Rozdział VII
Świetlista Twierdza była sercem stolicy frakcji Światła. Jej strzeliste wieże zbudowane z białego marmuru jak i cała reszta ogromnego zamku, sięgały niekiedy chmur i z takich miejsc można było zobaczyć większość terenów, porośniętych zieloną trawą, którą gdzieniegdzie przecinały białe kwiaty oraz złote ścieżki, prowadzące do okolicznych miast.
Chin jednak obrała za swoją miejscówkę główny balkon, który był główną ozdobą sali tronowej. Lubiła ten punkt ze względu na piękny widok rynku, gdzie znajdował się złoty plac... miejsce, w którym cała frakcja wznosiła słońce raz na dzień, świętując przy tym i radując się bez cienia zmartwień czy wątpliwości. Złote wazy, które otaczały główny okrąg bywały wtedy zapełnione owocami i winem, a przydrożne kolumny obrastały w złote wieńce, świecące słonecznym blaskiem, który miał być wypuszczony w niebo i obiec całe Mesamatir.
Tamtego dnia dziewczyna jednak nie potrafiła się cieszyć widokiem ludzi, którzy powoli schodzili się na plac, przynosząc jedzenie oraz napełniając rośliny blaskiem... patrzyła na ich wysiłek ze smutkiem i dziwną tęsknotą, której na dobrą sprawę nie umiała wyjaśnić.
Minęła prawie doba odkąd Larissy nie było z nimi, a Chin nie miała od niej żadnej wiadomości ani żadnego znaku życia... bo była zwyczajnie odcięta od reszty kraju w ciemnej i ponurej frakcji, z którą niewielu chciało mieć do czynienia.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
Zaskoczona obróciła się za siebie i gdy ujrzała przy wejściu największego śpiocha tej krainy, uśmiechnęła się słabo, po czym wróciła do spoglądania na przygotowania do festiwalu. Kai w tym samym czasie podszedł do kamiennej balustrady i przecierając oko, próbował odgadnąć na co jego przyjaciółka się tak intensywnie wpatrywała.
Nie zajęło mu długo, żeby stwierdzić, że wzrok blondynki był pusty. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w dal tak jak ona, zaczynając tym samym rozmowę.
- Jeden ze służących namiestnika poinformował mnie o sytuacji. Jak to się stało, że znaleźliśmy się w samym zamku?
Chin tylko uniosła kącik ust, przypominając sobie jak straż zgarnęła ich z centrum i przyprowadziła przed samo oblicze Baekhyuna.
- Zgarniali każdego, komu udało się przedrzeć z frakcji Mroku do Świetlistego Centrum. Mam wrażenie, że niedługo wybuchnie wojna między nocą a dniem, bo anomalie robią się coraz bardziej dotkliwe. Wielu podróżników nie wróciło do domu z podróżującymi i to martwi namiestnika, nie mówiąc o całych rodzinach, które na nich czekały – mówiła z żalem w głosie, co Kai przyjął ze zrozumieniem jak i niepokojem. Nagle jednak Chin się ożywiła i spojrzała na niego ze strachem – Rozumiesz, że jeszcze przez cały kolejny dzień nie dostaniemy się do frakcji Mroku?
Czarnowłosy spojrzał z zaskoczeniem na dziewczynę, ale nie dlatego, że informacja go zaskoczyła. Był zaszokowany jej reakcją na zaistniałe okoliczności. Uśmiechnął się ciepło w jej stronę i oparł się łokciami o balustradę, przechylając nieznacznie głowę.
- Polubiłaś ją – stwierdził, na tamta zrobiła tylko wielkie oczy – Martwisz się o nią i chcesz ją ratować. A minęło tylko kilka dni odkąd ją znasz – zauważył, na co Chin tylko prychnęła.
- Nasza rodzina słynie z chęci pomagania innym – burknęła, zakładając ręce i skupiając swój wzrok na pobliskich kolumnach, których kwiaty zbierały już coraz więcej światła za sprawą mieszkańców, gromadzących się w samym centrum.
