15
Czarny Kot mknął po ośnieżonych dachach Paryża, a w ślad za nim gnały dźwięki śpiewanych Kolendy w pobliskich domach. Gdzie nie spojrzał tam widział w oknach szczęśliwe rodziny składające sobie życzenia, rodziców tulących do siebie dzieci, lub wieszających ostatnie ozdoby na żywej choince. W powietrzu unosił się zapach miodowych pierniczków i innych smakołyków charakterystycznych dla tego dnia. Jego przygnębienie sięgnęło zenitu i nawet nie zdawał sobie sprawy, że w ślad za nim po mieście podążała mała akuma. Nogi poniosły go w to samo miejsce co zwykle, na ten sam dach co zwykle. Czarny motylek był coraz bliżej swojej ofiary nad którą miał już za chwilę zapanować. Dzieliły go już tylko milimetry od celu, gdy wzrok Czarnego Kota padł na ciemnowłosą postać kończąca wieszać kolorowe lampki na swoim balkonie. Na twarzy Kota zagościł cień uśmiechu i nie zastanawiając się ani chwili, przeskoczył na sąsiedni dach w ostatnim momencie umykając z łap Władcy Ciem. Marinette pisnęła gdy niespodziewanie wylądował na barierce. Nie wiedział dlaczego tak się działo ale ilekroć czuł się samotny, nogi zawsze prowadziły go prosto do niej. Dzięki Marinette, jej obecności, był w stanie pogodzić się z życiem jakie musiał prowadzić. Przy niej odzyskiwał spokój ducha a te krótkie chwile, były cenniejsze nawet od tych popołudni które w całości spędzał z Kagami.
- Przepraszam, że cię przestraszyłem - powiedział niepewnie bojąc się, że zaraz zostanie wyrzucony. Brał pod uwagę fakt, że prawdopodobnie Marinette zaraz również dołączy do rodziny przy wspólnym stole.
- Co tu robisz Czarny Kocie? - Spytała jak mu się zdawało z troską w głosie - Nie jesteś na Wigilii z rodziną? - Dodała pytająco i trafiła dosłownie w punkt. Jednak nie czuł potrzeby by przed nią udawać. Czuł, że mógłby jej powiedzieć wszystko.
- Wiesz, mam tylko ojca a on nie jest rodzinnym typem - wyznał unikając jej wzroku. To bolało cały czas i nie chciał by wyczytała to z jego oczu - Tak więc mój dzisiejszy wieczór wygląda właśnie tak - dodał siląc się na szeroki uśmiech. Widział jednak, że dziewczyny ten gest ani trochę nie przekonał. Nagle zobaczył jak jej oczy zaiskrzyły a twarz pojaśniała kiedy spojrzała na niego swoimi fiołkowymi oczami i powiedziała z ekscytacja w głosie:
- Zapraszam cię na naszą Wigilię Kocie!
- Cooo?! - Słysząc to prawie spadł z wrażenia z barierki na której cały czas kucał.
- Mówię całkiem poważnie i nie przyjmuje żadnej odmowy - powiedziała hardo wysoko unosząc podbródek. I jak tu z taką dyskutować, pomyślał jednak w głębi serca czuł rosnącą nadzieję.
- Ale twoi rodzice... - Zaczął.
- Nimi nie musisz się przejmować ja to załatwię, tylko musisz zapukać do drzwi jak zwyczajny człowiek - poradziła - spotkamy się na dole za 10 minut - dodała i zanim zdarzył cokolwiek powiedzieć już jej nie było. Czy się wahał? Jak najbardziej, ale właśnie otrzymał szansę spędzenia choć po części tych świąt tak jak należało. Tym czasem Marinette zeszła na dół do rodziców którzy kończyli właśnie nakrywać do stołu. Czarnowłosa chciała dać Czarnemu Kotu chociaż namiastkę prawdziwej magii świąt. Widziała jak bardzo cierpiał, choć w życiu by się do tego otwarcie nie przyznał. Weszła do salonu i przywołała na twarzy szeroki uśmiech zaplatając dłonie za plecami.
