19

Kilka dni wcześniej.

Adrien wstał jak co rano do szkoły. Poprzedniego wieczora obejrzał z ojcem film i nawet, o dziwo został przez niego zapytany o szkołę. Adrien przez chwilę mógł poczuć się jak normalny nastolatek. Potem jednak nastąpiło coś czego absolutnie się nie spodziewał. Ojciec go przytulił i przerosił po czym wyszedł. To było coś czego obecny Gabriel Agreste w życiu by nie zrobił. Adrien choć ucieszony tym nagłym przejawem uczuć, nie sądził by ten stan utrzymał się dłużej. Ojciec już nie raz miewał takie przebłyski które nie trwały długo. Więc tym razem było nie inaczej. Zszedł na śniadanie i ku swojemu zdumieniu u szczytu stołu zastał ojca czytającego gazetę do śniadania. Przetarł zaspane oczy upewniając się, że naprawdę go tam widzi. Jego ojciec nie zniknął a na dodatek nawet się odezwał. 
- Nie stój tak bo omlet wystygnie. 
Adrien zobaczył, że nakryto dla niego tuż obok taty. Ruszył więc w tamtą stronę i posłusznie zasiadł do stołu.
- Dziś nie pójdziesz do szkoły, ani jutro też nie - powiedział sucho przewracając stronę brukowca.
- Ale tato - próbował zaprotestować Adrien. Właśnie tego szczerze się obawiał.
- Nie pójdziesz do szkoły bo chce te dwa dni spędzić z własnym synem - odparł i poczochrał go po misternie ułożonej fryzurze. Adrien spojrzał na niego zaskoczony jakby zobaczył ojca po raz pierwszy na oczy.
- Nigdy nie jest za późno na zmiany - Agreste wzruszył ramionami.
- A gdzie Felix? - Spytał Adrien.
- Wyjechał wcześnie rano. Chyba mu się spieszyło do pieniędzy dziadka - zakpił a Adriena zatkało. Postanowił jednak w żaden sposób tego nie komentować. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął pałaszować z apetytem. Nagle jakoś to śniadanie zaczęło o wiele lepiej smakować niż zwykle.
- Powiadom Pannę Dupain-Cheng, że nasza umowa nadal obowiązuje i żeby była jasność nie przyjmuje żadnych wykrętów - powiedział już zwykłym tonem.

Obecnie

Życie Adriena z dnia na dzień zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Owszem, nadal musiał spełniać narzucony mu przez ojca harmonogram i wątpił, by to kiedykolwiek miało się zmienić. Gabriel jednak spędzał z nim więcej czasu, który nagle jakimś cudem udało mu się znaleźć. Pojawiał się na wszystkich posiłkach i pytał co słychać w szkole a nawet rozegrał z nim kilka partyjek w szachach, bo jego zdaniem to była jedna z nielicznych rozrywek poważnej osoby na poważnym stanowisku. Adrien nie dyskutował, w końcu każdy projektant miał swoje widzimisię i styl z którym nie warto było dyskutować. Przez myśl przebiegł mu obraz pewnego projektanta z firmy Febo&Dobrzański, którego poznali na jednym z pokazów mody. Blondyn zaśmiał się w duchu przypominając sobie spotkanie ojca z Przemko. Dwoje skrajnie różnych projektantów o skrajnie różnych poglądach. Ta rozmowa nie miała prawa dobrze się skończyć. Marinette opuściła ich rezydencje zaraz po skończeniu projektu. Nie miała zamiaru zostawać na kolacji, a Gabriel wcale też na to nie naciskał. Adrien w pełni rozumiał dystans jaki pojawił się po ostatniej kłótni. Chwilowo Marinette nie czuła się tu już tak pewnie jak przedtem i prawdopodobnie musiało upłynąć trochę czasu, nim wszystko wróci do normy. Nie zdawała sobie absolutnie sprawy jak wiele dzięki niej zmieniło się w tym domu i to na lepsze. Choć Adrien nie do końca był jeszcze pewny na co może sobie pozwolić przy ojcu, ostrożnie chciał podsunąć mu pewien pomysł. Oboje wiele zawdzięczali tej czarnowłosej dziewczynie i dlatego chciał się jej jakoś odwdzięczyć.
