13
Adrien zaprowadził Felixa do swojego pokoju. Kuzyn stanął niemal w progu z dłońmi włożonymi do kieszeni i lustrował wzrokiem pomieszczenie.
- Rozgość się - zachęcił Adrien, widząc niezdecydowanie Felixa. Nie widzieli się już od ponad roku i miał cichą nadzieję, że od ostatniego incydentu chłopak choć trochę się zmienił. Felix rozparł się w fotelu jakby był jakimś władcą i pomacał dłońmi materiał obicia, sprawdzając czy spełnia jego standardy. Adrien czuł rosnącą irytacje wiedząc, że gdyby nie pieniądze dziadka, Felix nie żyłby w takich luksusach. Pozwalał sobie by otaczać się drogimi przedmiotami jako dziedzic fortuny de Vanily. Jako syn Grahama nie posiadał absolutnie niczego. Adrien nabrał głęboko powietrza do płuc żeby sie uspokoić.
- Wieczorem spotykam się ze znajomymi. Chcesz pójść ze mną? - spytał uprzejmie Agreste.
- Nie obcuję z pospólstwem. Nie widzę powodu dla którego miałbym pójść - powiedział wyniośle, nie racząc go nawet spojrzeniem. Adrien pomyślał, że jeśli miał wierzyć opowieściom rodziców, to Felix zachowywał się zupełnie jak dziadek kiedyś. Zacisnął dłonie w pięści, gotowy bronić swoich przyjaciół.
- Powodem może być choćby dobra zabawa w gronie znajomych - powiedział .
- To twoi znajomi kuzynie. Tobie może odpowiadać takie towarzystwo, ale mnie nie koniecznie - odparł chłopak - wątpię by znalazła się tam choć jedna osoba godna uwagi - dodał mierząc go wzrokiem.
- Mówisz tak bo ich nie znasz. Marinette pokazałby ci, jak bardzo się mylisz - wypalił i poczuł jak Plagg nerwowo poruszył się w jego kieszeni.
- Marinette? - spytał z zainteresowaniem Felix - kim jest Marinette?
Adrien uśmiechnął się do siebie. Jego kuzyn połknął haczyk.
- To moja przyjaciółka z klasy - pracuje dla mojego ojca jako projektantka - wyjaśnił.
- I co w tym jest takiego ciekawego? - spytał Felix. Adrien już miał zamiar odpowiedzieć, kiedy nagle głośno syknął z bólu, gdy kwami Czarnego Kota porządnie go ugryzło przez materiał koszulki.
- Zaraz wracam - syknął Adrien i poszedł do łazienki gdzie wypuścił na wolność swojego przyjaciela - Odbiło ci? - spytał wkurzony swoje Kwami. Plagg jednak nie miał zamiaru wyrażać żadnej skruchy. Podleciał prosto do jego twarzy i powiedział:
- Nie możesz poznać Felixa ze swoimi znajomymi a zwłaszcza z Marinette.
- A to niby dlaczego? coś ty znów wymyślił - Adrien w ogóle nie rozumiał zachowania zielonookiego stworzonka.
- Nie pamiętasz co widziałeś po pierwszym omdleniu? - spytało Kwami.
- Chodzi i o ten sen? - spytał zaskoczony Adrien.
- A jeśli to nie był zwykły sen... - zauważył Plagg. Tymi słowami udało mu się skutecznie zasiać ziarenko niepokoju w umyśle Adriena. Niby nie wierzył w coś tak trywialnego jak prorocze sny ale, co jeśli tym razem faktycznie okazałoby sie to prawdą? Czy aby na pewno chciał żeby ten scenariusz się rozegrał? Czy chciał by Felix zainteresował się na poważnie Marinette? Adrien wyszedł z łazienki. Felix nadal nie ruszył się ze swojego miejsca. Widocznie fotel okazał się dosyć godnym przedmiotem by nadal na nim siedział.
- No to co w tym ciekawego? - zadał po raz drugi to samo pytanie.
- W zasadzie to nic, masz rację to nie twoje klimaty - powiedział Adrien z uśmiechem a jego kuzyn tylko prychnął, jakby to było dla niego od samego początku oczywiste. W głębi kieszeni Adriena Plagg odetchnął. Kolejny niebezpieczny moment minął. Jeszcze pozostał tylko ostatni etap. Nie pozwoli by przeznaczenie zadziałało zbyt szybko.
