6

Marinette obudził głośny huk, dobiegający z całkiem bliskiej odległości. Poderwała głowę z blatu biurka, na którym zasnęła zeszłej nocy i wybiegła na dach. Tuż obok niej przeszedł gigantyczny robot a w ślad za nim, skacząc po dachach mknął Czarny Kot. Nie musiała długo się zastanawiać i krzyknęła:
- Tikki! kropkuj!
Już po chwili zarzucała swoje jo-jo by dogonić Kocura. Zdyszana zrównała się z nim dopiero, kiedy robot zatrzymał się przed sklepem z zabawkami i cybernetycznym głosem wołał sprzedawcę.
- Prawdopodobnie jakiś niezadowolony klient - stwierdziła.
- Witaj Kropeczko ranną porą - przywitał się Kot kłaniając się w pół.
- Widzę, że komuś dziś humorek dopisuje - zauważyła z uśmiechem.
- Faktycznie nie mogę narzekać - powiedział - to co Biedronko? pokażemy temu robotowi gdzie złomowisko? - spytał strzelając palcami.
- Z wielką ochotą - odparła unosząc kąciki ust ku górze. Skoczyła w stronę robota i obwiązała swoim jo-jo jego masywne nogi. Zaciągnęła sznurek a robot runął na ziemię trzęsąc okolicą. Biedronka stojąc na dachu jednego z samochodów, niebezpiecznie się zachwiała i gdy już oczami wyobraźni widziała siebie, jak ląduje na chodniku, poczuła na swoim ciele ciepłe i silne ręce. Gdy otworzyła oczy, tuż przed swoim nosem zobaczyła szczerzącego się do niej Czarnego Kota. Był tak cholernie blisko, że czuła bijące od jego ciała ciepło. Jej serce ruszyło galopem. Czuła jak jego ręka obejmuje ją mocno w pasie i o losie, nie chciała by ją kiedykolwiek stamtąd zabierał. Utonęła w jego spojrzeniu nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- A nie mówiłem? jestem tak przystojny, że nawet tobie odebrało mowę Kropeczko - wypalił z tym swoi szelmowskim uśmieszkiem za którym tęskniła - Spokojnie. Wystarczy tylko zwykłe dziękuję. Choć w zasadzie buziakiem bym nie pogardził - dodał w zamyśleniu. Biedronka czuła jak palą ją policzki. Co ona wyprawiała? musiała się opanować! Nie mogła po raz kolejny robić mu nadziei na coś, co nie mogło mieć miejsca. Już i tak ostatnio zawaliła na całej linii gdy nieomal go straciła. Rzuciła się w tedy na niego i nie chciała puścić, jak jakaś narkomanka na głodzie.
- Już ci raz coś powiedziałam na ten temat i nie zmieniłam zdania - syknęła - Mamy robotę do wykonania - dodała i rzuciła swoim jojo krzycząc - szczęśliwy traf! - a w jej ręce wpadł robot z pilotem do sterowania.
- Masz zamiar się teraz bawić zabawkami? - usłyszała pytanie Kota. Rozejrzała się po okolicy szukając czegoś, co mogłoby im jeszcze pomóc. Robot zaczynał ponownie wstawać i ruszył prosto na nich.
- w zasadzie to chyba tak - powiedziała z uśmieszkiem na ustach - Akuma musi być w jego broni. Odwrócę jego uwagę a ty zajmij się resztą.
Kot kiwnął głową na znak zgody i przyczaił się w pobliżu. Biedronka za pomocą pilota skierowała małego robocika przeciw złoczyńcy. Z dumnie podniesioną głową zawołała:
- To mój as w rękawie! Ten robot jest w stanie pokonać każdego!
- Ha ha, Dobra próba Biedronko jednak nie uda ci się mnie przechytrzyć - zaśmiał się złoczyńca i pochylił nad małą zabawka by ją podnieść. Wtedy do akcji wkroczył Kot ze swoim Kotaklizmem i zniszczył broń robota, w której ukryta była akuma. Biedronka szybko ją pochwyciła i już po chwili żegnała białego motylka. Następnie krzycząc "niezwykła Biedronka" wyrzuciła w powietrze zabawkę, przywracając tym samym wszystko do poprzedniego stanu. Na ulicy przed nimi zamiast złoczyńcy pojawił się mały chłopczyk w okularach, który niczego nie pamiętał.