- Co się stało kochanie? - spytała Sabine, która znała swoją córkę lepiej niż ktokolwiek inny.
- W trakcie świąt powinno się zapraszać na wigilię ludzi opuszczonych i smutnych prawda?- zaczęła niewinnie a gdy rodzice przytaknęli dodała - Zaprosiłam na Wigilię Czarnego Kota.
Tom zamarł słysząc słowa córki.
- Czy ty wiesz co robisz? - spytał jakby próbował się upewnić.
- Jest moim przyjacielem i nie chcę by te święta spędził samotnie. Chciałabym by chociaż dzisiaj poczuł się tak jakby miał rodzinę - wyjaśniła a w jej oczach na moment zaszkliły się łzy. Ona naprawdę chciała stworzyć dla niego ciepłą i kochającą rodzinę, ona... ona chciała mu tę rodzinę dać! To nowe uczucie które właśnie się pojawiło, był zupełnie niespodziewane i wiedziała, że to bardzo wiele komplikuje. Tikki nie będzie zadowolona.
- Oczywiście, że może do nas przyjść prawda Tom - powiedziała Sabine spoglądając na męża. Tom odetchnął z ulgą i uśmiechając się wesoło przytaknął. Marinette w podskokach ruszyła do swojego pokoju i już po chwili, kładła pod choinką w salonie prezent dla Czarnego Kota. Rozległo się głośne pukanie do drzwi i Marinette z bijącym sercem prawie się rzuciła w ich kierunku. Gdy je otworzyła zobaczyła ewidentnie speszonego Czarnego Kota. Zaprosiła go do środka gestem ręki a on niepewnie przekroczył po raz już trzeci próg tego domu. Z salonu wychyliła się Sabine wołając ich do stołu. Adrien choć przyszedł, nadal nie do końca był pewny czy jego obecność w tym miejscu to dobry pomysł. Czarnowłosa widząc, że nadal się waha chwyciła jego dłoń i poprowadziła do nakrytego pachnącym jedzeniem stołu.
- Dzień dobry - przywitał się grzecznie z rodzicami Marii. Po chwili dostał do ręki biały opłatek i zaczęli składać sobie życzenia. Tom wyściskał go tak mocno, że miał wrażenie iż zaraz pogruchocze mu kości. Sabine również go przytuliła i opiekuńczo pocałowała w czoło zupełnie jak jego własna mama kiedyś.
- Życzę ci żebyśm... żebyś... ...ście pokonali z Biedronką Władcę Ciem - zaczęła się jąkać Marinette zdając sobie sprawę, że upłynęło ledwie kilka minut a ona już zaliczyłaby niezłą wpadkę - oraz spełnienia wszystkich twoich marzeń - dodała.
- Dziękuję Marii - powiedział cicho i tak po prostu ją przytulił. Nie wierzył, że to właśnie dzieje się naprawdę i choć był tutaj ledwie chwilę, już zaczynał czuć prawdziwego ducha świąt. Zasiedli do stołu i rozpoczęli kolację. Czarny Kot z zaciekawieniem rozejrzał się dookoła. W kącie pokoju przy oknie stała choinka na której świeciły się kolorowe lampki, nad oknami wisiały pachnące sosną girlandy. W tle słychać było cicho Kolendy wydobywające się z głośników. Przez całą kolacje panowała iście sielska atmosfera i czuł się jakby naprawdę był członkiem tej małej rodziny. Marinette co chwila zerkała na przyjaciela chcąc się upewnić, czy aby na pewno czuje się u nich dobrze. Jej ojciec zachowywał się wręcz wzorowo, czyli po prostu był sobą a nie nadopiekuńczym ojcem nastoletniej córki, lub takim który widział w chłopaku potencjalnego kandydata na zięcia. Choć w zasadzie to i jedno i drugie Kot miał już za sobą, pomyślała przypominając sobie tamten felerny podwieczorek, gdy próbując ukryć swoją tożsamość wypaliła bez pomyślunku, że go kocha. Tom opowiadał anegdoty ze swojej młodości rozbawiając wszystkich do łez a Sabine, dbała by Kot absolutnie nie wyszedł z tego domu głodny.
