Rozdział XIV

– Zaraz... czyli mówisz, że ten gość... jak mu było? – zaczął Kai, patrząc niepewnie na Larę, która ubrana już w świeże ubrania siedziała przy stole i zajadała się nareszcie treściwym jedzeniem, podanym jej przez służbę pałacową.

Pomimo, że nie była to suknia z najlepszych materiałów tej krainy, a zwykła błękitna koszula z saraneum, zdobiona srebrnymi nićmi, którą dziewczyna włożyła dla czystej wygody do dopasowanych materiałowych spodni w kolorze ciemnego granatu, to był to ubiór na pewno praktyczniejszy od poprzedniej szaty, kupionej we frakcji uzdrowicieli. Bardziej jednak cieszyły ją nowe buty, o które zadbał pałacowy doradca, posiadający element umysłu. Po raz pierwszy w życiu mogła zobaczyć jak taka osoba wykorzystuje swoją energię do przekształcenia czegoś w coś zupełnie innego... i tak jej szmaciane botki zyskały mocniejszą fakturę, sięgały wreszcie ponad kostkę i zostały dopieszczone twardszą podeszwą.

Wszystko tylko i wyłącznie z pomocą dodatkowej materii, którą była... trawa, użyczona jej przez samego namiestnika. Larissa nie znała dokładnie ludzi umysłu, ale sama umiejętność wykorzystania materii wedle własnego uznania było dość przerażającą mocą w jej mniemaniu.

– Sehun – odparła, gdy przełknęła kęs soczystego mięsa ze zwierzęcia, którego nazwy nie umiała sobie przyswoić.

– No, ten gość Sehun... tak po prostu cię tu przyprowadził? Nic nie oczekiwał w zamian? Nie miał z tym żadnych problemów? – dopytywał się chłopak, nie chcąc za bardzo wierzyć w naiwną opowiastkę jego niedawno zaginionej koleżanki.

Lara popatrzyła na niego zniecierpliwiona, starając się ignorować również niepewną minę Chin, która stała murem za zdaniem swojego przyjaciela. Cała ta historia wydawała im się mocno podejrzana.

Z drugiej strony nie mogli narzekać, skoro przybyła do nich cała i zdrowa, mimo że na skraju wyczerpania.

– Urok osobisty zadziałał i zgodził się wspomóc cną niewiastę, dbając o jej bezpieczeństwo i wygodę – zatrzepotała rzęsami, przez co i Chin i Kai poczuli kolejną falę irytacji, która się na nich wylała – Dajcie spokój. Gość ewidentnie miał gdzieś władzę tego kraju i sam prowadził szemrane interesy, na co miałam dowody, więc jeśli by mi nie pomógł, to poszedłby na szafot razem ze mną.

– To już brzmi bardziej prawdopodobnie – przyznał podróżnik, wzdychając w poddańczym geście, dając wreszcie dojeść dziewczynie w spokoju.

– Ale miał w sobie coś... coś, co mnie uspokajało. Czułam, że mogłam mu zaufać – stwierdziła, gdy odsunęła od siebie wreszcie pustą miskę i spojrzała na towarzyszy zupełnie poważnie – Nie mam pojęcia kim był, co robił na co dzień... jaka była jego rodzina... ale gdyby był podejrzany, wyczułabym to.

Kai tylko prychnął i wstał z krzesła, dosuwając je do stołu, po czym z założonymi rękoma podszedł do okna, skąd miał pełen widok na Świetliste Centrum. Czekała ich jeszcze jedna podróż, gdzie mieli nadzieję, że zapewnią Larze święty spokój do czasu, aż nazbiera w sobie wystarczającą ilość energii, by wysłać ją z powrotem do domu. Ale jej ufność wobec ludzi tej krainy była niepokojąca... Chłopak miał wielkie nadzieje, że to nie przeszkodzi im w dalszej wędrówce.

– Tutaj nie można nikomu ufać, Lara – powiedziała cicho Chin, patrząc na nią ze smutkiem – Nawet najbardziej przyjazny człowiek może wbić ci nóż w plecy. Nikt nie wie, że nie jesteś stąd... nawet Honoria i Lay... mój brat, któremu ufam nad życie... a ty tak po prostu zaufałaś w tej sprawie obcemu człowiekowi?

Miała rację. Larissa nie powinna była być tak lekkomyślna, ale sytuacja też wtedy jej nie sprzyjała. Sehun był inteligentny i sam się domyślił, ratując jej przy tym tyłek, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Z drugiej strony...powinna była być bardziej dyskretna.

– Szukają mnie – wyznała w końcu, zamykając oczy i modląc się, żeby nie dostali zawału na tę wiadomość.

Wtedy w pokoju zaległa cisza, która była całkowicie zrozumiała. Lara otworzyła powoli oczy, by zobaczyć wyraz twarzy jej przyjaciół i z ulgą musiała stwierdzić, że nie było tak źle. Co prawda patrzyli na nią z niepokojem, ale nie było w ich oczach złości czy pretensji. Przyjęli to całkiem... spokojnie.

– Wiemy – stwierdził w końcu Kai, wprawiając w zdziwienie tym razem samą zainteresowaną – Szukaliśmy cię i po drodze zdążyliśmy się dowiedzieć, że ktoś cię wykrył. Na całe szczęście jedyny trop, który mają, to płeć. Ale to kwestia czasu, aż ludzie króla odnajdą tego, co rozpowiedział tę plotkę i wyciągną z niego obraz wspomnienia, w którym cię zobaczył.

