Rozdział VI
Lara była już mniej odważna, gdy chodziła uliczkami frakcji Mroku, po tym jak doświadczyła okropnego działania sennej mgły. Z obawą obserwowała każdą okolicę, czy fioletowa mgła nie czai się gdzieś na rogu. I to z rozbawieniem obserwował jej towarzysz.
- Wiesz, że to i tak nic nie da? – wtrącił w końcu, strasząc przy tym samą dziewczynę, która zrobiła naburmuszoną minę – Opary mogą pojawić się wszędzie w każdej chwili. Tu nie ma schematu i to jest w tym wszystkim najgorsze.
Nie pocieszyło jej to, przez co miała jeszcze gorszy humor niż wcześniej. I nagle krzyknęła wystraszona, gdy Sehun złapał ją za ramię i obrócił o trzysta sześćdziesiąt stopni, odciągając ją jednocześnie na swoją lewą stronę. Zszokowana spojrzała na miejsce, gdzie stała dosłownie przed chwilą, a które zostało w sekundzie zainfekowane fioletową chmurą.
- Widzisz? – dodał po chwili i zmarszczył brwi na mocniejszy ucisk na jego ramieniu, przez przestraszoną dziewczynę – Dlatego radzę ci szybko zmykać do jakiegoś wolnego podróżnika, który cię zabierze do twojej frakcji. Szkoda marnować tutaj czas na takie zabawy. A ja pójdę w swoją stronę – uśmiechnął się do niej przyjaźnie – Miło było cię poznać – stwierdził na końcu, po czym sprawnie uwolnił się z jej uścisku i zaczął iść w kierunku, którego nie znała.
I wtedy po prostu zdębiała. Patrzyła jak ten się oddalał, a sama rozwarła usta, nie wierząc w to, co się właśnie wydarzyło.
- W sensie... zostawiasz mnie tutaj? – zapytała głośno i z dosłyszalną pretensją.
Zatrzymał się w pół kroku, ale nawet się do niej nie odwrócił.
- Nie potrzebuję przyczepy, więc nara – pomachał jej od tyłu i ruszył w dalszą drogę, mając zupełnie w poważaniu, co stanie się z nowo poznaną dziewczyną.
Wiedział jednak, że na pewno sobie jakoś poradzi.
Zaskoczyło go jednak, że Lara w sekundzie znalazła się przed nim, zatrzymując go swoją dłonią, wystawioną naprzeciw niemu. Minę miała zdenerwowaną, a brwi zmarszczone, co było dla Sehuna dość zabawne, pomimo, że miało na celu go wystraszyć.
- Moi przyjaciele zniknęli w portalu i zapewne są we frakcji Światła. Nie ufam tutaj nikomu, bo w każdej chwili ktoś może mnie zrobić w konia i wykorzystać, dlatego wybacz koleś, ale będę twoją przyczepą, bo jesteś najbardziej wiarygodnym towarzyszem drogi na tę chwilę – powiedziała z zupełną powagą w głosie.
Ten tylko westchnął, jednocześnie podziwiając jej upór, ale nie miał czasu się pierdzielić z kulą u nogi, gdy musiał zdobyć artefakt do umocnienia jego grupy. Chwycił ją za dłoń, którą skierował w dół, zaprzestając tej dziecinnej demonstracji z jej strony, a następnie założył ręce i spojrzał na nią zirytowany.
- Słuchaj dzidzia. Ja działam w pojedynkę i nie każ mi żałować, że cię uratowałem z tych cholernych płomieni. Nie mam czasu cię odprowadzać do sąsiedniej frakcji, bo mam własne rzeczy do roboty, więc bądź tak miła i daj mi spokój.
Nie silił się na czekanie na jej odpowiedź i wyminął ją, postanawiając iść dalej. I gdy chwyciła go po raz kolejny za rękę, naprawdę żałował, że wyczerpał duże zapasy swojej energii. Jakby mógł polecieć, nie musiałby jej słuchać.
- Pójdę z tobą i ci pomogę. A potem ty pomożesz mnie – zaproponowała, co zdziwiło samego chłopaka – I powiedz mi dzidzia jeszcze raz, a ogolę ci głowę jak będziesz spał.
