Nie mam wyjścia

Kiedy się obudziłam nie widziałam nic po za czymś białym. Umarłam? Nie to niemożliwe. Gdyby tak było, to nie słyszałabym dźwięków wydawanych przez jakąś maszynę i nie czułabym lekkiego ciepła. Powoli odwróciłam głowę w prawą stronę i zauważyłam Stuart'a. Chłopak siedział przygarbiony na krześle opierając głowę na dłoniach.
-Stuart?-powiedziałam słabym głosem aby zwrócić jego uwagę.
Chłopak od razu podniósł głowę i spojrzał na mnie. Miał czerwone oczy. Płakał. Na sto procent płakał. Ale czemu?
-Co się stało?-zapytałam.
-Przykro mi Lenka.-powiedział tylko.
-Dlaczego jest Ci przykro?-zadałam kolejne pytanie.
Chłopak tylko pokręcił głową po czym ją spuścił. Odruchowo dotknęłam brzucha.
-Co z dzieckiem?-zapytałam.
Zamiast mi odpowiedzieć, Stuart wstał i wyszedł pozostawiając mnie samą. Czułam lekki strach. Po paru chwilach chłopak powrócił.
-Nic. Kompletnie nic.-powiedział.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Nie ma już dziecka przykro mi.-wymawiając te słowa odwrócił wzrok.
-Kłamiesz.-szepnęłam a łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.
Stuu pokręcił głową,a ja zaczęłam krzyczeć. Aby mnie uspokoić chłopak znalazł się obok mnie i przytulił mnie do siebie.
-Wszystko będzie dobrze.-szepnął głaskając mnie po głowie.
-Nie. To nie może być prawda.-szlochałam.
Nawet nie zauważyłam kiedy do sali weszła pielęgniarka. Podczas gdy Stuu mocno mnie trzymał,ona wstrzyknęła mi coś po czym zapadłam w sen.
Gdy się obudziłam, czułam się trochę osowiała. Parę sekund zajęło mi dojście do siebie. Dopiero po tym czasie dotarło do mnie że ktoś trzyma mnie za rękę. Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam śpiącego Stuart'a. Nie chciałam go budzić ale też nie chciałam siedzieć tak w milczeniu kiedy widziałam że jest obok mnie. Poruszyłam więc lekko ręką,a chłopak od razi się obudził i usiadł na łóżku.
-Hej,obudziłaś się,jak się czujesz?-zapytał.
-Chyba dobrze.-powiedziałam.
Stuu dalej trzymał mnie za rękę. Już nie był przybity. Teraz się uśmiechał co mimo wszystko sprawiało że czułam się trochę lepiej.
-Nasze mamy były tutaj ale poszły jakąś godzinkę temu.-poinformował mnie.
Pokiwałam głową na znak że zrozumiałam to co przed chwilą powiedział.
-Potrzebujesz czegoś?-zapytał.
-Nie. Chyba nie.-odparłam.
Żałowałam że Stuu nie mógł położyć się obok mnie. Chciałam żeby mocno przytulił mnie do siebie. Tego chyba teraz najbardziej potrzebowałam.
-Kiedy spałaś,rozmawiałem z lekarzem. Powiedział że pewnie jutro wrócisz do domu.-powiedział chłopak.
-To dobrze.-odparłam.
Przygryzłam dolną wagę i spuściłam wzrok. Stuart położył swoją dłoń na moim policzku.
-Nie myśl o tym wszystkim.-szepnął.
-Mimo wszystko ja naprawdę chciałam tego dziecka.-powiedziałam również szeptem.
Chłopak odsunął się ode mnie. To chyba nie był najlepszy pomysł aby zaczynać ten temat.
-Lena...-zaczął Stuu.
-Tak wiem. To nie jest odpowiedni czas. I tak dalej i tak dalej.-przerwałam mu.
-Właściwie to chciałem powiedzieć że jak tylko dojdziesz do siebie to możemy się postarać o dziecko.-powiedział wzruszając lekko ramionami.
-Naprawdę?-nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
-Naprawdę. Ale mam jeden warunek.-chłopak uśmiechnął się pod nosem.
-Jaki?-zapytałam.
-Weźmiesz to z powrotem.-powiedział Stuu i wyciągnął z kieszeni pierścionek.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Stuart założył na mój palec pierścionek zaręczynowy.
-Chyba nie mam wyjścia.-zaśmiałam się.
Chłopak uniósł moją dłoń i lekko ją pocałował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top