– Nie wiadomo czy już nim nie dysponują – wtrąciła Chin – Dlatego ważne jest by szybko ją odprowadzić do Bezimiennych. Tam straż nie będzie się zapuszczać.

Lara siedziała obok nich i zastanawiała się po raz kolejny od przybycia do tej krainy, w co ona się właściwie wpakowała. Co prawda ciężko byłoby jej przedostać się z Nowego Jorku do Kalifornii, ale nie wiązałoby się to z takimi problemami jakie napotkała tutaj. Od samego początku wisiało nad nią widmo śmierci, a teraz z dnia na dzień stawało się to coraz bardziej realne, zwłaszcza jak zostało zmobilizowane całe państwo do jej szukania.

– Dobra, dość siedzenia i użalania się nad sobą – zadecydował chłopak, klepiąc dziewczyny po ramieniu – Spakujcie wszystkie potrzebne rzeczy i za godzinę ruszamy. Tobie Laro przygotowaliśmy całkiem wygodny i ciepły płaszcz, więc go nie zapomnij. Jest w szafie.

Czarnowłosa spojrzała na niego z zaciekawieniem.

– Gdzie się wybieramy?

Kai tylko się uśmiechnął, co Chin szybko podłapała, nie ukrywając ogólnego szczęścia. Wybierali się tam, gdzie wychowywała się przez większość jej życia.

– Do Frakcji Lodu.

***

Uśmiech Baekhyuna był jednym z gestów, które zawsze potrafiły uspokoić nawet najbardziej zestresowanego człowieka, tak jakby w pochmurny burzowy dzień pomiędzy chmurami pojawiły się delikatne promienie słońca, dając wszystkim nadzieję na piękną pogodę. W taki właśnie sposób żegnał swoich gości, którym na całe szczęście udało się odzyskać poszukiwaną przyjaciółkę.

– Dziękujemy za pomoc, Wasza Światłość – powiedziała Chin, wykonując delikatny ukłon, a wraz z nią zrobiła to pozostała dwójka – Za gościnność i za wsparcie. Przybywając tu, nie spodziewaliśmy się takich problemów... ale wszystko się ułożyło, za co jesteśmy wdzięczni.

Zaśmiał się krótko na jej słowa, kręcąc głową.

– To nie ja sprowadziłem tu waszą towarzyszkę, więc to nie mnie należą się podziękowania, a młodemu podróżnikowi, który ją tu odprowadził.

Tak naprawdę to podziękowania należały się głównie komu innemu, ale Lara nie śmiała o tym nawet wspominać. Stała, odziana w grube futro, które wcześniej wisiało u niej w szafie, czerpiąc ogromną przyjemność z ciepła jakie jej dawało. Za chwilę będzie musiała przekroczyć granicę najchłodniejszej frakcji w całym Mesamatir i cieszyła się, że chociaż miała na sobie coś, co pozwoli jej ochronić się przed niesprzyjającymi warunkami. Nie cierpiała zimna... od dziecka. Ale z czasem nauczyła się je po prostu tolerować.

– W każdym razie wiele ci zawdzięczamy – dodał Kai, uśmiechając się do namiestnika szczerze.

Skupił się na chwilę i zaraz przy nich pojawiły się znajome błękitne smugi, które miały ich zabrać w dalszą podróż. Baekhyun patrzył na to zadowolony, myśląc o tym, że mógł pomóc kolejnym osobom. To świadczyło, że jednak był godzien swojej pozycji i elementu, którym władał. Zmarszczył brwi, przypominając sobie ostatnie spotkanie z Laią, jednak wyrzucił to ze swojej głowy, przybierając ponownie uśmiech i patrząc jak jego goście przymierzają się do przejścia całą trójką przez portal.

Wszyscy mieli szczerą nadzieję, że po przejściu do nowej frakcji nie będzie czekał na nich pluton straży królewskiej, ale nie mogli dłużej zwlekać, więc po wzięciu głębokiego oddechu opuścili najradośniejsze miejsce, które istniało w całej krainie.

Pierwsze z czym zetknęła się Larissa po przekroczeniu błękitnego portalu to chłód. Przeraźliwy i wszechogarniający ją chłód, wdzierający się w najmniejsze zakamarki grubego płaszcza, w który zapobiegawczo odziali ją przyjaciele zanim zdecydowali się kontynuować podróż. Zadrżała, przymykając dziwnie zmęczone oczy, które ledwo mogły się utrzymać pod swoim ciężarem. Tak... jakby ktoś specjalnie zaczął wysysać z niej całą energię, szepcząc jej cichą kołysankę, by utulić ją do snu...

Stali po kostki w białym puchu, a wiatr wiał prosto w ich twarze, co nie było niczym dziwnym w tym miejscu. Nieopodal witała ich brama do głównego miasta tej frakcji, gdzie mogli poszukać schronienia i pomyśleć co robić dalej. Musieli poszukać informacji, gdzie Bezimienni mieli swój obóz.

Wtedy jednak okazało się, że coś było bardzo nie w porządku.

– Lara! – krzyknęła przerażona Chin, zaciskając pas od swojej nieco cieńszej kurtki, która w porównaniu do grubego futra ciemnowłosej była niczym zwykły żakiet. Jednak wcale nie wyglądało na to, żeby chłód w jakikolwiek sposób jej doskwierał.

Chwyciła bladą dziewczynę za drżące ramiona, a z której ust zaczęła się wydobywać para i zwykle rumiane policzki pokryte były delikatnym śnieżnobiałym szronem.