Parsknął śmiechem na jej uroczą groźbę i tym razem zerknął na nią z lekką zadumą. Jeśli tylko nie narzekałaby mu podczas drogi, może nie pogardziłby towarzystwem... Pomocy w żadnym wypadku nie potrzebował, ale jej cięty język był na tyle zabawny, że mógł trochę rozjaśnić mroczną wędrówkę po tych terenach. Patrzył się na nią przez dłuższą chwilę z obciągniętymi brwiami, po czym westchnął cicho i pokiwał głową.
- Dobra, niech będzie – przyznał, na co twarz Lary pojaśniała – Ale dotknij moich włosów, a wrzucę cię prosto w senną mgłę... dzidzia – dodał zadziornie, co jednocześnie wkurzyło dziewczynę, ale też nie miała jak mu się odpłacić.
Musiała jakoś to wytrzymać i przetrwać razem z nim w tym przeklętym miejscu, ale tym razem miała przynajmniej sojusznika, który w razie potrzeby wyciągnie ją z kłopotów.
Przez większość czasu szła przy nim ramię w ramię, nie odzywając się ani słowem, za to chłonąc przedziwne widoki, które miała przed swoimi oczami. Im dłużej szła, tym tajemniczy ludzie w płaszczach zaczęli być jacyś przyjaźniejsi, domy mniej straszne, a na ulicach zaczęło się robić nieco jaśniej. Nie wiedziała czy to była taka okolica, czy ona sama zaczęła przyzwyczajać się do panującego tu mroku.
Za to nie mogła się przyzwyczajać do zręcznych ruchów Sehuna, który co jakiś czas bez ostrzeżenia przestawiał ją z miejsca na miejsce, chcąc uniknąć jej zetknięcia z fioletowymi oparami, które przyniosłyby tylko i wyłącznie niepotrzebne zamieszanie. Bo ostatnie czego chcieli, to żeby kolejna okolica spłonęła przez jej strach przed ogniem. Z drugiej strony była zafascynowana jego czujnym okiem i niezwykłą zręcznością oraz szybkością. Domyśliła się, że władał powietrzem, ale nie spodziewała się, że mógł się także poruszać jak powietrze... bezszelestnie, szybko i niezauważalnie. Ile ona by dała żeby mieć takie zdolności...
- Gapią się na ciebie – zauważył w pewnym momencie, wskazując na ludzi w ciemnych szatach, którzy co chwilę spoglądali dziwnie w kierunku dziewczyny – Jesteś ubrana w zbyt jasne ubrania, więc rzucasz się w oczy.
Lara spojrzała w dół i musiała przyznać Sehunowi rację. Miała na sobie suknię z takiego materiału, który wręcz świecił się w zetknięciu ze światłem księżyca. Nie dziwiła się, że zwracała uwagę.
- Masz jakieś pieniądze? – zapytał, patrząc na nią z ciekawością – Moglibyśmy ci kupić jakieś ciemniejsze łaszki. Przynajmniej tubylcy daliby nam spokój i przede wszystkim upragnioną przeze mnie dyskrecję – podkreślił, czym zdradził swoje zniecierpliwienie.
Nie miała przy sobie żadnych pieniędzy... miała jedynie jakieś drobne banknoty kilku dolarowe, ale jakie znaczenie miały mieć dolary w kraju, gdzie płaciło się złotem, srebrem i brązem?
- Chwila – nagle sobie przypomniała o czymś, co cały czas przemycała w swoim plecaku.
Uklękła przy swoim bagażu i zaczęła wyciągać z niego kolejno stare ubrania, kilka eliksirów, aż w końcu dotarła do małego woreczka, ułożonego na samym dnie. Wyciągnęła go ze środka i rozwiązała, po czym wysypała na swoją rękę kilka złotych i srebrnych naszyjników, wysadzanych klejnotami oraz trzy pierścionki z diamentami.
Gdy Sehun zobaczył co miała w ręce, opadła mu szczęka, ale chwilę później rozejrzał się dookoła i zaczął szybko pakować jej rzeczy z powrotem do plecaka, czym zaskoczył samą Larę.
- Zbieraj się – powiedział na jednym wydechu – Nie pokazuj takich rzeczy w miejscu publicznym – dodał, chwytając worek i zbierając do niego całą biżuterię z jej ręki, następnie chwytając ją za nadgarstek i ciągnąć wzdłuż uliczki.
