Rozdział III
Z ogromnie ciężkim sercem przekroczyła wielkie białe wrota, złocone na rogach i przy samej klamce, którą wcześniej musiała nacisnąć. Nie miała pojęcia czego mogła się spodziewać, poza tym, że uważała za dziwne nagłą chęć poznania przez najważniejszą osobę we frakcji obcej dziewczyny, która przybyła tu zupełnie przypadkiem...
Z chwilą jednak gdy stanęła na miękkiej trawie, zaskoczona rozejrzała się dookoła i z uśmiechem zaczęła obserwować ptaki, które były najróżniejszych maści i kolorów oraz fruwały co jakiś czas z gałęzi na gałąź. Całe pomieszczenie było w kształcie okręgu, z czego część ścian była ze szkła, które wystawione były w stronę rynku, w tamtej pochłoniętego przez szarość ulewy, panującej od niedawna. Mimo, że było ciemno, kwiaty rosnące dookoła w specjalnych donicach, świeciły tak jasno jak zwykłe lampy z Ziemi, rzucając na całe pomieszczenie złotawą poświatę.
W oddali, na niewielkiej drewnianej ławce, malowanej na biało, siedziała wysoka postać ubrana w szaty tej samej barwy. Na głowie miała pomarańczowy okrąg lecz samej twarzy Lara nie widziała, gdyż była zakryta białym materiałem. Mimo to kobieta odwróciła się, gdy tylko jej gość stanął na samym środku pomieszczenia.
Nie musiała widzieć... sam jej słuch był niesamowicie czuły.
- Witaj, dziecko – powiedziała ciepłym głosem i skinęła głową, w geście przywitania i ręką przywołała ją do siebie bliżej.
Larissa już z mniejszym strachem podeszła aż na sam koniec komnaty, czy raczej oranżerii i zapatrzyła się na piękny widok miasta, który miała zaraz za szybą. Z góry wyglądało to o wiele piękniej nawet mimo deszczu, który okalał całą okolicę.
Odwróciła swój wzrok od widoku za oknem i pierwsze co ujrzała, to wielką złotą misę usytuowaną zaraz obok, która rozmiarem przewyższała wielokrotnie chociażby zwykłą patelnię. Była piękna, niczym historyczne misy, używane przez Europejskich królów przed tysiącleciem, ale miała w sobie coś innego. Była wykonana niezwykle starannie, bez żadnej skazy i miała na sobie tysiące dziwnych znaków... znaków, które widziała już dzisiaj na zbroi nieznanego człowieka, który przeprowadził z nią dziwaczną rozmowę. Ale co te symbole mogły oznaczać?
- Znaki ludzi Słońca – odezwała się nagle namiestniczka, strasząc przy tym dziewczynę, która aż podskoczyła w miejscu – Ale też symbole ludzi Mroku... ta czara powstała za czasów, gdy jeszcze te dwie krainy żyły ze sobą w zgodzie i nie izolowały się od siebie. Jak myślisz do czego służy?
Lara odwróciła się do kobiety, której zasłonięta twarz była z jednej strony niepokojąca, ale też sprawiała dziwne wrażenie bezpieczeństwa. Głos jednoznacznie mówił, że miała do czynienia z osobą starszą... i to było nawet pocieszające.
- Nie wiem... pokazuje jakąś przyszłość, albo przeszłość? – przypomniało jej się nagle z jaką zapalczywością oglądała kiedyś Harry'ego Pottera i to, co miała aktualnie przed sobą było czymś co mogłoby pełnić funkcję myślodsiewni...
... Tylko nie było tam wody, ani jasnych nici wspomnień. Jedyne co widziała to swoje wyraźnie odbicie na złotym materiale, z którego była wykonana misa o płaskim dnie.
Cichy śmiech kobiety wyrwał ją z zamyślenia i ściągnął jej uwagę. Niemal natychmiast poczuła przy sobie jej obecność, gdy namiestniczka postanowiła wstać i podejść nieco bliżej, dotykając przy tym krawędzi złotego naczynia. Sunęła delikatnie palcem po jego dnie, po czym cofnęła rękę i odwróciła swoją zakrytą twarz ku dziewczynie, która nadal nie rozumiała z czym miała do czynienia.