Sparaliżowana blondynka rzuciła krótkie spojrzenie również zaskoczonemu chłopakowi, który jednak nie stał jak kołek, tylko podbiegł do lodowatej przyjaciółki, zarzucił ją sobie na ramię i wystawiając dłoń, siłą woli, pomimo drobnych trudności, wytworzył kolejny portal – nieco mniejszy, ze względu na resztki energii, które pozostały samemu podróżnikowi.

– Skacz! – powiedział ledwo dosłyszalnie do przestraszonej strażniczki pogody, która z względu na niesprzyjające okoliczności nie powiedziała ani słowa, tylko posłusznie wskoczyła do błękitnej chmury, oplatającej ją swymi delikatnymi przejściami energii...

By w końcu wyrzucić ją prosto na twardą posadzkę z białego kamienia. Rozglądnęła się z niepokojem dookoła siebie, jednak stres jej nieco opadł, gdy dojrzała znajome obrazy na ścianach oraz lodowe rzeźby, które widywała bardzo często za czasów, gdy wciąż była małym dzieckiem.

Alandria – stolica Mroźnego Kanionu i pałac Frobisa. Nigdy nie czuła się tak w domu, jak właśnie w tamtej chwili.

– Jest cała lodowata, ledwo oddycha!

Nagłe i głośne słowa Kaia oderwały dziewczynę od rozpamiętywania radosnego, pomimo chłodu, dzieciństwa. Odwróciła głowę i gdy ujrzała nieprzytomną Larę, nawet nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie spotkała się z taką reakcją na przekroczenie granic frakcji lodu... żaden z mieszkańców Mesamatir nie pokrył się szronem i nie stracił tak szybko przytomności, nawet jeśli pochodził z cieplejszych terenów państwa.

Poza jedną frakcją, której nie wolno było tu przebywać.

– Co się dzieje? – wyjąkała tak przejęta i przerażona, że nawet nie potrafiła opanować drżenia swoich rąk – Dlaczego?

Nagły huk od strony drzwi głównych na samym końcu korytarza, zwrócił uwagę dwójki, pochylającej się nad ciałem Lary i widok jednego z ludzi, przekraczających próg pomieszczenia sprawił, że w kącikach oczu Chin pojawiły się łzy.

– Błagam, pomóż! Coś jest nie tak! – krzyknęła bezsilnie, patrząc z rozpaczą na zszokowaną twarz jej starszego brata, który w towarzystwie postawnego mężczyzny z brodą, odzianego w białe futro, podbiegł do centrum wydarzeń i wydał z siebie głośnie westchnienie.

Ukląkł przy nieprzytomnej ciemnowłosej i dotknął jej lodowatego czoła, starając się wyczuć przepływ jakiejkolwiek energii i uśmiechnął się, gdy okazało się, że dziewczyna wciąż żyła. Popatrzył na starszego od siebie człowieka z poważnym wyrazem twarzy, dając tym samym sygnał, że pomimo dobrych wieści, sprawa była poważna.

– Trzeba przygotować dużo koców i rozpalić ogień. Dużo ognia. Natychmiast – orzekł, po czym przeniósł zdenerwowane spojrzenie na swoją roztrzęsioną siostrę i jej przyjaciela – Jesteście przecież blisko ze sobą... i przyprowadziliście ją tutaj, wiedząc, że jest z Ognistej Zatoki?

Pomimo, że chłód był w tej frakcji na porządku dziennym i Kai razem z Chin odczuwali to dość znacznie, to w tamtej chwili zrobiło im się jeszcze zimniej. Patrzyli z szeroko otwartymi oczami na Chena, nie mogąc przetrawić jego zaskakujących słów, które były jak cios w samo serce każdego z nich.

To był właśnie problem... nie wiedzieli.

***

Pomimo pięknego widoku na pełne słońce, które mieniąc się pomarańczą rzucało ostatnie promienie na krajobraz Świetlistego Centrum, ten, który powinien czerpać z niego największą przyjemność zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na końcowe chwile dnia.

Baekhyun usiadł na głównym miejscu, w którym przyjmował każdego mieszkańca pragnącego rozmowy kiedy tylko zaszła taka potrzeba. Spojrzał w dal, wyobrażając sobie, że na sali panuje gwar, ludzie tańczą i krzyczą z radości jak to było za czasów namiestnika Gajusa. Gdzieś tam pod boczną kolumną widział samego siebie, z nieśmiałością patrzącego na tych wszystkich ludzi i podziwiającego ich niezmierzoną radość z życia, z mieszkania w tym miejscu oraz z celebrowania każdego dnia.

Pamiętał wciąż gdy matka opowiadała mu, że dokona wielkich rzeczy... że uda mu się zajść wysoko. I on sam w to wierzył trzymając się zasad oraz służąc wiernie samemu Gajusowi, posłusznie ucząc się sztuki słońca u boku jego córki, jaśniejącej bardziej niż ktokolwiek w tej krainie. Laia miała w sobie potęgę, która onieśmielała każdego, kto tylko przeszedł obok. Wiecznie szeroki uśmiech, błyszczące oczy oraz pozytywne słowa, raczące mieszkańców każdego dnia. Nikogo tak nie kochali jak jej...

Nikogo tak nie kochał, jak ją...

– Weź się w garść – westchnął cicho, pocierając palcami zmęczone czoło, jednak z przerażeniem stwierdził, że zrobiło się nieco ciemniej w pobliżu tronu.

Cienie znacznie się powiększyły jak gdyby chciały pochłonąć światło rzucane przez słońce. W panice chwycił kostur i jedną myślą pozbył się złowrogich znaków, które nawiedzały go od ostatniej wizyty namiestniczki mroku.