- Tak, a ja jestem matką uzdrowicielką, wielką wyrocznią Mesamatir – zironizował chłopak, wywołując pierwszy od długiego czasu uśmiech na jej twarzy.
Dźgnęła go łokciem w ramię i na powrót zapatrzyła się na złoty krąg, wokół którego stało już sporo ludzi. Trzymali się wzajemnie za ręce i z zamkniętymi oczami czekali na ich przywódcę, by swoim kosturem uwolnił świetlistą energię oraz rozpoczął kolejny dzień w królestwie. Chin wtedy żałowała, że Lara traciła ten widok... gdyby zobaczyła akt wzniesienia słońca, na pewno byłaby zachwycona.
- Dlaczego w ogóle dochodzi do takich spięć między Baekhyunem a Laią? – zastanawiała się głośno dziewczyna, patrząc jak na placu pojawił się sam namiestnik, kierujący swoją twarz ku niebu.
Kai tylko westchnął i przypomniał sobie plotkę, którą usłyszał od któregoś ze strażników granicznych.
- Ponoć następczyni świetlistego tronu, szkolona do tego od dziecka i władająca świetlistą magią jak nikt inny w tej frakcji, w dniu ceremonii przyłączenia została zabrana niespodziewanie przez mrok. Gdyby nie to, Baekhyun byłby zwykłym doradcą namiestniczki, a zamiast tego został sam obwołany władcą tej frakcji po ustąpieniu poprzednika.
Blondynka spojrzała na Kaia z szokiem w oczach, ale nie mówiła nic przez chwilę, chcąc sobie poukładać w głowie, to o czym właśnie usłyszała.
- Poważnie?! – krzyknęła w końcu, na co chłopak tylko wzruszył ramionami, sam nie wiedząc czy była to prawda czy nie – To tak jak księżniczka Umysłu niespełna czterdzieści lat temu...
- No... - potwierdził od razu, przybierając uśmiech na twarz – To była historia... a szkoda, bo jakby rządziła we frakcji tych dupków, to może nie byliby takimi dupkami.
- Kai! – upomniała go natychmiast, powodując tylko i wyłącznie śmiech z jego strony.
Nie zamierzał się kryć z tym, że nie lubił ważniaków z frakcji Umysłu. Byli wiecznie zadufani w sobie i nieprzyjemni dla innych ludzi. Poza tym zawsze gdy tam witał, to miał dziwne wrażenie, że coś wisiało w powietrzu i bardzo mu się to nie podobało. Jakby knuli coś pod nosem i zagłuszali to cholernymi myślami, od których natłoku robiło człowiekowi czasami niedobrze.
- Moshea była ikoną – westchnęła w końcu Chin, przypominając sobie majestatyczną postać, ważną dla historii całego kraju przy okazji przyglądając się jak wielki snop światła uniósł się w powietrze za sprawą kostura, który dzierżył pan Słońca – Swoją mądrością potrafiła wpłynąć na swojego męża, a tym samym pokierować swoim ludem, przynosząc frakcji Ognia wewnętrzny pokój na długi czas. Żałuję, że skończyła tak tragicznie...
Chłopak tylko zmarszczył czoło na słowa przyjaciółki i zacisnął dłonie na balustradzie, przypominając sobie historię wielkiej przewodniczki, która zginęła będąc zupełnie niewinną osobą.
- Przekroczyli granice, skazując ją na śmierć – warknął, budząc tym samym w Chin mieszane uczucia.
- Jej mąż zdradził koronę – wyjaśniła, ale Kaia mało obchodziły jej powody.
- Ale ona tego nie zrobiła. Zawiniła będąc tylko jego żoną, czy to jest sprawiedliwe? – zapytał się jej poważnie, patrząc jej prosto w oczy, na co zamilkła – Jeśli to nie jest przekroczenie granic, to ja nie wiem co to jest...
Z gotującą się w środku niego wściekłością, spojrzał w niebo, by choć trochę się uspokoić. Wiedział, że czasami jego poczucie sprawiedliwości brało nad nim górę, ale nie umiał zatrzymać rosnących w nim buntowniczych zapędów. Za dużo krzywd działo się w tym kraju i tak jak wcześniej powiedział Chin, przekraczanych było zbyt wiele granic.