Nie rozumiała jego nagłego pośpiechu, ale posłusznie dała się prowadzić różnymi ulicami. Szli dość długo, bo Lara w pewnym momencie straciła poczucie czasu, ale w końcu dotarli do jakiejś starej strzechy, której okna były pozabijane deskami, a wejście główne zagrodzone było metalową bramą, zamkniętą na kilka kłódek.
Jak się okazało, Sehun miał do niej klucze.
- Pospiesz się – powiedział cicho, po czym popchnął ciemnowłosą przez główne drzwi i zamknął je za sobą tak szybko, jak tylko wszedł do środka.
Lara rozejrzała się po ciemnym wnętrzu, ale gdy tylko jej towarzysz pozapalał świeczniki i rozjaśnił nieco pomieszczenie, nie mogła wydusić z siebie słowa. Niby opuszczony i obskurny dom z zewnątrz... a wewnątrz istny pałac. Z otwartymi ustami patrzyła na skórzane kanapy, pozłacane drewno stolika i krzeseł do niego dopasowanych, a za drzwiami była nawet działająca łazienka oraz kuchnia.
- Co...? – zaczęła, ale nie mogła dokończyć, nie wierząc, że takie miejsce było tak urządzone.
Sehun tylko uśmiechnął się półgębkiem i ściągnął z siebie czarną pelerynę, spod której wyszła całkiem ładna koszula, szyta z materiału o odcieniu ciemnego brązu oraz skórzane porządne spodnie wraz z wysokimi butami, przystosowanymi do każdej wycieczki.
- Staram się mieć wszędzie swoją miejscówkę – wyjaśnił, zapraszając ją na kanapę zaraz obok kominka – Nie będzie ci przeszkadzać? – dopytał, kiwając głową w kierunku drewna, które tylko czekało, aż ktoś je zapali.
Pokręciła głową, siadając posłusznie na wyznaczonym miejscu, jednocześnie rozkoszując się wygodą. Niby zwykła sofa, ale była cudownie miękka i przyjazna dla ciała.
- Ogień nie jest zły sam w sobie – wyjaśniła – Gorzej jeśli wymknie się spod kontroli.
- Czyli nie ognia się boisz – zauważył, klękając przy kominku i sięgając do kieszeni swoich spodni – Boisz się utraty kontroli... jesteś pewna, że to pożar cię przeraził? Może po prostu przyjął taką postać?
Nie odpowiedziała na to pytanie, więc nie drążył dłużej tematu i wrzucił do kominka dwie małe czerwone kulki, które trzymał w kieszeni i sekundę później ogień stanął przed jego oczami.
- Łał – skomentowała Lara, patrząc z jaką łatwością przychodziło tu rozpalenie ognia.
- Niestety nie umiem strzelać ogniem z palców, więc pozostały mi kulki energii – zaśmiał się i położył na dywanie przed kominkiem, biorąc głęboki wdech.
Nie miał zbyt dużo czasu na zabawę we frakcji Mroku, ale dopiero teraz poczuł jaki był zmęczony. Cały dzień podróżował, a zgodnie ze znakami na niebie dzień się kończył i akt przywołania zmroku był już za pasem, więc to była dobra pora na małą drzemkę...
- A właśnie – rozbudził się w sekundzie, gdy przypomniał sobie o biżuterii jaką miała w posiadaniu dziewczyna – Mogę rzucić okiem na twoje złoto?
Kiwnęła głową i pozwoliła mu wyciągnąć worek z plecaka, po czym sama zaczęła się przyglądać temu, jak z ostrożnością bierze w palce jeden z naszyjników wysadzanych rubinami.
- Nietypowa robota – mruknął, obracając kolię, ale uśmiech zdradzał jego własne zdanie – Nietypowa, ale świetna.
Jasne, że świetna. W końcu robił to najlepszy jubiler w centrum Los Angeles, pomyślała, ale nie śmiała wypowiedzieć tych słów na głos. Postanowiła jednak trochę naściemniać, żeby nie wyszła na skończoną złodziejkę.
- Dziadek potrafił czynić cuda – skłamała, czym ściągnęła na siebie zaciekawione spojrzenie bruneta.
- Czyli jednak frakcja Ziemi – gwizdnął – A nie wyglądasz – zaśmiał się, podziwiając w dalszym ciągu błyskotki, które przyniosła ze sobą z jej własnego świata.
