Rozdział 5 - Długo Wyczekiwane Spotkanie
Po tym jak zdecydowałam, że nie zerwę współpracy w Lyudmylą, postanowiłam spotkać się z Sergeyem. Chłopak widocznie nie pochwalał mojej decyzji, ale zaakceptował ją.
– Uważam, że ma w tym jakiś interes. Dobrowolnie by Tobie nie pomogła
Westchnęłam, zmęczona.
–Tak. To już wiemy. Najważniejsze jednak jest dowiedzenie się, kim jestem.
Przez chwilę tkwiliśmy w ciszy. Po chwili chłopak odezwał się.
– Wiesz, niedługo będzie zorganizowane spotkanie młodych państw i ich starsze wersje, więc może znajdziesz tam swojego?
Spojrzałam na niego, zaskoczona.
– Raczej nie. Wychowałam się w domu dziecka, nie wiem czy personifikacja mojego kraju istnieje, może powstanę dopiero w przyszłości?
– Ale warto spróbować. Jest mała szansa, ale jest. Wsyztsko jest lepsze od bratania się z tą... nieuprzejmą dziewczyną.
A temu znowu chodzi o to samo. Nie o moje państwo, a o uprzykrzanie życia bialorusince. No cóż, dopóki mamy wspólne cele powinniśmy działać razem.
– Jeszcze jedno. Znalazłem jakaś losową spinkę w mojej torbie i chyba niczyja nie jest. Chcesz ją?
Byłam zaskoczona, ponieważ znaliśmy się bardzo krótko, ale uznałam że to może być po a manipulacji, dlatego odmówiłam.
– No weźże, nie mam co z nią zrobić, zabiera mi miejsce, nie jest mi do niczego potrzebna!
Osobiście wątpiłam, że malutka spineczka może zajmować mnóstwo miejsca, ale dla świętego spokoju zgodziłam się ją założyć. Była to wsuwka, koloru złotego, w kształcie gwiazdki. Kiedy tylko ją wsunęłam między moje brązowawe kosmyki, zaczęła jakby lśnić lekko czerwonawym blaskiem. Zdumiona zaczęłam się patrzeć na to dziwne zjawisko. Sergey również wydawał się co najmniej zaskoczony.
– Co się stało? – spytałam strwożona.
– Nie wiem. Może spinka jakoś reaguje na włosy ludzkie? Daj mi ją na chwilę.
Chłopak przez chwilę próbował wsunąć wsuwkę we włosy, a kiedy mu się to wreszcie udało, z trudem powstrzymałam uśmiech. Wyglądał komicznie z wsuwką wpiętą we włosy. Jednak Kazachstan chyba zauważył mój półuśmiech, bo poprawił nerwowo włosy i rzekł z pewnym zażenowaniem.
– No co? coś nie w porządku? – obejrzał się w lustrze, wiszącym niedaleko. Spinka nie świeciła, jak w moim przypadku.
Może to ma coś wspólnego z tym, że nie jestem państwem? – spytałam, mocno zaskoczona.
– Ale przecież jesteś państwem! Nie jest możliwe, żebyś dołączyła do tej szkoły, nie będąc! Robili na tobie masę testów, na pomyłkę nie ma szans!
Spojrzałam na niego ze smutkiem.
– Pomyłki zawsze mogą się zdarzyć. Bądźmy szczerzy: nie ma szans, żebym była państwem. Niczym się nie wyróżniam, jestem zwykłą nastolatką.
Chłopak zmrużył oczy, słysząc moje tłumaczenia.
– Jeszcze zobaczymy – spróbował ściągnąć spinkę z włosów i oddać mi ją. Zaśmiałam się lekko na ten widok, na co on posłał mi oburzone spojrzenie.
– Masz. Tobie będzie bardziej potrzebna.
Przyjęłam prezent i oboje rozeszliśmy się w swoje strony.
Nadszedł ten dzień, o którym mówił chłopak.
Odwiedziny rodziców.
Odbywały się one już od początku naszej edukacji, jednak dopiero teraz nabrały dla mnie ważniejszego znaczenia. Dzięki nim mogłam wreszcie zrozumieć, co ja tu robię.