- Może Marinette będzie gościem honorowym pokazu promującego nową kolekcję - zagadnął Adrien- w końcu sporo zrobiła.
W jadalni zapadła grobowa ciszy i Blondyn już przygotowywał się na wybuch ojca uznając, że na zbyt wiele sobie pozwolił tym komentarzem. Agreste faktycznie wybuchnął jednak nie złością.
- Mam lepszy pomysł! - Zawołał podekscytowany - Wiem, że umowa była taka iż to kolekcja Gabriela Agreste a udział panny Dupain-Cheng miał być tylko wspomniany. Jednak mam zamiar rozszerzyć jej zasługi. To będzie kolekcja Marinette Dupain-Cheng dla domu mody Agreste. Co ty na to? - Spytał.
Adrienowi odjęło mowę. Nie spodziewał się po nim aż takiej "hojności"
- Marinette na pewno biedzie równie zaskoczona co ja - wykrztusił na co Gabriel zmierzył go swoim stalowym wzrokiem.
- to świetny pomysł, ucieszy się - dodał szybko a twarz jego ojca pojaśniała.
- A więc postanowione. W przyszłym tygodniu Panna Dupain-Cheng będzie miała swój wielki dzień. Oczekuję, że będziesz jej towarzyszył - zawiesił znacząco głos. Adrien odpowiedział mu uśmiechem. Nie trzeba było go o to prosić.
- Tak.

- Nie! - Zawołał Plagg gniewnie unosząc się na wprost jego twarzy - Nie, nie i jeszcze raz nie.
- Ale dlaczego? Kompletnie nie rozumiem o co ci chodzi - powiedział Blondyn siadając na kanapie w swoim pokoju.
- Przecież już jej namieszałeś jako Czarny Kot, a teraz chcesz jako Adrien? - Zauważył Plagg.
- Sam przecież powiedziałeś, że lepiej żebym odpuścił jako Czarny Kot. 
Kwami cmoknęło niezadowolone.
- Ale nie powiedziałem, że masz się do niej zalecać jako Adrien - Rzuciło Kwami. Mały kotek czuł jak zaczyna palić się mu grunt pod stopami.
- Tak? A to nie ty cały czas sypiesz jak z rękawa jakimiś dziwnymi aluzjami? Czy nie o Marinette ci chodziło? - Podpytał spoglądając na niego przenikliwym wzrokiem.
- Hehe... Kochany ja nie mam rękawów więc niczym nie sypię - wypalił na poczekaniu - A co z Twoją wielką miłością do Biedronki co? - Spytał zadziornie próbując zmienić temat. Choć nie był pewny czy to faktycznie cokolwiek w rozmowie zmieniało...
- poradziłeś mi o niej nie myśleć, już zapomniałeś!? - Zirytował się blondyn.
- Nie zapomniałem ale ostatnio odnoszę wrażenie, że zachowuje się inaczej... Bardziej przystępnie... - Powiedział mrużąc oczy.
- Ona nigdy mnie nie pokocha! - Krzyknął.
- Ale ty kochasz ją nadal - sprytnie zarzucił wędkę. 
- Nie! Tak! Nie wiem... - Westchnął Adrien - obie mają wiele wspólnych cech i czasem zastanawiam się, czy nie próbuję zastąpić Biedronki Marinette - powiedział na głos.
- Skoro tak to nie wybieraj żadnej - poradziło mu dumne z siebie Kwami.
- By cię cholera Plagg! - Zawołał wkurzony rzucając w niego poduszką. Plagg nawet nie musiał się wysilać żeby poduszka przeleciała przez niego jak przez ducha. Dosyć miał już jego rad które absolutnie w Niczym mu nie pomagały zwłaszcza, że zwykle słyszał od niego by nie wybierał żadnej z dziewczyn i poszukał innej. Jak tak dalej pójdzie to z dręczącej go samotności zwiąże się z Chloe... chociaż nie... nawet gdyby miał być sam do końca życia, nie zniży się do tego poziomu. Chloe już jako przyjaciółka potrafiła napsuć mu sporo krwi sposobem w jaki traktowała innych. Jako przyjaciel z dzieciństwa zwykle to tolerował wierząc w jej dobrą stronę, jednak nie miał zamiaru udawać, że wytrzymałby jako jej chłopak choć kilka dni.