Nie wyglądała... i nie była z frakcji Ziemi, chociaż o ironio z Ziemi właśnie pochodziła. Uznała jednak, że to był dobry punkt zaczepienia i przy nim mogła uchodzić za człowieka ziemistej frakcji.
- Nie przepadam za skórą i farbami na twarzy, sam rozumiesz – powiedziała, przypominając sobie wygląd tych ludzi, których widziała w wiosce uzdrowicieli.
A Sehun przerwał oglądanie biżuterii i skupił się tym razem na niej, przyglądając jej się z każdej strony. Zmarszczył brwi i chwycił się za brodę, sprawiając tym razem, ze Lara poczuła się nieswojo.
- Coś nie tak? – zapytała, poprawiając się na sofie, bo nagle zaczęło jej się robić niewygodnie.
- Niech zgadnę – uśmiechnął się – Jesteś buntowniczką, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. Dlatego pałętasz się z przyjaciółmi, wśród których jest podróżnik i prawdopodobnie strażniczka pogody, nie mylę się?
Larissa się tylko zaśmiała, ale nieświadomie kiwnęła głową, ciągnąc dalej wierutne kłamstwo, w które miała nadzieję, że się nie zapląta w najbliższej przyszłości.
- Masz w ogóle przepustkę? – zapytał podejrzliwie.
- Oczywiście, że mam! – odparła od razu, czując jak robi jej się coraz cieplej pod wpływem ciągłego dopytywania się od strony Sehuna.
Nie ciągnął dalej tematu, skupiając się z powrotem na wartości błyskotek, które dziewczyna ze sobą miała przez cały czas, jednak coś mu nie pasowało w tej całej historii. Skoro była z frakcji Ziemi... to czemu bała się wybuchu ognia, skoro ich tam praktycznie w ogóle nie było?
Po kilku minutach przeglądania złotych dodatków, uznał, że warto by było udać się do kupca, u którego zawsze mógł sprzedać najróżniejsze materiały. Był pewien, że będzie bardzo chętny do nabycia takiego kunsztu, który choć mało znany był naprawdę solidny i niebanalny.
- Za drzwiami jest sypialnia – wtrącił – Możesz się przespać, a ja pójdę wymienić te cudeńka na jakieś pieniądze. Bo jak rozumiem, nie masz przy sobie absolutnie nic prócz tego?
Larissa tylko niewinnie się uśmiechnęła, co było wystarczającym sygnałem, że miał zupełną rację. Westchnął cicho i wstał z wygodnego dywanu, narzucając na siebie płaszcz i ładując sobie biżuterię do kieszeni. Ale wtedy też coś drgnęło w dziewczynie.
- Idę z tobą – powiedziała nagle, co zaskoczyło Sehuna.
- Po jaką cholerę? – zapytał sceptycznie.
- Nie ufam ci ani trochę – odparła najprościej w świecie – Skąd mam pewność, że nie zwiejesz mi z tym złotem i sam sobie go nie przywłaszczysz?
Uśmiech jaki zagościł na twarzy chłopaka, był chyba największym spośród wszystkich uśmiechów, które u niego dotychczas widziała. Palcem postukał się w skroń, nie spuszczając z niej oka.
- Widzę, że główka wreszcie pracuje – zauważył i puścił oczko prosto do niej, oburzając ją nieco – Zbieraj się, mamy sporo drogi do przebycia. Niby miałem się przespać... jednak szkoda czasu, dzidzia.
Podniosła się z żalem z miękkiej kanapy i ubrała na siebie swoją kurtkę, która wciąż dziwiła samego Sehuna, by chociaż częściowo zasłonić bielutki materiał sukienki. Jednak zanim wyszli z domu, spojrzała ze strachem na palący się wciąż kominek.
- A co z...? – zaczęła, ale wraz z szybkim pstryknięciem palcami chłopaka, ogień zniknął dosłownie w jednej chwili, gdy tylko zabrakło mu dopływu tlenu.
To była właśnie siła powietrza.
***
W ciemnych korytarzach, które emanowały ogromnym ciepłem, wisiały wielkie pochodnie, oświetlające dodatkowo to miejsce. Ludzie z odpowiednich frakcji odpowiednio zadbały, by w tamtym miejscu było jasno i przede wszystkim ciepło dla wszystkich. Były tam również pomieszczenia o niższych temperaturach dla ludzi Lodu, ale Chanyeola niekoniecznie interesowało ich położenie.