- Nie pomyliłaś się za wiele, moja droga. Czara ma zwyczaj pokazywać nam różne obrazy... od przepowiedzenia tego, co nadejdzie, przez ukryte pragnienia, aż do wycinków przeszłości, o których chcemy bądź nie chcemy pamiętać. Zdarza się również, że opowiada nam o czymś, co ma kluczowe znaczenie w naszym życiu, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Lara słuchała jej słów jak zaklęta i z każdą upływającą chwilą chciała się dowiedzieć, co czara by jej pokazała, gdyby tylko miała szansę jej użyć. I ku jej zdziwieniu, jej życzenie miało spełnić się naprawdę szybko.
- Gdy w świątyni wita ktoś zupełnie nowy, zapraszam go do siebie i pozwalam spojrzeć w czarę. Czasami mówią mi co ujrzeli, czasami zatrzymują to dla siebie... ale zawsze jest to dar, który mogę im ofiarować za ich wizytę.
- Czyli... Kai i Chin też jej użyli?
Honoria spojrzała na nią i pomimo woalki, która zasłaniała jej twarz, Lara wyczuła, że właśnie się uśmiechała. Kiwnęła lekko głową i zaprosiła ją gestem, by podeszła do czary bliżej i skorzystała z możliwości ujrzenia wizji.
- Co zobaczyli? – zapytała ciekawa, zanim na dobre nachyliła się nad naczyniem.
- To, co czara chciała im pokazać. Możesz ich zapytać, gdy się z nimi zobaczysz – odparła sympatycznie i na powrót usiadła na ławeczce, czekając cierpliwie aż dziewczyna nachyli się nad misą.
Larissa nie do końca była pewna, czy zajrzenie w głąb naczynia będzie miało dobre konsekwencje... ujrzenie przyszłości, która jej się nie spodoba nie było dobrą perspektywą, zwłaszcza, że nie wiedziała w jaki sposób miałaby odróżnić przyszłość od wizualizacji jej własnych obaw... Ale miała też szansę ujrzeć coś ciekawego i szczęśliwego, co da jej nadzieję bądź ukoi jej nerwy.
Cokolwiek by to nie było, zdecydowała, że to uczyni. Przeniosła swój wzrok na sam środek czary i patrzyła na samo dno, czekając aż coś ciekawego się wydarzy. Przez chwilę przyszło jej na myśl, że może nie zobaczy nic skoro nie pochodziła stąd, ale gdy przed oczami zaczęły się jej pojawiać złotawe drobiny pyłu, wstrzymała oddech i znieruchomiała.
Złoty pył zaczął wręcz tańczyć wokół niej, dając jednocześnie poczucie bezpieczeństwa i otuchy, na co czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko, kręcąc się dookoła, chcąc chłonąć ten widok bez końca.
Aż wreszcie znalazła się na skraju lasu, w ciepły wieczór.
Zamrugała kilkakrotnie, nie bardzo rozumiejąc co się wydarzyło. Rozejrzała się wokół i poczuła dziwnie ciepłą aurę, jakby powierzchnia na której stała i powietrze, które wdychała było sztuczne... jakby znajdowała się we śnie.
- Jesteś pewna, że nikt nas nie widział?
Znieruchomiała, gdy usłyszała za sobą cichy kobiecy głos, który był bardzo delikatny i przypominał jej głosy dobrych postaci z bajek. Odwróciła się i zobaczyła dwie kobiety. Jedną ubraną w długą białą pelerynę z małym dzieckiem na rękach, które spało głębokim snem, a druga przyodziana była w piękną szkarłatną suknię ze złotymi elementami, w tym jej kruczoczarne włosy upięte były do góry złotą klamrą, która wysadzana była rubinami.
Lara aż otworzyła buzię, patrząc zdumiona na to bogactwo... jednak, gdy zobaczyła jej twarz, zdumienie zamieniło się w szok. Kobieta była dość młoda i bardzo piękna, ale co najbardziej ją przeraziło, to że jej twarz... była bardzo podobna do jej własnej twarzy.
Czyżby to były obrazy przyszłości? Będzie odziana w tak piękne szaty oraz przystrojona drogimi klejnotami? I... będzie się skradała razem z jakąś inną kobietą i dzieckiem?
- Uspokój się, jestem pewna, że cały zamek śpi – odparła z pewnością czarnowłosa kobieta – Pamiętaj co ci mówiłam... udaj się prosto do frakcji Lodu, gdzie napotkasz Frobisa. To młodziak, który obiecał pomóc... Potem czeka cię prosta droga do Wodnego Księstwa.
- Dziękuję ci – powiedziała kobieta w bieli, przytrzymując bardziej dziecko, które miała na rękach – Jeśli bym go tam zostawiła, zrobiliby z niego potwora...
