Rozdział 10
*Następnego dnia, port lotniczy Baton Rouge*
Kacey je jogurt, kiedy dostaje SMS-a.
- O! Pluskwa się znalazła - mówi.
- A gdzie była? - pyta Andrei.
- W bucie Orena - mówi Kacey.
- Kogo? - pyta Billie.
- Oren, kolega Jess - mówi Andrei - poczekaj, pokażę Ci go.
Odpala jedno z nagrań Orena.
- To najlepsze co Michael Jordan zrobił od czasów "Space Jam". Spójrzcie na ten but - mówi Oren na nagraniu.
- Cudak, nie? - pyta Andrei.
- Szefie, jakbyś chciał jakieś buty, mogę do niego zagadać - mówi Kacey.
- Niemożliwe - mówi Sebastian wpatrując się w ekran.
- Jak "niemożliwe"? Po prostu do niego zagadam. Z hajsu się na pewno ucieszy - mówi Kacey.
- Nie, nie to. Patrz tutaj - mówi Sebastian - Dario, powiększ mi tu.
Dario powiększa obraz, a Sebastian obraca komputer w stronę Kacey.
- Co Ci to przypomina? - pyta rudowłosą.
- To jej naszyjnik. Mówiła, że to jakaś pamiątka rodzinna - mówi Kacey.
- Kacey, rusz tym pustym łbem - mówi do niej Sebastian.
- Billie, Twój brat mnie obraża - skarży się Kacey.
- Sebastian, Kacey. Uspokójcie się - mówi Billie.
- Słuchaj, masz rozum wypełniony nabiałem, więc nim rusz - mówi Sebastian - co Ci to przypomina?
- No...medalion - mówi Kacey.
- Nosz...zaraz z siebie wyjdę - mówi Sebastian.
- Czyli będzie Was dwóch? - pyta Kacey - Billie, Twój brat będzie miał sobowtóra.
- Jeszcze tego brakowało - mówi Billie - żeby Ciebie było razy dwa. Sebastian, po prostu jej podpowiedz.
- Ok, spójrz tu - mówi Sebastian pokazując zdjęcie - a teraz na ekran.
- No nie, chyba jakiś jebany żart - mówi Kacey.
- Kacey, bo zaraz dostaniesz w potylicę za to przeklinanie - mówi Billie - pokaż mi to.
Spogląda na ekran i na zdjęcie.
- No podobne, w miarę - mówi.
- To moja córka, a Ty mi mówisz "w miarę podobna"? - pyta Sebastian.
- Latynoski są do siebie podobne, nie zapominaj - przypomina Rachel.
- To niemożliwe - mówi Kacey - one nie żyją. Byłam przy tym samochodzie. Poznałabym ją.
- Kacey, to było 20 lat temu - mówi Billie - dobrze, zresztą to teraz mniej istotne. Mówiła Ci dokąd idzie?
- Nie, nie mówiła - mówi Kacey.
- Zaraz, zaraz. Coś mówiła - mówi Andrei - coś o jakiejś Sacajeewi.
- Lewis i Clark - mówi rodzeństwo jednocześnie.
- Co? - pyta Andrei.
- Meriwether Lewis był gubernatorem Luizjany. Zaraz po słynnej ekspedycji wyruszył w drogę do Waszyngtonu, żeby dostarczyć dziennik prezydentowi. Po drodze zatrzymał się w gospodzie, gdzie później znaleziono jego ciało - mówi Billie.
- Dostał dwie kule: jedną w brzuch, jedną w głowę. Jego śmierć uznano za samobójstwo, ale to zwykła ściema. Nie znaleziono przy nim jego dziennika - mówi Sebastian - Meriwether Lewis pisał w nim o swoim psie. Nowofundlandzkim psie.
- Dziennik będzie wystawiony w rezydencji gubernatora. Dzisiaj jest Bal, na rzecz kampanii - mówi Rachel.
- Dziennik będzie wystawiony, a moja jakże elokwentna i bystra bratanica chce do niego zajrzeć - mówi Billie.
*Jakiś czas później, teren rezydencji gubernatora*
Sebastian podjeżdża do Jess, kiedy ta biegnie ulicą. Zatrzymuje się przy niej.
