Rozdział VIII

- Skoro straż przetrzebia wszystkich we frakcji, to nie ma co liczyć na jakiegokolwiek podróżnika, ani tym bardziej na pieszą wycieczkę przez granicę – stwierdził Sehun, stając znowu z pochodnią przy jaskiniach, do których mieli przyjemność już raz wejść.

Lara skrzywiła się na ponowny widok ciemnych tuneli, ale nie miała większego wyboru, więc westchnęła na przyjazny gest chłopaka, który ręką zapraszał ją do środka. Nie mogła się z nim spierać, bo tak naprawdę nie miała nic do gadania, chyba, że chciała zostać złapana i zabita.

Bo tak głosiło prawo.

- Uch... za jakie grzechy ja się tu w ogóle znalazłam – narzekała, gdy już z zapaloną pochodnią przemierzali sieć kamiennych tuneli.

- Za jakie grzechy muszę cię niańczyć? – odpowiedział pytaniem na pytanie, czym obruszył ponownie czarnowłosą, która jednak nie śmiała powiedzieć nic więcej – Lepiej siedź cicho, dopóki nie stwierdzę, że jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Każde twoje słowo może być obrócone przeciw tobie.

- Gadasz jak nowojorski policjant – burknęła.

Sehun spojrzał na nią zdezorientowany, co dziewczyna zaraz wyłapała i pospieszyła z wyjaśnieniami.

- W sensie taki strażnik, tylko w niebieskiej materiałowej zbroi – dodała, na co otworzył usta i pokiwał głową w zrozumieniu.

- Strażnik bez zbroi – pokręcił głową – A myślałem, że to nasz świat jest do dupy.

Lara parsknęła śmiechem na jego głośne rozmyślania, co wprowadziło nieco luźniejszą atmosferę między nimi. Co prawda sam Sehun nie wiedział co w tym śmiesznego, ale nie umiał ukryć uśmiechu, gdy jego towarzyszka miała tak dobry humor. Uniósł przy tym pochodnię nieco wyżej, żeby nie przeoczyć drogowskazów spisanych alfabetem światła i mroku.

- Tutaj cię mam – powiedział zadowolony, gdy wreszcie dotarli do tunelu, przy którym wcześniej Lara pytała o znaczenie namalowanego obrazka.

Pociągnął ją za sobą w głąb korytarza i gdy dotarli do większej krypty, na której środku położony był ogromny basen w kształcie okręgu, dziewczyna nie kryła zafascynowania.

Był cały z marmuru z dodatkiem srebrnych grudek gdzieniegdzie, a co najważniejsze woda była krystaliczna. Nie dało się zauważyć ani jednego brudu, owada czy rośliny pływającej na powierzchni mimo, że woda była połączona z jaskinią, gdzie pyłu było w bród dookoła.

- Coś pięknego – wyszeptała z zachwytem.

- Nie przyzwyczajaj się za bardzo – wtrącił Sehun – Mesamatir jest piękne tylko z pozoru, ale to już zdążyłaś zobaczyć.

Rzuciła mu nieprzyjemne spojrzenie, na co ten tylko wzruszył ramionami i zgasił pochodnię, przypinając ją do pasa, po czym poprawił dokładnie swój plecak, zapinając wszystko porządnie przy swoim ciele. Następnie podszedł do Lary i kazał jej ściągnąć płaszcz, który zaraz schował do jej plecaka i porządnie go przymocował do jej pleców z użyciem resztek swojej liny.

- Czy ty nosisz ze sobą wszystko, czy mi się wydaje? – wtrąciła oniemiała, patrząc jak lina opina jej ciało, mocując skórzaną torbę mocniej niż myślała.

- Jak człowiek tyle podróżuje, to wie co ze sobą nosić – odparł i poklepał ją po ramieniu, dając znak, że była gotowa – No to teraz słuchaj. Trzymasz się mnie, najlepiej liny, którą jestem obwiązany i nie puszczasz za cholerę, bo inaczej wylądujesz w innej frakcji niż ja.

- Co? – wtrąciła przerażona.

- A no to – powiedział i popatrzył na taflę wody ze spokojem – To na trzy, dobra? – dodał, po czym stanął na krawędzi basenu, ciągnąc dziewczynę zaraz za sobą.