Wziął głęboki oddech i dotknął delikatnie włosów na jego głowie, które wciąż były jasne, jednocześnie pogrążając się w coraz większej zadumie.

Nie był czystym dzieckiem słońca. Rodzice może i byli mieszkańcami tej frakcji, kochali go i wspierali, nie opuszczając go do dzisiaj, ale tylko on znał tajemnicę swojego ojca, której nie zdradzał nawet matce. Bał się i Baekhyun nie był wcale zdziwiony... w końcu od zawsze ludzie światła bali się mrocznej energii dzieci nocy.

– Nie jesteś taki jak on – wyszeptał zamykając oczy i starając się odegnać narastający w nim strach, zaciskając mocno złoty kostur, który dodawał mu otuchy w ciężkich chwilach – Należysz do tego kawałka ziemi i do tych ludzi...

Zanim zdążył wrócić pamięcią do ceremonii przyłączenia, podczas której rozstał się z promykiem całej frakcji, z zadumy wyrwał go nagły łoskot, dobiegający od strony drzwi. Zmarszczył brwi, oczekując tego, kto przekroczył mury jego pałacu bez zapowiedzi, jednak widząc znajomą twarz, uśmiechnął się sztucznie i chciał go powitać.

Nie zdążył.

– Była tu dziewczyna ubrana w szkarłat o kruczoczarnych włosach, prowadzona przez młodego podróżnika. Gdzie ona jest? – zapytał tak szybko, że Baekhyun musiał się skupić, by móc w jakikolwiek sposób odpowiedzieć.

Chodziło mu o Larę, to było pewne, bo tylko ona przekroczyła mury jego twierdzy tego dnia, ale nie spodziewał się, że może być szukana przez Sehuna. Człowieka, którego nie obchodziło nic, prócz własnych interesów.

Chyba, że ta dziewczyna była mu do czegoś potrzebna...

– Opuściła frakcję niespełna godzinę temu razem ze swoimi przyjaciółmi – odpowiedział zgodnie z prawdą, nie zamierzając kłamać.

– Cholera! – zaklął cicho ciemnowłosy, łapiąc się za boki i patrząc w ziemię, przestępując co chwila z nogi na nogę.

Nie mógł znaleźć sobie miejsca i od czasu do czasu oddychał głęboko, patrząc po kolumnach, będąc w stanie głębokiego zamyślenia. Namiestnik światła przyglądał się przez chwilę swojemu gościowi, po czym znowu zapadł w chwilę zadumy. Tępym wzrokiem patrzył przed siebie, zapominając, że przed chwilą wpadł do niego niespodziewanie pewien człowiek, który właśnie zauważył, że coś było nie tak.

– Jesteś jakiś nieswój – stwierdził, przez co jasnowłosy wzdrygnął się na swoim miejscu i przybrał z powrotem uśmiech.

– Po prostu zmęczony – przyznał, sam już nie wiedząc czy rzeczywiście to nie to było powodem jego dziwnego nastroju.

– Nie wydaje mi się – odparł Sehun, krzyżując ręce i wiercąc w nim wzrokiem – Ty nigdy nie byłeś zmęczony, póki ostatnie promienie słońca nie znikały za horyzontem. Wciąż siedzisz w świetle... powinieneś mieć wciąż dużo energii o tej porze.

Baekhyun wstał z miejsca, położył kostur na tronie i podszedł nieco bliżej podejrzliwego chłopaka, który wciąż nie spuszczał z niego wzroku. Co prawda miał na głowie o wiele poważniejszy problem, w postaci dziewczyny, której właśnie szukał, ale zachowanie namiestnika bardzo mu się nie podobało. Ostatnio... wszystko zaczęło w Mesamatir obierać dziwny kierunek...

– Chciałbym ci pomóc, ale nie mam pojęcia, gdzie wyruszyli – powiedział, dostrzegając nutę rozczarowania w oczach czarnowłosego – Podziękowali jedynie za gościnę i... zniknęli w portalu.

– Miała cholerne szczęście, że znalazła sojusznika w podróżniku – mruknął pod nosem drugi, co nieco zaskoczyło samego władcę.

Patrzył na niego z coraz większymi obawami, zastanawiając się po co mu była u licha ta dziewczyna. Niecierpliwość jego gościa była dość niespotykana, a nerwy, które przed nim ujawniał wcale nie świadczyły o tym, jakoby ta sprawa mogła poczekać... Jednak nagły zryw Sehuna był zbyt szybki, żeby Baek mógł zareagować i szybkim ruchem jego znajomego stracił złote pukle zdobiące jego głowę.

Spanikowany chwycił się szybko za włosy, patrząc na bujną perukę w rękach ciemnowłosego, który równie zszokowany spojrzał w oczy namiestnika.

- Co do... po co ci to? – zapytał zdumiony – Przecież masz tak bujną... ożeż cholera...

Zamilkł, gdy ujrzał jak kosmyk po kosmyku namiestnika ze złotego blond koloru staje się kruczą czernią. Baekhyun zaczął w oczywisty sposób panikować, co tylko przyspieszyło cały proces i chwilę później cała jego głowa pokryta była błyszczącymi ciemnymi jak węgiel włosami. Ze złością popatrzył na Sehuna, który sparaliżowany jego złowrogim spojrzeniem nie zareagował na nagłe odebranie mu sztucznych włosów.

Jednak zanim wróciły na swoje miejsce, to jest na głowie dziecka światła, Baekhyun przymknął na chwilę oczy i wziął kilka głębszych wdechów, sprawiając że złoty kolor powoli zaczął wracać, zastępując mroczne odcienie czerni. Następnie włożył sztuczny zamiennik włosów na głowę i już spokojnie, jednak z nieco większymi wątpliwościami spojrzał na Sehuna.