I wtedy coś do niego dotarło.
- Granica – wyszeptał, zwracając na siebie uwagę Chin – Granica! Nie możemy przenieść się przez sieć portali, ale nikt nie powiedział, że nie możemy przekroczyć granicy z frakcją Mroku pieszo!
To był plan. I to również sprawiło, że Chin uśmiechnęła się szczerze już drugi raz tego dnia.
***
- Em... Sehun? Czy idziemy na pewno w dobrym kierunku?
Larissa była przerażona, gdy w pewnym momencie weszli do upiornej jaskini, którą znaleźli niedługo po tym jak opuścili na dobre centrum frakcji Mroku. Szli przez chwilę w egipskich ciemnościach, ale gdy nagle dziewczyna potknęła się o rąbek swojej peleryny i uderzyła głową o plecy czarnowłosego, ten postanowił w końcu dać im jakieś światło.
- Idziemy tak, jak zaplanowałem – odparł w końcu, odpinając od pasa długi kij, który położył na ziemi razem z kulką ognia i szybko rozdeptał ją obok, tworząc całkiem poręczną pochodnię.
- Przynajmniej teraz coś widać – mruknęła Lara, poprawiając swoje włosy i zakładając ręce, obrzucając przy tym Sehuna nieprzyjemnym wzrokiem.
- Przynajmniej nie będziesz mi się rzucać na plecy. I tak cię nie będę niósł, nawet nie rób sobie nadziei – przytknął, po czym uśmiechnął się pod nosem jak usłyszał jej ogólne oburzenie.
Już miała zacząć się wykłócać, kiedy zdecydowała, że jednak da mu spokój. Pomyślała, że jeszcze wielokrotnie będzie miała okazję mu dokuczyć czy zemścić się ja jego krzywe teksty. Zakochany w sobie i swoich głupich świecidełkach osioł!
- Co jest, cholera jasna?! – zaklął, gdy płomień na jego pochodni zrobił się dwa razy większy, na co Lara automatycznie zbladła i cofnęła się do tyłu – Spokojnie! – dodał, patrząc na dziewczynę z ledwo dostrzegalnym zmartwieniem i od razu zmniejszył ogień, obniżając poziom tlenu, który go utrzymywał – Już jest dobrze... nie panikuj. Mam nad nim kontrolę, widzisz? – mówił cicho i kojąco, jednocześnie wystawiając do jej rękę.
I widząc otwartą ku niej dłoń chłopaka, poczuła się nieco lepiej, ale serce wciąż biło szybko w jej klatce piersiowej, po małej chwili słabości. Ostrożnie podeszła bliżej i złapała go za rękę, czując się trochę bezpieczniej, lecz nadal bacznie obserwowała płomień, delikatnie utrzymujący się na trzymanej przez Sehuna pochodni.
Szli tak przez jakiś czas, mijając różne tunele i rysunki, które wskazywały im pośrednio drogę. Larissa była ciekawa co owe rysunki tak naprawdę oznaczały, ale były pod nimi napisane dziwne symbole, które mimo, że znała, to wciąż ich nie rozumiała.
- Co tu jest napisane? – zapytała, wskazując na napis, który znów pojawił się obok kolejnego tunelu, który minęli.
Sehun zatrzymał się na chwilę i skupił się na krótkiej wiadomości, by odczytać jej przesłanie.
- Studnia – odparł, wzruszając ramionami, a Lara patrzyła na niego jak na jakiegoś głąba – No co? – zapytał zaskoczony, po czym położył palec na jednym ze znaków – To oznacza wodę. Ten drugi oznacza pomieszczenie, przestrzeń bądź czarę. Wychodzi na to, że ta droga prowadzi do studni.
- I tylko tyle? – zapytała zszokowana – Przecież te znaki wyglądają jak jakieś zaklęcie, a nie drogowskaz do... studni – ucięła obrażona – Tak zwyczajnie...
A ten tylko się uśmiechnął i poczochrał jej włosy, rozbawiony jej niesamowitą wyobraźnią.