Larissa tylko spojrzała ze strachem na niego i na wodę, zaczynając się zastanawiać jakie to było głębokie. Tak naprawdę to zaczęło jej się robić słabo, jak tylko podeszła bliżej... nigdy nie była dobra w pływaniu, a wręcz bała się schodzić na głębokie rejony, gdy wychodziła się gdzieś zrelaksować nad morzem.

- Ale, chwila... ja...

- Trzy! – krzyknął rozbawiony i popchnął ją do środka, łapiąc ją jednocześnie za talię, bo już wcześniej wydedukował, że tamta go nie złapie w całej swojej panice.

Jedyne co zdążyła zrobić, to wziąć głęboki wdech przed zanurzeniem się w zimnej jak lód wodzie, do której jednak o dziwo szybko się przyzwyczaiła. Głównym problemem było tylko to, że zaczęła czuć się tak słabo, że automatycznie wypuściła powietrze z płuc.

Sehun zareagował szybciej niż jej organizm i zanim zaczęła nałykać się wody, poczuła jak wdycha powietrze znajdujące się wokół jej głowy. Spojrzała zdziwiona na Sehuna, który użył tej samej sztuczki również na sobie i puścił jej oczko, uśmiechając się zawadiacko.

- Tylko mi tu nie mdlej – ostrzegł, wzmacniając uścisk wokół niej – Już prawie jesteśmy.

Wskazał na dziwny okrąg, który pojawił się przed nimi i duży snop światła, który się zza niego wydobywał. Lara wtedy wymusiła na sobie resztki swoich sił i przyspieszyła razem z chłopakiem, by po chwili przekroczyć okrąg i wynurzyć się na powierzchnię... jeziora?

Larissa rozglądnęła się zdezorientowana po otoczeniu, które ku jej zdziwieniu nie było już wszechotaczającą ciemnością, ale całkiem przyjemnym skrawkiem lasu, w którego środku znajdowało się nieduże jezioro. I w którym ona sama brodziła .

Z zaskoczeniem stwierdziła, że nagle miała grunt pod nogami i mogła bez problemu się dźwignąć do pozycji stojącej, gdzie woda sięgała jej wtedy do połowy łydki. Z ulgą i westchnieniem przyjęła pobyt w nowej frakcji, gdzie nie widziała co krok uzbrojonych po zęby strażników.

- Wywaliło nas całkiem niedaleko – stwierdził Sehun, wychodząc na brzeg, przy okazji wykręcając ociekając koszulę na tyle i mógł, będąc w nią ubranym – Choć wolałbym, żeby to był drugi sąsiad, no ale nie mamy co narzekać. Mogło być gorzej.

- A ta frakcja to...? – zapytała Lara, z trudem wychodząc z wody ze swoją długą suknią, która była okropnie ciężka w tamtym momencie.

Stanęła jak wryta, gdy nagle poczuła się lekka jak piórko, a pojedyncze krople wody unosiły się nad nią powoli wychodząc z jej przemoczonego materiału i znikając w powietrzu. Zaskoczona spojrzała na równie zdziwionego Sehuna, który od razu położył rękę na swoim sztylecie i zerknął w drugą stronę.

A na wzgórzu niedaleko nich stał młodzieniec o jasnych włosach i całkiem przyjaznej twarzy, który zaintrygowany unosił rękę i tym samym osuszył ich bez najmniejszego problemu. Uśmiechnął się w ich stronę i skinął głową.

- Witajcie w Wodnym Księstwie – powiedział łagodnie, po czym zmienił wyraz twarzy na tak wrogi, że Larę aż przebiegły ciarki – A teraz mówcie czego chcecie i czemu wtargnęliście na moje tereny.

To by była zwykła sytuacja, gdzie dwójka podróżujących musiałaby się tłumaczyć dlaczego się tu znaleźli, gdyby nie jeden mały aczkolwiek ważny szczegół.

Lara go znała.

To był człowiek z jej wizji – ten, który dzierżył srebrną zbroję i wywołał uśmiech na jej twarzy swoim ostatecznym przybyciem.

***

Gdy Kai wraz z Chin z trudem przekroczyli granicę z frakcją Mroku, poczuli się znowu bardzo nieswojo, jednak z tą różnicą, że strażnicy poinformowali ich o opadnięciu mgły, co było dobrą wiadomością dla nich obojga. Jednak zdziwiło ich to, że skrzętnie ich sprawdzono i przeszukano, bo nigdy wcześniej nie było aż takiej kontroli przy granicach.

