9

Marinette w ostatniej chwili wylądowała na swoim dachu, zanim uległa przemianie zwrotnej. Tym razem, to nie była łatwa walka i zaczęła się zastanawiać, co takiego musiało się wydarzyć, że Kagami stała się ofiarą Akumy. Wyjęła z torebki makaronika i podała głodnej Tikki. Kwami zaczęła z gracją zjadać swój ulubiony przysmak.
- O czym myślisz Marinette? - Spytała.
- Mogłam sprawdzić co u Adriena. Mam wrażenie, że musiał pokłócić się z Kagami... - Powiedziała spoglądając na przyjaciółkę.
- jako Biedronka nie miałaś już czasu - zauważyła Tikki - A poza tym nawet jeżeli to prawda... Nie uważasz, że to ich sprawa? - dodała z rozbrajająca szczerością.
- Chyba masz rację, poza tym mam własne problemy - powiedziała analizując dzisiejszą walkę u boku Czarnego Kota. Jeśli była jego słabością... Czy to oznaczało, że nadal coś do niej czuł? Zarumieniła się po koniuszki uszu na samą myśl o tym.
- Ziemia do Marinette! - Zawołała Kwami - Wiesz, że to nadal niebezpieczne?
- Słucham? - Spytała zdezorientowana dziewczyna.
- Powiedziałaś, że Czarny Kot coś do ciebie czuje, ale to nie jest coś z czego powinnaś się cieszyć. Nie, jeśli nie chcesz doprowadzić do zniszczenia całego Paryża - zauważyła Tikki sprowadzając ciemnowłosa na ziemię. Marinette westchnęła zrezygnowana.
- Tak. Biedronka i Czarny Kot nigdy nie mogą być razem. To niebezpieczne. Nawet my z przyszłości, nadal nie jesteśmy ze sobą - powiedziała markotnie przypominając sobie co powiedziała Kotu Bunnix. Weszła do swojego pokoju i zobaczyła, że ktoś dobijał się kilka razy na jej telefon. To była Alya. Po chwili zastanowienia wybrała numer przyjaciółki, a na ekranie telefonu pojawiło się jej zdjęcie. Mulatka odebrała już po dwóch sygnałach, jakby cały czas siedziała z nosem w telefonie czekając aż oddzwoni.
- No nareszcie! Gdzieś ty się znowu podziewała! - Zawołała do słuchawki Alya - nawet nie masz pojęcia jaka akcja cię ominęła! - Słychać było wyraźną ekscytację w jej głosie.
- Naprawdę? Opowiadaj! - Zawołała Marinette udając zainteresowanie, bo bardzo dobrze wiedziała z czym dzwoni jej przyjaciółka.
- Był kolejny atak Akumy! Udało mi się nagrać niezły materiał który zaraz wrzucę na Biedrobloga. Musisz go koniecznie zobaczyć! - Mówiła mulatka - ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że ofiarą była KAGAMI! - dodała akcentując imię Tsurugi. Marinette milczała nie bardzo rozumiejąc reakcję brunetki.
- Kagami! Dziewczyno czy ty w ogóle słyszysz? Kagami! - Marinette już oczami wyobraźni widziała, że gdyby ta rozmowa odbywała się na żywo, Alya właśnie szarpałaby ją za ramiona.
- I co w tym dziwnego Alya? Każdemu może się zdarzyć - odparła i usłyszała głośne plaśniecie prawdopodobnie w czoło, po drugiej stronie słuchawki.
- Dobra. Zaraz u ciebie będę - rzuciła do słuchawki i zanim Marinette zdarzyła zaprotestować, mulatka się rozłączyła. Czarnowłosa westchnęła przeciągle. Cała Alya. Znowu musiała wyciągnąć jakieś wnioski z sytuacji, na które nikt inny nie zwróciłby uwagi. Zeszła na dół po ciasteczka i kiedy właśnie nalewała ciepłej herbaty do stojących na tacy filiżanek, rozległ się dzwonek do drzwi. Marinette wpuściła zdyszaną Alye do środka, po czym wzięła tacę i ruszyła schodami do swojego pokoju. Przyjaciółka podążyła za nią. Obie usiadły na łóżku Marinette z kubkami herbaty w dłoniach.
