24

Marinette wyskoczyła na dach rezydencji Agreste, gdzie wokół Czarnego Kota zebrali się pozostali bohaterowie. Chat nie dał po sobie poznać, że coś przed chwilą się wydarzyło i uśmiechał się do wszystkich swoim firmowym uśmiechem. Odsunął się od przyjaciół i stanął na krawędzi dachu spoglądając na tłumy ludzi wdzierające się do rezydencji. W tej chwili absolutnie nie interesowało go co stanie się z jego ojcem. Choć jeśli miał być szczery sam ze sobą, to lepszego szermierza niż Gabriel Agreste jeszcze nie widział i wiedział, że staruszek sobie poradzi. Biedronka podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. Gdy na nią spojrzał wtedy mogła zobaczyć ogrom bólu jaki w sobie nosił. Odruchowo go objęła zanurzając palce jednej dłoni w jego włosach. Czarny Kot zaś zanurzył nos w zagłębieniu jej szyi, wdychając dobrze znany mu już zapach, który go uspokajał. Odsunęła się od niego i ze zdeterminowaną miną zwróciła się do pozostałych.
- Dziękuję, że jesteście. Bez was nie damy sobie tym razem rady - powiedziała - zwycięstwo w tej walce zależy od naszej współpracy. Każdy z Was ma swój komunikator? - zapytała.
Wszyscy zaczęli sprawdzać czy mają takowe urządzenia, z których większość z nich jeszcze nie korzystała.
- Ale Bajer! - ucieszył się Król Małp
- Nic nadzwyczajnego - zauważył Pegaz - mógłbym zrobić w domu lepszy.
- Jeśli byłby w stanie zagrać odpowiednią melodię... - zastanowił się Serpention - Chętnie bym coś takiego przetestował.
- Dajcie już spokój. Mamy robotę do wykonania - rzuciła Ryuko zakładając ręce na piersi. Adrien właśnie takiego zachowania mógł się po niej spodziewać. Zawsze rzeczowa i sztywna w kontaktach z innymi. Zajęci sobą nie zauważyli, że wysoko nad miastem z małych akum uformowała się olbrzymia fioletowa twarz.
- Biedronko i Czarny Kocie macie czas do wieczora, by pojawić się pod wierzą Eiffla i oddać mi swoje Miracula. W przeciwnym razie nadal będę przetrząsać Paryż by was znaleźć. Rozejrzyjcie się dookoła i spójrzcie na moje dzieło ha, ha - zarechotała twarz przemieniając się z powrotem w skupisko małych motyli. Rozejrzeli się po okolicy i zobaczyli, że złoczyńcy włamują się nie tylko do rezydencji, ale też do innych domostw. W oknach domów do których już się wdarli było widać, jak zombie przewracają meble i zaglądają do każdej szuflady. W jednym z mieszkań rozległ się przeraźliwy krzyk i Biedronka już gotowała się do skoku w tamtym kierunku, jednak w ostatniej chwili została zatrzymana przez Kota.
- W ten sposób nie jesteśmy w stanie wszystkim pomóc Kropeczko - powiedział zaciskając dłoń na przegubie jej ręki - musimy skonfrontować się z Władcą Ciem jeśli chcemy to zakończyć. Biedronka rozluźniła napięte mięśnie więc ją puścił, jednak nadal nie spuszczał z niej wzroku.
- Musimy obmyślić jakiś dobry plan - powiedziała.
- My Lady znajdzie wyjście z każdej sytuacji - rzucił zalotnie Chat i pocałował ją przy wszystkich w usta. 
- Czy mnie coś czasem nie ominęło?! - wrzasnęła Ruda Kitka - to wy jesteście razem? Kto by pomyślał - dodała po chwili - może moja przyjaciółka też wreszcie zdobędzie swojego ukochanego - mruknęła na co Marinette zarumieniła się jak piwonia.
- Wydaje mi się, że już jej się udało - stwierdził Czarny Kot puszczając jej oczko.