Szedł spokojnym krokiem wzdłuż długiego tunelu, który w końcu doprowadził go ogromnej wyrwy, gdzie przed jego oczami stanęło małe miasteczko, pełne ludzi, którzy parali się własnym rzemiosłem. Byli sprzedawcy najróżniejszych materiałów, szklarze, kowale czy płatnerze, którzy pracowali w swoim tempie, ale i nie spóźniali się z wyrobem swoich tworów.
Nadszedł moment, gdy stanął przy jednym z namiotów, gdzie ujrzał głowę znajomą mu bardzo dobrze. Uśmiechnął się w jego kierunku i pomachał ręką, wołając go do siebie. A chłopak o ciemnych przydługawych włosach, który wzrostem mu niestety nie dorównywał, choć niewiele mu brakowało, spojrzał na niego z szokiem w swoich ciemnych dużych oczach.
- Co ty tu robisz? – zapytał zaniepokojony – Powinieneś być u siebie. Co jeśli Aria...?
Chanyeol tylko uciszył go gestem dłoni i spojrzał na niego poważnie.
- Gdzie jest Sehun? – zapytał zniecierpliwiony – Byłem u niego w siedzibie i znowu go nie zastałem. Gdzie on się szlaja?
Chłopak tylko westchnął i zaprosił go do namiotu, w którym były porozkładane najróżniejszej maści mapy całego Mesamatir. Każdy zakątek był odpowiednio rozrysowany i powieszony na ścianie, by żaden szczegół nie umknął nikomu, kto chciał im się przyjrzeć. A nad wszystkim sprawowała pieczę młoda dziewuszka o jasnych i mocno skręconych lokach, które wraz z jej naturalnymi piegami wokół nosa i na nim samym wyglądały wręcz uroczo.
Powitała Chanyeola głębokim ukłonem i z iskierkami w oczach patrzyła na jego szatę, która zawsze wyglądała na nieskazitelną i wręcz niezniszczalną.
- Dyo... proszę cię o konkrety – westchnął w końcu, widząc jak chłopak czaił się po kątach.
- Dyonis. Jestem Dyonis – mruknął cicho.
Ten tylko wzruszył ramionami, zbliżył się do niego i zapatrzył się w miejsce, w które wpatrywał się jego informator. I uniósł brwi wysoko, gdy zobaczył jaśniejącą kropkę przy środkowych terenach frakcji Mroku.
- Oszalał? Po co on się tam pchał? – zapytał z szokiem – Aster, wiesz coś o tym? – rzucił okiem na dziewczynę, która od razu się ożywiła, gdy tylko usłyszała swoje imię.
- Nikt nie wie – odparła – W jego głowie dzieją się dziwne rzeczy... dziwak i tyle.
Tego Chanyeolowi już tłumaczyć nie musiała. Ale właśnie dzięki tej niezwykłej naturze młodego człowieka powietrza, mógł wiedzieć o wiele więcej niż przy co kwartalnych spotkaniach w pałacu królewskim. Dlatego zależało mu, żeby się z nim zobaczyć.
- Mamrotał coś tylko o jakimś artefakcie i że musiał się spieszyć – dodała, będąc bardziej zainteresowana w tamtej chwili mapą niż historią ich zręcznego kolegi.
A to już przykuło uwagę namiestnika. Zmarszczył brwi, przywołując ich ostatnią rozmowę, w której poruszyli temat szklanego jaja. Teraz zniknięcie tego gnojka miało już swój sens.
- Jaki ma kurs? – zapytał w końcu, a Dyo tylko wskazał palcem na sąsiednią krainę, która o wiele bardziej spodobała się namiestnikowi ognia niż frakcja pełna koszmarów.
Świetliste Centrum.
- Doskonale – odparł – Tam więc na niego poczekam.
***
Lara nie potrafiła się pozbyć dziwnego wrażenia, że ciągle była obserwowana i nawet świadomość, że obok szedł chłopak, który znał się na tej frakcji lepiej niż kogokolwiek znała, nie dawała jej dostatecznej otuchy. A wszystko przez tę cholernie świecącą sukienkę.
