Być silna

Pchnęłam drzwi i znalazłam się w dużo jaśniejszym korytarzu na którego końcu były kolejne drzwi. Drzwi do sali operacyjnej. Przy ścianach z obydwu stron stały plastikowe krzesła,a na jednym z tych krzeseł siedział jedyny człowiek w tym pomieszczeniu, ciemno włosy chłopak. Twarz miał schowaną w dłoniach, ale ja wiedziałam że to mój Stuart.
Powoli podeszłam do niego i usiadłam obok. Położyłam mu rękę na plecach a on ani nie drgnął. Drugą rękę umieściłam na jego udzie i dopiero wtedy chłopak spojrzał na mnie. Miał czerwone oczy. Płakał. W głębi duszy czułam że to nie wróży niczego dobrego, ale modliłam się abym tylko się myliła.
-Co się stało?-zapytał szeptem.
-Zatrzymała się w karetce. Lekarz powiedział że pękł jakiś guz czy coś a potem od razu wzięli ją na operację i powiedzieli że mam czekać.-powiedział Stuu,a jego załamał się na końcu.
Znowu schował twarz w dłoniach. Tym razem miałam pewność że płacze,ponieważ jego ramiona się trzęsły. Na ten widok w moich oczach pojawiły się łzy. Tylko że ja jak na razie nie mogłam sobie na nie pozwolić. Musiałam być silna. Dla Stuart'a. I dla jego mamy.
Objęłam go i mocno przytuliłam do siebie. Chłopak od razu objął mnie w pasie i schował twarz w moich włosach. Poczułam jak na moją szyję kopią jego łzy. Nigdy nie spodziewałam się że jakiś mężczyzna będzie przy mnie płakał,a już tym bardziej że tym mężczyzną będzie Stuart.
-Będzie dobrze.-powiedziałam i mocniej go przytuliłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top