– Dwa elementy – powiedział cicho chłopak, sprawiając że nieprzyjemne dreszcze przeszły po plecach władającego światłem – Jak rozumiem... nikt nie wie?

Pokręcił głową, dając mu do zrozumienia, że sam dowiedział się całkiem niedawno. Przerażało go to, dziwiło, jak również zastanawiało jak to się odbije na jego przyszłości. W tych czasach bycie dwuelementowcem było jak ryzykowna gra, w której miało się małe szanse na wygraną.

Sehun to wiedział i rozumiał, dlaczego stojący przed nim człowiek wpadł w taką panikę, gdy tylko jego sekret został odkryty. Co więcej... nie zamierzał tego tak zostawić.

– Oboje jesteście siebie warci – wetchnął, gdy w myślach stanęła mu pewna blondynka, rządząca najciemniejszym miejscem w Mesamatir – Dzieci światła i mroku, no co za historia. Moglibyście się wymieniać stołkami.

– Sehun! – syknął namiestnik, na co trochę wyższy do niego chłopak cofnął się zapobiegawczo.

Światło było zawsze życzliwe, ale mrok... to już zupełnie inna sprawa. Zwłaszcza jak był niekontrolowany.

Jednak widząc bezradność w oczach najbardziej pozytywnego człowieka, który zasiadał w Wielkiej Radzie, poczuł jakby i on tracił wszelkie nadzieje na lepsze jutro. Skoro chodząca radość przestawała być już radością... to co dalej się wydarzy?

– Chyba wiem jak ci pomóc – stwierdził nagle, na co Baek rozszerzył oczy ze zdziwienia.

Nie odezwał się jednak, czekając z nadzieją na słowa, które mogłyby sprawić, że poczułby się lepiej.

– Ale w zamian będę oczekiwał od ciebie poparcia, kiedy nadejdzie odpowiedni czas – zaznaczył czarnowłosy.

No oczywiście. Bo jakżeby inaczej.

Namiestnik dotknął jasnych kosmyków peruki, która przeszkadzała mu teraz bardziej niż wcześniej, a iskierka nadziei, która pojawiła się wraz ze słowami Sehuna popchnęła go do podjęcia szybkiej i całkiem ryzykownej decyzji.

Miał jednak nadzieję, że okaże się ona słuszna.

***

Gdy uniosła powoli powieki, które w tamtym czasie wydawały jej się cięższe niż kiedykolwiek, pierwsze co ujrzała to ogromną misę, postawioną zaraz obok niej, z której wydobywał się ogień. Duży płomień wydzielał ciepło, które aż powodowały ciarki na jej ciele, ale które w żadnym razie nie były nieprzyjemne. Uśmiechnęła się delikatnie, dotykając ciepłej misy opuszkami swoich palców, wystających zza grubej pierzyny oraz białych skór, którymi była okryta.

– Lepiej? – usłyszała ciepły i znajomy głos, wydobywający się zza płonącej misy.

Lara podniosła się na łokciach, żeby zobaczyć nieopodal siedzącego strażnika pogody, który oparty o ścianę przypatrywał jej się z ciekawością i dziwną troską. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, szybko przykryła swoje ramiona z powrotem, czując jak dotkliwe zimno znowu ją dopada.

– Nieco – powiedziała – Nie spodziewałam się, że będzie tutaj aż tak zimno.

– Oczywiście, że jest. To kraina lodu – zachichotał Chen, spoglądając na Chin, siedzącą razem z Kaiem na krańcu łóżka, będącego główną ozdobą pokoju, w którym się znajdowali.

Jak tylko dostrzegła znajomą dwójkę, uśmiechnęła się szeroko, jednak oni nie odwzajemnili tego gestu, patrząc na nią ze strachem i dziwnym zmartwieniem.

– Czy coś się stało? – zapytała zdezorientowana dziewczyna, na co Kai odwrócił wzrok.

Blondynka za to wstała i podeszła do legowiska, które przygotowali specjalnie dla Larissy. Kilka koców, skór z białych Irihadów oraz kilka ręcznie uszytych pierzyn były podstawą, która miała dostarczyć jej ciepła. Rozłożone wszystko obok dużego kominka miało sprawić, że poczuje się lepiej i zdało to egzamin, ale zaraz po tym jak postanowili postawić wokół niej kilka dodatkowych mis z opałem, w których rozpalili kolejne ogniska.

Kiedy usiadła obok przykrytych nóg Lary, popatrzyła na nią z dziwnym wyrzutem.

– Kim ty w ogóle jesteś? – zapytała niepewnie, sama już nie wiedząc co myśleć.

I tym bardzo zaskoczyła ciemnowłosą, która nagle poczuła się obco wśród jedynych ludzi, którym mogła tutaj zaufać. Zerknęła zaskoczona na chłopaka, który w Los Angeles chwycił ją za ramię i w sekundzie przeniósł do Nowego Jorku... i widząc jak on unikał jej wzroku, poczuła się jeszcze gorzej. Jedynym ratunkiem było uspokajające spojrzenie starszego brata blondynki, który spoglądał na nią zupełnie przyjaźnie.

– Wciąż są w szoku – wyjaśnił – To minie.

– Ale... - zaczęła Lara, nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji – W szoku, spowodowanym... czym konkretnie?

– Tym, że nie pochodzisz z Ziemi, moja droga – odparł najzwyczajniej w świecie.