- Skąd wiedziałaś , że sięgnie po zabawkę? - spytał zdumiony kot.
- Miałam przeczucie - odparła wzruszając ramionami, po czym zderzyli swoje pięści wołając chórkiem - zaliczone!
- to co z moim całusem? - zapytał Kot na co zamarła w pół kroku.
- Proszę Cię Kocie, nie każ mi się powtarzać. Już ci mówiłam, że nigdy cię nie pokocham - powiedziała wkurzona chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. 
- Skoro tak, to dlaczego ostatnio wyglądało to inaczej? - spytał z zadziornym uśmiechem a ona czuła, że grunt zaczyna palić jej się pod stopami. Co miała mu powiedzieć, żeby wypadło wiarygodnie a jednocześnie nie dawało żadnych nadziei?
- Ostatnio poniosły mnie emocje. Nie co dzień można spoglądać na umierającego przyjaciela - odparła.
- Nie wierzę ci - powiedział z powagą w głosie, zakładając dłonie na piersi. 
- To co mam ci jeszcze powiedzieć!? - zirytowała się - chcesz usłyszeć, że mi zależy?! Tak zależy mi! bo jesteś moim przyjacielem! i to się nigdy nie zmieni w coś więcej. Rozumiesz? Nigdy! - krzyknęła i zarzucając jo jo na najbliższy dach, poderwała się do góry zanim pierwsze krople łez zawitały na jej policzki. Dzisiaj zdecydowanie będzie potrzebowała podwójnej porcji makaroników, lodów waniliowych i litra herbaty przed snem, która podobno była najlepszym lekarstwem na wszystkie dolegliwości. Chwilę później dotarła do szkoły i zdyszana biegła szkolnym korytarzem. Była już mocno spóźniona na zajęcia z Mendelejev, kiedy wreszcie podbiegła do drzwi i zderzyła się z Adrienem. Chłopak właśnie miał zamiar chwycić za klamkę kiedy z impetem na niego wpadła. 
- Też się dziś spóźniłaś? - Spytał i nie czekając na odpowiedź dodał - wchodzimy?
Marinette w obawie przed tym, by nie palnąć teraz jakiejś głupoty, tylko przytaknęła ruchem głowy. Weszli do sali i na wstępnie napotkali niezadowoloną minę nauczycielki.
- To że Dupain-Cheng się spóźnia to już żadna nowość ale żeby ty Agreste? - Powiedziała sucho podpierając się pod boki - Jeśli chcesz się umawiać z Marinette, równie dobrze możesz to robić po zajęciach a nie przed - rzuciła a Czarnowłosa poczuła jak zaczynają palić ją policzki ze wstydu. - Oboje do dyrektora! - Rozkazała Mendelejev tonem nie znoszącym sprzeciwu. Marinette zerknęła na Adrienia, który tylko wzruszył ramionami i powiedział:
- Jak mus to mus Ks... Mari...
Marinette spojrzała na niego podejrzliwie na co uśmiechnął się zakłopotany.
- Długo mam jeszcze czekać? A może mam wysłać wam podanie gołąbeczki? - Rzuciła poirytowana nauczycielka. 
- Nie, nie, już idziemy - zapewniła szybko dziewczyna wypychając Agreste za drzwi. Ruszyła prosto do gabinetu dyrektora i nawet nie oglądała się za siebie. Adrien szybko ją dogonił i razem weszli do królestwa Damoklesa. Dyrektor nie był szczególnie z tego faktu zadowolony.
- Jestem zmuszony was ukarać - powiedział mierząc ich wzrokiem - oboje zostaniecie dziś po lekcjach żeby pomóc w bibliotece.
- Dziś!? Ale ja mam lekcje szermierki! - Zawołał Adrien.
- A czy ja nie wyraziłem się dość jasno panie Agreste? - Spytał Damokles pochylając się nad biurkiem.
- Tak... - odparł zrezygnowany blondyn.