- Podziemne przejścia do innych frakcji nie są niczym spektakularnym, cóż poradzić – odparł, czym ożywił dziewczynę, której oczy momentalnie się zaświeciły – Czemu tak na mnie patrzysz? Nigdy nie przechodziłaś przez studnię?
Pokręciła tylko głową niczym niewinne dziecko, a Sehun parsknął śmiechem, po czym pociągnął ją za rękę do dalszej drogi.
- Ty to jednak jesteś dzidzia – stwierdził – Niczego nieświadoma, bezbronna dzidzia.
- Nie skomentuję tego – wycedziła, czym zaskarbiła sobie jego kolejną salwę śmiechu.
Szli tak przez długi czas, mijając co rusz jakieś tunele i inne drogowskazy, czasami też natykając się na dziwne szczuropodobne stworzonka z małymi skrzydełkami, które jadły... kamienie. Lara jednak wolała udawać, że ich nie widziała, bo nie chciała dawać kolejnego powodu do śmiechu swojemu przewodnikowi. Z czasem jednak zaczęło jej się dłużyć.
Z utęsknieniem czekała, aż wyjdą na jakąś przestrzeń, gdzie skały nie będą ich ograniczać, a sami pozbędą się klaustrofobicznego uczucia, gdy wreszcie będą mogli odetchnąć świeżym powietrzem.
I wreszcie jej modlitwy zostały wysłuchane.
Z niewysłowioną radością puściła rękę Sehuna i wybiegła na zewnątrz, biorąc haust chłodnego powietrza, który sprawił, że od razu poczuła się lepiej. Rozwarła ramiona i zamknęła oczy napawając się cudownym uczuciem, które rozlewało się po jej sercu...
...i które szybko zepsuł jej kolega.
- Przestań się modlić do nieba jak dziecko Słońca, tylko rusz się, bo nie mamy czasu – usłyszała gderanie za swoimi plecami, które od razu przerwało piękną dla niej chwilę.
Bez słowa jednak ruszyła za nim, ze zdziwieniem stwierdzając, że już przyzwyczaiła się do panującej w tamtej frakcji wiecznej nocy. Może i nadal był ciemno, ale potrafiła już dostrzec niemal wszystko tak, jakby patrzyła na to za dnia.
Przyspieszyła kroku i szła zaraz obok Sehuna, co jakiś czas wypytując go o zwyczaje dzieci Nocy, czym zaskarbiła sobie jego niecierpliwość, ale również (o czym nie wiedziała) dziwne zainteresowanie.
Bo kto z Mesamatir tak bardzo interesowałby się wszystkimi frakcjami w takich szczegółach?
- Jesteśmy – orzekł w pewnym momencie, gdy stanęli w upiornej bramie, prowadzącej do malutkiego miasteczka, w którym było może kilkanaście domów.
O ile na samym początku miejsce sprawiało wrażenie strasznego i bardzo nieprzyjemnego, tak w miarę mijania ludzi oraz ich domów Lara poczuła się nieco lepiej. Gdzieniegdzie stały pochodnie, oświetlające większość uliczek, a mieszkańcy spoglądali na nich dość przychylnie, jeśli już się nimi zainteresowali.
Bardzo interesujące również było, że po raz pierwszy można było napotkać tu dzieci, które może nie były tak radosne i żywe jak w Wiosce Uzdrowicieli, ale od czasu do czasu uśmiechały się w jej stronę, chowając się później w cieniu. Larissa ze smutkiem musiała przyznać, że życie tutaj musiało być naprawdę ciężkie...
- Współczuję im – powiedziała nagle, na co Sehun zareagował zaskoczeniem.
Pomyślał przez chwilę i w końcu skinął głową, rozumiejąc o co jej chodziło. Pozostałe frakcje były o wiele żywsze i miały w sobie więcej radości, podczas gdy ludzie tutaj chowali się po kątach i nie odzywali się za bardzo do siebie.
- Niektórzy mają potrzebę ukryć się w cieniu ze swoim cierpieniem – odparł, sprawiając, że Lara dostrzegła drugą stronę medalu – To miejsce jest do tego idealne.