Gabriel wyłonił się z podłogi w swoim gabinecie, mocno zaciskając dłoń na swojej lasce. Był przygotowany na tłum ludzi w tym pomieszczeniu jednak ku jego zdumieniu, na fotelu którego zazwyczaj używała Marinette gdy rysowała projekty, siedziała jakaś kasztanowo włosa dziewczyna. W pierwszej chwili jej nie poznał, odzianej w niebieską obcisłą sukienkę z rozcięciem sięgającym uda. Jej twarz zasłaniała maska wykończona niebieskimi piórami a na dekolcie sukni dostrzegł broszkę, będącą Miraculum pawia. Brunetka wachlowała się wachlarzem jakby od niechcenia, nawet go nie zauważając.
- Ty nie jesteś Nathalie - stwierdził Gabriel - gdzie ona jest? - warknął.
Dziewczyna zaśmiała się w dziwnie znajomy mu sposób, po czym odezwała się głosem który bardzo dobrze znał.
- Nic jej nie jest i nie będzie, jeśli nie spróbujesz nam wejść w drogę - powiedziała.
- Dlaczego to robisz Lila? - spytał sucho mierząc ją ostrym spojrzeniem, którym ona ani trochę się nie przejęła.
- Może dlatego, że ktoś chciał ze mną nawiązać współpracę a potem z tego zrezygnował. Miałam śledzić Adriena i informować Pana z kim się spotyka. Pamięta Pan? Szkoda tylko, że później umowa została zerwana, bo to pokrzyżowało mi plany w zdobyciu Pańskiego syna - powiedziała.
- Nie jesteś dość dobra dla niego - prychnął Agreste.
- Ja jestem idealna - odparła dumnie dziewczyna - kto inny mógłby lepiej pasować niż ja? Inteligenta, przebiegła, piękna...
Gabrielowi nie wiedzieć czemu przed oczami pojawiła się sylwetka panny Dupain-Cheng. Gdyby miał czas żeby dłużej się nad tym zastanowić, to pewnie znalazłby jakieś ale, jednak jeśli miał być szczery puki co lepszej kandydatki na synową jeszcze nie było. Skrzywił się na samą myśl, że ta dziewczyna miałaby nosić nazwisko Agreste. Choć wątpił by Adrien mógł kiedykolwiek myśleć o tej dziewczynie poważnie i tak nie miał zamiaru dopuścić do takiego scenariusza. Rzucił się ku niej w tym samym momencie, w którym ona wpuściła do środka stojących za drzwiami fioletowookich ludzi. Nie doceniła jednak swojego przeciwnika, bo Agrest jednym szybkim ruchem wyjął z laski szpadę i utorował sobie drogę prosto do niej . Nim ta zdążyła zareagować przyłożył jej koniec swojej broni prosto do szyi szepcząc z jadem w głosie:
- Każ im odstąpić.
Lila wykonała gest ręką a przeciwnicy zamarli w miejscu.
- To już Ci nie będzie potrzebne - powiedział Agreste wyszarpując broszkę z jej sukienki. Po chwili tuż przed nim, stała zwyczajna nastolatka z rozwścieczoną do granic możliwości miną. Tupnęła nogą jak obrażona dziewczynka i warcząc pod nosem opuściła jego gabinet. Gabriel z czułością pogładził Miraculum Pawia i zerknął na obraz swojej żony. Nikt inny nie mógł bez jego wiedzy używać tego przedmiotu, nawet on sam, bo to bezcześciło pamięć jego wspaniałej Emilie która była niezastąpiona jako żona, matka a także Pawica. Włożył Miraculum do kieszeni kiedy usłyszał wyraźny głos Felixa mówiący o wieczornym spotkaniu pod wierzą. Nawet przez chwilę nie wątpił, że Marinette i Adrien się tam pojawią. W końcu jako bohaterowie Paryża już nie raz podejmowali takie decyzje. Na korytarzu usłyszał odgłosy jakiejś szamotaniny a gdy wyszedł z gabinetu, zobaczył jak jego ochroniarz usiłuje wyszarpać swoje ubranie z uścisku stojącego jak słup soli złoczyńcy. Agreste wyjrzał na zewnątrz i zobaczył, że ludzie w całej okolicy zamarli. Nowy Władca Ciem zaczął odliczać czas do wieczornego spotkania.