- No to czas na prezenty! - zawołał Tom. Marinette podeszła do drzewka skąd wyjęła zapakowany w zielony papier prezent i z mocno bijącym sercem podała go szczerze zaskoczonemu Kotu. Blondyn absolutnie nie spodziewał się, że coś dostanie, bo w końcu jego obecność tutaj była zupełnie spontaniczna.
- To dla mnie? - spytał chcąc się upewnić. Marinette kiwnęła głową twierdząco.
- No już! rozpakuj! - ponagliła go - mam nadzieję, że ci się spodoba - dodała a na jej policzkach wykwitły rumieńce dodające jej uroku. Że też wcześniej tego nie zauważył. Rozerwał papier i otworzył pudełko z którego następnie wyjął brązową zimową czapkę z otworami na jego kocie uszy a także szalik do kompletu.
- Pomyślałam, że przyda ci się na nocne patrole - powiedziała. Czarny Kot jednak nadal wpatrywał się w swój prezent, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
- Nie podoba ci się? - spytała zmartwiona Marinette. Kot czuł jak w kącikach jego oczu zbierają się łzy wzruszenia. Marinette tego wieczoru dała mu o wiele więcej, niż ktokolwiek inny w ostatnich latach. Pozwoliła mu poczuć, że ma rodzinę. Nawet nie miała pojęcia ile znaczyło dla niego to wszystko co dziś zrobiła. Spojrzał na nią szklącymi się od łez oczami i uśmiechając się szeroko powiedział tak po prostu:
- Dziękuję - po jego słowach twarz Marinette pojaśniała.
- Daj. Przymierzymy czy pasuje. Gdyby się okazało, że nie to zawsze jeszcze mogę poprawić - powiedziała i włożyła czapkę na jego głowę
- I jak wyglądam? - spytał.
- Idealnie - wypaliła Marinette podpierając się pod boki. Oczy Kota rozszerzyły się w zdumieniu - W sensie, że pasuje idealnie - szybko się poprawiła czerwieniejąc na twarzy jak burak. Czarny Kot wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- Przecież wiem Marii - powiedział ocierając łezki rozbawienia, które pojawiły się w kącikach jego oczu. Nic nie wiesz, pomyślała Marii przez chwilę spoglądając na niego z bólem, czego na szczęście nie zauważył.
- To co dzieciaki? "Kevin sam w domu?" - Spytał Tom a Czarny Kot zaskoczony spojrzał na Marinette.
- To już taka nasza rodzinna tradycja, że zawsze po kolacji oglądamy Kevina - wyjaśniła.
- Skoro tak to jestem za - odparł z szerokim uśmiechem. Tom odpalił film na telewizorze i tak upłynęły im kolejne dwie godziny. Marinette zasnęła w trakcie filmu i jej głowa opadła na ramię Czarnego Kota, który wtulił twarz w jej miękkie włosy i zaciągnął się zapachem jej truskawkowego szamponu. Jej rodzice wkrótce również zasnęli na kanapie i gdy na ekranie wyświetliły się napisy końcowe, Czarny Kot delikatnie pogładził Marinette po twarzy. Dziewczyna najpierw lekko się skrzywiła po czym otworzyła swoje piękne oczy.