- Marinette Dupain-Cheng - zaczęła Alya - czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Skoro Kagami dopadła Akuma to oznacza, że w Raju są spore problemy! - Zawołała. Czarnowłosa skrzywiła się lekko. Alya odkąd tylko usłyszała, że Adrien spotyka się z Kagami, czekała właśnie na taki obrót wydarzeń. Nie wspominając o tym, że była wręcz pewna, iż prędzej czy później do tego dojdzie.
- Alya skąd wiesz, że się pokłócili? Może Akuma zaatakowała z zupełnie innego powodu - zauważyła Marinette.
- Myślisz, że nie sprawdziłam? Kagami przemieniła się pod rezydencja Agreste i w dodatku miała syndrom bycia nieidealną. A to oznacza, że musiała rozmawiać z Adrienem i poczuła się nie dość dobra a dlaczego?...
- Stop, stop stop - przerwała jej Marinette machając dłońmi. Nie chciała słuchać dalszego ciągu, bo przeczuwała do czego zmierza jej przyjaciółka.
- Nie tym razem córko piekarza! wiesz, że mam rację. Kto inny kręci się często wokół Agresta? TY! a więc Kagami musiała z jakichś powodów czuć się gorsza od ciebie - powiedziała zadowolona z siebie mulatka.
- Kagami? O mnie? - W głosie czarnowłosej słychać było spore wątpliwości - to Kagami wybrał Adrien i dla niego to ona jest idealna - powiedziała z przekonaniem.
- A co jeśli Adrien zrozumiał, że się pomylił? Ty nie jesteś już z Luką więc jeśli on zerwie z Kagami... - Alya znacząco zawiesiła głos unosząc brwi do góry.
- Alya! - Jęknęła Marinette - przecież mówiłam ci, że to już dawno skończone. Temat zamknięty i nigdy do niego nie wrócę - dodała z naciskiem.
- Tak?? To dlaczego nadal masz jego... Jego... - Zająknęła się mulatka spoglądając na tablicę korkową za swoimi plecami -... Zdjęcie nad łóżkiem... - Dokończyła skonsternowana tym co zobaczyła. Marinette poczuła jak pieką ją policzki, kiedy Alya wędrowała od zdjęcia super bohatera który zajął miejsce Adriena do zakłopotanej przyjaciółki.
- Czarny Kot?! Chyba żartujesz?! - Wrzasnęła mulatka.
- To nie tak - zaczęła nerwowo Marinette - na tej tablicy są wszyscy moi przyjaciele, a Czary Kot też do nich należy - próbowała się tłumaczyć, jednak Alya zdawała się nie słuchać co mówi.
- Naprawdę dziewczyno?? jest tylu facetów a ty akurat musiałaś zakochać się w Kocie, który ma w dodatku zadatki na bawidamka?? - mulatka powiedziała z niezadowoleniem w głosie. Marinette westchnęła wiedząc, że jak Alya już coś sobie ubzdura to nikt jej nie będzie w stanie przegadać.
- Czarny Kot nie jest kobieciarzem choć na takiego się kreuje - powiedziała Marinette.
- a widzisz? i już go bronisz - rzuciła się na nią mulatka. Czarnowłosa uderzyła się dłonią w czoło.
- Alya on od lat biega za Biedronką.
- A ona go nie chce i coś czuję, że musi mieć dobry powód - uznała Alya wkładając do ust miętowy makaronik.
- Tak... chyba ma bardzo dobry powód... - mruknęła Marinette spoglądając ze smutkiem na zdjęcie Kota. 

Gabriel zacisnął pięści z wściekłości. Po raz kolejny nie udało mu się zdobyć Miraculum Biedronki i Czarnego Kota, a przecież tak niewiele brakowało. 
- Nooroo chowaj skrzydła - powiedział a cała złość nagle go opuściła. Czuł ogarniającą go bezsilność i rozpacz. Upadł na kolana a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza - zostaw mnie samego - powiedział do Kwami. Nooroo spojrzało na swojego właściciela smutnym wzrokiem. Choć nie popierał jego działań i czuł przed nim ogromny strach, to jednak mu współczuł. Rozumiał jego motywy i czół jego wielki ból. Miłość do żony była tak silna, że tylko cel jaki sobie obrał, trzymał go jeszcze w ryzach. Gdyby nie to, prawdopodobnie wielki Gabriel Agrest stoczyłby się na samo dno. Projektant zaczynał tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek mu się uda. Od tylu lat próbował i nawet z pomocą Nathalie w roli Mayury, co zresztą było bardzo ryzykowne, nie udało mu się zrealizować swojego marzenia. Wstał z klęczek i ruszył ścieżką między białymi kwiatami, ku trumnie spoczywającej na jej końcu. Pod szklaną szybą inkubatora spała pogrążona w wiecznej śpiączce Emilie Agreste. Jego ukochana żona. Jej twarz wyrażała niezmącony spokój. Wyglądała jakby za moment miała się obudzić i obdarować go, jednym z najwspanialszych uśmiechów na świecie. Do jego umysłu wdarły się wyrywki wspomnień.