Ciemnowłosa kiwnęła głową i razem z dwójką udała się w kierunku lasu, gdzie stała sama Larissa. Przestraszona ukryła się za konarem dużego drzewa i cudem uniknęła kontaktu z kobietami. Jedyne co rzuciło jej się w oczy, gdy przeszły zaraz obok niej, to symbol smoka wytatuowany na prawej dłoni tej, która odziana była w szkarłat. Lara mogła tylko zgadywać, ale mogłaby się założyć, że pochodziła z frakcji ognia.
Gdy tak patrzyła jak się oddalały od miejsca, w którym stała, zastanawiała się kim był ten chłopiec i skąd go zabierały. Było powiedziane, że spotkałoby go coś złego, ale nie miała zielonego pojęcia co i kto mógłby mu to uczynić. Mogła się tylko domyślać, że został komuś odebrany i to wbrew czyjejś woli...
Westchnęła cicho i odwróciła się do tyłu, jednak nagle sceneria leśna stała się małym ciemnym pokojem, w którym paliło się kilka świeczek, a na łóżku przed nią leżała krucha blondwłosa osoba.
- Chin? – zapytała na głos, nie panując nad sobą, po czym szybko zasłoniła swoje usta, uzmysławiając sobie co zrobiła.
Jednak nie było żadnej odpowiedzi, a Chin nawet nie uniosła głowy. Nie mogła jej usłyszeć. Za to miała nogi podwinięte pod siebie, a ręce miała wplecione w swoje włosy i gorzko łkała, nie potrafiąc zaprzestać tej histerii.
Serce dziewczynie pękało, widząc znaną jej osóbkę w tak strasznym stanie i chciała zrobić cokolwiek, by dowiedzieć się co się wydarzyło i jak jej pomóc... gdy nagle do pokoju wpadła ona sama.
Tylko... jakaś inna.
Długie włosy były splecione w ciasnego warkocza, a na jej ciele błyszczał czerwony materiał tuniki, świecącej się gdzieniegdzie złotem. W dodatku ogromnie zdziwiły ją złote naramienniki, które miała na sobie ubrane i wysokie buty ze skóry. Nie wspominając o sztyletach, przypiętych do jej ud oraz... jakimś skrawku tatuażu, wystającym zza jej skórzanych rękawiczek. Nie była jednak w stanie powiedzieć, jaki był to symbol.
- Chin – powiedziała ze smutkiem w głosie – Tak mi przykro...
Płacz dziewczyny nieco zelżał, jednak nadal nie była w stanie powiedzieć ani słowa. Lara za to usiadła przy niej i patrzyła na nią z taką żałością, że nie dało się tego nawet opisać.
Wtem do pomieszczenia wszedł młodzieniec odziany w zwykłe skórzane ubranie, które sprawiało wrażenie wygodnego. Było jednak przeszyte srebrnymi nićmi, wyglądającymi na dość drogie, co wykluczało od razu status biednego w przypadku tego chłopaka. Jednak największe zdziwienie spowodowała twarz owego chłopca.
Larissa zmarszczyła brwi, widząc w swojej wizji tego samego chłopaka, którego widziała jeszcze tego samego dnia, ubranego w zbroję i gadającego od rzeczy, gdy leczył jej zranioną łydkę.
- Niemożliwe... o co tu do cholery chodzi? – zapytała na głos, wiedząc już, że i tak jej nie zobaczą ani nie usłyszą.
Westchnęła cicho, po czym zerknęła w kierunku okna, jednak jego już nie było. Stała na jakimś dziedzińcu, gdzie na samym środku tryskała piękna fontanna, a drzewa kwitły, wydając na świat prześliczne kwiaty. Cała piękna sceneria jednak była zmącona przez zawalone mury, ogień płonący dosłownie wszędzie dookoła, oraz niebezpiecznie ciemne chmury zbierające się nad głowami wszystkich obecnych na dziedzińcu.
- Proszę, nie!
Lara drgnęła, gdy usłyszała krzyk za sobą, jednocześnie sygnalizujący jej, że... krzyczała ona sama.
Gdy odwróciła się do tyłu, zamarła widząc samą siebie we łzach, nachylającą się nad nieznanym jej chłopakiem o ciemnych jak noc włosach, przeszytym na wylot przez strzały wykonane z lodu. Był wciąż żywy i z uśmiechem patrzył na nią, jednocześnie przeczesując jej kosmyki, które wydostały się z jej warkocza.