- Myślisz, że coś się stało? – zapytała zaskoczona blondynka, gdy mogli wreszcie spokojnie wyjść na ciemne ulice.

Kai zamyślił się chwilę, obserwując otoczenie i widząc podwojone patrole straży, które co jakiś czas zatrzymywały kobiety, dokładnie je sprawdzając, stwierdził, że coś musiało być na rzeczy.

- Może mgła spowodowała duże straty i poginęli ludzie? – zaproponował – Możliwie, że kogoś szukają...

- Tak jak my – skwitowała Chin, po czym podeszła do pierwszego lepszego mieszkańca i zapytała o ciemnowłosą wysoką dziewczynę o białej sukience.

To nie był najszybszy sposób szukania kogoś we frakcji, ale na pewno na tamtą chwilę najskuteczniejszy, dlatego też Kai przyłączył się do swojej przyjaciółki i rozpoczął wypytywanie ludzi o Larissę.

Pytali przez długi czas, ale nikt kogo spotkali nie miał pojęcia o podobnej dziewczynie, że w ogóle zawitała w ich frakcji. I gdy już stracili nadzieję na to, że w ten sposób ją znajdą, Chin zaczepiła drobną dziewczynę o delikatnym makijażu i długich złotych lokach, ukrytych pod czarnym kapturem.

Gdy została złapana, spłoszyła się nieco, ale wysłuchała pytania dziewczyny. I wtedy oczy jej się rozszerzyły, a w dwójkę przyjaciół wstąpiła nadzieja.

- Była tu – powiedziała mocnym i zdecydowanym głosem – Ostatni raz widziałam ją na pałacowym dziedzińcu, gdy razem z... - zacięła się na chwilę, ale zaraz kontynuowała – ciemnowłosym wysokim chłopakiem uciekła przed posiłkami z królestwa.

- Posiłkami z królestwa? – zapytał zaciekawiony Kai, patrząc prosto na podejrzaną dziewczynę.

Samo to, że ktoś we frakcji Mroku miał jasne włosy było zaskakujące, ale to, że orientowała się tak dobrze o sytuacji w mieście, było naprawdę godne podziwu.

- Poszła plotka, że na Rukkis przybyła obca – bąknęła – Ponoć ktoś z frakcji uciekł do króla i rozpowiedział tę historię, zanim namiestniczka zdążyła cokolwiek zrobić – dodała już pewniej – Z tego co słyszałam, udało jej się ostrzec tylko namiestnika frakcji Powietrza. Więcej nie wiem, przysięgam.

Kai zerknął przerażony na Chin, która tylko skinęła głową w kierunku dziewczyny i podziękowała za tak szczegółowe informacje i puściła ją wolno. Zanim wznowili swoje poszukiwania, odprowadzali ją wzrokiem do samej granicy, którą przekraczała z niepewnością, ale w końcu przeszła przez sferę energii, pokazując przy tym swoją przepustkę strażnikom.

- To i tak więcej niż spodziewaliśmy się usłyszeć – skwitował Kai, łapiąc się za boki – Trzeba szukać dalej... skoro jest tu tyle strażników, to znaczy, że mogła wciąż nie opuścić frakcji.

- Dodatkowo mówiła coś o ciemnowłosym chłopaku – dodała Chin, czując dziwną ulgę na sercu – Możliwe, że to ten sam, który próbował nam pomóc zanim zostaliśmy zmuszeni przejść przez portal. O boże, żeby tylko była cała...

Chłopak uśmiechnął się na uroczą reakcję córy pogody, będąc coraz bardziej przekonanym, że pomimo ogólnego jej narzekania, zdążyła polubić ich nową obcą przyjaciółkę.

Zatarł ręce i ruszył do przodu, zostawiając w tyle zdezorientowaną blondynkę, która tylko patrzyła z uniesionymi brwiami na bruneta.

- No co? – zapytał – Chyba nie będziemy tak stać w miejscu? Trzeba ją znaleźć.

Zaśmiała się tylko na widok jego pewności siebie i ruszyła zaraz za nim, mając w sobie trochę więcej nadziei niż w samej Świetlistej Twierdzy jeszcze kilka godzin wcześniej.

***

Sehun wraz z Larissą mimo, że już wysuszeni i w przytulnym schronieniu, nie mogli się pozbyć dziwnego przeczucia, że byli bacznie obserwowani i oceniani przez nowo poznanego człowieka.

