14

Kilka gotowych projektów które Gabriel stworzył wraz z Marinette, ujrzało światło dzienne reklamując nadchodzący pokaz, nowej kolekcji Domu Mody Agreste. Kreacje zostały pozytywnie odebrane przez krytyków i zdecydowanie powiększyło się grono zainteresowanych tematem. Nagłówki gazet prorokowały o nadchodzącym kolejnym sukcesie Agresta, który swoimi innowatorskimi projektami tchnął świeżością na salonach. Marinette właśnie przeglądała egzemplarz najnowszego magazynu mody czytając o kolekcji.
- Nie uważasz Mari, że to nie w porządku? Wszędzie mówią, że to kolekcja Gabriela a nie twoja! - Zirytowała się Tikki marszcząc gniewnie swoją urocza twarzyczkę.
- Przecież na to się zgodziłam. To ma być kolekcja Domu Mody Agreste a nie moja - powiedziała Marinette.
- Ale ma być sygnowana twoim nazwiskiem a nigdzie nic o tym nie piszą - zauważyła Tikki przytomnie.
- Spokojnie, każdy z tych strojów ma wszyty mój podpis a poza tym myślę, że na pokazie wszystko się wyjaśni - powiedziała spokojnie. Zresztą miała teraz zupełnie inne problemy. Ostatnio aktywność Władcy Ciem zdecydowanie wzrosła i wraz z Czarny Kotem, mieli o wiele więcej roboty niż zwykle. Akurat teraz w cale nie było jej to na rękę, bo za kilka dni miały być święta Bożego Narodzenia i cukiernia tonęła pod ilością zamówień na róże ciasta i ciasteczka. Marinette pomagała jak tylko umiała piekąc i dekorując pierniczki świąteczne. Czasami wpadała Bridgette, która teraz pomieszkiwała z mamą w wynajętym mieszkaniu. Nadal z rozmarzeniem mówiła o Felixie, co tylko powodowało u Marinette odruchy wymiotne. Do Czarnego Kota to on się nie umywał. Ojciec Bridgette, wujek Wang Cheng miał przylecieć do Paryża na dzień przed Wigilią by spędzić te święta z żoną i córką. Kuzynka wpadła właśnie podekscytowana do jej pokoju. Gdy tylko usłyszała z kim przyjaźni się Marii zaczęła biegać po sklepach by kupić dla Felixa prezent świąteczny.
- Mam! Marinette mam! - Wrzasnęła rozpromieniona machając jej pudełkiem przed oczami. Gdy je otworzyła, oczom dziewczyny ukazał się srebrny męski naszyjnik z zawieszką zawierającą jej imię.
- Nie uważasz, że na takie prezenty jest trochę za wcześnie? - stwierdziła przytomnie. Bridgette zamarła na moment po czym ponownie cała się rozpromieniła.
- Masz rację, ten będzie na później, lecę znaleźć coś innego - zawołała i już jej nie było. Marinette odprowadziła ją pełnym politowania wzrokiem.
- Po co jej aż tyle prezentów? - mruknęła.
- Chciałabym Ci przypomnieć, że ty miałaś już przygotowane prezenty na urodziny Adriena do czterdziestego roku życia - zachichotało Kwami. Marinette spojrzała na nią z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
- To było z mojej strony bardzo dziecinne, poza tym i tak dawno wylądowały w koszu - powiedziała. Faktycznie uważała, że to było przegięcie. Nic ich nie łączyło więc nawet nie miała podstaw do tego, by sądzić że za dwadzieścia parę lat nadal będzie mu wręczać prezenty urodzinowe czy świąteczne...
- świąteczne... - powiedziała w przypływie nagłego olśnienia. Nie znała prywatnego życia Czarnego Kota jednak wydawało jej się, że jest bardzo samotny. A jeżeli każde świata spędza sam i nie dostaje żadnych prezentów tak jak inni ludzie? - Muszę coś zrobić dla Kota - wypaliła. Tikki słysząc to, prawie zadławiła się makaronikiem.