Po wyjściu Adriena na spotkanie ze znajomymi, Felix postanowił rozprostować nogi. Wyszedł swobodnie z rezydencji i sunął chodnikiem z dłońmi wetkniętymi w kieszenie eleganckich spodni, w bliżej nieokreślonym kierunku. Jeśli miał być szczery sam ze sobą, to Paryż był bardzo pięknym miastem z bogatą architekturą, której nie mógł jej odmówić. Nogi poniosły go kilka przecznic od domu, kiedy zobaczył szyld najsłynniejszej piekarni w Paryżu. Po krótkiej chwili zastanowienia wzruszył ramionami i wszedł do środka rozglądając się krytycznie po wnętrzu. Piekarnia nie powalała swoim wyglądem. Ot najzwyklejsza, jak każda inna w mieście. Za ladą stał zwalisty umięśniony mężczyzna z czapką cukierniczą na głowie, który uśmiechał się przyjaźnie pod wąsem. Sam Tom Cheng będzie go obsługiwał, pomyślał z sarkazmem.
- Co podać? - spytał uprzejmie.
- Dwa croissanty z czekoladą poproszę - powiedział. W życiu przed nikim by się do tego nie przyznał, ale uwielbiał słodkości. Cieszył się, że ma taką dobrą przemianę materii bo już dawno wyglądałby jak wielki pączek, tak jak mężczyzna podający się za jego biologicznego ojca. Zapłacił za zamówienie i opuścił ten ubogi przybytek. Ruszył drogą w kierunku z którego wrócił i wgryzł się w croissanta. Otworzył szeroko oczy z zaskoczenia stwierdzając, że jeszcze nigdy w życiu nie jadł tak pysznego pieczywa. Resztę rogalika wepchnął na jeden raz do buzi. Gdy chodziło o dobre przysmaki, nie przejmował się tym jak wyglądał. Teraz przypominał chomika z wypchanymi po brzegi policzkami. Tak bardzo skupił się na pałaszowaniu, że nie dostrzegł zmierzającej w jego kierunku dziewczyny, która odwróciła się za siebie jakby czegoś szukała i uderzyła prosto w jego pierś. Felix z trudem przełknął croissanta, który prawie zdołał go w tym momencie udusić.
- Patrz jak leziesz - warknął odsuwając się od dziewczyny. Przyjrzał jej się uważnie krytycznym wzrokiem. Nieznajoma miała długie czarne włosy spięte w dwa kucyki, a na czubku głowy sterczał jej niesforny kosmyk, którego jak przypuszczał nie była w stanie ujarzmić. Niesamowicie jagodowe oczy umieszczone na szczupłej trójkątnej twarzy, przyglądały mu się z uwagą. Przyłapana na gapieniu się, automatycznie stanęła na baczność i potarł dłonią kark w zakłopotaniu.
- Przepraszam he, he - powiedziała posyłając mu nieśmiały uśmiech. Felix jednak milczał wodząc po niej wzrokiem. Miała na sobie białą koszulę zapinaną na guziki a na to, narzuciła czarny króciutki rozpinany sweterek, ledwo sięgający jej pasa z rękawami do łokci. Krótkie jeansowe spodenki odsłaniały jej smukłe nogi, których mogła jej pozazdrościć nie jedna dziewczyna. Miał już spore doświadczenie w tym temacie więc znał się na rzeczy.
- Jestem Bridgette - przedstawiła się wyciągając do niego dłoń z błyszczącymi oczami. Bardzo dobrze znał ten rodzaj spojrzenia. Widział już go nie raz u dziewczyn, które dały się zaciągnąć do łózka. Tym razem jednak nie miał ochoty na żadne gierki. Był tu tylko przejazdem. Prychnął głośno ignorując jej wyciągniętą dłoń i ruszył ku rezydencji, pozostawiając ją samą sobie.
- Zaczekaj! eee.... - zawołała za nim robiąc znaczącą pauzę. Felix odwrócił się zaskoczony i sam nie wiedzieć czemu powiedział:
- Felix. Nazywam się Felix Graham de Vanily.
- A więc Felix - powiedziała zadowolona z siebie, jakby właśnie dał się złapać na jakąś przynętę i prawdopodobnie tak właśnie było. Westchnął głośno przewracając oczami - Zgubiłam się i szukam piekarni Dupain. Nie wiesz może gdzie się znajduje? - spytała. Felix zmierzył ją zimnym wzrokiem jednak odpowiedział na jej pytanie.
