20
Marinette stała przed lustrem już od kilku godzin i nie mogła się ostatecznie zdecydować na żadną z sukienek które dla siebie uszyła. Dopiero przyjście Alyi sprawiło, że wspólnie wybrały odpowiednią kreację. Marinette cała się trzęsła z podekscytowania ale i również ze zdenerwowania. Dzisiejszego wieczoru świat miał poznać jej kolekcję dla Domu Mody Agreste. Nie spodziewała się takiego zaszczytu a, że była Marinette Dupain-Cheng było bardziej niż pewne, że doprowadzi do jakiejś katastrofy.
- Na pewno kiedy będę wchodzić na scenę potknę się o własną stopę i wyląduje pod nogami Pana Agreste na oczach wszystkich ludzi na świecie, albo na bankiecie przy wznoszeniu toastu mój kieliszek pęknie i poplami moją sukienkę, albo... - wyliczała na głos.
- Daj spokój Marinette. Wszystko będzie dobrze. Więcej pewności siebie. W końcu nie będziesz tam sama - powiedziała znacząco - Adrien na pewno cię poprowadzi - dodała.
- Alya już tyle razy ci mówiłam, że między mną a Adrienem zupełnie nic nie ma - powiedziała po raz kolejny od kilku miesięcy.
- Może ty tak twierdzisz ale Adrien wygląda jakby miał inne zdanie na ten temat - wypaliła mulatka.
- Chyba żartujesz! przecież od zawsze jestem TYLKO jego przyjaciółką - zauważyła z przekąsem Marinette.
- Dzisiaj to się zmieni - odparła Alya z dumą w głosie, kiedy odwróciła swoją przyjaciółkę do lustra by pokazać jej efekt końcowy swojej pracy. Marinette oniemiała na swój widok. Delikatny makijaż podkreślał jej fiołkowe oczy i drobne, acz kształtne usta. Alya upięła jej włosy w kucyk z boku głowy, który ułożony w jeden lok spoczywał na jej odsłoniętym ramieniu. Grzywkę zaczesała na lewo, a z prawej strony zostawiła jeden samotny lok wysuwający się z upięcia. Suknia którą ostatecznie kazała jej założyć Alya, składała się z gorsetu mocno opinającego jej ciało i wiązanego z tyłu na kokardę. Całość lekko rozkloszowana sięgała kostek dziewczyny, a pierwsza warstwa spódnicy została zebrana na jej prawym biodrze i upięta pod białym motylem będącym logo Firmy Agreste. Odcienie koloru niebieskiego płynnie przechodziły między sobą od prawie białego spodu sukni, aż po granatowo niebieską górę gorsetu. Dół sukni zdobiły haftowane srebrną nicią motywy kwiatowe, które z daleka wyglądały jakby delikatnie błyszczały.
- Dziękuję Alya - powiedziała spoglądając na swoje odpicie oczami wielkimi jak spodki - jesteś niesamowitą i najlepszą przyjaciółka - dodała i ją uściskała.
- Ostrożnie bo jeszcze coś pognieciesz albo się rozmażesz, a tego byśmy nie chcieli prawda? A gdzie Bridgette? Też ją zaprosiłaś prawda? - Spytała Alya. Faktycznie Marinette zaprosiła kuzynkę która była z początku bardzo podekscytowana jednak kiedy usłyszała, że nie będzie Felixa nagle zmieniła zdanie.
- Dziś jej nie będzie ale ważne, że moi rodzie oraz ty i Nino będziecie - powiedziała z nieskrywaną radością.
- No właśnie a to oznacza, że muszę zmykać żeby zrobić się na bóstwo - zauważyła mulatka - do zobaczenia później - powiedziała i zniknęła pod klapą w podłodze. Marinette nadal spoglądała w lustro i przyłożyła dłonie do zarumienionych policzków. Czuła jak z każdą chwilą czuje coraz mocniejszą tremę.
- Wiesz, że nie podoba mi się pomysł byś szła z Adrieniem - burknęła Tikki z kwaśna miną.
- Daj spokój Tikki. Co takiego mogłoby się stać? Przecież wiesz, że z Adrienem to już przeszłość - powiedziała Marii.