- No to dobrze. Możecie odejść - powiedział Dyrektor. Gdy tylko opuścili gabinet, Adrien opadł na ławkę. Marinette widząc to usiadła obok niego i nie musiała zbyt długo czekać, zanim zaczął mówić.
- Ojciec nie będzie zadowolony gdy się  dowie...
- To mu nie mów - powiedziała z prostotą dziewczyna.
- To nie takie proste. Połapie się, że coś jest nie tak jeśli wrócę później niż zwykle. Poza tym Nathalie mu powie - wyjaśnił.
- No to niech ci pomoże Kagami! Przecież też chodzi na zajęcia. Powiesz, że byłeś z nią - zaproponowała tak jakby to miało być oczywiste. I może powinno być, jednak po ostatniej sytuacji w jego sypialni, tak naprawdę jeszcze z nią nie rozmawiał...
- A może powiem, że byłem u Ciebie!? - wypalił nagle podekscytowany swoim pomysłem - Wtedy na pewno ojciec nie będzie mieć mi tego za złe.
- Cooooo??? - zawołała zaskoczona Marinette  - ja miałabym być twoim dobrym alibi??
Adrien pokiwał głową z entuzjazmem, szczerząc się do niej tak jak jeszcze nigdy.
- Czy ty czasem nie przeceniasz mojej wartości w oczach twojego ojca? - spytała spoglądając na niego podejrzliwie.
- Zaufaj mi Marinette. Proszę....
Czy mu ufała? zastanowiła się na moment. Na pewno nie tak bardzo jak Czarnemu Kotu ale jednak. Wreszcie po trzymaniu chłopaka w niepewności przez kilka sekund, które dla niego wydawały się wiecznością, przystała na jego propozycję. Nadal jednak nie mogła zrozumieć dlaczego zamiast poprosić o pomoc Kagami, zwrócił się akurat do niej. 
- Ratujesz mi życie Marinette! - zawołał po czym szybko pocałował ją w policzek i zbiegł po schodach. Zaskoczona dziewczyna dotknęła swojego policzka i czuła jak zaczyna się rumienić. Dawna Marinette zapewne w tej sytuacji już dawno by zemdlała. Teraz jednak marzyła o kimś zupełnie innym. Zaczęła rozpamiętywać swój pierwszy prawdziwy i w pewnym sensie, niewymuszony pocałunek z Kotem. Był taki czuły i delikatny a ona miała wrażenie jakby w ten sposób dzielił się z nią swoim spokojem. Marinette nigdy wcześniej, ani nigdy później już się tak nie poczuła. Nawet wtedy gdy całowała się z Luką. Z początku tłumaczyła to sobie tym, że to był pierwszy prawdziwy pocałunek jaki przeżyła. Tego podczas akcji z Amorem nawet nie liczyła, nie wspominając już o tym po walce z Amnezjo, którego nawet nie pamiętała. Bała się tego co wtedy do niego poczuła wmawiając sobie, że gdyby pocałowała Adriena byłoby jeszcze lepiej. Tak bardzo broniła się przed tym, że już nawet nie pamiętała o swojej notatce w pamiętniku, głoszącej iż gdyby nie Agreste, to mogłaby dać mu szansę. Jaka była wtedy głupia, pomyślała śmiejąc się do siebie. Coś widocznie od zawsze musiało ich do siebie ciągnąć. Szkoda tylko, że nie miało pojęcia iż nie powinno, pomyślała gorzko. Westchnęła i ruszyła z powrotem do klasy. Po zakończonych lekcjach wraz z Adrienem poszli do biblioteki. Bibliotekarka kazała im poodkładać leżące na stosie książki w odpowiednie miejsca. Marinette jako chodząca katastrofa ani odrobinę nie cieszyła się z tego faktu i nie musiała długo czekać na efekty. Zabrała dwie książki i zaczęła wspinać się po drabince, by sięgnąć prawie najwyższej półki na regale. Jest! Udało jej się wejść bez większych problemów. Westchnęła z ulgą i gdy włożyła książki na odpowiednie miejsce, niebezpiecznie się zachwiała i runęła z piskiem w dół. Miała jednak wiele szczęścia, bo znajdujący się w pobliżu Adrien zdołał ją chwycić w ostatnim momencie. Marinette uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, gdy stawiał ją na podłodze. Zanim wyswobodziła się z jego objęć, usłyszała czyjeś głośne prychnięcie a później zobaczyła plecy oddalającej się Kagami. 