Nie myślała nigdy w ten sposób, ale musiała przyznać mu rację. Bywali ludzie, chcący ukryć swój ból przed innymi, którzy szukali sobie miejsca, gdzie mogli żyć w samotności i rozmyślać nad swoim życiem. I to było... smutne.
Z zamyślenia wyrwał ją nagły lament, który rozległ się w jednej z bocznych dróg i który zwrócił też uwagę samego Sehuna. Jednak gdy podeszli bliżej i zobaczyli samotną kobietę, która trzymała przy sobie mały kocyk i szlochała, przytulając go do twarzy, chłopak zatrzymał Larę w miejscu i pokręcił głową. Nie zważając na jej protesty, chwycił ją za rękę i odciągnął od tamtego miejsca, prowadząc ją z powrotem na główną ulicę.
- Co ty robisz? – zapytała zdezorientowana – Trzeba jej...!
- I tak nic nie zrobisz! – przerwał jej w pół zdania stanowczym chłodnym tonem, który na tyle ją przeraził, że przestała się w ogóle odzywać.
Puścił jej ramię i dalej szedł już w zupełnej ciszy, zagłębiając się we własne myśli, których dziewczyna już nie znała. I nie była pewna czy chciała znać.
Zastanawiała się czasami jakim naprawdę był człowiekiem. Z jednej strony lubił się wygłupiać i sprawiać wrażenie wyluzowanego cwaniaczka, który na każdym kroku udowadniał czego to nie potrafił zrobić. Uchodził za znawcę, bohatera, ale również za rzezimieszka, którego można było pomylić ze zwykłym bandytą. Czasami jednak... wychodziła na wierzch jego inna natura. Gdy przez przypadek udało mu się pokazać powagę, albo zmartwienie, Lara mogła dojrzeć w jego oczach lata doświadczenia... w cierpieniu.
Nie wiedziała ile on wiedział o tym świecie i co się w nim działo, ale była pewna, że znał Mesamatir nie od tej pięknej strony, a od tej gorszej, której ona wciąż nie widziała na własne oczy. Dlatego pomimo jego złośliwej natury, zaczęła czuć do niego coś na pograniczu troski i współczucia.
Nagle wzięła głęboki oddech, gdy zamaszystym ruchem popchnął ją na ziemię w ostatniej chwili odsuwając ją od fioletowej mgły, który o dziwo znalazła się również w tej małej wiosce. Kątem oka zauważyła jak większość ludzi zaczyna uciekać i chować się we własnych domach, a Sehun...
On został wciągnięty przez cholerne opary.
- O mój boże – wyszeptała, gdy chwilę później zobaczyła go w towarzystwie wysokiego człowieka z brodą, o dojrzałych rysach twarzy, który w złotej zbroi nastawiał się do ataku.
Jednak największy strach budziła ogromna klinga przeszyta przez klatkę jegomościa. Natychmiast wstała z miejsca, by chwycić Sehuna, stojącego w amoku i spadać stamtąd jak najszybciej, ale zanim zdążyła go odciągnąć, on wyciągnął sztylet i wbił go rycerzowi prosto w szyję, sprawiając, że krew trysnęła na ich twarze oraz poplamiła całe ręce czarnowłosego.
Chwilę później mgły już nie było, tak samo jak i ciała zabitej zjawy, jednak ciepła krew pozostała. A wraz z nią bardzo nieprzyjemne uczucie.
Lara od razu ściągnęła plecak i wyciągnęła szmatkę, którą wcześniej dostała od chłopaka, po czym wytarła swoją twarz. Od widoku szkarłatu chciało jej się płakać, bo pierwszy raz w życiu widziała śmierć na własne oczy. Jeszcze nigdy nikt w jej obecności nikogo nie zabił z tak zimną krwią z jaką uczynił to Sehun.
Spojrzała na niego i dostrzegła, że jego twarz była bledsza niż zwykle, a wzrok miał pusty, jakby nad czymś głęboko rozmyślał. Machinalnie sięgnęła szmatką, żeby wytrzeć jego czoło oraz policzki, jednak zanim zdążyła zmyć ostatnie smugi krwi, chwycił ją za nadgarstek i popatrzył prosto na nią z takim smutkiem w oczach, że nie miała nawet odwagi się odezwać.