Nagle poczuł silny ból w skroniach. Odruchowo złapał się dłońmi za głowę i pochylił do przodu na kanapie. Przed oczami przelatywały mu strzępy różnych obrazów i sytuacji, których po raz kolejny nie kojarzył. On całujący się z Marinette na jej dachu, Biedronka mówiąca mu, że nie mogą ze sobą być nie poznając swoich tożsamości, albo bezpośrednia walka z Władcą Ciem.  Gdzieś jakby z oddali usłyszał zaniepokojony głos wołającego go po imieniu Plagga. Wtedy zobaczył wizję opadającej na ziemię, śmiertelnie rannej Biedronki a jego mózg eksplodował bólem. Tym czasem kilka przecznic dalej w pokoju na poddaszu, czarnowłosa dziewczyna zgięła się w pół pod wpływem nagłego ostrego bólu jaki poczuła.

Marinette dostała wiadomość od Alyi, że spotykają się na moście nad Sekwaną. Według mulatki miał po nią wpaść Adrien a to oznaczało, że przed spotkaniem miała jeszcze sporo czasu. Usiadła na łóżku z niepokojem dotykając prawej strony brzucha. Po ostatnim silnym ataku bólu prawie zemdlała. Czuła się co najmniej tak, jakby ktoś przebił ją czymś na wylot. Skrzywiła się na samo wspomnienie tej okropnej chwili. Szczęściem dla nie ból jak nagle się pojawił, tak równie nagle zniknął. Gdyby nie to, gotowa była pomyśleć, że ma atak wyrostka robaczkowego. Tikki zerkała na nią co jakiś czas z niepokojem, jednak sytuacja już więcej się nie powtórzyła. Marinette zerknęła na telefon żeby sprawdzić godzinę. Porwała z talerzyka świeże makaroniki dla Tikki i włożyła je do torebki. Zeszła po schodach do kuchni wiedziona zapachem świeżych rogalików. Jak się okazało nos jej nie zmylił bo mama wyciągała właśnie z pieca kolejną partię rogalików z nadzieniem truskawkowym, a tata polewał czekoladą te które już zdążyły wystygnąć. Usiadła na wysokim taborecie i zabrała jeden rogalik, który dopiero co został oblany płynną czekoladą. Marinette właśnie takie uwielbiała najbardziej. 
- Wychodzisz gdzieś? - spytał Tom spoglądając znacząco na torebkę przewieszoną przez jej ramię. Marinette kiwnęła głową nie mogąc odpowiedzieć z buzią wypchaną pysznym pieczywem. Do drzwi zadzwonił dzwonek więc Sabine poszła otworzyć. Wróciła z szerokim uśmiechem prowadząc za sobą gościa.
- Kochanie? Adrien przyszedł - zakomunikowała.
- Dzień dobry - przywitał się jak zawsze uprzejmie.
- Adrien? a co z Czarnym Kotem? - zapytał Tom przyglądając się uważnie córce. Marinette prawie zadławiła się ostatnim kawałkiem rogalika. Na jej policzkach wykwitły szkarłatne rumieńce i powiedziała zażenowana.
- Tato to tylko wyjście z przyjaciółmi.
- Ale... - zaczął Tom jednak Sabine pociągnęła go za rękaw spoglądając znacząco na Adriena. Stanęła na koniuszkach palców przyciągając bliżej twarz męża i wyszeptała mu konspiracyjnie do ucha.
- Blondyn, zielone oczy.... tylko bardziej poczesany - po czym uśmiechnęła się porozumiewawczo. W głowie Toma nagle pojaśniało.