Adrien puścił się biegiem za swoją dziewczyną, która nie miała najmniejszego zamiaru z nim w tej chwili rozmawiać. 
- Kagami! Zaczekaj! - zawołał za nią. Tsurugi w swoim czerwonym kostiumie do treningów szermierki, gwałtownie się odwróciła i wymierzyła w niego swoją szpadę.
- Czego chcesz Agreste? - Spytała groźnie. 
- Porozmawiać. Wyjaśnić - zaczął i nagle uświadomił sobie, że w zasadzie to nawet nie był pewny czy faktycznie właśnie tego chce.
- Dość już widziałam Adrien. Szukałam cie bo nie pojawiłeś się na treningu i co widzę?? Jak obściskujesz się ze swoją TYLKO przyjaciółką.
- O co wam wszystkim chodzi!? - Zawołał w geście rezygnacji -  Marinette JEST tylko moją przyjaciółką! Złapałem ją gdy spadała z drabiny w bibliotece! - Dodał poirytowany tym iż wszyscy z jakichś dziwnych powodów uważają, że coś do niej czuje. Nawet Plagg nie był wyjątkiem. Po chwili usłyszał chichot Kagami, która uśmiechnęła się lekko.
- Tak, to do niej bardzo podobne - odparła jakby nagle cała złość z niej wyparowała. On już naprawdę nie nadążał za jej zmiennymi nastrojami.
- Muszę wracać na zajęcia w bibliotece - powiedział na co kiwnęła głową.
- Do zobaczenia na jutrzejszej kolacji - odparła i odeszła. Jeśli Adrien miał być szczery to kompletnie o tym zapomniał. Pamiętał jedynie, że jutro przypada dzień w którym Marinette przychodzi do jego domu. Swoją droga bardzo go to cieszyło, bo o dziwo odkąd pojawiła się w domu rodzinnym Agreste, Gabriel zaczął pojawiać się na wieczornym posiłku. Oczywiście zwykle tylko wtedy gdy była u nich Marinette, która swoim sposobem bycia tchnęła trochę życia w jego szarą codzienność. 
- O czym ja myślę do Cholery! - niezadowolony skarcił sam siebie. 
- O tym o czym powinieneś - stwierdził Plagg wychylając się spod jego koszulki.
- Jeśli chciałeś mi pomóc to wiedz, że ci nie wyszło - rzucił spoglądając na swoje czarne kwami.
- A kto powiedział, że taki miałem zamiar? - zaśmiał się z chytrym uśmiechem.
- Plagg cały czas odnoszę wrażenie, że jest coś czego mi nie mówisz - zwrócił się do przyjaciela. Zauważył, że od jakiegoś czasu jego Kwami dosyć dziwnie się zachowywało. To tak jakby miał przed nim jakąś tajemnicę, którą nie chciał się z nim podzielić. Takie zachowanie skrajnie go wkurzało. Przypomniał sobie jak Biedronka traktowała go w ten sam sposób. Nie chciała mu nic powiedzieć, bo podobno nie był na to gotowy, ale musiał jej wierzyć bez zbędnych pytań. To nie to żeby miał z tym jakiś problem, bo bezgranicznie jej ufał, jednak czuł się wtedy odsunięty na bok. Teraz Plagg robił dokładnie to samo, bawiąc się w jakiegoś filozofa sypiącego dwuznacznymi tekstami, których sensu nie pojmował. Plagg jak zwykle w takich sytuacjach milczał jak zaklęty, co tylko dodatkowo go wkurzało, aż poczuł jak z ogarniającej go złości cały czerwienieje na twarzy. Głęboko wciągnął powietrze do ust i odetchnął, żeby choć trochę ochłonąć.
- Biblioteka czeka - mruknął.
Kwami bez słowa schowało się w jego kieszeni, rzucając mu ostatnie zamyślone spojrzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top