Chwila zawahania, jakie ogarnęło w tamtym czasie Larę była chwilą dość długą. Przez jakiś czas nie mogła zrozumieć tak prostych słów, które przekazał jej Chen. Nie mogła pojąć ich sensu, a tym bardziej tego, że były kierowane właśnie do niej.

Bo... były kierowane do niej, prawda?

– Zaraz... jak ty...?

– On wie o wszystkim, Lara – westchnęła Chin, obejmując się ramionami – Musiałam mu o wszystkim powiedzieć, żeby dojść do jakichś wniosków. Ale póki co, do niczego nie doszliśmy, bo czekał na ciebie, aż w końcu się obudzisz.

No i się obudziła. Z niezrozumieniem w oczach zerknęła na blondyna, który wstał spod ściany i przysiadł zaraz obok Chin, wpatrując się już zupełnie poważnie na samą Larę. Zaczęła odczuwać dziwny niepokój i stres, taki sam jak towarzyszył jej przy pierwszym podkradaniu biżuterii w swoim życiu. Tak, jakby ktoś zaraz miał ją ujawnić i ukarać za jej zachowanie.

– A więc? – zapytała niepewnie.

– Zawsze byłaś tak wrażliwa na zimno? – zapytał spokojnie – Woda działała na ciebie w pewnych chwilach paraliżująco? Może działy się wokół ciebie dziwne rzeczy? I... czy byłaś przez całe życie sama, bez rodziców?

Na każde pytanie niepewnie przytakiwała, mając coraz gorsze przeczucia. Jednak ostatnie pytanie, które zadał jej Chen zupełnie zbiło ją z tropu.

– Jesteś pewna, że urodziłaś się na planecie, którą uważasz za swoją?

– Nie rozumiem sensu tych pytań – odparła tylko, sprawiając, że mężczyzna zmarszczył brwi – Przecież właśnie z mojej planety, tej innej według ciebie, Kai i Chin przywiedli mnie tutaj! Nie pamiętam żadnego innego miejsca prócz Ziemi, jeśli o to pytasz – warknęła, tracąc powoli cierpliwość.

W rzeczywistości pod maską zniecierpliwienia chciała ukryć ogólny strach, który zaczął ją dopadać. I chłód.

Zbliżyła się bardziej do misy z ogniem i z ulgą poczuła ciepło, gdy tylko zaczęła ogrzewać sobie dłonie przy pomarańczowym płomieniu. Jednak wtedy zaczęły ogarniać ją wątpliwości... wspomnienie, które przywiódł jej tajemniczy człowiek we frakcji wody... jej matka... nie wyglądała jak ktoś, kto mógł żyć w latach dziewięćdziesiątych. Nie w ubraniach, które na sobie miała.

Chen tylko uśmiechnął się łagodnie, zauważając kolejne wahanie w jej wyrazie twarzy. Nie zadawał tych pytań bez powodu... wyraźnie widział czym emanowała ta dziewczyna i wiedział też, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co w sobie trzymała. Wstał z miejsca i usiadł tym razem obok niej, wpatrując się razem z nią w ogień. Stały i niegasnący, podtrzymywany jak jakimś zaklęciem, których różnych rodzajów było na pęczki w wielu książkach fantasy, które Lara miała okazję czytać w dzieciństwie.

– Chin mówiła, że boisz się ognia – powiedział cicho, nie chcąc jej wystraszyć – Ale teraz siedzisz tu i z ulgą wpatrujesz się w płomień, czerpiąc z niego siłę i szukając w nim uspokojenia oraz ukojenia nagromadzonych w tobie emocji.

Lara popatrzyła na niego z szokiem, a głos ugrzązł jej w gardle nie chcąc wydostać się na wolność pomimo, że chciała – chciała w tamtej chwili krzyknąć i wyzbyć się strachu, który w niej zalągł. Mimo to, nie mogła odmówić mu racji... popatrzyła ponownie na ogień i zaczęła błagać w myślach, żeby dał jej ukojenie, o którym mówił mężczyzna. Błagała żeby dał jej choć namiastkę spokoju, którego teraz tak rozpaczliwie szukała.

Chciała choć przez krótką, króciutką chwilę poczuć się dobrze...

Małą, tycią chwilkę...

I gdy w jednej chwili płomień stał się nieregularny, rozdzielając się łącząc ponownie w całość, jakby tańcząc do niesłyszalnej muzyki... krzyknęła. Mogła uwolnić głos ze swojego gardła i to już dało jej nieco wolności, nawet jeśli jak tchórzliwy struś ukryła się w jednej chwili pod kołdrą, nie chcąc nawet patrzeć na ogień.

To było zbyt... dziwne. Jednak nie mogła ukryć, że mimo wszystko trochę ją to zaintrygowało.

Usłyszała w jednej chwili głośny śmiech Chena, który był na tyle przyjemny, że postanowiła nieco wychylić głowę zza skór, w których się schowała. I poczuła już zupełną ulgę, gdy na twarzy drobnej blondynki widniał nieśmiały uśmiech, a znajomy jej podróżnik usiadł bliżej i wyrażał bardziej zainteresowanie niżeli wcześniejszą nieufność.

– Jesteś jedną z nas – westchnęła zaszokowana Chin, patrząc z coraz większym zainteresowaniem na wciąż tańczący ogień, przybierający najróżniejsze kształty, by w końcu się uspokoić, gdy Larissa z lękiem zwróciła na niego ponownie swoją uwagę – To... to nie do wiary!