- A gdyby jednak Adrien zmienił zdanie i nie uważał cię tylko za przyjaciółkę to co? - spytała podejrzliwie.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - przyznała Marinette i usiadła zamyślona na krześle - Adrien ma kilka zalet które mi się podobają. Jest uprzejmy i przyjacielski dla każdego. Zawsze stara się znaleźć dobro w innych ludziach, jak choćby w Chloe albo u Lily na początku znajomości. Jest utalentowany. Gra na fortepianie, jest świetnym szermierzem i wspaniałym modelem. Jednak z perspektywy czasu widzę, że niej taki idealny jak mi się na początku wydawało. Chyba bardziej kochałam ideał za jakiego go miałam, niż prawdziwego Adriena Tikki. Z Czarnym Kotem jest inaczej. Od samego początku widziałam jaki jest i wcale go nie idealizowałam. Był irytujący ale i zabawny jednocześnie. Nigdy mnie nie okłamał i zawsze wspierał kiedy tego potrzebowałam. Od początku czułam, że mogę mu w pełni zaufać i choć bywały chwile, że pozował na typowego kochasia pokazał, że tak naprawdę jest po prostu bardzo samotny i zraniony. Więc nie masz się czym martwić Tikki. Adrien to tylko przyjaciel - powiedziała pewnie. Tikki jednak nie wyglądała na przekonaną i nadal lustrowała ją wzrokiem.
- eh... - westchnęła - Przecież pamiętam, że nie mogę być z żadnym z nich, bo ryzykuję przyszłość Paryża - jęknęła Marii.
- Chciałabym ci przypomnieć, że po ostatniej świątecznej wizycie Czarnego Kota, jakoś dobro Paryża nie stało ci na przeszkodzie by go pocałować - zakpiła Tikki czym bardziej przypominała Plagga niż siebie samą.
- To był jednorazowy wyskok który więcej się nie powtórzy - powiedziała uroczyście. Nagle dało się słyszeć jakieś rozmowy dobiegające z dołu a po chwili ciszy rozległ się donośny głos Sabine:
- Marinette! Adrien przyjechał!
- Na nas już czas - powiedziała czarnowłosa i otworzyła swoją wizytową torebkę, wpuszczając do środka Kwami - trzymaj za mnie kciuki Tikki - powiedziała jeszcze zanim ją zamknęła.
Adrien ubrany w eleganci czarny garnitur, stał w przedpokoju raczony opowiastkami z życia Toma i czekał na Marinette. Czuł się co najmniej tak jakby rodzice Marii uznawali go za jej chłopaka, nie chciał jednak z nimi na ten temat na razie dyskutować, zwłaszcza, że ten dzień musiał być już dla całej rodziny Dupain wystarczająco nerwowy. Kiedy wreszcie Marinette pojawiła się u szczytu schodów, Adrienowi zabrakło tchu z wrażenia i chyba po raz pierwszy w życiu nie miał pojęcia co powiedzieć. Marii wyglądała przepięknie. Była wprost idealna i stałby tam nadal z otwartą buzią wpatrując się w nią jak urzeczony, gdyby nie usłyszał tuż przy uchu cichego pochlipywania.
- Moja córeczka dorasta - westchnął Tom wycierając zebrane w kącikach oczu łzy i przytulił do swojego boku dumną Sabine. Marinette pokonała kilka ostatnich stopni i zachwiała się niebezpiecznie nadeptując na brzeg swojej sukni. Adrien złapał ją w ostatnim momencie.
- Dziękuję, że uratowałeś mnie przed katastrofą - wypaliła zakłopotana - Moja wrodzona niezdarność nawet dzisiaj nie chce odpuścić he he - zaśmiała się zażenowana uciekając wzrokiem w bok.
- Dlatego właśnie dzisiaj od tego masz mnie - odparł z szerokim uśmiechem, którym rzadko kogokolwiek obdarzał i podał jej swoje ramię. Tego wieczora nie miał najmniejszego zamiaru odstępować jej choćby na krok. Będzie cieszyć się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie.
- Zaopiekuj się dobrze moją córeczką - wychlipał Tom nad którym emocje zaczynały ewidentnie brać górę.
- Obiecuję - zapewnił Adrien. Rodzicie Marii odprowadzili ich do drzwi i pomachali gdy samochód ruszył. Marinette okropnie zżerała trema co był w stanie rozpoznać po tym, jak ciągle w zamyśleniu przygryzała dolną wargę.
