Nie ma się czego obawiać

Dziwnie było spać bez Stuart'a. Przez ten ostatni czas przyzwyczaiłam się do tego że spał on obok mnie i otaczała mnie ramieniem. W sumie przespałam jakieś dwie godziny,a resztę nocy patrzyłam w sufit. W końcu postanowiłam że pora już pojechać na te przeklęte badania.
W przychodni znowu powitał mnie tłum ludzi,ale na szczęście Dorota na moim skierowaniu napisała "pilne!!" więc byłam przyjęta bez kolejki. Nigdy za bardzo nie przepadałam za igłami,dlatego sama sobie się dziwiłam że nie zemdlałam kiedy pielęgniarka wkuła mi się w żyłę.
Na wyniki musiałam poczekać jakieś dwie godziny więc postanowiłam że posiedzę w przychodni i w między czasie zadzwonię do taty.
-Halo?-usłyszałam po kilku sygnałach.
-Tato,to ja Lena.-powiedziałam bo nie byłam pewna czy mnie pozna.
-Lena,coś się stało? Nigdy nie dzwonisz.-powiedział zdumiony.
-Ymm...właściwie tak.-przyznałam.
-Coś z mamą?-zapytał.
-Nie. Na szczęście nie.-odparłam.
-To co jest?-W jego głosie było słychać lekkie zaciekawienie.
-To dość długa historia ale ogólnie chodzi o to że bardzo mi bliska osoba ma kłopoty i potrzebuje twojej prawniczej pomocy.-wyznałam.
-Lena możesz jaśniej?-poprosił tata.
Westchnęłam cicho.
-Mój narzeczony został zatrzymany bez powodu. Znaczy był powód ale on jest niewinny.-wytłumaczyłam.
Miałam nadzieję że mój tata,w przeciwieństwie do mnie,zrozumiał moją wypowiedzieć.
-Ty masz narzeczonego?-to jedyne co od niego usłyszałam.
-Tak tato,mam narzeczonego.-powiedziałam spokojnie.
-Czemu nic nie wiedziałem?-oburzył się.
-To dość świeża sprawa i na razie mało istotna. Ważniejsze jest to czy możesz mu pomóc.-powiedziałam.
-Nie znam za bardzo szczegółów sprawy.-zaczął tata.
-Proszę, to dla mnie bardzo ważne.-przerwałam mu.
Na chwilę zapadła cisza. Widocznie mój tata musiał się zastanowić.
-Zadzwonię do mojego asystenta żeby zajął się tą sprawą. Musisz mi tylko podać nazwisko tego chłopaka.-powiedział w końcu.
-Stuart Kluz-Burton.-odparłam szybko.
-Dobra. Dam Ci znać co i jak.-powiedział mój tata i rozłączył się.
Trochę było mi przykro że nie pożegnał się ze mną jakoś normalnie, no ale mówi się trudno i żyje się dalej.
Te dwie godziny trwały dla mnie jak dwa lata. W końcu otrzymałam swoje wyniki i bez zastanowienia pobiegłam od razu do Doroty. Ucieszył mnie fakt że tym razem przed jej gabinetem nie było ani jednej osoby. Zapukałam do drzwi i nie czekając na pozwolenie, weszłam do środka.
-Lena.-powiedziała zdumiona kobieta.
-Wybacz. Mam już wyniki i po prostu nie chciałam już dłużej czekać.-odparłam podając jej kartkę z moimi wynikami.
Dorota wzięła ode mnie papierek i zagłębiła się w zapisane tam słowa i liczby. W czasie kiedy ona czytała,ja usiadłam na krześle obok jej biurka.
-Tak ja myślałam.-powiedziała kobieta bardziej do siebie niż do mnie.
-Coś nie tak?-zapytałam zniecierpliwiona.
-Wiesz że masz strasznie złe wyniki?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Nie.-przyznałam.
-To teraz już wiesz. W każdym razie patrząc na te wyniki jestem już pewna że ciąża jest zagrożona,ale na razie nie ma się czego obawiać. Wystarczy że będziesz dużo odpoczywała i dbała o siebie. Konieczne będą też wizyty u mnie co dwa tygodnie.-powiedziała Dorota.
Wyłączyłam się już po słowach że ciąża jest zagrożona. Kurde. Jakbym mało miała zmartwień. Muszę teraz jak najszybciej powiedzieć Stuart'owi,ale nie chce żeby usłyszał o tym w więzieniu.
-Lena słyszałaś mnie?-głos Doroty wyrwał mnie z zamyślenia.
-Co? Oczywiście że tak.-odparłam.
-Dobrze. Przepisałam ci witaminy. Jedna tabletka dziennie.-poinformowała mnie.
-Jasne.-odparłam nieobecna.
-Widzimy się za dwa tygodnie.-powiedziała kobieta i podała mi receptę.
Odebrałam od niej kartkę po czym pożegnałam się z nią i wyszłam. Teraz musiałam jechać na posterunek policji,ale najpierw czekał mnie przystanek w jakiejś aptece.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top