Gabriel miał spora przerwę między zajęciami, więc poszedł na tyły uniwersytetu, gdzie dla studentów udostępniono mały park. Przysiadł na jednej z ławek i w wielkim skupieniu, studiował nadprogramowe zagadnienia z historii dotyczące mody. Przewrócił już którąś kartkę z kolei, kiedy ktoś przechylił się przez oparcie ławki i bezceremonialnie wyrwał mu podręcznik z rąk. Wstał oburzony i zmierzył niezadowolonym wzrokiem rozpromienioną twarz de Vanily.
- To wcale nie jest zabawne - powiedział sucho.
- Och Agrest, jak zawsze taki sztywny - powiedziała Emilie i podeszła do niego, opierając się o jego ramię - wyluzuj wreszcie Gabrysiu, zamiast ciągle siedzieć z nosem w książce- dodała machając mu podręcznikiem przed twarzą. Gabriel zamaszystym ruchem wyrwał jej go z dłoni i strząsnął z ramienia jej dłoń. Odwrócił się do niej plecami zgrzytając zębami ze złości i ruszył przed siebie, byle jak najdalej od tej irytującej pannicy. Emilie jednak nie odpuszczała i ku jego irytacji szybko zrównała z nim krok.
- Daj spokój Gabrysiu - powiedziała z szelmowskim uśmiechem błąkającym się na jej ustach.
- Mówiłem żebyś mnie tak nie nazywała  - warknął - bądź tak łaskawa i odejdź.
Blondynka w cale nie zrażona tonem jego głosu, zagrodziła mu drogę swoim ciałem podpierając się pod boki.
- Nie, dopóki nie zobaczę na tej posępnej twarzy, choćby namiastki czegoś co można nazwać uśmiechem - powiedziała spoglądając na niego wyczekująco, spod przymrużonych powiek. Ta kobieta zdecydowanie nie wiedziała kiedy odpuścić. Westchnął i posłał jej przesadzony szeroki uśmiech, ukazujący wszystkie zęby, na co parsknęła śmiechem zakrywając usta dłonią. 
- Tak już o wiele lepiej - powiedziała spoglądając na niego z czułością i ku jego zaskoczeniu, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Zaśmiała się widząc jego zaskoczona minę i pstryknęła go, tak jak miała w zwyczaju prosto w nos, po czym się oddaliła. Gabriel dotknął policzka który pocałowała i delikatnie szczerze się uśmiechnął. Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna.

Gabriel szybkim krokiem przemierzał szpitalny korytarz, szukając sali w której od kilku dni przebywała Emilie. Kilka dni wcześniej dziewczyna miała bardzo niebezpieczny wypadek. Jako przechodzień, stała się przypadkową ofiarą porachunków gangsterskich. Oberwała kulą z pistoletu w lewe ramię i upadła na chodnik, uderzając głową o brukowane podłoże. Obecnie znajdowała się w stanie śpiączki farmakologicznej, w którą wprowadzili ją lekarze. Gabriel bywał u niej codziennie, przynosząc świeży bukiet kwiatów. Choć wiedział, że dziewczyna nie ma pojęcia o jego obecności, musiał przy niej być. Wszedł do jej sali szpitalnej, którą miała tylko dla siebie dzięki pieniądzom swojego ojca. Wstawił świeże kwiaty do wazonu i usiadł na krześle obok łóżka. Dotknął jej dłoni lekko ją ściskając. Wtedy ku jego zdumieniu Emilie otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Witaj Gabrysiu - powiedziała ochrypłym głosem. Agreste puścił jej rękę jak oparzony i podrapał się nerwowo w kark. 
- Agreste przyłapany na okazywaniu uczuć. Doprawdy straszne - zakpiła posyłając mu swój firmowy uśmiech.