Chwilę później jednak się ocknął i wziął od Lary szmatkę, którą pozbył się reszty krwi z jego twarzy i rąk, po czym nie mówiąc ani słowa ruszył prosto przed siebie, jakby zapominając o dziewczynie, wiernie idącej zaraz za nim.
Nie miała odwagi się odezwać, czując, że był to temat, które nie należało poruszać. Nie chciała też być nagle przez niego odesłana czy porzucona, więc postanowiła, że nie będzie się wychylać.
Jak się okazało, nie musiała daleko iść, bo Sehun wszedł do jednego z pobliskich namiotów, w którym siedziało... dziecko.
Chłopiec wyglądał na nie więcej niż dziesięć lat, ale spojrzenie miał ostre i buntownicze, co z jednej strony było urocze, ale z drugiej świadczyło o jego ciężkim życiu. Lara myślała, że Sehun zaraz zacznie o coś wypytywać, ale chłopiec zdawał się wiedzieć po co tu przyszli, gdy tylko zobaczył medalion, który starszy wyciągnął zza swojej koszuli.
Zniknął na chwilę za fałdami materiału, które zwisały z sufitu namiotu po czym wrócił z dziwnym pojemnikiem w ręce. Był o kulistym i nieco wydłużonym kształcie z czystego kryształu oraz ze złotymi zakończeniami po obu stronach. Dziewczyna sama nie wiedziała do czego mogła to w ogóle przyrównać, ale ocknęła się gdy tylko młody kupiec dostał mieszek złotych monet od Sehuna.
Dalej nie wypowiadając ani słowa, ruszyła za swoim towarzyszem podróży, który ostrożnie schował dziwną rzecz do swojej torby i ruszył czym prędzej ku głównej bramie miasteczka. Dziewczyna zastanawiała się czy przypadkiem nie zaczęła mu przeszkadzać, na co zrobiło jej się zimno na sercu, ale wręcz kwiknęła, gdy ten chwycił ją nagle w pasie i wzbił się w powietrze.
Oniemiała patrzyła jak ziemia była coraz dalej od jej nóg, ale nie czuła strachu. Spojrzała za to na poważną minę Sehuna, który nic nie mówił, tylko skupiał się na utrzymaniu równowagi w powietrzu.
- Wybacz za tę ponurą ciszę – powiedział w końcu, budząc uśmiech na twarzy Lary, która była pewna, że już raczej się nie odezwie – I za to, że musiałaś być świadkiem tej rzezi.
- No wiesz, powiedziałabym, że mi to nie przeszkadzało, ale...
- Nikt nie przechodzi obok zabójstwa obojętnie – uciął krótko – Ale czasami jest to niezbędne do przetrwania – gdy tak wypowiadał te słowa, zaczęła się zastanawiać co tak właściwie ten facet musiał przeżyć, że przemawiało przez niego doświadczenie, mówiąc o takich ponurych sytuacjach, ale nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdy ten dodał – Muszę załatwić jeszcze jedną rzecz, zanim odstawię cię do frakcji Światła. Pozwolisz mi?
Raczej nie miała nic do gadania, ale odniosła dziwne wrażenie, że wcale nie miała nic przeciwko temu. Kiwnęła tylko głową na zgodę, a następnie skupiła się na widokach, które miała przed sobą rozciągnięte. Miała tylko nadzieję, że to, co chciał załatwić Sehun, nie było związane z niczym tak okropnym jak zabicie tamtej koszmarnej zjawy...
***
Patrząc na pokłady fioletowej mgły, unoszącej się nad centrum frakcji, Laia miała mieszane uczucia. Jeszcze przed dwoma dniami była pewna, że był to dobry pomysł i że będzie to oznaka, iż jej kraina rośnie w siłę. Ale za każdym razem było to samo... po wypuszczeniu jej energii, krzywdzącej przybyszów i mieszkańców, wyrzuty sumienia wracały za każdym razem.