- Wynieś wszystkich na zewnątrz - Rozkazał chowając szpadę z powrotem do laski. Sam wyszedł na zalany słońcem podjazd oceniając sytuację. Musiał dostać się do wierzy, jednak jakikolwiek sposób przemieszczania się wymagający pojazdu nie wchodził w grę. Ludzie stali tak blisko siebie, że aby wyjść na ulicę musiał się między nimi przeciskać. Zerknął do kieszeni na Miraculum Pawia wahając się czy jednak go nie użyć.

Wang Fu pod postacią żółwia pędem zmierzał w kierunku piekarni Dupain. Zombie zaczęli przetrząsać miasto wdzierając się do każdego domu i Strażnik, zaczął obawiać się o bezpieczeństwo Miraculi. Musiał je za wszelką cenę zdobyć nim złoczyńcy je odnajdą. Przeskakiwał na kolejne dachy czując jak opuszczają go siły. Może i czuł się młodziej po treningach w klasztorze, jednak mimo wszystko był już zbyt stary, by korzystać ze swojego Miraculum. Zdyszany wskoczył na balkon Marinette i zszedł do jej pokoju. Szkatułka znajdowała się tam gdzie ostatnio w szufladzie, jednak brakowało w niej kilku Miraculi. Nie martwił się tym bo to mogło oznaczać jedynie tyle, że Biedronka wezwała wsparcie którego teraz bardzo potrzebowali. Zamknął szkatułkę w momencie gdy usłyszał pod sobą jakiś huk. Po chwili tuż obok jego stopy, z impetem przebiła się przez podłogę ręka intruza. Ktoś zaczął szarpać klapą prowadzącą z pokoju w głąb domu. Fu nie zastanawiał się ani chwili dłużej i wypadł na balkon. Za plecami usłyszał jakieś kroki i w ostatnim momencie umknął przed sięgającymi po niego dłońmi jakiejś kobiety, której udało się wspiąć na dach. Wang czuł, że jego ciało jest już zbyt słabe by dłużej utrzymać przemianę po mimo tego, że nawet jeszcze nie użył swojej specjalnej zdolności. Ruszył w kierunku domu pewnego Mulata któremu Marinette kiedyś ofiarowała jego Miraculum. Potrzebowali każdej pary rąk do pomocy a on był już na to ewidentnie za stary. Dom chłopaka na szczęście wyglądał na jeszcze nie tknięty. Mistrz zapukał do drzwi a otworzył mu je sam Nino Lahiffe. Bez zbędnego tłumaczenia Wang oddał mu swoje Miraculum.
- Proszę Mistrzu, ukryj się - poprosił Wayzz z dziwnym smutkiem w oczach.
- Nic się nie martw stary przyjacielu, nic mi nie będzie - odparł. Pożyczył od Mulata plecak i schował do niego swoją cenną szkatułkę, po czym wyszedł na ulicę. Szedł wąskimi zaułkami które wyglądały na pierwszy rzut oka podejrzanie, jednak w tej chwili były najlepszą drogą jaką mógł sobie wybrać. Tutaj puki co fioletowoocy ludzie jeszcze się nie zapuszczali, a przynajmniej tak sądził dopóki nie zauważył, że jest otoczony. Z każdej strony w jego kierunku sunęli ludzie wyciągając do niego ręce. Fu wziął do ręki leżącą w śmietniku pałkę bejsbolową i torował sobie przejście, by wydostać się na główną ulicę gdzie miał większe pole manewru. Tam jednak nie było lepiej bo z każdej strony otaczali go ludzie prząc prosto na niego. Ewidentnie nie zależało im na szkatule a jedynie na doprowadzeniu go do stanu, w którym byłby podatny na kłębiące się nad miastem Akumy.