Była wtedy w pełnym rynsztunku... pełnej złotej zbroi, a na jej głowie lśnił złoty diadem, idealnie dopasowany do jej czoła. Klęczała nad posiniaczonym mężczyzną, którego jasna szata świadczyła o przynależności albo do jakichś kapłanów, albo do wyższej rangi urzędników, zważając na bogate zdobienia, których było pełno.
- Nie rób niczego głupiego – wychrypiał, wypuszczając strużkę krwi ze swoich ust – Bądź silna i nie płacz... jakoś się wyliżę.
- Gdybyś nie był taki uparty...! – wysyczała, cała we łzach, ale on od razu jej przerwał, zaciskając swoje palce na jej dłoni.
- Walka się skończyła... Nasz wróg nie żyje... ukryj się teraz i nie wychylaj, błagam cię – mówił cicho – I pamiętaj, że cię kocham.
Widząc całą tę scenę, Larissa poczuła jak serce zaczyna ją niebezpiecznie kłuć. To było tak smutne i tak... bardzo jej bliskie, że nie umiała nawet logicznie tego wytłumaczyć. Czuła tę scenę całą sobą, jakby faktycznie to przeżywała... zwłaszcza jak na dziedziniec wszedł przestraszony ciemnowłosy chłopak w złotej zbroi, który klęknął zaraz przy niej i starał się jakoś uratować sytuację.
Wtedy też do trójki podszedł młodzieniec, którego Lara również nie znała. Miał jasnobrązowe włosy, a sam odziany był w lekką zbroję z niebieskimi elementami. Prezentował się niesamowicie godnie i poważnie. Spojrzał na nią samą stanowczo, a ona początkowo nie wierzyła, że go widziała, ale po chwili uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Jednak przyszedłeś.
- Zajmę się resztą – odparł – Ty już zrobiłaś ile mogłaś.
I wtedy nastała ciemność.
A potem światło i przed oczami Larissy stanęło złoto wielkiej misy, do której przed chwilą zajrzała. Stała tak przez chwilę, trawiąc to, co zobaczyła w swoich wizjach, nie mogąc ruszyć się nawet o milimetr. Zacisnęła swoje palce na krawędziach naczynia i starała się nie uronić łez, po doświadczeniu tak bolesnego przeżycia. Nie była to prawda, ale bardzo przeżyła to, co miała przed oczami.
I całą sobą pragnęła, aby taki scenariusz się nie spełnił w jej życiu.
- Z wyrazu twarzy widzę, że nie była to sielanka – stwierdziła starsza kobieta, wstając od swojej ławki, po czym podeszła do roztrzęsionej dziewczyny i przyłożyła dłoń do jej czoła.
Lara poczuła wtedy falę ciepła i dziwnego spokoju, który ogarnął ją w tamtej chwili. Jednocześnie dotarło do niej, że delikatnie piecze ją łydka, ale gdy spojrzała w dół, z zaskoczeniem mogła stwierdzić, że po ranie nie został nawet ślad.
Odwróciła się zaskoczona w kierunku kobiety.
- Już lepiej? – zapytała sympatycznie, na co dziewczyna mogła tylko kiwnąć głową – Co zobaczyłaś?
- Nie jestem pewna – odparła – Widziałam na pewno dwie kobiety, w tym jedną trzymającą dziecko i uciekającą do Wodnego Księstwa...
Przerwała na tym, gdyż coś podpowiadało jej, że nie powinna dzielić się pozostałymi dwoma wizjami. Honoria za to zadumała się na chwilę i gestem zaprosiła Larissę, aby usiadła razem z nią i odpoczęła od wrażeń. Z chęcią przyjęła zaproszenie i po chwili mogła wsłuchiwać się w spokojny głos starszej kobiety, który aż ociekał mądrością.
- Nie wiem dokładnie co widziałaś, ale skoro mówisz o kobiecie z dzieckiem, uciekających do frakcji Wody... to musiałaś zobaczyć tajemnicze zniknięcie Księcia Mesamatir.
Lara zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc czemu namiestniczka była tym aż tak przejęta, bo z chwilą, gdy wypowiedziała tytuł książęcy, jej głos zdawał się być podekscytowany i jednocześnie cichszy niż przedtem.
- Księcia? – zapytała zaskoczona – O co chodzi z tym całym zniknięciem?