Suho, bo tak miał na imię młodzieniec, gdy gotował w swoim kociołku potrawkę dla gości, cały czas bacznie na nich patrzył, wciąż nie ufając im zamiarom.

- Więc... uciekacie przed strażą? – mruknął, mieszając chochlą w gęstym wywarze – Używanie studni przenoszenia nie jest najbezpieczniejszym wyjściem, gdy kobieta jest w stanie błogosławionym.

Sehun tylko się uśmiechnął pokrzepiająco i skinął głową, grając lepiej niż niejeden aktor z Hollywood, których podobizny Lara miała jeszcze na swoich ścianach w jej starym świecie. Złapała się za brzuch, ciągnąc razem z nim bajeczkę, która o dziwo pozwoliła im nawet na skosztowanie ciepłego posiłku, a czego nie mieli już od kilku dni, jedząc wyłącznie owoce i warzywa, które Sehun miał w swoich zapasach.

- Nie mieliśmy wyboru – odparł chłopak ze smutkiem w głosie – Jeśli odkryliby, że jesteśmy z dwóch różnych frakcji... sam rozumiesz – dodał, mając nadzieję, że władający wodą łyknie haczyk.

I łyknął.

Uśmiechnął się łagodnie w ich stronę i kiwnął głową, następnie zaczął nakładać jedzenie do misek. Robił to pewnie i z wprawą, co oznaczało, że od dłuższego czasu musiał mieszkać i radzić sobie sam.

Chatka, którą okupował w lesie obok trzech jezior, była naprawdę miłym i spokojnym miejscem, zwłaszcza, że sama konstrukcja była wykonana z drewna i umocowana kamieniami. Roboty na pewno było przy niej dużo, ale za to efekt był powalający, bo wewnątrz była bardzo przytulna i sprawiała wrażenie bezpiecznej. Zwłaszcza, że była umiejscowiona na odludziu, co bardzo sprzyjało Larissie i Sehunowi, którzy potrzebowali dyskrecji na pierwszym miejscu.

Gdy Lara wzięła do ręki ciepłą potrawkę, poczuła jak bardzo była głodna. Popatrzyła na Suho z nieukrywaną wdzięcznością, na co on tylko zareagował z uśmiechem.

- Możecie zatrzymać się na tę noc w moim pokoju. Jest mały, ale myślę, że będzie wam wygodnie. Ja ułożę się na sofie tutaj – wskazał na miejsce obok kominka, gdzie stała duża kanapa wykonana głównie z drewna i skór – Mam nadzieję, że da wam to siłę do dalszej podróży.

Oboje podziękowali grzecznie, po czym zabrali się za jedzenie przygotowanego przez domownika ciepłego posiłku. Może i kłamali jak z nut, ale w jednym byli naprawdę szczerzy – jedzenie smakowało im niesamowicie. Spędzili z Suho praktycznie cały dzień, gawędząc przy tym z nim jak z dobrym przyjacielem, bo dość szybko się przed nimi otworzył, zachowując przy tym odpowiednią ostrożność.

W pewnym momencie usiadł obok Lary, która z zachwytem patrzyła na spokojną taflę jeziora i cieszyła się promieniami słońca, dotykającymi jej twarzy, czego nie czuła już naprawdę długi czas.

- Wiesz już jak nazwiesz dziecko? – zapytał zaciekawiony, co sprawiło, że Sehun, który niedaleko nich rąbał drewno na opał, odwrócił się tyłem i starał się nie wybuchnąć śmiechem.

Miał też wielkie nadzieje, że Lara się nie zdradzi, bo miała w zwyczaju śmiać się z byle czego... Jednak jej reakcja mocno go zaskoczyła.

Zamyśliła się chwilę, po czym sięgnęła po schowany za białym kołnierzykiem naszyjnik, który miała ze sobą od dziecka. Odkąd tylko pamiętała nosiła ze sobą medalion z literą L, który miała przy sobie, gdy została odnaleziona przy ruchliwej ulicy w Nowym Jorku. Była to jedyna pamiątka, która została jej po rodzicach i czuła to całą sobą. Czasami nawet miała wrażenie, że przez naszyjnik przebiega energia, która dodawała jej odwagi do działania, zwłaszcza, gdy czuła delikatne pulsowanie od zbyt długiego trzymania go w dłoni.

- Nie wiem jak mieli na imię się moi rodzice, więc nie mam przykładu, ale... to jedyne co mi po nich zostało – powiedziała cicho, obracając błyskotkę w palcach – Dlatego albo Lyon, jeśli będzie to chłopiec, albo...

