62.||2
Przed chwilą wylądowaliśmy. Leo zadzwonił po taksówkę i teraz czekamy przed lotniskiem na jej przyjazd. Po około piętnastu minutach podjazd podjeżdża a my do niego wsiadamy. Leondre podaje taksówkarzowi adres hotelu i samochód rusza. Jestem mega podekscytowana bo pierwszy raz jestem na Florydzie. Posyłam mojemu chłopakowi uśmiech i opieram swoją głowę o jego ramię. Jedziemy jakaś główną ulicą a dookoła jest pełno palm różnej wielkości. Robię kilka zdjęć na snapa i wracam do oglądania widoków. Stwierdzam, że Floryda będzie jednym z moich ulubionych miejsc.
Wysiedliśmy przed hotelem, kolejne ładne miejsce tutaj. Piękny, biały wykończony złotymi zdobieniami. Leo chwyta mnie za rękę i ciągnie w kierunku jak podejrzewam recepcji.
Moje podejrzenia okazują się prawdą i już po chwili w moich rękach znajdują się klucze od naszego pokoju. Wchodzimy po schodach na trzecie piętro. Mimo tak nowoczesnego wystroju to taka cywilizacja jak winda tutaj nie dotarła. Żołwim tempem pokonuje kilka ostatnich stopni i podchodzę do drzwi naszego pokoju. Chłopak kiwa do mnie głową na znak, że mam otworzyć. Wkładam klucz i lekko przekręcam a drzwi zaraz się uchylają. Wchodzę do środka i znowu doznaje szoku. Kolejna ładna rzecz dzisiejszego dnia. Meble idealnie dobrane pod kolor ścian. Leo trafił w mój gust w stu procentach. Odstawiam walizki i podbiegam do chłopaka. Zarzucam ręce na jego szyję i całuje jego policzek.
-Dziękuję skarbie.-szepcze.
-Wiedziałem, że ci się spodoba.-chłopak mocno mnie przytula.
-Leoo, wiesz, że tu jest tylko jedno łóżko?-zaśmiałam się.
-A ty wiesz, że moja mama ma mnie za bardzo odpowiedzialnego mężczyznę?
-Odpowiedzialnego mężczyznę?-wpadłam w jeszcze większy śmiech.
-To nie jest zabawne, wiesz, że i twoja mama i moja puściły nas tu samych tylko dlatego, że mają mnie za tego odpowiedzialnego.
-Nie schlebiaj sobie.
-Dobra oboje jesteśmy tak samo odpowiedzialni.
-Ale ja bardziej.
-Ugh, oboje.
***
Btw. Nowy cover chłopaków jest całkiem awww.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top