- Nie jestem zdolny o odczuwania pozytywnych uczuć, bo to domena słabeuszy- odparł Gabriel.
- Nie wierzę ci - wychrypiała Emilie.
- W porządku, może to dlatego, że po prostu jestem złym człowiekiem - powiedział czując jak wzrasta w nim gniew. Czy ta dziewczyna nawet będąc w taki stanie, musiała działać mu na nerwy?
- Nie - wyszeptała obdarzając go przeszywającym spojrzeniem, swoich szmaragdowych oczu - To dlatego, że jesteś głęboko zraniony a to oznacza, że jest w tobie zdolność do odczuwania ludzkich uczuć.
Gabriel przyjrzał jej się uważnie i czuł, jak jakaś jego cześć którą uważał za martwą od bardzo dawna, pragnie uczepić się tego jak tonący brzytwy. Dziewczyna miała rację. Trudne dzieciństwo w domu z surowym ojcem, odcisnęło na nim swoje piętno i już jako kilkunastoletni chłopiec, przestał pokazywać światu swoje uczucia. Tego zresztą od niego wymagano.
- Jak możesz tak myśleć? - spytał z niedowierzaniem. Ludzie mówili o nim wiele rzeczy, ale nikt nigdy nie powiedział mu czegoś takiego.
- Wiem, że jesteś we mnie zakochany - powiedziała delikatnie się uśmiechając, a on poczuł jak cały zamiera. To prawda, że czuł coś do niej, coś co w zasadzie mogło być zakochaniem. Jednak nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą - A każdy kto jest zdolny do miłości, jest zdolny do bycia dobrym, do odczuwania pozytywnych emocji - dodała a w jej oczach zobaczył, że to co mówiła było absolutnie szczere. Agreste milczał tonąc w spojrzeniu tych zielonych oczu.
- Pozwól sobie na to, by twoje uczucia doszły wreszcie do głosu. Wyluzuj Gabrysiu - powiedziała z uśmiechem. Słysząc jej głos, sposób w jaki wypowiedziała jego imię sprawił, że w szarookim wreszcie coś pękło. Poddał się fali ogarniających go uczuć i pozwolił sobie popłynąć wraz z nurtem. Poderwał się z miejsca i chwytając w dłonie twarz Emilie, złożył na jej ustach gorący pocałunek. Smak jej ust był niesamowity. Każdym nerwem chłonął to zupełnie dla niego nowe doznanie. Oderwał się od niej na chwilę by nabrać tchu i zobaczył jej zaróżowione policzki a w oczach odbijały się tysiące gwiazd. Dziewczyna chwyciła nadgarstek jego dłoni, którą w dalszym ciągu miał na jej policzku i spoglądając prosto w jego oczy powiedziała cicho:
- Kocham Cię Gabrielu.
Agreste zalała fala niepohamowanej radości. Czuł się niesamowicie słysząc, że jest na świecie ktoś kto wreszcie go kocha. Jego, właśnie JEGO. Nagle po sali szpitalnej rozległ się głośny radosny śmiech, który należał właśnie  do niego. Przytknął swoje czoło do czoła Emilie, a z jego oczu popłynęły łzy radości, które ona starła swoimi dłońmi. Właśnie w tej chwili już wiedział, że nikt nie zdoła mu zastąpić tej irytującej blondynki z rodziny de Vanily. Już wiedział, że tylko z nią chce spędzić resztę swoje życia. Emilie była całym jego światem.

Adrien od dłuższego czasu próbował skontaktować się z Kagami. Dziewczyna jednak nie odbierała jego telefonów, a on sam na wyraźny zakaz ojca nie mógł wyjść z domu, puki nie opanuje do perfekcji Sonaty Księżycowej Beethovena. Westchnął z rezygnacją siadając przed fortepianem. Plagg wylądował z głośnym brzęknięciem na jednym z klawiszy i pałaszował kawałek Camemberta.
- Nie przejmuj się młody, to i tak było skazane na porażkę - powiedział.
- Wielkie dzięki za pocieszenie Plagg - bąknął do przyjaciela chłopak. Plagg wrzucił cały kawałek sera do ust. Głośno przełknął, po czym spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
- To było stwierdzenie prostego faktu. Kagami nie jest ci przeznaczona - powiedział z powagą w głosie. 