- Limya – odezwał się Sehun ni z tego ni z owego, zwracając na siebie uwagę zaskoczonej dziewczyny.

Co więcej... zaskoczył sam siebie swoim nagłym zrywem. Nie miał pojęcia dlaczego w ogóle się odezwał, nie mówiąc o imieniu, które dziwnie nasunęło mu się samo. Było to imię dziewczyny, którą widział w swoim życiu tylko raz, a mimo to jej imię zapadło mu w pamięć. Nie widział jej od wielu lat. I doskonale wiedział, że już jej więcej nie zobaczy.

Popatrzył przez chwilę z ciekawością na jej medalion, który trzymała w ręce, po czym westchnął ciężko i wrócił bez słowa do rąbania drewna, żałując, że w ogóle się odezwał.

- Ślicznie – odparł Suho, patrząc się z uśmiechem na Larę, po czym spojrzał w niebo zamyślony – Ja nie znałem ojca... mieszkałem tu z matką, dopóki nie zmorzyła jej choroba. Wodna gorączka to straszna sprawa.

Larissa siedziała cicho, zastanawiając się nad słowami chłopaka. Nie był stary... był wręcz bardzo młody, zapewne mniej więcej w jej wieku, a musiał radzić sobie sam. Najbardziej ciekawiło ją jak dawno zmarła jego matka, zostawiając go samego na tym świecie.

Pogawędzili jeszcze trochę i gdy horyzont zaczął ciemnieć na ich oczach, uznali, że pora było udać się z powrotem do domu. Suho uraczył ich delikatną kolacją, po czym mogli spokojnie udać się do sypialni, której drzwi Sehun zamknął dość szybko, odetchnąwszy po tym z ulgą.

- A ja myślałem, że to walka jest trudna... żono moja droga – zaśmiał się cicho, po czym siadł na fotelu ze skóry, usytuowanym tuż obok łóżka.

- Bardzo zabawne – wycedziła przez zęby – Nie mogłeś wymyślić czegoś bardziej normalnego?

- Że jesteś obcą formą życia, którą ściga pół królestwa żeby cię ściąć? No nie, nie wydaje mi się, żeby to przeszło – odparł ironicznie – Ale spójrz na to z innej strony... nie każda kobieta może pochwalić się takim przystojnym mężem, który przekazał dziecku jego cudowne geny.

Prychnęła na jego ponowną nonszalancję i położyła się wygodnie na łóżku, czując jak ogromne zmęczenie bierze nad nią górę. Jednak rozbudziła się szybko jak tylko poczuła, że jest przesuwana bardziej na stronę.

- Ty chyba nie myślisz, że będziesz ze mną spać? – zapytała oburzona, ale Sehun nie robił sobie nic z jej narzekania.

Na łóżku było o wiele wygodniej i niespecjalnie przeszkadzało mu spanie obok rozwydrzonej kobiety, jeśli tylko mógł dzięki temu odpocząć. I widząc, że nic nie da rady zrobić, Lara położyła się obok niego, ale nie zdołała zasnąć. Wpatrywała się za to w sufit i wspominała wszystko co do tej pory udało jej się przeżyć... a przeżywała same niesamowite rzeczy.

- Ej – usłyszała cichy pomruk ze swojej lewej strony – Jak tam jest?

Pytanie Sehuna nieco ją zaskoczyło i nie do końca wiedziała jak ma na nie odpowiedzieć.

- Gdzie?

- W twoim świecie – odparł – Ty wiesz już tak dużo o moim, a ja nawet nie wiem jaką nazwę ma twój własny.

Uśmiechnęła się na wspomnienie swojej planety, która była pełna dziwnych technologii oraz wszechobecnego pośpiechu... nie było tam magii i dziwnych kwiatów, które potrafiły działać jak narkotyki przez sam ich zapach, ale było tam... nawet bezpiecznie. W każdym razie bezpieczniej dla niej samej niż w tym miejscu.

- Ziemia – powiedziała w końcu, czując dziwne uczucie w podbrzuszu – Moja planeta nazywa się Ziemia.

Sehun obrócił się na bok i oparł głowę na łokciu, patrząc na dziewczynę z uśmiechem.

- Czyli jednak masz coś wspólnego z ludźmi Ziemi – zachichotał.