- Saraneum jest świetnym materiałem u ludzi światła oraz uzdrowicieli, ale niestety tutejsi preferują zwykły smoczy jedwab. Najlepiej ciemny – Sehun przerwał ciszę w pewnym momencie, widząc jak dziewczyna czuła się nieswojo.
- Smoczy jedwab? – zapytała.
Nie wiedziała czy chciała wiedzieć z czego ten jedwab był robiony... bo miała dziwne wrażenie, że wcale nie był przędzony przez jedwabniki.
Czarnowłosy tylko spojrzał na nią ukradkiem, ale nie odezwał się na ten temat, bo niedaleko przed nim na horyzoncie pojawił się szyld, którego szukał. Po kilku godzinach pieszej wycieczki, w końcu dotarli do kupca, który nie odmówił niczemu co się ładnie świeciło.
- Teraz mnie posłuchaj, bo to nie zabawa, dzidzia – wtrącił, zanim wpuścił ją do budynku, pełnego różnego rodzaju towarów – Ja mówię. Ty stoisz obok i się nie odzywasz, rozumiemy się?
- Nie mów mi dzidzia – warknęła w odpowiedzi, a Sehun wziął głęboki wdech i zamknął oczy, starając się spokojnie liczyć do dziesięciu.
Niestety nie dał rady dobrnąć do wymyślonej przez siebie liczby, gdyż usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a co za tym szło, poczuł jak strach momentalnie zaległ mu w klatce piersiowej. Odwrócił się w stronę sklepu i czym prędzej wpadł do środka, zanim ta głupia istota zdążyła odezwać się do sędziwego mężczyzny z niezbyt przychylnym spojrzeniem.
- Sehun! – uśmiechnął się dziadek, gdy tylko zobaczył znajomego młodziaka – Znalazłeś sobie dziewczynę? – zaśmiał się, obiegając wzrokiem zgrabną ciemnowłosą, na której widok poprawił mu się humor, a czego wcale nie ukrywał.
Sehun za to wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni całe złoto, które zdążył przeglądnąć w swojej kryjówce. Popatrzył na starca z podstępnym uśmieszkiem, a samemu sprzedawcy aż zaświeciły się oczy. W sekundzie zapomniał o obecności Larissy w jego sklepie i z przejęciem zaczął przeglądać biżuterię z użyciem szkła, które wyciągnął zza lady.
Chłopak za to stanął obok swojej towarzyszki i z założonymi rękoma obserwował pracę swojego zaufanego kupca.
- Patrz jak pracuje mistrz – szepnął do zaciekawionej dziewczyny, która nie ukrywała, że facet profesjonalnie podszedł do rozpoznania kruszca, z którym mu przyszło pracować.
Czekali chwilę, cierpliwie obserwując jak starzec starannie ocenia wartość każdej kolii oraz pierścienia, aż w końcu odłożył szkło powiększające i westchnął, patrząc na dwójkę, która oczekiwała na werdykt.
- Dwa i pół tysiąca synegli, osiem mitrów i sześćdziesiąt siedem galingów za same kolie – orzekł, a twarz Sehuna wyrażała w tamtym momencie wielką pustkę – Za pierścionki dodatkowe pięćset synegli. Czyje te cudeńka? Niesamowita robota! I bardzo oryginalna!
Sehun stał przez chwilę w miejscu i patrzył na dziadka niewyraźną miną, by po chwili po prostu wybuchnąć śmiechem.
- Dobra, a tak na serio? – zapytał, patrząc z rozbawieniem na sprzedawcę – Ja wiem, że lubisz mi poprawiać humor, ale teraz to przegiąłeś.
- Nie żartuję – powiedział zupełnie poważnie, na co Sehunowi opadła szczęka – Są wykonane niemal z czystego złota z domieszką brązu, a klejnoty mają ogromną wartość. Co do synegla są tyle warte.
Larissa słysząc ich wymianę zdań, oraz czytając minę swojego towarzysza, domyśliła się, że na swoich błyskotkach zbiła niemałą fortunę. Uśmiechnęła się do sprzedawcy i podeszła bliżej, chwytając za najpiękniejszą kolię, którą miała u siebie na stanie.
- Ja wiem, że one są warte więcej – odparła, stawiając na blef, ale widząc nieco zagubioną minę starca, wiedziała, że trafiła w dziesiątkę.
