15. Las
Fahey szedł spacerem przez las. Minął jakiś kwadrans od kiedy w szóstkę weszli w busz i coś ich rozdzieliło.
Od ciągłego chodzenia po wybojach bolały go nogi. Nie zliczył ile już razy prawie wywalił się o wystający korzeń. Ten las był jakiś dziwny, czuł, że coś jest nie tak jak powinno.
Oddałby wszystko za możliwość posiadania towarzystwa, nawet gdyby miał to być Kaz. Nie przywykł do ciągłego milczenia, a gadanie do siebie nie wchodziło w grę.
Do Brekkera mógł gadać, nie oczekując odpowiedzi. Z Matthiasem narzekaliby na syna Ateny. Inej była jego siostrą, temat sam by się znalazł. Przy Ninie mógłby mówić o Wylanie. Natomiast jeśli w grę wchodziłby sam syn boga kowalstwa... na dziewięćdziesiąt procent zacząłby z nim flirtować.
Wylan był uroczy w swoim zakłopotaniu, rumienił się na komplementy i zaczynał jąkać. Rozgadywał się na temat chemii, a potem zaczynał przepraszać, że za dużo mówi. Zagnieździł się w sercu ciemnoskórego i nie miał zamiaru nigdzie ruszać.
– Jesper? – usłyszał nagle, a jego serce wykonało fikołka.
Szybko odwrócił się, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie ma omamów. Nie miał.
Wylan stał kilka kroków po jego prawej. Tak samo uroczy jak zawsze.
– Ten las jest jakiś dziwny. Cieszę się, że cię znalazłem.
– Wyobraź sobie, że ja też – Jes posłał rudowłosemu flirciarski uśmieszek. – Chodźmy spróbować znaleźć resztę.
Van Eck przytaknął gorliwie.
– Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że coś usilnie trzyma nas w tym lesie – odezwał się Wylan po kilku minutach. – Na mapie wydawał się niewielki.
– Czyli nie tylko ja na to wpadłem. Przydałaby się Nina, ona się zna na czarach. Pewnie już jej się udało wydostać. A ogólnie to jak udało ci się mnie znaleźć?
Syn Hefajstosa oblał się gorącym rumieńcem obejmującym połowę twarzy.
– P-p-pomyślałem o tobie – chłopiec uciekł wzrokiem w bok.
– Ja myślałem o każdym i tylko ty się zjawiłeś. Może to przeznaczenie.
Wylan mruknął coś niezrozumiale pod nosem.
– Umówisz się ze mną? – spytał Fahey, a jego towarzysz stanął jak wryty.
Mógłbym poemat o tych jego rumieńcach napisać. Tata byłby dumny.
– J-ja?
– A widzisz tu jeszcze kogoś innego? Bo ja widzę tylko przeuroczego chłopca.
Poziom jego uroczości wywaliło poza skalę.
– N-nie wiem.
– Nie daj się prosić Wy.
– Ale po misji, okej?
Muszę złożyć stosowne podziękowania Afrodycie.
– Będę wyczekiwał tego momentu z utęsknieniem. Zabiorę cię na najlepszą randkę w twoim życiu.
– Jeśli pierwsza będzie najlepsza to co z kolejnymi? – Wylan wyraźnie dostał animuszu, a rumieńce zbladły odrobinę.
– Każda kolejna będzie lepsza od poprzedniej.
– Nie musisz wieszać poprzeczki zbyt wysoko, nigdy nie byłem na randce.
– Przecież to skandal, jesteś najbardziej uroczym chłopcem jakiego w życiu spotkałem. Chcesz mi wmówić, że nikt nigdy na ciebie nie leciał?
– Eeeeeee..... Tak?
– I nigdy się nie całowałeś?
Policzki rudego herosa na nowo pokryły się szkarłatem.
Tym razem to Fahey stanął jak wryty.
Tak nie może być.
Odwrócił się do Wylana, przyciągnął go do siebie i zanim stchórzył, pocałował. Nie chciał spłoszyć chłopca zbyt gwałtownymi posunięciami dlatego narzucił sobie wyraźne granice, pocałunek był delikatny, ot zwykłe muśnięcie ust.
Naraz rozległy się oklaski i Wylan odsunął się jeszcze bardziej czerwieńszy, o ile to możliwe.
– Nareszcie! – wykrzyknęła Nina. – Jesteście tacy słodcy.
Jesper ze zdziwieniem spostrzegł, że stoją na skraju lasu.
– O co chodziło z tym lasem? – spytał, ignorując wcześniejszą wypowiedź przyjaciółki.
– Uczucia Jes, uczucia. Czekamy jeszcze na Kaza i Inej.
– To sobie trochę poczekamy.
Fahey rozejrzał się wokół w poszukiwaniu Van Ecka. Rudowłosy stał w dość sporym oddaleniu, powoli dochodząc do siebie.
Jesper nie wiedział co powinien zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top