- Będzie dobrze. Zobaczysz - zapewnił na co bez przekonania kiwnęła twierdząco głową. Jak się okazało niepotrzebnie się martwiła, bo cały pokaz oraz publiczne przedstawienie jej jako twórczyni kolekcji przebiegło wręcz śpiewająco i wszyscy byli nią zachwyceni. Ku niememu poparciu ojca, Adrien nie odstępował czarnowłosej debiutantki w świecie mody ani na krok. Na bankiecie który odbył się w jadalni rezydencji Agreste każdy chciał choć przez chwilę porozmawiać z Marinette Dupain-Cheng i nie ulegało wątpliwości, że dziewczyna była główną gwiazdą wieczór, co niektórym absolutnie nie przypadło do gustu jak choćby Chloe która uwielbiała być w centrum uwagi, a tym razem pozostała całkiem zapominania i opuszczona w rogu sali. Adrien zostawił Marinette w towarzystwie Alyi i Nina by porozmawiać z ojcem który miał tego dnia wybitnie dobry humor. Nie było zresztą w tym nic dziwnego bo wyglądało na to, że w jutrzejszych gazetach ukażą się artykuły z pozytywnymi opiniami krytyków mody. Ledwo podszedł go ojca kiedy szyby wysokich pod sufit okien, pękły rozpryskując się na drobne kawałeczki niesione falą impety z jaką ktoś potraktował szyby. W wybitej wyrwie pojawiła się postać unoszącej się nad ziemią młodej kobiety. Nieznajoma ubrana była w rozkloszowaną fioletowo białą sukienkę sięgającą kolan, a w dłoni trzymała biały kostur na którego szczycie można było dostrzec migoczący kamień będący elementem jakiejś biżuterii.
- Królowa Prawdy przesyła pozdrowienia od nowego Władcy Ciem - powiedziała z dumą.
- Nowego Władcy Ciem? - powtórzył zaskoczony Adrien i poczuł jak Plagg zaczyna szamotać się zniecierpliwionym w jego kieszeni. Gdyby tam zajrzał zobaczyłby jak czarne Kwami wiwatuje bezgłośnie na cześć nowego przeciwnika.
- To nie możliwe... Przecież schowałem Miraculum... - powiedział jakby do siebie Gabriel, jednak Adrien zdołał go usłyszeć i spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
- Co to znaczy? - zapytał sucho zaciskając dłonie w pięści - czyżby jego ojciec naprawdę był przeciwnikiem z którym walczył przez cały ten czas?
- Ja.. nie... - zająkiwał się projektant.
- Dzisiejszego wieczoru zapraszam wszystkich na spektakl Władcy Ciem, który zdobędzie miracula Biedronki i Czarnego Kota - zaśmiała się Królowa Prawdy - Niech zabawa się rozpocznie! - wykrzyknęła i zaczęła strzelać z kostura wiązką światła w ludzi. Każdy kto oberwał zaczął mówić swoim najbliższym to co naprawdę myśli, doprowadzając ich do skrajnych emocji. Wtedy do pomieszczenia zza pleców wniebowziętej Królowej wystrzeliła fala czarnych motylków które atakowały osoby podatne w tej chwili na ich działanie, a było takich mnóstwo przez poprzedni atak Królowej Prawdy. Adrien spoglądał na to oniemiały kiedy rzucił się na ojca o włos unikając skierowanego ku nim ataku.
- To nie możliwe... - wyszeptał ponownie Agreste.
- Czego mi nie mówisz! - zawołał Adrien szarpiąc swoim ojcem który jak sparaliżowany wpatrywał się w rój malutkich akum, które nadal napływały do sali. Gabriel nagle jakby wyrwał się z dziwnego transu i z zaciętą miną rzucił się w kierunku swojego gabinetu. Adrien niewiele myśląc ruszył zaraz za nim a gdy tylko dotarli do pokoju, Gabriel rzucił się do obrazu Emilie i zaczął wystukiwać określoną kombinację, po której obraz odskoczył ukazując ukryty schowek. Adrien podszedł bliżej by zobaczyć, że w schowku nie ma nic.