Kierując się doświadczeniem z Ziemi, gdzie potrafiła blefem zbijać niezłe interesy, wiedziała, że w lombardach lubili naciągać naiwnych ludzi. A skoro ten gość tak zachwycał się jej towarem, oznaczało to, że był o wiele więcej wart.
- Nie wiem... ze dwa razy? – zastanawiała się głośno – Nie mylę się?
- Nie przesadzajmy – odparł słabo kupiec, patrząc na wrytego Sehuna, szukając u niego jednocześnie pomocy. Ale tamten tylko założył ręce i z ciekawością patrzył na zmagania upartej dziewczyny, która miała jednak żyłkę do handlu.
Lara spojrzała na diamenty, które były w pierścionkach oraz szmaragdy, zdobiące piękną kolię ze srebra i zrobiło jej się trochę żal. Zabrała naszyjnik z rubinami i schowała go sobie do kieszeni, po czym spojrzała wyzywająco na sprzedawcę.
- Dostaniesz całą resztę za cenę, którą zaproponowałeś plus dorzucisz tysiąc i jesteśmy ustawieni – powiedziała śmiało.
Nie spuszczała wzroku ze staruszka, który tylko stał i cicho myślał nad jej propozycją. Sehun już miał się zaśmiać i wprowadzić lekką atmosferę, a potem wyprowadzić dziewczynę, póki jeszcze żyła, gdy nagle mężczyzna westchnął i wyłożył kilka mieszków pełnych monet.
- Stoi. Ale powiedz to komukolwiek, a nie przyjmę od ciebie niczego więcej w tym życiu.
- Zawsze pozostaje inne życie – zaśmiała się, pakując pieniądze do swojego plecaka, a sprzedawca tylko się zaśmiał i pomachał jej na pożegnanie, gdy ta skierowała swoje kroki ku wyjściu.
Sehun tylko stał i patrzył jak drzwi zamykają się za Larą, a następnie z szokiem spojrzał na swojego dobrego kumpla, który tylko pokręcił głową i oparł się o blat.
- Powiem ci dzieciaku... niezłą sztukę sobie znalazłeś.
- Zamknij się – odparł czarnowłosy, po czym ruszył do wyjścia, ale zanim zdążył dotknąć klamki, obrócił się ku niemu i zapytał – Masz jakieś ciemne kobiece płaszcze?
Larissa czekała na zewnątrz, obracając w palcach piękne złote monety, które świeciły w blasku księżyca tak, jakby były oświetlane przez samo słońce. Nie mogła uwierzyć, że udało jej się przechytrzyć człowieka z innego świata i to jeszcze nie znając wartości obcej dla siebie waluty. Ale mogła być pewna, że dostała naprawdę bardzo dużo pieniędzy, zważywszy na zdębiałą minę Sehuna, który był już i tak wielkim cwaniaczkiem.
I nagle zaklęła cicho, gdy przed oczami pojawiła się większa ciemność niż już była.
- Ejże! – krzyknęła i zdjęła z siebie miękki materiał, który okazał się być całkiem ładną peleryną z kapturem o ślicznym czerwonym odcieniu. Spojrzała zaskoczona na Sehuna, który tylko machnął na nią ręką i kazał za sobą iść.
- Czerwień wydaje się tobie pasować – mruknął – Ciesz się prezentem, bo więcej ode mnie nie dostaniesz.
- A za co ten prezent? – zapytała zachwycona, narzucając na siebie ciemny płaszcz, który był w istocie piękny.
Nie odzywał się przez chwilę, ale w końcu uśmiechnął się pod nosem.
- Powiedzmy, że niewielu osobom udaje się na mnie zrobić wrażenie.
A Lara tylko z zadowoleniem dopięła swój nowy ciuch i posłusznie udała się za czarnowłosym, by wreszcie móc mu jakoś pomóc w jego własnych sprawach.
***
Poślizg był mega duży, wiem to, ale miałam w ostatnim miesiącu sporo do załatwienia i tak jakoś wyszło mi z głowy wstawianie rozdziałów. Zwłaszcza, że to te to rozdziały, które potrzebują solidnych poprawek...
Jako, że się spóźniłam z publikacją i to bardzo, to wstawiam dzisiaj dwa rozdziały pod rząd, mając nadzieję, że to jakoś zrekompensuje moje opóźnienie 😄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top