- Twoje niedoczekanie - mruknął pod nosem i przygotował się do walki. Bronił się dzielnie i tak długo jak był w stanie, jednak jego stare ręce, w brew jego woli opuściły gardę i oberwał pierwszy cios prosto w twarz. Po nim pojawiły się następne i kolejne, lądując na jego brzuchu plecach, twarzy. Wszędzie tam gdzie mogły go w danej chwili dosięgnąć obce ręce. Chcąc chronić swój najcenniejszy skarb, chwycił kurczowo plecak w dłonie pochylając się do przodu. Upadł na kolana, jednak fioletowoocy nie przestawali kopiąc go po głowie i żebrach. Fu modlił się w duchu by tylko nie stracić w tej chwili przytomności. Po jego twarzy spływała krew z rozciętego łuku brwiowego i czuł, jak jego podbite lewe oko zaczyna puchnąć. Choć z każdym kopnięciem czuł się coraz gorzej, z jego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk. W pewnym momencie ciosy ustały a okolicę, spowiła głęboka cisza. Fu z trudem podniósł głowę i zobaczył, że wszyscy zamarli. Przewrócił się ociężale na plecy, kurczowo przyciskając plecak do klatki piersiowej. Czuł jak całe ciało pali go z bólu, który uniemożliwiał mu poruszanie się. Został zdany na łaskę losu. Nie wiedział ile czasu już leżał na zimnym asfalcie pośród nieruchomych ludzkich posągów, kiedy na jednym z dachów zamajaczyła jakaś niebieską postać, która widząc go zeskoczyła na ziemię tuż obok. Mężczyzna miał na sobie ciemnoniebieskie spodnie i kaftan. Od charakterystycznej broszy przypiętej pod szyją spływała peleryna, wyglądająca jakby składała się z długich pawich piór. Twarz zasłaniała skromna niebieska maska spod której spoglądały na Wanga stalowoszare oczy. Mężczyzna pochylił się nad nim i wsunął rękę pod jego ciało, próbując pomóc mu się podnieść.
- Zostaw - wysapał wycieńczony Fu.
- Pozwól sobie pomóc Mistrzu - odparł tamten i wziął go na ręce by zejść z drogi.
- Połóż mnie! Są w tej chwili ważniejsze sprawy niż moje życie - powiedział próbując resztkami sił wyszarpać się z jego uścisku.
- Gdzie mieszkasz? - Spytał sucho szarooki. Fu jednak tak się wiercił, że nieznajomy musiał położyć go na chodniku by go nie upuścić.
- Chce żebyś został nowym strażnikiem - wychrypiał Wang.
- Co? Czy ty wiesz kim ja jestem, kim... Kim byłem...? - powiedział cicho.
- Oczywiście. Nazywasz się Gabriel Agreste i do niedawna byłeś Władcą Ciem - odparł z uśmiechem Wang.
- Więc dlaczego? - spytał zaskoczony Agreste - jak możesz mi ufać po tym wszystkim co zrobiłem??
- Widzę więcej niż ci się wydaje i wiem, że gdybyś nadal był tym samym człowiekiem, to nigdy nie próbowałbyś mi pomóc - powiedział - Ja już nie jestem w stanie pilnować mojego cennego skarbu - dodał po czym wyjął z plecaka szkatułkę z Miraculami.
- Jesteś tego pewny? - usłyszał pytanie na co mocno się zirytował.
- Gdybym nie był tego pewny, to nigdy nie powierzyłbym ci tak ważnej rzeczy mój chłopcze - rzucił kwaśno - Musisz mi tylko przysiąc, że będziesz chronić tej szkatuły za cenę własnego życia i nie wykorzystasz jej do złych celów.
-Przyrzekam - powiedział drżącym od emocji głosem Gabriel. Wang powoli podniósł się by wyszeptać mu na ucho swoją ostatnią prośbę, a potem wzniósł szkatułkę tak wysoko jak tylko zdołał i powiedział z trudem - Zrzekam się bycia Strażnikiem szkatuły a na mojego następcę wyznaczam Gabriela Agreste.
Błysnęło oślepiające światło a szkatuła uniosła się ku górze, zmieniając swój kształt pod nowego właściciela. Na ręce Agreste opadła Biała okrągła szkatułka na wieku której, widniał wypalony motyl będący logo jego firmy. Po chwili Fu spojrzał na niego zamglonym wzrokiem i spytał widocznie zdezorientowany:
- Gdzie jestem? Niczego nie pamiętam. Czy wiesz może jak się nazywam?

Zbliżał się wieczór a tym samym ostatecznie stracie z Władcą Ciem. Biedronka po raz ostatni sprawdziła czy ma łączność z przyjaciółmi i czy zajęli już swoje pozycje. Spojrzała na Czarnego Kota pełna niepokoju. Teraz kiedy wreszcie dostali realną szansę na wspólną przyszłość, nie miała pewności czy jeszcze w ogóle jakąś mają. Chat uścisnął mocno jej dłoń próbując dodać jej otuchy, na co uśmiechnęła się smutno. 