Skupiła się chwilę na swojej energii, przechodzącej z miejsca na miejsce i czyniącej szkody, po czym powoli zaczęła ją wycofywać, pozbywając się anomalii, przeszkadzających podróżnikom w swobodnym poruszaniu się po Mesamatir.
Zadowolona z efektu, ale niezadowolona ze swojego wcześniejszego zachowania, podeszła do tronu, gdzie usiadła i zaczęła wspominać lata swojego dzieciństwa, które pełne było słońca i światła... czyżby po tych wszystkich latach zaczęła tęsknić za czymś, co już dawno nie gościło w jej sercu?
- Widzę, że poszłaś po rozum do głowy – usłyszała nagle obok siebie głos, którego nie mogła pomylić z żadnym innym – Znowu.
Uśmiechnęła się, gdy zza swojej maski ujrzała czarnowłosego młodzieńca, ubranego w swój typowy strój do łażenia niezauważenie po całym królestwie. Sehun stał oparty o jedną z czarnych kolumn, zdobiących salę tronową, jednocześnie podziwiając kunszt z jakim został wykonany cały pałac.
- Wiesz co jest ciekawe? – zagadnął, zanim namiestniczka zdążyła się odezwać – To, że twój pałac to idealna kopia Świetlistej Twierdzy, tylko... w takim trochę negatywie – zakończył elokwentnie, na co kobieta tylko zacisnęła usta.
- Nikt cię nie pytał o zdanie – odparła – Czego chcesz?
Chłopak odepchnął się od kolumny i podszedł bliżej tronu, patrząc na nią tym razem z wyczuwalną troską.
- Anomalie są coraz gorsze za każdym razem... może już pora wyzbyć się wyrzutów i zawrzeć pakt z sąsiednią frakcją? W takim tempie to wy się pozabijacie. A raczej ty zakradniesz się do jego łoża i skręcisz mu kark – skwitował, uśmiechając się zawadiacko.
Laia tylko westchnęła i pokręciła głową. Ilekroć próbowała się odciąć od wszystkiego co łączyło ją ze Świetlistym Centrum, to zawsze pozostawała jedna nić, która niweczyła wszystko i odbudowywała jej przywiązanie do starego domu... a tą nicią był Baekhyun.
Był jak cholerna drzazga, co utkwiła w palcu i nawet jeśli wydawało się, że się ją wyciągnęło i kłopot został zażegnany, to później pojawiał się obrzęk i jeszcze większy ból niż wcześniej.
- Laia... – zwrócił jej uwagę chłopak, który nadal stał przed nią – W Mesamatir są większe problemy niż wasze zwady. Dzieci są porywane i znikają nie wiadomo dlaczego! Pojawia się coraz więcej przeciwników politycznych korony, przez co król skazuje przez własną paranoję niewinnych ludzi! Musisz się skupić na prawdziwych problemach, a nie rozwiążesz ich siedząc w zamku i przytykając nosa dzieciom Słońca!
- Pozostaje jeszcze problem obcej osoby na Rukkis – odezwała się chłodnym tonem.
A Sehuna zmroziło na tę wiadomość. Patrzył się na namiestniczkę z przerażeniem w oczach, nie do końca dopuszczając do siebie myśl, że mógł się na ich planecie pojawić ktoś obcy... ktoś, kto będąc po prostu sobą mógł zostać stracony.
- Jak? – zapytał zaskoczony, patrząc jak Laia powoli wstała z tronu i zeszła z podestu, stając obok niego.
- Mój informator doniósł mi, że jeden z Widzących nie dostrzegł na ciele jednej z dziewcząt symbolu przynależności.
- Może to być zwyczajna Bezimienna – wtrącił, zakładając ręce – Nie możesz stwierdzić...
- Nie miała nawet symbolu przejścia, Sehun. Nie brała udziału w ceremonii przyłączenia, więc nie należy do naszych ludzi.
To nie była dobra wiadomość. Czarnowłosy patrzył niepewnie na władczynię Mroku, mając ogromną nadzieję, że tylko żartowała. Ale skoro w Mesamatir pojawiła się obca... oznaczało to, że któryś z podróżników ją tu sprowadził, co przyniesie kolejną falę egzekucji jeśli tylko to dotrze do samego króla.
