Całkowita racja
-Mam ochotę zabić. Najpierw tego dupka,a potem tą debilke.-powiedziała Justyna kiedy skończyłam moją opowieść.
-Daj spokój. Nie warto.-machnęłam ręką na znak że to nieważne.
-Jak to nie warto? Lena,ten gościu próbował cię skrzywdzić. Powinnaś iść z tym na policje.-oburzyła się.
-Nie mogę. Zobaczą że jest pobity i Stuu będzie miał kłopoty.-odparłam.
-Za swoje czyny trzeba ponosić konsekwencje. Po za tym on ostatnio przesadza z tą agresją.-powiedziała Justyna.
-O co ci chodzi?-zapytałam.
-Nie zauważyłaś że ostatnio tak jakby zapomina o tym że może sprawić komuś ból?-odparła.
-Hmm...no może faktycznie pod tym względem masz trochę racji,ale to nie zmienia tego że nie chce aby miał kłopoty.-powiedziałam.
-Od kiedy ty się taka dobra zrobiłaś? Lena musisz zrozumieć że Stuart postąpił źle.
-Ratował mnie.
-No dobra,ale może wystarczyło go tylko odepchnąć a nie od razu bić do nieprzytomności.-zauważyła moja przyjaciółka.
Pod tym względem nigdy na to jeszcze nie patrzyłam. Justyna ma pewnie rację,zresztą jak zawsze. Stuart wcale nie musiał go aż tak bić.
-Po za tym powinien się nauczyć że nie zawsze wszystko mu wolno. W dodatku jak mógł tak postąpić wobec ciebie kiedy przyszła ta laska. To mi się w głowie nie mieści.-Justyna popadła w typowy dla siebie potok słów.
Przez cały ten czas siedziałam cicho,ale w końcu się odezwałam.
-Masz całkowitą rację. Z samego rana pójdę na policję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top