- Jessita, wsiadaj! - woła.
Jess wsiada do samochodu, a ten odjeżdża.
*Chwilę później*
- Wow! Co za akcja - mówi Sebastian - mam wyczucie. Jak James Bond.
- Teraz wiem dlaczego mama o Tobie nie mówiła. Jesteś dziecinny - mówi Jess.
- Nie jestem dziecinny. Próbuję być fajny - mówi Sebastian.
- Nie wychodzi Ci - mówi Jess.
- Mam nadzieję, że dasz sobie wszystko wyjaśnić - mówi Sebastian.
Odbiera telefon.
- Tak? Jak to "zniknął"? To go znajdźcie. Nie mógł zapaść się pod ziemię - mówi i się rozłącza - cholerny Sadusky. Czemu i on i dziadek to takie uparciuchy?
- Taki charakter - mówi Jess.
*Jakiś czas później, port lotniczy Baton Rouge*
- Te Wasze zyski to chociaż legalne? - pyta Jess po wejściu na pokład.
- Wbrew temu co mówiła Twoja mama, nie jestem złodziejem - mówi Sebastian - Kacey i Andreia już znasz, to Dario, to Rachel. Moja siostra, Billie.
- Słowem się nie odezwałaś, że znasz mojego ojca. Choć widziałam Cię na nagraniu - mówi Jess do Kacey.
- Manuela zachowała kasetę? Aż jestem zdziwiony - przyznaje Sebastian.
- Myślałam, że nie myślimy o tej samej osobie. Przepraszam, to się już nie powtórzy - mówi Kacey.
Jess patrzy zdziwiona na ojca. Ten macha ręką.
- Wiesz coś o dzienniku? - pyta siostrę.
- Nic. Zniknął bez śladu - mówi Billie.
- Cholera - mówi pod nosem Sebastian - zajrzałaś chociaż do dziennika?
- Nie zdążyłam - mówi Jess.
- Szlag - mówi Sebastian.
- Do czego doszłaś? - pyta Billie.
- Sacajeewa znała biegle 2 języki: hiszpański i francuski, co prowadzi do tego, że była "dwujęzycznym wężem"; "fair weather" to synonim do "merry weather", czyli do imienia Lewisa i na końcu "newfoundland", czyli jego psa - mówi Jess - kiedy to połączymy, wyjdzie nam dziennik Lewisa o psie, w którym pisała Sacajeewa.
- Jesteś bystra - mówi Billie.
- Na pewno nie po nim - mówi Jess kierując wzrok na Sebastiana.
- Ale ten cięty język masz po moim bracie. Twoja mama taka nie była - mówi Billie.
Kacey szepcze jej coś do ucha, a blondynka kiwa głową. Kacey odchodzi i zamyka za sobą drzwi.
- Źle się czuje, nie zwracajcie uwagi - mówi Billie.
- Ok, Andrei odwieź Jessitę do domu - mówi Sebastian.
Rumun kiwa głową i zabiera ze sobą Jess.
*Jakiś czas później, mieszkanie Jess i Tashy*
Jess wchodzi do mieszkania.
- No w końcu - mówi Tasha - gdzie byłaś?
- Sorry, komórka mi padła - mówi Jess - ten taniec nie powinien był się wydarzyć. Wtedy Liam by nie uciekł.
- Zróbmy tak: olejmy Liama, olejmy pokój poszlak i zaplanujmy następny krok - mówi Tasha - nie stójmy w miejscu.
Jess przypomina sobie słowa ojca.
- Salazar jest niszczycielem skarbów. Zabije każdego kto spróbuje go powstrzymać. Dlatego musimy trzymać się razem.
Jess bierze głęboki oddech.
- Tak sobie wszystko przemyślałam. I od teraz muszę działać sama - mówi Jess - poprosiłam Cię o dywersję, a Ty zorganizowałaś wiec. Było zrzucić tacę z jedzeniem, ale Ty nie...musiałaś wejść na stół.
- Jess, poprosiłaś mnie o pomoc, więc Ci jej udzieliłam, a Ty mi się tak odwdzięczasz? Zresztą, nieważne - mówi Tasha - mam po dziurki w nosie dalszego wyciągania Cię z kłopotów.
Zabiera kurtkę i wychodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top