- pójdziesz prosto to trafisz - powiedział marszcząc brwi. Dziewczyna jednak nie zrażona jego zirytowaną miną, podziękowała mu i jak gdyby nigdy nic, pomachała dłonią na pożegnanie mówiąc:
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - chwyciła za ramiączka swojego czerwonego plecaka i pobiegła we wskazanym jej kierunku. Felixa wmurowało. Jeszcze nikt po spotkaniu z nieprzystępnym Felixem Graham de Vanily, nie wyraził chęci ponownego spotkania. Kim była ta wariatka do cholery??
Bridgette biegła przed siebie, aż wreszcie zdyszana zatrzymała się pod piekarnią wujostwa. Kiedy wreszcie złapała oddech, weszła do środka a po sklepie rozniósł się brzęk dzwoneczków oznajmiających wejście kolejnej osoby. Z zaplecza wychyliła się Sabine i gdy tylko jej oczy spoczęły na dziewczynie, wyszła z uśmiechem ku swojej bratanicy. Bridgette wpadła w jej ramiona z głośnym śmiechem który sprawił, że za chwilę obok nich pojawił się wujek Tom, wycierający ręce do fartucha.
- Co się tu dzieje u licha - wypalił po czym zamarł widząc dziewczynę - Bridgette! - zawołał - Cóż za niespodzianka! Marinette na pewno się ucieszy na Twój widok.
Dziewczyna odsunęła się od cioci i rozejrzała uważnie po pomieszczeniu.
- A gdzie ona jest? - spytała.
- Och wyszła jakąś godzinę temu na spotkanie ze znajomymi - wyjaśniła Sabine - przez ten czas możesz się rozgościć w jej pokoju.
- Na długo przyjechałaś? - zapytał Tom - możemy zrobić ci wycieczkę po najpiękniejszych miejscach Paryża - zaproponował.
- Zostanę u was tylko na kilka dni, dopóki moja mama tutaj nie przyjedzie. Później przeprowadzę się do niej - wyjaśniła - Tato wygrał ostatnio ten konkurs w hotelu i mama teraz jako manager taty musi załatwić jakieś formalności.
- O tak, wygrana mojego brata to był wielki sukces - przyznała Sabine - choć zaprowadzę cię do pokoju Marinette - dodała. Bridgette ruszyła po schodach za ciocią, by później wspiąć się na poddasze. Jej oczom ukazał się śliczny pokój bogaty w różowe dodatki. Na biurku leżało mnóstwo szkiców ubrań i magazynów dotyczących mody. Czarnowłosa pomyślała, że jej kuzynka chyba nigdy się nie zmieni. Zawsze z nich dwojga to Marinette był tą bardziej opanowaną i poukładaną dziewczyną, choć, co musiała przyznać, niezdarną. Bridgette Cheng była zaś niespokojnym duchem. Żywiołowa i spontaniczna nigdy nie potrafiła dłużej usiedzieć na jednym miejscu. Czerpała z życia pełnymi garściami i nie przejmowała się opinią innych na swój temat, która brzmiała jednoznacznie jak diagnoza jakiejś choroby "Wariatka". Ciemnowłosa położyła swój czerwony plecak na podłodze i po uprzednim sprawdzeniu, że sześciokątne pudełko z czerwonymi wzorami, które zawierało bardzo cenny naszyjnik nadal tam jest, zeszła na dół do wujostwa. Tak bardzo dawno ich nie widziała, więc chciała spędzić z nimi choć trochę czasu. Po pysznej kolacji weszła z powrotem do pokoju Marinette i tam czekała na swoją kuzynkę myśląc z rozmarzeniem o pewnym blondynie.
Marinette spędziła z przyjaciółmi całkiem udane popołudnie. Całą klasą umówili się na lody u Andre, które zresztą jak zawsze smakowały wyśmienicie. Jak się okazało proroctwo Alyi jednak się spełniło, bo Adrien pojawił się tym razem sam a zapytany przez Nino o Kagami przyznał, że z nią zerwał. Nino słysząc to z entuzjazmem walną go dłonią w plecy wołając:
- Nareszcie! Gratulacje stary! Trzeba to uczcić!
Szczerze zaskoczona mina Adriena, który nie spodziewał się takiej reakcji przyjaciela sprawiła, że Marinette prawie zakrztusiła się własną śliną ze śmiechu.
- A nie mówiła? - szepnęła Alyia konspiracyjnie na jej ucho i uniosła brwi do góry. Marinette westchnęła z rezygnacją i totalnie ignorowała przez cały wieczór jej dwuznaczne teksty, którymi sypała jak magik kartami z rękawa. Zmęczona wróciła wreszcie do domu, marząc już tylko o położeniu się do łóżka, lecz kiedy weszła do kuchni zauważyła, że jej rodzice a zwłaszcza tata, zachowują się bardzo podejrzanie.