Chwycił namiestniczkę za ramię i popatrzył na nią z błaganiem w oczach.
- Zatrzymaj to proszę dla siebie. Nie chcemy kolejnej rzezi.
Blondynka zmierzyła go tylko wzrokiem, po czym wyrwała swoje ramię z jego uścisku.
- Zrobię to, co będę uważała za słuszne.
- Mam nadzieję, że pojęcie słuszności ma u nas obojga to samo znaczenie – powiedział poważnie chłopak, po czym zaczął kierować się do wyjścia.
Zanim jednak wyszedł, obrócił się do niej i powiedział nieco ciszej, ale przy tym na tyle donośnie, żeby była w stanie go usłyszeć.
- On ciągle czeka, Laia. Za każdym razem gdy go widzę, widzę też w jego oczach nadzieję, że mu kiedyś wybaczysz.
Nie odezwała się ani słowem na tę informację i z kamienną twarzą, ukrytą za metalową maską, odprowadziła go wzrokiem do samych drzwi. Dopiero gdy wyszedł, a wokół niej nastała głucha cisza, spod jej maski poleciały niechciane łzy.
***
Pałac był ogromny, ale przy tym nie sprawiał tak miłego wrażenia jak świątynia we frakcji Uzdrowicieli, jednak Larissa nie miała specjalnego wyboru. Musiała czekać na swojego przewodnika po tym okropnym świecie, który kilkanaście minut temu wszedł do pałacu by spotkać się z namiestnikiem.
Wtedy też zastanowiła się czy wszyscy zwykli obywatele frakcji mogli odwiedzać namiestników kiedy chcieli... bo jakby tak pomyśleć, to ona wraz z Kaiem bez problemu weszła do wielkiej świątyni, a nawet rozmawiała z samą Honorią! Tak samo teraz Sehun wszedł do pałacu namiestniczki Mroku, nie będąc powstrzymanym przez żadnego ze strażników.
Ten świat był nieźle pokręcony, bo za coś takiego na Ziemi groziła kara więzienia. Nikt nawet by nie pomyślał żeby wbić do domu prezydenta, czy chociaż premiera!
Nie zdążyła jednak więcej porozmyślać, gdy nagle dosłownie znikąd zjawił się Sehun, którego poważna i blada twarz nie wróżyła nic dobrego. Chwycił ją za rękę i od razu pociągnął w stronę wyjścia z pałacowego dziedzińca, oglądając się tylko raz w stronę wielkiego balkonu, na którym jak się okazało, stała sama namiestniczka i czujnym okiem obserwowała ich dwójkę.
- Wybacz, że tak nagle, ale musimy spadać – syknął chłopak, jednocześnie siarczyście przeklinając, gdy nie mógł się unieść w powietrze.
Wykorzystał zbyt wiele energii na przylecenie do samego centrum razem z dziewczyną, więc teraz musiał znowu odczekać aż się zregeneruje. Zostały mu więc same nogi do ucieczki.
- Ale... co się dzieje? – zapytała nieco przestraszona Lara, która niemal dostała zawału, gdy Sehun chwycił ją w talii i pociągnął w ciemną uliczkę, przytykając jej dłoń do ust, uciszając ją przy tym w sekundzie.
I gdy zaraz obok nich przeszedł pluton strażników, którzy kierowali się w stronę pałacu namiestniczki, Larissę zmroziło od stóp do głowy.
- Na Rukkis mamy obcą kobietę – wyszeptał, a dziewczynę ogarnął taki strach jak jeszcze nigdy – I teraz będą sprawdzać każdego, kto im się nawinie. A my nie chcemy być sprawdzani, prawda? – zapytał, po czym spojrzał znacząco na zestresowaną Larę, która tylko pokręciła energicznie głową.
To tylko sprawiło, że uśmiechnął się pod nosem, jednocześnie żałując w duchu, że chociaż raz nie mógł się pomylić w swoich domysłach.
Ale zawsze to była jakaś przygoda.
- Tak też myślałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top