Był to któryś z pogodnych weekendów. Mimo że był już początek kalendarzowej zimy, to pogoda wciąż była raczej jesienna. Warunki drogowe były raczej sprzyjające, dlatego wszyscy rodzice dotarli na czas. Siedzieliśmy sobie spokojnie w naszych pokojach. Moim planem było poczekanie, aż wszystkie moje współlokatorki wyjdą porozmawiać z rodzicami, a wtedy ja wyślizgnę się z pokoju i pójdę na poszukiwanie mojej starszej wersji, jeżeli ją posiadam. Jako pierwsza z naszego pokoju wyszła Słowacja. Nie znałam jej starszej wersji, ale wydał mi się raczej neutralny. Następna do odstrzału poszła Polska. Jej starsza wersję akurat pamiętałam. Uważałam ją kiedyś za mamę Leny, czułam się dziwnie, myśląc o niej w inny sposób. Rzadko z nią konwersowałam, jednak zawsze wydawała mi się miła i gościnna. Jak zawsze, na jej uprzejme "dzień dobry", odpowiedziałam tym samym, ściągając słuchawki, które akurat miałam na uszach.
Na "rodzica" Litwy musiałam trochę poczekać. Jej starsza wersję kojarzyłam z widzenia. Była to starsza kobieta, która bardziej niż swoją córką wydawała się zajęta pracą. Cóż, bycie krajem nie jest łatwe.
Poczekałam, aż wszyscy wyszli z pomieszczenia, oraz zniknęli z korytarza prowadzącego do naszego wspolnego pokoju. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dostrzegł: w końcu byłam sierotą, po co bym miała szukać moich rodziców? Kiedy byłam już pewna, że nikt mnie nie zobaczy, szybko wyszłam z mojego pokoju. Rodzice spacerowali że swoimi dziećmi. Kiedyś myślałam, że chodzi o oceny, teraz podejrzewałam, że jest to związane z zarządzaniem państwem. Nie mogłam powstrzymać ciekawości i zakradłam się do losowych drzwi do pokojów, w których również rodzice mogli odbywać rozmowę że swoimi dziećmi.
– Muszę cię pochwalić za pracę w tym semestrze.
– Dziękuję. Myślałem też o tym, co mi kiedyś mówiłeś w sprawie odnośnie rozwoju rybołóstwa jako elementu gospodarki naszego kraju. Myślę że, najlepszym rozwiązaniem byłoby...
Oderwałam się od tej nużącej konwersacji. Nie rozpoznałam dwóch męskich głosów, które wymieniały się uwagami na temat ryb. Podeszłam do kolejnych drzwi. Tym razem głosy wydawały się bardziej znajome.
– Postawiliśmy pewne warunki i oczekiwaliśmy, że będą spełnione – grzmiała "mama" Litwy.
– Chcecie ingerować w nasze państwo, a już nie jesteśmy jednym! – krzyczał jakiś mężczyzna. Nie wiedziałam, jaki kraj reprezentował.
– Na po prostu zależy na demokracji! Gdybyście chcieli, a nie stopy lizali temu ruskowi, to byście byli wolni!
– Błagam, skończę już tą kłótnię – rozległ się zmęczony głos młodej dziewczyny. Rozpoznałam w niej... Białoruś?
Odsunęłam na chwilę głowę od drzwi, próbując przetworzyć wszystkie informacje. Czyli były to starsze wersje Litwy i Białorusi? O czym chciały rozmawiać? Ponownie przycisnęłam ucho do drzwi.
–... rację. Powinniście się skupić na sprawach międzynarodowych a nie starych zagwostkach, spowodowanych przez wasze córki – powiedział inny głos, który rozpoznałam jako Litwę.
– To że wasza przyjaźń, czy jakikolwiek uczucia was łączyły, nie liczą się. Naprawdę, tu chodzi tylko o politykę. - warknęła zirytowana kobieta.
Nie do końca rozumiałam sens i kontekst tej rozmowy, więc zignorowałam tą całą sytuację, spostrzegłam, że straciłam dużo czasu przysłuchując się cudzym konwersacjom. Poszłam dalej korytarzem, skręcając w lewo. Trafiłam do miejsca, gdzie wiele rodziców spotykało się że swoimi dziećmi byli mi szkoda, że nie jestem jednym z nich. Kiedyś pewnie zrobiłoby mi się aż przykro, widząc tyle rodzin. Ale teraz wreszcie zdałam sobie sprawę, jakie to wszystko było fałszywe. Krajom zależało tylko na jak najlepszym rozwoju, co wpływało też na następne pokolenie. Nie mogli się oni cieszyć dzieciństwem jak normalni ludzi, byli uwiezieni na zawsze w Niewidzialnych kajdanach. Ich przeznaczenie było zaplanowane od dzieciństwa. Musieli postępować krok po kroku, jak im kazano. Ten cały idealny świat, był fałszem. Bycie państwem mogło się kojarzyć z byciem kimś ważnym, znaczącym, mogącym poprawić sytuację wielu ludzi.
A tak naprawdę było przekleństwem.
Pogrążona we własnych myślach, nie zauważyłam zbliżające się do mnie ciemnej sylwetki.
– Pssst! – Syknęła mi do ucha, a ja podskoczyłam, wyrwana z własnych myśli.
