował się zaczarowany barek, a drugim parkiet, resztę sali zajmowały skórzane sofy.
Na wejściu powitały nas drugie połówki.
Blaise od razu zaciągnął Wiewiórkę na parkiet, a ja zostałem sam na sam z brunetką.
Z bardzo piękną brunetką. Włosy ułożyła w zadbane fale. Makijaż miała naturalny, oczy podkreślone czarną kreską, a usta muśniętę krwistoczerwoną szminką. Sukienkę również utrzymała w czerwonej kolorystyce. Wiązaną na szyi i kończącą się gdzieś w połowie ud.
Jedyne o czym myślałem to zaciągnięcie dziewczyny do jakiejś pustej sali, schowka na miotły, czy nawet pokoju życzeń i zerwanie z niej tej wyzywającej szmatki.
Pansy miała zdolność odczytywania spojrzeń kierowanych w jej stronę. I dlatego uśmiechnęła się kpiąco i specjalnie zrobiła to co zrobiła.
– Słuchajcie, gramy w butelkę! – zawołała, nawet nie specjalnie głośno.
Wszyscy zareagowali z entuzjazmem.
Podstępna manipulatorka, uwielbiała tego typu zagrania.
– Ja zaczynam – odparła Parkinson kiedy tylko wszyscy zajęli miejsca.
Byłem ja i Pansy, Ginny i Blaise, Theodore z Astorią, Daphne z jakimś krukonem oraz Dracon bez partnerki. Hermetyczne grono, niezwykle zamknięte.
– Wiewiórka. Pytanie czy wyzwanie?
– Na początek pytanie. Nie będę zaczynać z grubej rury.
– Jak wam się układa w łóżku?
–Blaise nie chwaliłeś się czy boisz się zapytać? – najpierw spytała swojego chłopaka. – Nie narzekam, lubimy próbować nowe pozycje lub miejsca, jest dobrze. Theodore, co dla ciebie?
– Wyzwanie.
– Daj mi podstawowe korki z eliksirów, muszę się z nich podciągnąć.
– Nie ma sprawy Wiewióra. Jack – padło na towarzysza Daph – pytanie czy wyzwanie?
– Pytanie.
– Daph jest twoją pierwszą?
– Daphne to moja druga dziewczyna, poprzednio chodziłem z Suzie z Hufflepuffu.
– Nie zrozumiałeś pytania Jack, karna kolejka, pytałem o sferę łóżkową.
Krukon wypił dziewięć shotów jeden po drugim i dopiero wtedy mógł zakręcić butelką.
– Wyzwanie – powiedziała Astoria bez pytania.
– Okej, to do końca gry siedź na kolanach u Theo.
– Załatwione. – Dziewczyna bardzo chętnie umościła się na kolanach Notta. – Harry, wyzwanie czy pytanie?
– Wyzwanie – odpowiedziałem, bo myślałem, że ze strony tej ślizgonki nie czeka mnie nic gorszącego. Niestety się przeliczyłem.
– Pocałuj Pans. Ale tak porządnie, nie byle buziak w policzek, chcę namiętności, pikanterii i dobrego widowiska – pod słodką minką kryła się przerażająca diablica.
Później było coraz gorzej. Wszyscy uczestniczyli w tym spisku, nawet Ginny.
Pansy świetnie się bawiła, doprowadzając mnie do białej gorączki. Obiecałem sobie, że ja już jej pokażę za to droczenie się.
Impreza trwała do późnych godzin nocnych. Byłem jedną z ostatnich osób na przyjęciu.
– Zrobiłaś to specjalnie – powiedziałem, kiedy wyszli wszyscy poza naszą dwójką.
– Możliwe – uśmiechnęła się słodko. – A coś ci przeszkadzało?
– Drażnisz się ze mną. Ta czerwona kiecka nadaje się tylko, żeby ją z ciebie zerwać i przelecieć.
– I co? Chcesz to zrobić? – podeszła w moim kierunku, zalotnie bujając biodrami do melodii, która jeszcze pobrzmiewała.
– Jak niczego innego na świecie.
Zanim zdążyłem ją pocałować odwróciła się bezceremonialnie i zaczęła bujać się w rytm, zmuszając do tego również mnie. Wiedziała co robi przyciskając pośladki do mojego krocza zarzucając mi jedną rękę za kark, jednocześnie eksponując i tak już odkryty dekolt.
Co stało się dalej zostawiam Waszej wyobraźni, bo nie jestem dobra w pisaniu takich scen
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top