- Aaaaaa..... Adrien - odwrócił się do niego i zamknął w swoim niedźwiedzim uścisku, jak Kota w Święta. Jeśli jego córka była Biedronką to z pewnością musiała znać tożsamość Kota, a ilu może znać blondynów z zielonymi oczami??
Marinette uderzyła dłonią w czoło na widok zachowania swoich rodziców. Wyglądali jakby ewidentnie albo coś kombinowali, albo starali się przed nią ukryć. Tom wreszcie wypuścił chłopaka z ramion.
- Opiekuj się dobrze moją córeczką - klepnął Adriena w ramię, aż ten się zachwiał i posłał mu ukradkiem oczko. Adrien cokolwiek zaskoczony i zakłopotany również puścił do niego oczko co wyraźnie go usatysfakcjonowało. 
- Dobrze. Ma pan to jak w banku - powiedział z uśmiechem do Toma.
- Wiedziałem, że to powiesz. W końcu akurat na ciebie mogą liczyć wszyscy w Paryżu - powiedział wesoło Tom obejmując go ramieniem, jakby już należał do tej rodziny. Adrien zaczął wewnątrz cały się trząść. Czyżby jednak rodzicie Marinette widzieli go wtedy bez maski? To byłaby katastrofa! Sabine zmierzyła groźnie męża, po czym uwolniła spod jego ciężkiej dłoni Adriena i otrzepała go po matczynemu z niewidzialnego kurzu.
- No idźcie już gołąbeczki - powiedziała popychając ich ku wyjściu. Gdy tylko drzwi frontowe zamknęły się za nimi, Adrien spojrzał na Marinette pytającym wzrokiem.
- Gołąbeczki?
- Nie pytaj - powiedziała kwaśno Marinette. Zaczęła się zastanawiać co też znowu wymyślili jej rodzice. Adrien nie próbował dociekać i otworzył przed nią drzwi do samochodu. Plagg skorzystał z małego zamieszania i wepchnął się do torebki Marinette.
- Nie rozpychaj się - Burknęła Tikki,
- Nie moja wina cukiereczku, że tutaj tak ciasno. Choć swoją drogą może to pozwoli nam zacieśnić....
- Plagg! - upomniała go nie pozwalając dokończyć zdania - lepiej powiedz jak wygląda sytuacja.
- Eh... - westchnął Kotek - nie najlepiej. Adriena ciągnie do Marinette a ja już nie wiem co mam wymyślić by odwieźć go od tego pomysłu.
- Może faktycznie lepiej jak Marii da kosza Czarnemu Kotu - Powiedziała Tikki.
- To nic nie da. Już mu wybiłem spotykanie się z nią pod postacią Czarnego Kota więc uznał, że w takim razie spróbuje jako Adrien. On się nie poddaje choć ostatnio.... - zastanowił się Plagg.
- co ostatnio?? - podchwyciła Tikki z nadzieją w głosie.
- Waha się czy to co czuje do Marii nie jest czasem próbą zastąpienia Biedronki, kimś bardzo do niej podobnym - zachichotał mimowolnie.
- Może to jest właśnie to - powiedziała z ożywieniem Kwami - jeśli przekonasz Adriena, że faktycznie to nic więcej jak próba zastąpienia Biedronki, że to co czuje nie jest takie jak się wydaje, powinno być w porządku. W końcu Biedronka dała mu już kosza i to nie raz.
- żeby to było takie proste - mruknął Plagg - Ostatnio znowu miał atak wspomnień i widział śmierć Biedronki. Boję się, że już niedługo może poznać jej tożsamość a wtedy klapa.
- Zaraz... kiedy to było? - zapytała szybko Tikki.
- Wczoraj po południu. a bo co? - Plagg spojrzał na nią znudzony.
- Marinette miała atak bólu w miejscu w którym mówiłeś, że oberwała... - powiedziała a na pyszczku Plagga odmalowało się przerażenie.
- Zaczynają się synchronizować! Jest gorzej niż myślałem - powiedział spoglądając na Tikki z miną nie wyrażającą niczego dobrego - naprawdę zostało nam niewiele czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top