- Po całej krainie krąży legenda, że król miała syna, który zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, a na jego miejsce wziął obcą dziewczynę, czyniąc z niej księżniczkę. Powiadają, że tę plotkę rozpuścili przeciwnicy króla, żeby zbuntować ludzi przeciwko rozpustnym rządom dziewczyny, ale jak wiadomo... każda legenda ma w sobie ziarnko prawdy – dodała wesołym tonem – Ja również ujrzałam tę wizję w czarze, Larisso, dlatego wiem o czym mówiłaś i czego doświadczyłaś.
- Ale... czy to jest prawda? Czy tylko legenda, którą czara chciała mi pokazać? – dopytywała coraz ciekawsza.
Na to już nie odpowiedziała. Patrzyła w kierunku rynku, pogrążonego w szarej mgle i deszczu, dumając przy tym i zamykając się w swoim świecie. To był znak, że pora była już opuścić oranżerię.
Wstała z miejsca, skinęła głową na pożegnanie i poszła w kierunku drzwi wyjściowych. Zanim jednak sięgnęła klamki, usłyszała jeszcze ostatnie słowa kobiety:
- Powiadają, że prawowity dziedzic korony potrafi zjednać pół królestwa, gdyż posiada pod swoimi rękoma władzę nad sześcioma elementami.
Więcej już nic nie powiedziała.
***
Za namową Chin zdecydowała się ubrać białą sukienkę, którą dla niej kupiła i gdy wyszła zza parawanu w swoim nowym ubraniu, blondynka uśmiechnęła się szeroko na jej widok.
- Jest cudowna! – westchnęła – Masz szczęście, że nie jesteś stąd, bo inaczej w życiu bym ci jej nie dała – powiedziała ciszej, powodując tym razem mieszane uczucia w Larissie.
Wiedziała, że była tu nieproszonym gościem i naprawdę chciała wrócić z powrotem do siebie, ale nie miała takiej możliwości. Sprawiła swoją obecnością kłopot Chin i Kaiowi, ale nie za bardzo miała wybór w tamtej chwili. Musiała tu zostać i poczekać, aż podróżnik nabierze wystarczająco dużo energii by stworzyć dla niej portal. Do tego czasu musiała jakoś wytrzymać.
Zdawała sobie sprawę, że nie miała tu nikogo bliskiego... ale Chin oraz Kai byli jej najbliżsi, więc musiała im zaufać. Nawet jeśli oni niekoniecznie ufali jej.
Usiadła obok blondynki i przez chwilę nic nie mówiła, mając wrażenie, że zirytuje ją samym jej głosem. Ale nie mogła wiecznie siedzieć cicho, zwłaszcza jak miała kilka pytań.
- Twój brat dość dziwnie na mnie patrzył podczas kolacji... a potem...
- Nie martw się, nie leci na ciebie – przerwała jej Chin w sekundzie, budząc oburzenie w Larze – On tak ma. Co potem?
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linijkę, starając się nie denerwować. Rozejrzała się na chwilę po małej komnacie, w której miała spać razem z ekspertka od pogody, przykuwając szczególną uwagę do złotych kwiatów w wazonie na parapecie i w końcu była gotowa mówić dalej.
- Potem mnie zaczepił i chciał zapytać co tutaj robię. I chyba myślał, że jestem członkiem czegoś tam... ale nie dokończył.
Twarz Chin obległo nagłe przerażenie. Chwyciła Larissę za ramiona i spojrzała jej prosto w oczy, z powagą na twarzy jakiej jeszcze nigdy nie miała.
- Powiedz mi, że nie odkrył, że nie jesteś stąd – błagała.
- Chyba nie... chyba – odparła.
Została w końcu puszczona, więc mogła rozmasować swoje ręce, które trochę bolały ją od mocnego ścisku dziewczyny, za to Chin założyła ręce i zagryzła dolną wargę.
- Chen jest cholernym szczęściarzem już od urodzenia... Został obdarzony Rozpoznaniem, więc bycie blisko niego jest cholernie niebezpieczne – orzekła, po czym ponownie na nią spojrzała – Musisz trzymać się jak najdalej od niego, rozumiesz? W przeciwnym razie na pewno się połapie.
- Co to... Rozpoznanie? – zapytała zdezorientowana ciemnowłosa i zobaczyła jak Chin uderza się w czoło.
- No tak, bo ty nie masz pojęcia – westchnęła cicho – Posłuchaj. Znasz podział na frakcje i inne duperele o naszym świecie, tak? Ufam, że Kai wykonał zadanie domowe.
Lara skinęła głową, uspokajając tym samym swoją towarzyszkę. Położyła swoje ręce na kolanach i zaczęła opowiadać kolejne rzeczy, które obca dziewczyna powinna znać, szwendając się po tym świecie.
