Wolna chata
Zostałam sama. Ekstra. Nie cierpię tego. Nie ma nic gorszego niż pozostanie samemu.
Westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Przeszłam się po całym mieszkaniu i powróciłam na poprzednie miejsce.
-Trzeba było iść na wykłady.-powiedziałam do siebie.
W ogóle do tej pory nie mogę uwierzyć że dostałam się na studia. Patrząc na moją przeszłość zarówno edukacyjną jak i prywatną,musiał to być prawdziwy cud.
Wyzwoleniem od tych nudnych przemyśleń,był dzwonek telefonu.
-Halo?-odebrałam.
-Cześć. Co u ciebie?-zapytał Stuu.
-Od rana nic się nie zmieniło.-powiedziałam uśmiechając się.
-To dobrze. A wpadniesz jeszcze dzisiaj?
-A twoja mama?
-Pojechała do cioci,więc można powiedzieć że mam wolną chatę.-zaśmiał się.
Też się zaśmiałam,chociaż coś w tym zdaniu mnie troszkę przerażało.
-To jak?-zapytał.
-Jeśli ci to nie przeszkadza,będę za chwilę.-powiedziałam.
-Czekam.-odparł i rozłączył się.
Zerwałam się z łóżka i szybko jak błyskawica zmieniłam ubrania. Pobiegłam do łazienki gdzie zrobiłam makijaż i upięłam włosy w kok.
Dlaczego się tak denerwuje? W końcu byłam gotowa żeby wyjść. Nie mogłam się doczekać aż znowu go zobaczę. Cholera mnie brała kiedy musiała stać na każdym czerwonym świetle.
Wreszcie dotarłam do celu. Uniosłam rękę żeby zapukać,ale zanim to zrobiłam drzwi same się otwarły.
-Nie kłamałeś z tym że czekasz.-zaśmiałam się wchodząc do środka.
Stuart przyciągnął mnie do siebie.
-Po prostu nie mogłem się doczekać.-szepnął mi do ucha i pocałował je.
Poczułam przyjemny dreszcz na plecach. Od wczoraj Stuart zdecydowanie źle na mnie działa,ale powoli zaczęłam to lubić.
Objęłam jego szyję a on zwrócił usta w kierunku mojej szyi. Jego dłonie niespodziewanie wsunęły się pod moją koszulkę. Ujęłam jego brodę i zmusiłam by spojrzał na mnie. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Potem nachyliłam się i mocno go pocałowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top