- Wszystko zniknęło. Księga. Miraculum Ćmy i Pawia... - powiedział roztrzęsiony i spojrzał na swojego syna. Do Adriena dopiero teraz dotarł sens jego wypowiedzi. Gabriel Agreste, jego ojciec przez cały ten czas był złoczyńcą którego poszukiwali a co gorsza, Biedronka miała rację kiedy go po raz pierwszy oskarżyła. Spojrzał na ojca z wściekłością, jednak ta rozmowa musiała zaczekać. Musiał ustalić kto i po co skradł oba miracula.
- Podejrzewasz kto mógł to zrobić? - spytał pogardliwym tonem głosu.
- Ja nie ale może Nathalie, gdzie jest Nathalie?
- W zasadzie od rana jej nie widziałem... - zastanowił się Adrien - zaraz więc Mayura to Nathalie!?? - zawołał.
- Tak i wygląda na to, że nadal nią jest - powiedział zamyślony - w takim razie kto inny mógłby odkryć kim jestem... - Jego myśli przewertowały kilka ostatnich tygodni i wniosek nasuną się sam - Felix...
Adrien zazgrzytał zębami na dźwięk tego imienia i wypadł z gabinetu.
Felix bacznie obserwował i podsłuchiwał swojego wuja. Był prawie pewny, że ten skrywa jakąś mroczną tajemnicę i za wszelką cenę chciał ją poznać. Jego starania wreszcie się opłaciły kiedy zerknął przez szparę w niedomkniętych drzwiach i na własne oczy zobaczył jak Gabriel rozmawia z jakimś dziwnym stworzeniem, które zwraca się do niego jak do Władcy Ciem. Czyżby to było możliwe? Obserwował jak wuj wystukuje kombinację guzików w obrazie i chowa przedmiot do skrytki. Zapamiętał schemat i umknął do jadalni skąd zabrał świeże jabłko i wgryzając się w nie luzacko jak gdyby nigdy nic wyszedł do holu natykając się niby to mimochodem na wuja.
- Witaj wuju - przywitał się od niechcenia, na co Gabriel tylko skinął głową i ruszył schodami do góry. Gdy tylko stracił go z pola widzenia wdarł się do gabinetu, odłożył jabłko na biurko i pospiesznie wpisał kod. Obraz szczęknął ukazując wnękę w ścianie wypełnioną księgą i dwoma broszami, których jeszcze nigdy nie widział na oczy. Wyciągną ręką po tę z motylimi skrzydłami kiedy usłyszał skrzypienie zamykanych drzwi za swoimi plecami. Poderwał się do góry i zobaczył Nathalie która przyłapała go na gorącym uczynku. Jej mina nie świadczyła o niczym dobrym
- Nie powinno cię tu w ogóle być Felixie - powiedziała sucho - Natychmiast to odłóż i wyjdź! - Nakazała a po chwili poczuła tępy ból w czaszce i ogarnęła ją ciemność...
Biedronka przeciskała się przez tłum gości w kierunku sali wypełnionej ludźmi będącymi pod wpływem akum. Spodziewała się raczej widoku rzeszy nowych złoczyńców z którymi trzeba będzie sobie poradzić pojedynczo. Tym czasem ludzie którymi zawładnęła akuma wyglądali całkiem zwyczajnie i tylko ich fioletowe oczy zdradzały ich stan. W dodatku ich zachowanie wskazywało n to, że są pozbawieni własnej woli i wykonują jedynie czyjeś rozkazy. Biedronka odetchnęła z ulgą bo to oznaczało, że wystarczyło jedynie zająć się Królową Prawdy a potem samym Władcą Ciem, który jakimś sposobem stał za tymi wszystkimi akumami. Gdy dotarła do głównej sali zobaczyła Czarnego Kota walczącego z atakującymi go niczym zombie ludźmi.
- O Biedronka wreszcie dotarła - powiedziała zachwyconym głosem Królowa - a więc najwyższy czas przenieś imprezę na Wierzę Eiffla, skąd niewątpliwie będziecie mieli widok na cały Paryż - dodała po czym z gracją niczym leśna nimfa wyfrunęła z budynku.