- Znowu to samo - westchnął przeczesując dłonią włosy - a niby która jest? - zapytał retorycznie nawet nie oczekując odpowiedzi, której i tak nie spodziewał się usłyszeć.
- Nie wolno igrać z przeznaczeniem. Ono samo zaprowadzi cię tam gdzie powinieneś być i to w odpowiednim czasie. Nie wcześniej i nie później - powiedział Plagg z naciskiem, przeszywając go swoimi intensywnie zielonymi oczami. 
- Cóż to za filozof się z ciebie zrobił - prychnął Adrien.
- Po prostu nie ingeruj w przeznaczenie i tyle. Rób to co czujesz a to wystarczy - burknął Plagg i poirytowany schował się w swojej szafce z serami, skąd do uszu blondyna dodarły słowa - chcesz choć raz pomóc i żadnej wdzięczności!
Adrien wtedy dopiero zaczął zastanawiać się na poważnie nad słowami przyjaciela. Nie miał pojęcia o jakie przeznaczenie mogło chodzić, ale na pewno miał zamiar posłuchać jego rady. Zrobi dokładnie tak jak czuje. Teraz pozostawało mu tylko spotkać się wreszcie z Kagami. Tym czasem nie miał zamiaru znowu siedzieć cały dzień w czterech ścianach. Nastawił telefon na odtwarzanie sonaty i przemienił się w Czarnego Kota. Po chwili, przez nikogo niezauważony wyskoczył przez okno i przemykał po Paryskich dachach, w tylko sobie znanym kierunku. Nogi poniosły go na dach na którym kiedyś przygotował niespodziankę dla Biedronki. Wtedy powiedziała mu, że w jej życiu jest ktoś inny ale on nadal miał jeszcze nadzieję, że zdoła go kiedyś pokochać. Z czasem ta nadzieja umarła. Oparł się o metalową barierkę i spoglądał na okolicę. Dostrzegł kątem oka ruch na sąsiednim dachu i w pierwszej chwili myślał, że to Biedrionka. Gdy przyjrzał się bliżej, zobaczył Marinette stojącą z parującym kubkiem. Zapewne to musiała być herbata. Lekarstwo na wszystko jak mawiała dziewczyna. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie tamtego wieczoru. Niczego nieświadoma Marinette w zamyśleniu spoglądała przed siebie, więc mógł ją obserwować do woli. Była śliczna, nie... była piękna i musiał to przyznać. Jej sposób bycia, chęć pomocy wszystkim wokół... Bywały momenty, że gdyby nie Biedronka z pewnością by się w niej zakochał... Ta myśl uderzyła go i poraziła jak piorun. Skoro naprawdę zawsze tak myślał, to dlaczego wybrał właśnie Kagami?? W jego uszach echem odbiły się słowa Plagga, które do znudzenia mu powtarzał przez ostatnie tygodnie. "Przeznaczenie prędzej czy później doprowadzi cię do celu", "Nie wolno ingerować w przeznaczenie, na wszystko przyjdzie odpowiedni czas". Jego Kwami albo było filozofem, albo ewidentnie wiedziało coś, o czym nie miało zamiaru mu powiedzieć. Zerknął jeszcze raz na ciemnowłosą dziewczynę i nagle jej obraz zaczął rozmazywać mu się przed oczami, aż całkiem zniknął. Przez jego umysł zaczęły przelatywać strzępy dziwnych obrazów których nie kojarzył. Jakby w jego głowie pojawiły się jakieś wspomnienia tyle, że nie pamiętał by je przeżył. Obrazy przewijały się bardzo szybko aż wreszcie zatrzymały przy jednym konkretnym fragmencie i wtedy  osunął się w ciemność. 

Czarny Kot stał oparty o barierkę na jednym z Paryskich dachów i przyglądał się Marinette. Dziewczyna była oparta o barierkę i spoglądała zamyślona na roztaczający się przed nią widok. Nie wiele myśląc  przeskoczył na sąsiedni dach i usiadł na poręczy tuż obok niej. 
- Można Księżniczko? - spytał.
