Dalej aktualne

Na żadnym kanale akurat nie leciało nic ciekawego więc wyłączyłam Tv. Stuart już dawno zgasił komputer i poszedł do sypialni. Wnioskując po tym że nie palił się do rozmowy ze mną,jestem prawie pewna że wiadomość o ciąży nie bardzo mu się spodobała.
Nie wiedziałam co z sobą zrobić, dlatego postanowiłam nie ruszać się z kanapy. Po chwili dołączył do mnie Stuart.
-Ale jesteś pewna na sto procent?-zapytał.
-Tak. Ile jeszcze razy mam ci to powtarzać?-odparłam.
Chłopak zamyślił się. Westchnęłam po czym wstałam z sofy i przeszłam parę kroków. Lekko zakręciło mi się w głowie ale nie dałam tego po sobie poznać i dalej ruszyłam w kierunku kuchni aby zrobić sobie coś do jedzenia.

***

Minął miesiąc. Przez ten czas Stuart rozmowiał ze mną tylko wtedy kiedy musiał. Parę razy miałam ochotę wyprowadzić się z jego mieszkania i pojechać do mamy,ale przerażał mnie fakt że musiałabym o wszystkim jej opowiedzieć,bo niestety moja matka nie wiedziała ani o zaręczynach ani o dziecku. Chociaż nie jestem pewna że czy w obecnej sytuacji zaręczyny są dalej aktualne.
Dzień zapowiadał się jak każdy poprzedni. Kiedy się obudziłam, Stuart'a już nie było obok. Chociaż wątpię żeby w ogóle pojawił się w sypialni. Od pewnego czasu woli siedzieć przed komputerem niż spać albo robić cokolwiek innego. Chwilę poleżałam jeszcze w łóżku, ale w końcu postanowiłam wstać. Zgarnęłam jakieś ubrania i poszłam pod prysznic. Byłam zaszokowana tym jak szybko zmieniło się moje ciało. Mimo tego że mój brzuch nieznacznie urósł,czułam się jak jedna wielka ciężarówka.
Po szybkim prysznicu,ubrałam się i zabrałam się za szczotkowanie włosów. Kiedy już prawie kończyłam te czynność,usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Marcin przyszedł. Wyszłam z łazienki aby się z nim przywitać, ale to nie jego ujrzałam.
-Cześć Lena.-powiedziała mama Stuart'a.
-Dzień dobry.-odparłam lekko zdziwiona.
Stuart posłał mi wystraszone spojrzenie. Odruchowo objęłam się rękami w talii aby zasłonić brzuch. W sumie sama nie wiem czemu to zrobiłam.
-Przepraszam że wpadłam bez zapowiedzi, ale i tak nie miałam zamiaru zająć wam dużo czasu.-powiedziała kobieta i usiadła na kanapie.
-Co w ogóle robisz w Polsce?-zapytał Stuu.
-Zostało mi jeszcze trochę spraw do załatwienia, które chcę jak najszybciej uporządkować.-odparła jego mama.
Dalej stałam przy drzwiach od łazienki i zaczęłam się modlić aby zaraz nie zwymiotować, ponieważ robiło mi się trochę niedobrze.
-Nie usiądziesz kochanie?-zwróciła się do mnie pani Basia.
Zamrugałam parę razy,ale w końcu ruszyłam do kanapy i usiadłam na jej brzegu. Oczywiście dalej zasłaniałam brzuch.
-Boli cię brzuch?-zapytała kobieta.
Usłyszałam jak Stuart gwałtownie bierze oddech.
-Nie. Po prostu mi zimno.-odparłam szybko i odwróciłam wzrok.
Nikt chyba nie czuł się bardziej zażenowany niż ja w tym momencie.
-Na pewno nic ci nie jest? Jakoś blado wyglądasz.-zmartwiła się kobieta.
-Wszystko jest dobrze. Pójdę zrobić herbatę. Stuart pomóż mi.-powiedziałam i natychmiast poszłam do kuchni.
Po paru minutach zjawił się Stuu.
-Musimy jej powiedzieć.-szepnęłam.
-Nie. Jeszcze nie.-odparł również szeptem.
-Jak to jeszcze nie? Jak nie teraz to kiedy?-zapytałam.
-Nie wiem.-przyznał.
-To twoja mama,ma prawo wiedzieć.-powiedziałam.
-A twoja nie ma prawa?-zapytał.
-Powiem jej kiedy się z nią zobaczę.-odparłam.
-Jakoś się do tego nie palisz.
-Bo na razie nie mam siły na wysłuchiwanie kazań.
-Ja też. Dlatego na razie nic nikomu nie powiemy.
Zapanowała milczenie,ale nie na długo.
-Wstydzisz się tego?-zapytałam w końcu.
To pytanie nie dawało mi spokoju od jakiegoś czasu.
-Co? Oczywiście że nie.-odparł szybko Stuart.
-To dlaczego ze mną nie rozmawiasz? Dlaczego mnie unikasz? Czemu po prostu nie chcesz przyznać że nie chcesz tego dziecka?-podniosłam głos trochę bardziej niż zamierzałam,a w moich oczach pojawiły się łzy.
-To nie tak...ja po prostu...myślę że...-Stuart nie mógł znaleźć słowa.
-Że co Stuart? No powiedz. Miejmy to już za sobą.-przerwałam mu.
W moim głosie doskonale było słychać gniew.
-Skoro tak bardzo chcesz to usłyszeć to proszę. Nie na rękę jest mi ta ciąża.-wykrzyknął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top