- Ja też się boję Księżniczko - wyznał dotykając jej podbródka - ale nie możemy się w żadnym razie poddać. Cały Paryż na nas liczy. Poza tym Jesteś Niezwykłą Biedronką i masz w sobie siłę, której nawet nie zauważasz. Będzie dobrze. Zobaczysz - powiedział po czym delikatnie pocałował ją w usta, a gdy się odsunął usłyszał jęk niezadowolenia ukochanej - musisz przeżyć żeby dostać więcej - odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Czy możecie już przestać? mamy robotę do wykonania - usłyszeli w słuchawkach głos Rudej Kitki.
- Daj spokój Kochanie. Wiesz, że zrobił bym z tobą to samo jak nie więcej - odezwał się Pancernik.
- Możemy o tym nie rozmawiać przy światkach? - syknęła na niego Kitka.
Marinette zachichotała. Była wdzięczna Mistrzowi za to, że podarował swoje Miraculum Nino miała tylko nadzieję, że staruszkowi nie groziło nic złego. 
- Gotowa? - spytał Chat.
- Gotowa - potwierdziła i razem ramię w ramię, jak już od kilku dobrych lat, ruszyli na spotkanie ze złoczyńcą. Plac pod wierzą zalewał pomarańczowy blask zachodzącego słońca i gdyby nie to, że czekała ich walka, przystanęłaby na dłużej żeby pozachwycać się tym widokiem. Teren w okół był podejrzanie pusty i nigdzie nie widać było żadnego człowieka, co było dziwne zważywszy na to z czym musieli się tutaj zmierzyć ostatnim razem. Czuła jak serce jej wali w oczekiwaniu na pojawienie się Felixa. Tym razem bardzo wiele ryzykowali i jeżeli zostaną zmuszeniu do skorzystania z planu awaryjnego, to były ich ostatnie chwile w roli anonimowych super bohaterów. Wraz z pokonaniem Władcy Ciem, zakończy się również ich własna przygoda. Pod wierzą Eiffla zaczęła formować się wielka fioletowa twarz i tysięcy małych motylków.
- Pamiętasz? - spytał Czarny Kot.
- Pamiętam - przytaknęła - To wtedy po raz pierwszy złapaliśmy akumę i rozmawialiśmy z Władcą Ciem - powiedziała spoglądając na niego z uśmiechem.
- W wtedy się w tobie zakochałem - wyznał Chat, a z jego oczu mogła wyczytać całą gamę uczuć jakimi ją dażył. Zarumieniła się pod naporem tego spojrzenia. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że już po dwóch dniach znajomości, mógł ją aż tak bardzo pokochać. Jej zajęło to znacznie dłużej... chociaż...
- Ja zakochałam się w Tobie pierwszy raz, kiedy pożyczyłeś mi swój parasol - odparła z czułością na co wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- Więc nie tylko ja jestem taki szybki. 
- To się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia - szepnęła Ruda Kitka.
- Jak tak dalej pójdzie to nawet Władca Ciem usłyszy waszą melodię  - rzucił Serpention.
- wrrr... Możecie już przestać? Niedobrze mi od tych przesłodzonych gadek - Warknęła Ryuko - Skupcie się!
Adrien uśmiechnął się krzywo pod nosem, jednak nijak tego nie skomentował. Twarz wreszcie się uformowała i przemówiła głosem Felixa.
- Wiedziałem, że przyjdziecie. Za bardzo zależy wam na ludziach Paryża by mi odmówić. Zdejmijcie Miracula i oddajcie je moim motylom - powiedział a w ich kierunku pofrunęło kilka małych akum. 
- Mieliśmy je oddać tobie osobiście a nie twoim tworom - powiedziała Biedronka z chytrym uśmiechem. 
- Czego się boisz Felixie!? - Zawołał donośnym głosem Chat. Znał swojego kuzyna na tyle dobrze, by wiedzieć jak bardzo to pytanie jest w stanie go wkurzyć i absolutnie się nie pomylił. Motyle tworzące twarz rozpierzchły się na boki a z pomiędzy nich wyłonił się Władca Ciem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top