- Czuj się jak u siebie - odparła z uśmiechem, jednak w jej oczach czaił się smutek. Zwinnie zeskoczył na balkon i oparł się o barierkę tuż obok niej. Mógł teraz z bardzo bliska przyjrzeć się jej twarzy. Długie gęste rzęsy okalały niesamowicie jagodowe tęczówki. Malinowe kształtne usta kusiły za każdym razem, gdy ich kąciki  delikatnie unosiły się ku górze. Wcześniej nie zwracał na to uwagi,  skupiając się na dokonaniu wyboru pomiędzy Biedronką a Kagami. Pojawienie się ponownie w jego życiu Felixa, sprawiło, że zaczął inaczej patrzeć na swoją przyjaciółkę. Felix nie ukrywał swojego zainteresowania Marinette, co zaczynało go skrajnie irytować, a nawet czuł się zazdrosny. On Adrien był zazdrosny o swoją TYLKO przyjaciółkę Marinette. Myśl o jakimkolwiek związku z Kagami zeszła na boczny tor.  Doszło nawet do tego, że zaczął żałować dnia w którym tak usilnie próbował namówić Felixa na wyjście z jego przyjaciółmi.  Felix wreszcie ustąpił dla świętego spokoju, zapowiadając, że zgadza się tylko ten jeden raz. Na jednym się nie skończyło i Felix był wszędzie tam, gdzie miała być Marinette, a w nim aż wrzała krew za każdym razem gdy widział, że kuzyn się do niej zbliża.
- Mam wrażenie, że coś cię dręczy - zaczął. Stali tak blisko siebie, że stykali się ramionami, jednak żadne z nich nie przesunęło się nawet o milimetr by to zmienić. 
- Możliwe, że faktycznie tak jest - przyznała patrząc przed siebie a on dostrzegł, odbijające się w jej oczach gwiazdy i czół jak jego serce zaczyna coraz mocniej bić.
- Chcesz o tym porozmawiać przy herbacie? - spytał na co spojrzała na niego zaskoczona.
- Dlaczego akurat przy herbacie?? - spytała.
- Nie wiesz, że herbata to lekarstwo dobre na każdą dolegliwość?? - odparł wzruszając ramionami. 
- W takim razie zaraz przyniosę dwa kubki  - powiedziała a jej twarz cała pojaśniała, gdy obdarzyła go szczerym uśmiechem. Kierowany nagłym impulsem zatrzymał ją w pół kroku i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Choć to było zaledwie muśnięcie, przez jego ciało przelała się fala gorąca. Dziewczyna go nie odepchnęła tak jak się tego spodziewał. Posłała mu tylko nieśmiały uśmiech i zniknęła pod klapą w podłodze. 

Mistrz Fu wyszedł na mały balkon w swoim mieszkanku i spojrzał w rozgwieżdżone niebo nad swoją głową. Na jego twarzy widniały oznaki wielkiego niepokoju.
- Też to poczułeś Wayzz? - spytał małego zielonego żółwika, który pojawił się tuż obok niego.
- Tak Mistrzu - Potwierdził Wayzz - i to bardzo wyraźnie.
- Czarny Kot zaczyna mieć przebłyski wspomnień. Martwi mnie to - powiedział cicho.
- Wiedzieliśmy, że prędzej czy później to nastąpi - zauważyło zielone Kwami - Plagg nad wszystkim czuwa.
- I to martwi mnie jeszcze bardziej - odparł Fu - Na szczęście jesteśmy już bardzo blisko naszego celu. W przeciągu najbliższych dni wreszcie powinniśmy zdobyć...
- Kwami Czarnego Kota sobie poradzi - zapewniła Marianne wpadając mu w słowo. Podeszła do niego i delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu. 
- Znasz Plagga, wiesz jaki jest a to sprawia, że mam się czym martwić - powiedział Wang.
- Daj mu szansę. Plagg chociaż raz chciałby coś naprawić - powiedziała Marianne.
- Nie pamiętasz co się dzieje gdy to kwami próbuje coś robić? Przez Plagga wyginęły dinozaury tylko dlatego, że postanowił się z jednym pobawić. Dobrze, że oficjalnie winą obarcza się meteoryt.
- Jedną rzecz zrobił dobrze - przypomniała mu ukochana, uśmiechając się znacząco - co prawda z Tikki, ale jednak miał w tym swój spory udział.
- Tak. To prawda - przyznał Wang - Tajemnica Tikki i Plagga, będzie naszym wyjściem awaryjnym i mam przeczucie, że tutaj w Chinach znajdziemy kogoś, kto nam w tym pomoże - powiedział obejmując ramieniem Mariannę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top