Szybko odwróciłam głowę, zauważając osobę. Nie mogłam rozpoznać płci, ale osobnik ten miał naciągnięty na oczy Kaptur bluzy, w której przebywał. Nie wiedziałam kto to, więc w pierwszej chwili pomyślałam, że musi być to jakiś gwałciciel, który niepostrzeżenie dostał się do szkoły, udając rodzica.
– Zostaw mnie! – krzyknęłam. Niestety w hali panował tak głośny gwar, że nikt nie usłyszał moich słów. Osoba położyła mi rękę na ustach i zaczęła mnie gdzieś ze sobą ciągnąć. Oczywiście opierałam się, ale niezbyt mi to pomogło.
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, po czym tajemnicza postać puściła mnie. Widocznie dotarliśmy do celu, więc rozejrzałam się i stwierdziłam, że jesteśmy w starym schowku na miotły.
– Czego ode mnie potrzebujesz? – zapytałam, próbując zachować spokój – nie krzywdź mnie, bo umiem sztuki walki i głośno krzyczę!
Na te słowa osoba tylko się zaśmiała i po raz pierwszy głośno przemówiła. Głos wydawał się kobiecy, ale nie miałam pewności.
– Nie jestem żadnym gwałcicielem, Cretin. Zgadnij, kim jestem. To nie jest trudne.
Pomyślałam przez chwilę. Czy to mogło być...
– Moja starsza krajowa wersja? – zapytałam z wahaniem. Postać skinęła lekko głową, a ja uspokoiłam się, jednak ten stan nie trwał za długo.
– Dlaczego musiałam się wychowywać w domu dziecka? Gdybym wcześniej dowiedziała się, że jestem krajem, mogłabym mu pomóc się mu rozwinąć! Dlaczego skazałaś mnie na tą mękę? Nie wiesz ile cierpiałam, ile poniżenia przeżyłam, w porównaniu z tym bycie krajem to nic! – krzyczałam, zszokowana. Mój "rodzic" zasłonił mi usta ręką, aż nie uspokoiłam się nieco.
– Jeżeli nadal masz zamiar tak krzyczeć, to ktoś nas zaraz zauważy. A chciałam Ci przekazać ważne wiadomości – Syknęła zdenerwowana.
Uspokoiłam się i kiwnęła lekko głową na znak zgody z (chyba) kobietą.
– Widzę, że znalazłaś spinkę. To dobrze.
– Czym ona jest? – spytałam.
– Na razie nie mogę Ci powiedzieć zbyt wiele. Ma to dużo wspólnego z dziedzictwem i tak dalej – postać machnęła ręką – Tak czy inaczej, miga?
Byłam zaskoczona, że wie o niezwykłych zdolnościach spinki. Zaczęłam się zastanawiać, czy może sobie tego jakoś nie zaplanowała. Może to ona podrzuciła Kazachstanowi tą spinkę?
– Tak, tak, miga – odpowiedziałam z lekkim opóźnieniem – czekaj, skąd ty to wiesz? I co to znaczy dokładnie.
Kobieta westchnęła, zniecierpliwiona.
– To nie jest w tym momencie istotne. Ważne jest to, że musisz odkryć prawdę o swoim narodzie.
– Jak mam to zrobić, skoro, nie wiem kim jestem? – załamał mi się głos.
– Wkrótce to odkryjesz. Na razie nie mogę Ci powiedzieć.
– Dlaczego?
– Jakieś stare przepowiednie o odkrywaniu siebie, czy coś – postać nagle spojrzała pospiesznie na zegarek.
– Muszę już iść, bo zaraz mnie nie wypuszczą. Godziny odwiedzin zaraz się kończą.
Wtedy postać wstała i otworzyła drzwi, a ja wreszcie mogłam ją zobaczyć w pełnym świetle. Oniemiałam.
Postać okazała się mężczyzną!
Podnosząc się, zobaczyłam fragmenty jego czerwono - seledynowe go stroju, że złotymi ornamentami. Kiedy mężczyzna wyszedł, skierowałam się do pokoju, aby to wszystko idealnie przemyśleć.
1542 słowa
Przepraszam że tak długo nie było rozdziału i że ten był taki słaby, wiecie, szkoła egzaminy, lenistwo itp.
Ale już mam część kolejnego rozdziału. Punkt kulminacyjny akcji będzie za jakieś 2-3 rozdziały, kiedy dowiemy się, kim jest ta postać! Błagam. Zgadujcie coś.
Nie chce na siłę przedłużać tej książki. Początkowo miała mieć ok 20 rozdziałów, lecz prawdopodobnie będzie to ok. 15.
Jest 00:05,a ja to publikuje
Jutryo Będe żałować
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top