- Chyba tylko tyle, co potrafię się łatwo ubrudzić – parsknęła śmiechem, co udzieliło się również i jemu samemu.

Przez następną chwilę nic nie mówił, ale Lara wiedziała, że męczył go jakiś temat, którego bał się poruszyć. Sama miewała często takie uczucie, więc potrafiła poznać po czyjejś twarzy, gdy coś kogoś trapiło.

- No pytaj – westchnęła – Nie gryzę.

- Dlaczego boisz się wybuchu ognia?

To był rzeczywiście trudny temat, ale nie był też czymś, co Larissa by unikała. Nie widziała powodu żeby trzymać to w sobie, a ciekawość na twarzy jej partnera była wyczuwalna aż za bardzo, żeby odmówić mu tej wątpliwej przyjemności.

Podniosła się do siadu i popatrzyła poważnie na ciemnowłosego, w którego oczach czaiła się niezwykła fascynacja. Aż tak pragnął poznać jej świat?

- Gdy byłam mała... mieszkałam w sierocińcu, jak i reszta dzieci, którym nie poszczęściło się w życiu. Miałam tam nawet znajomych, choć byłam trudną osobą do przyjaźni... ale jakoś mi się tam żyło z nimi wszystkimi. Do czasu aż któregoś dnia, gdy miałam paskudny humor, cały budynek stanął nagle w płomieniach.



Kilka buziek małych dzieci wpatrywało się w czarnowłosą dziewczynkę, która bawiła się swoją lalką. Wiele z nich było rozbawionych, inne były nieco przestraszone, a ta, która była w centrum uwagi niepewnie spoglądała na swoich kolegów.

Nagle jedno z dzieci zaczęło wytykać ją palcem i mówić:

- Czarownica!

Zacisnęła małe palce wokół szmacianej lalki, która spadła wcześniej z wysokiej półki prosto w jej rączki. Nie umiała jej wcześniej dosięgnąć... ale szczęście sprawiło, że spadła na dół.

- Dziwna jakaś – usłyszała od jednej z koleżanek, z którą wcześniej się dobrze bawiła.

Teraz patrzyła na nią ze strachem i niepewnością, ukrywając się za większym kolegą.

- Powinni ją stąd wyrzucić! – krzyknął jeden ze starszych, który miał więcej niż dziesięć lat – Jeszcze zaczaruje nas wszystkich!

Lara popatrzyła ze smutkiem i narastającą złością na nich wszystkich, którzy zaczęli ją wyzywać od wiedźm. Chciała żeby przestali. Chciała żeby dali jej spokój.

Chciała żeby w końcu zamknęli buzie.

A wtedy w budynku rozległ się krzyk jednej z opiekunek, co odwróciło uwagę wszystkich od niej samej. W tej samej chwili wokół pojawiły się wysokie płomienie, których ciepło dało się poczuć na skórze ze względu na bliską odległość.

Panika.

To było jedyne co w tamtej chwili się działo. Panika, że nikt nie wyjdzie stamtąd cało.

Opiekunki zaczęły biegać i wyciągać dzieci z pomieszczeń, kierując się do wyjścia ewakuacyjnego, krzycząc o zachowanie spokoju, ale ich miny wcale nie świadczyły o tym, że były spokojne...

Lara patrzyła ze strachem jak ogień narasta. Im bardziej chciała się schować i zapłakać, tym był większy i większy. Przed jej oczami widziała jak jakieś dziecko, próbując uciec z pokoju obok, zostało przygniecione deską, która odpadła od ciężkiej szafy, stojącej w płomieniach.

Słyszała krzyki i czuła zapach zwęglonej skóry.

A potem swój własny lament i dźwięk urywanego stropu sierocińca.



– Zginęło tyle dzieci... ale ja zostałam uratowana wraz z małą liczbą innych dzieci, których poparzenia były niesamowicie dotkliwe – dokończyła, mając wciąż przed oczami niektóre sceny z tamtej katastrofy.

– Ty nie odniosłaś żadnych ran? – spojrzał na nią zszokowany.

Pokręciła głową, dziwiąc go jeszcze bardziej.

– Miałam dużo szczęścia, bo udało mi się zręcznie uniknąć płomieni – odparła, choć nie pamiętała tego dnia aż tak dokładnie. Wiedziała natomiast, że jako jedyna nie potrzebowała hospitalizacji i szybko została przeniesiona do innego domu dziecka.