- Generalnie rodzimy się z różnymi pokładami energii... możemy mieć nawet do trzech elementów pod swoją władzą, ale zawsze jeden z nich się wyróżnia i tak później trafiamy do odpowiedniej frakcji. To wie każdy w nocy o północy – dodała rozbawiona, wprowadzając nieco luźniejszą atmosferę między nimi – Ale czasami zdarza się, że dziecko rodzi się z pewnymi zdolnościami, które są niezależne od elementów... nazywamy je darami i jednym z nich jest właśnie dar Rozpoznania. W skrócie... Chen umie rozpoznać jaka energia przez ciebie przepływa, więc i to do jakiej należysz frakcji. Nie mam zielonego pojęcia jak on to rozróżnia, ale mówi, że każda energia płynie inaczej... czy coś.
- I nie każdy tak umie?
- No coś ty! Umiemy rozpoznać tylko naszą własną frakcję, bo dzielimy ten sam rodzaj energii życiowej! Nie umiałabym rozróżnić ludzi innych elementów.
Larissa znowu cofnęła się do momentu, gdy rozmawiała z tym dziwnym człowiekiem na polanie. Mówił, że rozpoznałby, gdyby należała do frakcji powietrza.
- A więc władał powietrzem... - powiedziała cicho, zamyślając się na chwilę.
Była pewna, że jeszcze go kiedyś spotka, zważając na wizje, które widziała w czarze... choć nie była do końca przekonana do tego, co się w nich działo. Mimo to, była ciekawa tego człowieka, bo miał w sobie coś przyciągającego. Nie umiała tylko powiedzieć co.
- Zaraz, że co? – zapytała Chin, unosząc brwi – O czym ty mówisz?
- Co zobaczyłaś w czarze Honorii? – zapytała nagle Lara, zmieniając zupełnie temat.
Była ogromnie ciekawa jaką wizję pokazała jej złota misa. Może ona dla odmiany miała jakieś miłe sceny przed oczami?
Blondynka uśmiechnęła się w jej stronę i kiwnęła głową, rozumiejąc już całą tę szopkę z wezwaniem do namiestniczki.
- Czyli tobie też chciała pokazać... Ja nie widziałam tam nic ciekawego tak szczerze. Zaglądnęłam tam, jak skończyłam szesnaście lat i zobaczyłam tylko jak władam lodem. Okazało się, że miałam w sobie duże pokłady tego elementu, ale ostatecznie zostałam w rodzinnej firmie – wyszczerzyła się szeroko i wzruszyła ramionami – Lubię się zajmować pogodą, więc dobrze się stało. A czara po prostu pokazała mi, że nie jestem tylko i wyłącznie zrodzona z jednym elementem.
- A Kai?
Na to pytanie ucichła i przez chwilę gapiła się w ścianę, machając przy tym swoimi nogami. W końcu westchnęła i zerknęła z powrotem na Larę.
- Nie powiedział mi co tam widział... Szczerze, to bardzo mnie ciekawiło co on tam zobaczył i długo go o to wypytywałam, ale nie chciał mi powiedzieć. Ale musiało być to coś przykrego, bo chodził nachmurzony przez wiele dni...
Larissa kiwnęła tylko głową, dając do zrozumienia dziewczynie, że rozumiała i, że uszanuje prywatność chłopaka. Wstała z łóżka i podeszła do okna, wpatrując się jak pojedyncze błyskawice przecinały ciemne niebo. Mimo, że była to pora późnego obiadu, miała wrażenie jakby był wieczór, bo zmęczenie bardzo dawało się jej we znaki.
Spojrzała jeszcze raz na swoją towarzyszkę, która zagłębiła się w jakiejś książce, wziętej z półki położonej obok łóżka i uznała, że ona dla odmiany trochę odpocznie.
Nie spała dość długo... dlatego uznała, że długi sen dobrze jej zrobi.
***
To uczucie kiedy możesz sobie użyć nawiązania do Harry'ego Pottera w książce, bo to nawet pasuje... kocham XD
Spóźniony rozdział, bo wczoraj byłam tak utyrana robotą, że od razu walnęłam się do łóżka i poszłam spać 😂 ale dzisiaj wstałam, sprawdziłam błędy, poprawiłam nieco rozdział od strony fabularnej i wstawiłam ^^
Poza tym... Mój UB ma małe dzidzi! ❤ no po prostu jak poznałam wieści, to aż się cieplutko na serduszku zrobiło 😍
Tymczasem życzę wam miłego dzionka i do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top