- Ale Marinette a jeżeli to was do siebie zbliży? to niebezpieczne - powiedziała.
- Spokojnie Tikki, dam mu to jako Marinette a nie Biedronka, więc nic złego się nie stanie - zapewniła czarnowłosa. Przysunęła się na krześle do biurka i zaczęła rysować każdy pomysł, który przyszedł jej na myśl. Po kilku godzinach obok niej zebrał się spory stosik pogniecionych kartek z projektami, które w ostatecznym rozrachunku odrzuciła. Spojrzała na zegar który wskazywał już dobrze po północy.
- Nie sądziłam, że wymyślenie idealnego prezentu dla Czarnego Kota może być takie trudne - jęknęła kładąc głowę na blacie biurka - Chciałam by dostał coś wykonanego przeze mnie osobiście, ale to chyba nie wypali Tikki...
- Wydaje mi się, że po prostu za bardzo kombinujesz Marii - powiedziała przyjaciółka - nie rób nic na siłę. Masz jeszcze trochę czasu - próbowała ją pocieszyć.
- Chyba masz racje - Westchnęła dziewczyna i wstając z krzesła dodała - Muszę sobie to chyba dokładnie przemyśleć.

Gabriel czuł obezwładniający gniew. Po raz kolejny Biedronka i Czarny Kot zdołali go pokonać a jemu już kończyły się opcje. Zwłaszcza teraz, gdy już jutro była Wigilia, ludzie byli dla siebie obrzydliwie dobrzy i uprzejmi. Jedyną nadzieją było, że znajdzie się jakaś osoba która podczas Wigilii będzie samotna i załamana. To oznaczało jednak, że po raz kolejny nie zje kolacji z własnym synem. Jednak czy miał wybór? Robił to właśnie dla niego, dla Emilie, by następne święta mogli spędzić znowu razem ubierając choinkę, śpiewając kolędy i ciesząc się po prostu swoją obecnością. Gdy wreszcie mu się uda zdobyć oba miracula, cofnie czas i zabroni Emilie używać Miraculum pawia. Wtedy cała ta linia czasowa w której tyle z Adrienem wycierpieli przestanie istnieć. Tym czasem to Nathalie zadba by w te święta niczego Adrienowi nie brakowało. Kupi mu w jego imieniu prezent, który będzie czekał jak co roku pod świątecznym drzewkiem i dotrzyma mu towarzystwa w jadalni. Choć raz zaczął żałować, że Amelie i Felix wyjechali, bo teraz przynajmniej mógłby mieć z nich jakiś pożytek. Choć z drugiej strony przynajmniej syn Grahama przestał szpiegować po jego rezydencji. Czuł się jak złodziej we własnym domu nie mogąc się po nim swobodnie poruszać czy rozmawiać, w obawie czy ten szczeniak nie stoi właśnie pod jego drzwiami lub nie czai się na korytarzu. Niby te spotkania w ciągu dnia były niewinne i z pozoru przypadkowe, jednak Gabriel nie był głupi i dobrze wiedział, że dzieciak coś kombinuje. W jego gabinecie jak zwykle stała na czatach Nathalie by nikt nie pożądany nie zdołał wejść do pomieszczenia w momencie w którym akurat korzystałby z tajnej windy. Nathalie wstała z fotela i podeszła do niego ze zmartwioną miną. Pogładziła go po policzku i przytuliła czemu się nie opierał. Czasem nawet on potrzebował tak trywialnych gestów. Nathalie tyle dla niego poświęciła przez cały ten czas. Była jego pracownikiem który bardzo dobrze opiekował się jego synem i dbał by niczego mu nie brakowało, była jego wsparciem w trudnych chwilach i powiernikiem tajemnicy Władcy Ciem. Ryzykowała nawet dla niego swoim życiem za co był jej dozgonnie wdzięczny. Nie mógł jednak pozwolić na to by więcej ryzykowała. Nie chciał by spotkało ją to samo co Emilie, więc zabronił jej używać miraculum pawia. Choć posiadał zapiski dotyczące jego naprawy, nad którymi spędził wiele godzin nie był w stanie sprawić by miraculum znowu zaczęło działać poprawnie. To było ponad jego umiejętności. Został więc sam na placu boju, jednak nie zamierzał się poddawać, jeszcze nie...