- Kropeczko - powiedział Kot kłaniając się jej z gracją by przepuścić ją przez dziurę po wybitym oknie. Biedronka nic nie odpowiedziała tylko ruszyła w pościg za Królową Prawdy. Niemal jednocześnie dotarli pod oświetloną wierzę by zobaczyć jak dziewczyna macha do nich z piętra.
- Pamiętaj, że nie może nas trafić - przypomniała mu.
- Czy ja wiem czy byłoby to takie złe - zastanowił się na głos - w zasadzie nie mam przed tobą nic do ukrycia - odparł z uśmiechem.
- Nic oprócz twojej tożsamości Kocie - rzuciła sucho. Nie czekała już na jego odpowiedź i zarzuciła swoje jo jo tak, by dostać się na piętro. Zaraz po niej wylądował także Czarny kot i podparł się jakby od niechcenia na swoim kiju.
- No proszę, jesteście tacy przewidywalni - zakpiła i zaczęła rzucać w nich pociskami ze swojej laski. Biedronka przypuszczała, że to właśnie tam a konkretniej w klejnocie zdobiącym kostur musi znajdować się Akuma. Wykonując uniki udało jej się do niej dotrzeć i wymierzyć cios, który został jednak skutecznie zablokowany. Sytuacje wykorzystał Czarny Kot i zdzielił przeciwniczkę końcem kija prosto w brzuch, aż zgięła się z jękiem. Na jej ustach pojawił się jednak niebezpieczny uśmiech kiedy wyprostowała się dumnie i powiedziała:
- Czy nie mówiłam już jacy jesteście przewidywalni? Ciągniecie do złoczyńców jak myszy do sera...
Wtedy dopiero to zauważyli. Dali się złapać w pułapkę. Znajdowali się na zamkniętej przestrzeni a w okół z każdego kąta w ich kierunku sunęli ludzie pod wpływem akumy.
- Złapcie ich szybko zanim użyją swoich mocy - rozkazała władczym tonem. Nim Biedronka sięgnęła po swoje jojo zombie już mieli ją w garści, chwytając jej kończyny i blokując skutecznie jakiekolwiek ruchy. Zerknęła na Czarnego Kota z nadzieją jednak on również znajdował się w tej samej sytuacji. Dotąd lewitująca przed nimi Królowa Prawdy wylądowała na podłodze i podeszła do nich z błąkającym się na jej ustach uśmieszkiem.
- Hmm. Może za nim zabiorę wam wasze miracula to trochę się zabawię. Zresztą mamy jeszcze trochę czasu zanim zacznie się przedstawienie - oznajmiła - może zacznę od Biedronki? - zastanowiła się, po czym rzuciła w nią perfekcyjnie swoim czarem.
- Może zapytam o twoją tożsamość... chociaż nie, to byłoby zbyt proste... - mówiła spacerując tuż przed nimi tam i z powrotem - wiecie dlaczego jestem Królową Prawdy? Mój chłopak karmił mnie kłamstwami i właśnie dziś to odkryłam. Ty masz chłopaka Biedronko? - zapytała.
Biedronka choć do tej pory czuła się całkiem normalnie, nagle poczuła przymus odpowiedzenia na zadane pytanie. Choć bardzo się broniła jej usta poruszyły się niezależnie od jej woli i usłyszała własny głos.
- Nie - padła odpowiedź.
- Ale chyba jakiegoś miałaś prawda? - spytała Królowa.
- Tak - powiedziała Biedronka jakby sprawiło jej to okropną trudność.
- Nie opieraj się moja droga, bo to i tak nic nie da - zapewniła dziewczyna.
- Rozstania są bardzo przykre ale zawsze pojawiają się jakieś inne, mniejsze bądź większe miłostki prawda? - kontynuowała.
- Tak - wysapała Biedronka a w jej umyśle pojawiły się obrazy Luki Adriena.
- Nie wiedziałem, że aż tylu ich było - bąknął Kot - nigdy się nie pochwaliłaś... dlaczego ci z nimi nie wyszło? - zapytał. Biedronka wiedziała, że już w tej chwili nie ma nic do stracenia. Jeśli Królowa Prawdy zada jeszcze jakieś pytania to i tak zaraz wszystko wyszłoby na jaw. Spojrzała na niego z uczuciem i bólem jednocześnie, kiedy odpowiadała na jego pytanie.
- Nie wyszło... bo żaden z nich nie był Tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top