Do innego miejsca, gdzie tak samo wytykano ją palcami i nazywano dziwadłem tylko dlatego, że potrafiła sobie poradzić samodzielnie w większości przypadków, nie wołając o niczyją pomoc. Całe życie musiała radzić sobie sama... bo nie potrafiła zaufać nikomu ze swojego otoczenia.

– A ty? – zapytała w końcu, wyrywając z zamyślenia chłopaka, który nagle gdzieś odpłynął.

Spojrzał na nią zdezorientowany i wskazał na siebie, wciąż pytającym wzrokiem.

– Ja?

– Tak – odrzekła – Dlaczego twoją obawą jest mężczyzna w zbroi z przebitym sercem?

Wziął głęboki oddech, po czym położył się na plecach i podłożył ręce pod swoją głowę, spoglądając z powrotem w sufit.

– To... bardziej wyrzuty sumienia niż strach.

– Co zrobiłeś? – zapytała nieco przestraszona, bo chyba wiedziała w którą stronę zmierzał ten temat.

– Zabiłem go – odparł krótko, jakby to była zupełnie normalna sprawa – Sama nazwałaś mnie gościem od zbroi, pamiętasz? Kiedyś służyłem w straży królewskiej i byłem z tego dumny. Ale nadszedł moment kiedy mój namiestnik został nakryty na planowaniu zdrady i byłem zmuszony przeszyć jego serce moim własnym mieczem. Wciąż śnię o jego smutnych oczach, gdy patrzył prosto na mnie w dniu jego śmierci...

Po tej wypowiedzi nastąpiła cisza, której Lara długo nie odważyła się przerwać.

– Przykro mi – powiedziała w końcu, przez co spotkała się z nikłym uśmiechem chłopaka.

– Nie musisz. Takie jest życie... zabij, albo zostaniesz zabitym. Tego nauczyła mnie służba.

– Już nie służysz?

Zamilkł znów, ale tym razem szybciej podjął się odpowiedzi. Uśmiechnął się i spojrzał na nią.

– Już nie jestem strażnikiem, to pewne – puścił jej oczko, co nieco poprawiło jej humor – Czyli mówisz, że u was sporo dzieci nie ma rodziców?

Kiwnęła głową, bo to było zupełnie naturalne. Z roku na rok na Ziemi było coraz więcej sierot, które musiały radzić sobie same, jeśli nie miały szczęścia być zaadoptowane przez dobrych ludzi lub w ogóle nie miały okazji być wziętymi pod jakiś dach. I to było całkiem smutne...

– U nas to by było nie do pomyślenia – odparł, czym bardzo ją zdziwił – Nikt nie może porzucić swojego dziecka, a w razie śmierci rodziców, najbliżsi mają obowiązek wziąć do siebie małoletniego i go wyszkolić. Tak samo jest z dziećmi które ktoś znajdzie na ulicy... jeśli nie dostosują się do rozkazu, zostają wrzuceni do wieży zapomnienia.

I znowu pojawiało się pojęcie, którego Lara nie znała. Wieża zapomnienia brzmiała jak coś okropnego, ale nie miała siły już o to pytać, bo po chwili ziewnęła głęboko, czując jak jej ciało robiło się coraz cięższe. Położyła się z powrotem na plecach i przytuliła się do poduszki.

- Sehun? – zapytała jeszcze zanim ułożyła się do spania.

- Hm? – mruknął, ale nic więcej nie usłyszał z jej strony.

Obrócił głowę w jej stronę i gdy usłyszał miarowy oddech, który oznaczał nic innego tylko sen, uśmiechnął się delikatnie i narzucił na nią koc, który był zwinięty na samym rogu łóżka.

Wiedział, że następnego dnia mieli kolejną podróż do przebycia, więc sam postanowił skorzystać z niesamowitego luksusu jakim był sen. 

***

Kolejny rozdział wstawiam nieco wcześniej, bo poczułam taką potrzebę. Głównie przez fakt, że ostatni wpadł tu po dość długim czasie, ale też pomyślałam, że wstawienie go dzisiaj byłoby dobrym pomysłem 😉

Mam nadzieję, że jakoś się tam trzymacie w dobie tego cholernego wirusa i nie doprowadza was on do szewskiej pasji jak mnie 😅 Wiecie jaki sajgon panuje teraz w instytucjach państwowych? To istna masakra 😂

Trzymajcie się tam cieplutko i do usłyszenia 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top