Skoczyła nagle w kierunku czarnowłosej koleżanki i objęła ją za ramiona, nie szczędząc pisków i zduszonych okrzyków ulgi i radości jak również kompletnego szoku, ale była pewna już w stu procentach, że jej brat miał rację.

On zawsze miał rację i tak samo zaufała mu tego dnia, gdy z pewnością w głosie orzekł o przynależności Lary do jednej ze znanych im frakcji.

A stres obcej dziewczyny, która najwyraźniej nie była taka obca jak wszyscy myśleli, opadł od razu, gdy tylko ściana lęku i nieufności od strony jej nowych przyjaciół runęła, odkrywając radość i ponowne zaufanie. Jednak wciąż...

– Jak? – zapytała cicho, patrząc na Chena wciąż zagubiona – To brzmi jak cudowna bajka, niesamowity zwrot, ale... ja nie jestem stąd. To nie jest możliwe – stwierdziła pewnie, sprawiając, że Chin nieco się od niej odsunęła ze smutkiem w oczach – Fakt, zachowanie ognia było bardzo podejrzane i normalnie na Ziemi bym tego nie zrobiła, ale na jakiej podstawie...? Ja... Ugh, to po prostu za dużo!

Kai patrzył na to wszystko z dystansu, mając bardzo podobne podejście do Lary. Starał się cały czas znaleźć logiczne wytłumaczenie na to, że Chen widział w niej energię... na to, że ogień dosłownie ugiął się przed chwilą pod spojrzeniem zmarzniętej dziewczyny... na to, że... znak!

– Odrzuciła twój znak, Chin, pamiętasz? – podsunął, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół.

Blondynka tylko rozszerzyła oczy i ściągnęła rękawiczkę z dłoni, ukazując wszystkim podłużne pręgi biegnące po jej jasnej skórze. Poparzenia zostawiły po sobie blizny i choć wcześniej nie miała pojęcia dlaczego wystąpiła taka reakcja, to teraz już mogła mieć na to wytłumaczenie.

– Odrzuciłaś element pogody, Laro – powiedziała, patrząc na dziewczynę, która szczelniej okryła się skórami, nie chcąc do końca słyszeć takich słów – Twoja energia mnie poparzyła. To przecież oczywiste!

– Nie do końca – zaznaczył Chen, patrząc na nich z błyskiem w oku – Już pomijając wasze bezmyślne łamanie prawa i eskapady poza Rukkis, o czym pogadamy sobie później, nie wspominając nawet o nielegalnej próbie naznaczenia, co jest wyłącznym prawem namiestnika... to Lara ma w sobie energię. Widzę i czuję to. I nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to energia tej krainy.

Czarnowłosa spojrzała na starszego od siebie chłopaka, posyłając mu nieme pytanie.

– Tak – powiedział od razu – Widziałem to już w świątyni Honorii. Dlatego też wzbudziłaś moje zainteresowanie, bo ludzie ognia nie dostają od swojego namiestnika przepustek tak łatwo.

Westchnęła cicho, mając kompletny mętlik w głowie. Zamknęła oczy, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na sobie i swoich myślach. Wracała wspomnieniami do czasu spędzonego na Ziemi, do życia w sierocińcu, który pewnego dnia doszczętnie spłonął... do tego jak nie mogła znaleźć żadnej wzmianki o swoich biologicznych rodzicach... do tego, jak ludzi bali się z nią bliżej poznać po tym, jak uznali ją za nawiedzoną... do tej cholernej beczki, która buchnęła żywym ogniem zaraz przed tym jak poznała Kai i Chin!

Otworzyła oczy i zaczęła ponownie wpatrywać się w spokojny płomień, który tym razem nie wariował. Może rzeczywiście w jej życiu było więcej dziwnych przypadków, niż to było uznawane za normalne?

– Czy kiedyś można było tutaj podróżować w inne światy? – zapytała wreszcie – Czy ludzie stąd uciekali żeby żyć gdzie indziej?

– Bardzo dawno temu – przyznał Chen, dziwiąc tym samym Chin i Kaia, którzy spojrzeli po sobie zdumieni – Ale to sięga setek lat wstecz, a ty... nie wyglądasz na staruszkę.

– No to albo jestem potomkinią ludzi ognia, którzy żyli od setek lat na innej planecie, albo... jesteście pomyleni i widzicie rzeczy, których nie ma – stwierdziła, patrząc się krzywo na płomień, który w jednej chwili uniósł się w górę jakby w złości na jej lekceważące słowa – Dobra, czaję! Przepraszam! – krzyknęła, odsuwając się od razu w tył i unosząc rękę w poddańczym geście, ukrywając jednocześnie panikę, która zaczęła rodzić się w jej sercu.

Pozostała trójka z opadniętymi szczękami patrzyła jak płomień znowu maleje i potulnie wraca do swojej poprzedniej formy. Jak zadowolone dziecko, któremu udało się ugrać coś słodkiego od surowego rodzica. Lara tylko patrzyła z niedowierzaniem na misę z opałem, w której tlił się mały płomyk, utulony przez nią samą... a przynajmniej tak jej się wydawało.

Westchnęła głośno i złapała się za głowę, chcąc się po prostu obudzić, bo tylko sen mógł być tak zdrowo porypany.

– No to masz już przynajmniej odpowiedź na to, że nie jesteśmy pomyleni – wzruszył ramionami Kai, posyłając jej rozbawione spojrzenie.

Chen popatrzył z uśmiechem na już zupełnie rozluźnione towarzystwo. Cieszył się, że przynajmniej nieufność i chwilowy strach mają już za sobą i teraz będą mogli pomyśleć nad tym, co robić dalej. Co do pochodzenia Lary miał jeszcze jeden pomysł, ale nie był pewien, czy na pewno dobrze myślał...