- No dobra. Co jest? - spytała podpierając się pod boki.
- Na górze czeka na ciebie niespodzianka - powiedziała tylko Sabine i wróciła do zamiatania podłogi, nucąc wesoło pod nosem. Czarnowłosa wspięła się ostrożnie na piętro i podniosła klapę do pokoju. Gdy wreszcie już wgramoliła się do środka, zobaczyła zwisającą z jej antresoli parę szczupłych nóg a już po chwili, zobaczyła czyjąś uśmiechniętą od ucha do ucha twarz.
- Bridgette! - wykrzyknęła radośnie. Kuzynka zeszła z antresoli i obie z głośnym piskiem wtuliły się w siebie - nie wierzę. Na prawdę jesteś w Paryżu!? wow! - mówiła podekscytowana Marii. Choć obie dziewczyny widywały się rzadko, miały jednak ze sobą bardzo dobry kontakt. Z tego powodu zaraz po tym jak przebrały się do piżam i usiadły na łóżku, zaczęły nadrabiać zaległości które nazbierały się w ciągu ostatniego roku.
- Jaki jest ten Twój chłopak? - spytała Bridgette.
- Jaki chłopak?? ja nie mam chłopaka - zapeszyła się Marinette, czując jak na jej twarzy pojawiają się rumieńce.
- Och daj spokój, przecież widzę, że jest ktoś kto ci się podoba. Jak wygląda? - spytała kuzynka. Marii zdążyła już zapomnieć jaka Brid była zawsze bezpośrednia. Zaczęła się zastanawiać jak ulicha ma jej opisać wygląd Czarnego Kota, skoro prawda była taka, że połowę jego twarzy zakrywała czarna maska. Choć po chwili namysłu z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że i tak uważała go od zawsze za przystojnego.
- Jest wysoki i szczupły - zaczęła Marinette przywołując w pamięci jego obraz - ma piękny szeroki uśmiech...
- Uhum... - przytaknęła Bridgette jakby właśnie próbowała go sobie wyobrazić.
- Jest przystojny... - dodała Marii
- Uhum...
- Ma blond kosmyki i
- I zielone oczy - wypaliła Bridgette jednocześnie wgapiając się w sufit maślanymi oczami.
- że co? Skąd wiedziałaś?! - rzuciła oskarżycielko Marinette, czym brutalnie sprowadziła kuzynkę na ziemię.
- Och wybacz Marii - bąknęła z szerokim uśmiechem pocierając dłonią szyję - wpadłam dzisiaj na kogoś takiego - wyznała a Marii cała się spięła - Blondyn z misternie zaczesanymi na prawo włosami, szczupły, elegancko ubrany, wyniosły i sprawiający wrażenie niedostępnego z zimnym spojrzeniem zielonych oczu.... ach...
- Niedostępny?? zimne zielone oczy?? - zapytała a w jej umyśle pojawił się czarny kot z szerokim uśmiechem, gotowy poświęcić się dla Paryża i który flirtował z każdą napotkaną panną. To zdecydowanie dwie różne osoby, pomyślała z przekąsem i odetchnęła głośno czując jednocześnie ulgę. Swoją drogą jej kuzynka miała bardzo dziwne upodobania.
- Jak się nazywa? - zapytała Dupain-Cheng.
- Felix Wanilia - powiedziała rozmarzonym głosem Bridgette - a przynajmniej jakoś tak - dodała już bardziej przytomnie, wzruszając ramionami. Marinette zachłysnęła się wciąganym powietrzem spoglądając z zaskoczeniem na kuzynkę.
- Felix Graham de Vanily! - Krzyknęła z niedowierzaniem.
- Tak! dokładnie tak! Feliks de Wanilia! - potwierdziła Brid, jednak Marinette była tak zszokowana tą wiadomością, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Jej kuzynce podobał się Felix. Ten Felix którego nikt nie lubi, bo zachowywał się jakby był co najmniej jakimś bożyszczem, któremu nie byli godni nawet pocałować stóp. Ten sam Felix który był kuzynem Adriena Agreste. Minęła długa chwila zanim Marinette wreszcie zamknęła szeroko rozdziawione usta.
- Nie obraź się Bridgette, ale nie wydaje mi się żebyś była w jego typie - powiedziała powoli nie chcą jej zranić.
- Jeśli los tak zechce, to jeszcze się spotkamy - powiedziała niezrażona Cheng a Marinette zaczęła zastanawiać się nad tym, co los przygotował dla niej i Czarnego Kota.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top