- Musze już zmykać Księżniczko - powiedział cicho - czy mógłbym skorzystać z dachu? wolałbym nie rzucać się w oczy - przyznał na co Marinette się zgodziła i poprowadziła go schodami do swojego pokoju a później na balkon. Jego uwadze nie umknął drobny szczegół. Z pokoju dziewczyny zniknęły wszystkie jego zdjęcia, a raczej zdjęcia Adriena które podobno miała jako początkująca projektantka. Zamiast nich pojawiło się jedno nowe z którego z pod czarnej maski spoglądały na niego jego własne zielone oczy. Czarny Kot włożył czapkę i owinął się ciepłym szalikiem zanim wskoczył na barierkę. Odwrócił się do niej i zobaczył jak w jej fiołkowych oczach odbijają się gwiazdy, a na policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Jej kształtne usta uśmiechały się delikatnie do niego. Wpatrywał się w nią jak urzeczony nie mogąc oderwać ani na chwilę wzroku. Zatonął w jej spojrzeniu. Marinette natomiast przez cały ten wieczór pilnowała się jak mogła by nie zdradzić przed nim swoich głęboko skrywanych uczuć, jednak teraz czuła, że już dłużej nie potrafi. Prawdopodobnie to była jedyna okazja by zrobić to o czym marzyła od bardzo dawna, czego pragnęła od bardzo dawna. Chociaż ten jeden jedyny raz chciała...
- Dziękuję Księżniczko - wyszeptał Czarny Kot na chwilę przed tym nim dłoń Marinette dotknęła jego policzka a ich usta się spotkały. Poczuł jak po całym jego ciele przeszedł prąd. Odpowiedział na jej niewinną pieszczotę, zanurzając zakończoną pazurami dłoń w jej włosach by przyciągnąć ją bliżej siebie. Poczuł jak jego ciało zaczyna zajmować się ogniem. Wdarł się językiem w jej usta na co cicho jęknęła jednak nie zaprotestowała. Wręcz przeciwnie, podjęła tę walkę którą on rozpoczął. Zeskoczył z barierki z powrotem na podłogę, a Marinette chwyciła teraz jego twarz w obie dłonie które zsunęły się z jego policzków poprzez szyje aż na umięśniony tors, na co syknął z niekontrolowanej przyjemności jaką poczuł. Nie miał pojęcia, że taki zwykły gest może aż tak bardzo na niego działać. Marinette choć wiedziała, że nie powinna dopuścić by zaszło to tak daleko, nie była w stanie się od niego oderwać. Była spragniona jego bliskości i dotyku. Otrzeźwienie przyszło nagle, gdy rozległ się znajomy dźwięk pikania pierścienia Kota informujący o tym, że za chwilę nastąpi przemiana zwrotna. Oderwali się od siebie ciężko dysząc.
- Musisz już iść - odezwała się pierwsza Marinette a gdy Kot opuszczał jej balkon wiedziała, że nigdy więcej nie może ponownie dopuścić do tej sytuacji. Zbyt bardzo go pragnęła by następnym razem mu się oprzeć. Ktoś z ich dwójki musiał być rozsądniejszy. Nie miała tylko pojęcia, że gdyby nie ingerencja Plagga który zmusił Kota do przemiany zwrotnej, prawdopodobnie na samych pocałunkach by się nie skończyło. Tikki pojawiła się tuż obok Czarnowłosej z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
- Wiem Tikki, to się już więcej nie powtórzy - zapewniła, jednak Kwami nie wyglądało na usatysfakcjonowane.
- Marinette Dupain-Cheng igrasz z ogniem - powiedziała przyjaciółka zakładając ręce na piersi.
- Tikki nawet nie masz pojęcia jakie to trudne by nad sobą zapanować. Teraz będzie tylko gorzej - powiedziała ze łzami w oczach Marii.
- Dasz sobie radę. Musisz - odparło Kwami, jednak Marinette nie miała ochoty tego słuchać.
- Ty nic nie rozumiesz Tikki - rzuciła i zniknęła pod klapą w dachu.
- Rozumiem aż za dobrze - Bąknęła a jej myśli pofrunęły ku pewnemu zielonookiemu Kwami. Westchnęła i ruszyła za przyjaciółką. W nocy usłyszała ciche nawoływanie i gdy otworzyła oczy, zobaczyła tuż przed sobą zawieszonego w powietrzu Plagga.
- Jednak potrzebuję twojej pomocy - powiedział poddenerwowany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top