– Ile masz lat? – zapytał w końcu zupełnie poważnie, patrząc na nową znajomą i wyczekując od niej szczerej odpowiedzi.

Ta spojrzała na niego zaskoczona, ale nie miała szczególnych obiekcji by odpowiedzieć na to niewinne pytanie.

– Dwadzieścia trzy – odrzekła – Czemu pytasz?

Westchnął krótko już znając odpowiedź na swoje pytanie.

– Około dwudziestu lat temu zaczęły się problemy z porwaniami najmłodszych mieszkańców naszej krainy – zaczął, na co jego młodsza siostra oraz jej przyjaciel spojrzeli na niego z niedowierzaniem – Nie wiadomo czemu nagle zaczęto odbierać dzieci swoim matkom, ale... to właśnie wtedy się wszystko zaczęło i trwa do dziś. W ciszy... w mroku... pod osłoną nocy, bezpośrednio i bezlitośnie. A król nie ma pojęcia jak temu zaradzić.

– Albo udaje, że nie wie – mruknął Kai, po czym spojrzał na Larę, która już zupełnie nie potrafiła połączyć faktów. Wszystko się jej mieszało i wszystko nie zdawało do siebie pasować, albo była zwyczajnie zdezorientowana, żeby myśleć trzeźwo – Lara... byłaś wtedy małym dzieckiem, jeśli brać pod uwagę widły czasowe przedstawione przez Chena. Takie dzieci nie pamiętają za wiele...

Chin zasłoniła usta dłońmi, gdy dotarło do niej to, co chłopcy próbowali wytłumaczyć Larissie. Jeśli rzeczywiście była malutka, gdy zaczęły się zniknięcia dzieci Mesamatir, to niewykluczone, że ona sama mogła być ofiarą tej okropnej praktyki.

– Nie wiadomo co się dzieje ze wszystkimi dziećmi, które porywają – mówił dalej Chen – Jedne się odnajdują po latach bez energii i trafiają do obozów Bezimiennych... ale to tylko mały odsetek tych, które zniknęły. Większości nigdy nie udało się odnaleźć.

– I ja miałabym być jedną z tych, co jednak się znalazły? – zapytała, załapując wreszcie tok myślenia obecnych przy niej osób – Jako dziecko miałam być porwana i przeniesiona na Ziemię?

Nikt się nie odezwał, jednak od razu wiedziała jaka czekała ją odpowiedź. Spojrzała znowu na płomień, który potulny jak baranek utrzymywał swój poziom zaraz po tym jak go przeprosiła. Oplotła rękoma swoje kolana i zadumała się na chwilę, zastanawiając się czy to rzeczywiście była prawda.

Naprawdę mogła być porwana jako dziecko? Dlatego przez cały czas żyła sama? Bez bliskich i przyjaciół, którzy by ją zrozumieli i docenili?

Przymknęła na chwilę oczy, przypominając sobie piękną twarz jej mamy, której wspomnienie zyskała dzięki dziwnemu przypadkowi. Miała na sobie czerwoną suknię ze złotymi refleksami, która delikatnym materiałem sięgała zapewne do podłoża. Czy tak właśnie wyglądali ludzie ognia, do których miała niby należeć? Byli niczym postaci z obrazów, widywanych w muzeach i nosili się dumnie jak królowie? Zresztą... widziała już tyle różnych osób w Mesamatir, że wcale by jej to nie zdziwiło. Widziała szaty, skóry, suknie ze zwykłego materiału... nawet skrajnie odmienne szaty Chin, które za każdym razem błyszczały na różne kolory niczym aluminium w odbiciu z tęczą.

– Czyli jesteśmy partnerami, tak? – wyszeptała tak cicho, żeby nikt nie zrozumiał jej słów.

Ale płomień, który miała przed sobą... on usłyszał. I Lara poczuła małą ekscytację, gdy w jednej chwili wesoło zatańczył, sprawiając, że na jej twarzy pojawił się uśmiech.


***

Ło matko z córką, jak dawno nie pisałam niczego pod notkami... Z grubsza mogę wytłumaczyć to tym, że nadmiar obowiązków regularnie pierze mi mózg i pozbawia mnie kreatywnego myślenia w pisaniu podsumowania do każdego rozdziału xD Ale nie robiłam tego tak dawno, że wypadało się odezwać i dać znać, że wciąż żyję 😄

Co do samej historii... Nie spodziewajcie się po pierwszej części fajerwerków. Pierwsza księga miała służyć wprowadzeniu do świata, przedstawieniu bohaterów (przynajmniej niektórych) i nakreślenie ogólnego celu głównej bohaterce. I muszę też ostrzec, że to jest już jeden z ostatnich rozdziałów, bo sekret Lary mamy odkryty i teraz zostanie nam już tylko skupić się nad nią samą, jej rolą w tym świecie oraz... polityką, która będzie miała swój większy wkład już w drugiej części.

Ale to już w swoim czasie xD Został jeszcze wątek Neferii oraz poniekąd ciekawy zwrot dotyczący któregoś z naszej dwójki przyjaciół, którzy trzymają się z główną bohaterką i zostanie on przedstawiony już w następnych dwóch rozdziałach.

A potem... moim zdaniem zacznie się o wiele ciekawsza część historii 😉

Trzymajcie się cieplutko, żyjcie w zdrowiu (bo teraz wiadomo jak jest) i niech pozytywne myślenie was nie opuszcza!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top