Następnego dnia nadarzyła się idealna okazja której się nie spodziewał. Ktoś w Wigilię był pogrążony w głębokim smutku i rozgoryczeniu. Jeszcze chwila i narodzi się w nim gniew. Czuł to bardzo dobrze.
- Leć moja mała akumo - powiedział z uśmiechem wypuszczając ciemnego motylka w świat. Osobą nad którą jego akuma miała przejąć kontrolę był Czarny Kot...

Adriena obudził okropny smród spleśniałego sera tuż obok jego nosa. Otworzył zaspane oczy krzywiąc się niemiłosiernie i zobaczył Plagga, delektującego się najstarszym kawałkiem sera jaki posiadał w swojej kolekcji.
- Plagg - powiedział jego imię z dezaprobatą w głosie.
- No co? Są Święta! Chcę je uczcić kawałkiem sera z dorodną pleśnią który hodowałem od sierpnia. Śniadanie do łóżka w Święta - powiedział i zaciągnął się odorem swojego smakołyku, po czym westchnął błogo jakby właśnie znalazł się w niebie.
- O Boże - Jęknął Adrien i zakrył twarz poduszką by na to nie patrzeć - Skończyłeś już? - zapytał po dłuższej chwili.
- Nikt ci nie każe dusić się pod poduszka dopóki nie zjem - rzucił Plagg.
- Wolę udusić się od poduszki, niż od smrodu twojego sera - Odparował. Plagg prychnął i z urażoną dumą pofrunął schować się w swojej szafce z serami. Adrien zdjął poduszkę z twarzy i głęboko odetchnął. Co prawda zapach pleśniowego sera nadal unosił się w powietrzu, jednak nie był już tak intensywny jak przed chwilą. Wstał z łóżka i leniwie się przeciągnął ziewając głośno. Zerknął za okno i zobaczył spadające z nieba puchate płatki śniegu. Ludzie obładowani torbami spieszyli dokądś po ulicy, a dzieci obrzucały się śnieżkami piszcząc radośnie. Tak, dziś była Wigilia, pomyślał a jego humor momentalnie się pogorszył. Gdzieś tam w środku miał jeszcze nadzieję na to, że być może tym razem ojciec pojawi się na kolacji i będzie chociaż w połowie jak dawniej. Coś jednak mu podpowiadało żeby się na nic nie nastawiał, bo pewnie skończy się jak zwykle. Ludzie na chodnikach składali sobie świąteczne życzenia. Matki ciągnęły na sankach swoje uśmiechnięte dzieci. W oknie z budynku na przeciw, było widać jak cała rodzina ubiera choinkę. Adrien tak bardzo im w tej chwili zazdrościł. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał rodzinne święta, zresztą czy on w ogóle kiedyś ostatnio czuł żeby je miał? Przykre ale prawda była taka, że nie. Wziął szybki prysznic i zszedł na śniadanie. W jadalni jak zwykle czekała na niego Nathalie. Do stołu nakryto tylko dla jednej osoby a to oznaczało, że jego ojca znów nie będzie. Po tym jak dzięki Marinette zaczął częściej jeść kolacje z ojcem, marzył by tak było codziennie. Złapał się na tym, że ze zniecierpliwieniem oczekiwał tych dwóch dni w tygodniu, gdy w jego domu pojawiała się Marii. Dzięki tym wspólnym chwilom przy stole mógł doświadczyć choć namiastki normalności której tak bardzo brakowało w jego życiu.
- Chcesz ozdobić choinkę Adrienie? - Spytała Nathalie. Blondyn jednak odmówił. Nie miał zamiaru bawić się w pozory bycia szczęśliwą i poukładaną rodziną. Ozdobienie drzewka świątecznego ze swoją opiekunką, nie zapewniło by mu tego czego potrzebował. Ciepła i atmosfery rodzinnej, które tego dnia panowały w większości domów Paryża. Po śniadaniu powlekł się do pokoju gdzie został aż do wieczora, gdy rozległ się dzwon wołający na kolację. Adrien po raz kolejny tego dnia przemierzył schody i wszedł do jadalni. Rzucił okiem na stół i zobaczył tylko jedno nakrycie.
- Wybacz Adrienie ale twój ojciec nie przyjdzie. Ma ważne sprawy do załatwienia - poinformowała go Nathalie. Adrien poczuł rozgoryczenie.
- Jakie sprawy mogą być ważniejsze od spędzenia świąt z własnym synem!? - Huknął na nią aż podskoczyła - Przepraszam Nathalie - powiedział tym razem już łagodnie. Jego opiekunka nie zasłużyła na to by tak ją traktował. Wspierała go zawsze kiedy tylko mogła. między innymi gdyby nie jej interwencja prawdopodobnie nadal musiałby się uczyć w domu i nie poznałby tych wszystkich wspaniałych osób.
- Przepraszam - powtórzył jeszcze raz ciszej - Wiem, że to nie twoja wina Nathalie. Wiesz, ja chyba straciłem apetyt. Pójdę do siebie - wymamrotał i ruszył ku schodom. Gdy przekroczył próg pokoju zobaczył wpatrującą się w niego parę zielonych oczu, w których widać było smutek i zrozumienie. Plagg nawet nie próbował nic mówić, pocieszać go bo i tak, oboje z doświadczenia wiedzieli, że w tej sytuacji nic by to nie zmieniło. Kwami na moment gdzieś zniknęło a on rzucił się bezwładnie na swoje łóżko. Za oknem słychać było jak kolędnicy śpiewają Kolendy sąsiadowi, który otworzył im drzwi. Adrien tylko westchnął. Plagg wrócił po dłuższej chwili niosąc w łapkach jakiś przedmiot. Położył go tuż obok twarzy Adreina by zwrócić na niego jego uwagę. Adrien zerknął na sznurek z koralikami a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- To twój talizman Prawda? Pomyślałem, że może ci pomoże - powiedział wzruszając ramionami Plagg.
- Dzięki przyjacielu - Odparł chłopak biorąc do ręki sznurek. Dostał go od Marinette, kiedy po raz pierwszy do niej przyszedł by poćwiczyć przed turniejem gier na konsoli. Od tamtego czasu zawsze nosił go przy sobie, dopóki nie zainteresowała się nim Kagami. Nie przypadło jej do gustu, że nosi talizman od innej dziewczyny i dała mu swój, który nic a nic mu się nie podobał. Nigdy jednak jej tego nie wyznał, bo nie chciał ranić jej uczuć. Teraz w zasadzie kiedy Tsurugi należała już tylko do przeszłości, śmiało mógł znowu nosić ze sobą ten cenny przedmiot. Do drzwi rezydencji rozległ się dzwonek. Adrein ruszył w podskokach do wyjścia by posłuchać chociaż tego wieczora kilku kolędników, jednak gdy dotarł na miejsce zobaczył Gabriela Agreste który w kilku obraźliwych słowach pozbył się przebierańców ze swojej posiadłości.
- Dlaczego to zrobiłeś! - Zawołał za nim czując narastający w jego wnętrzu gniew.
- Nie mieli tu czego szukać synu - odparł i zanim Adrien zdążył cokolwiek odpowiedzieć zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Po chwili do uszu Blondyna dobiegł szczęk przekręcanego klucza w zamku. To przelało szalę goryczy. Wbiegł po schodach przeskakując po dwa stopnie i ledwo drzwi do jego pokoju zdążyły się za nim zamknąć zawołał:
- Plagg, wysuwaj pazury!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top