BONUS: Równowaga zawsze musi zostać zachowana.

Wchodzi bonus - trochę później niż miał być wrzucony, przyznaję. Ale jest 😅

Przy okazji jeszcze dzisiaj wleci piąty rozdział opowieści, więc trochę się tym zrehabilituję 😁

Enjoy!

***

Chin wraz z Kaiem siedzieli w głównym pokoju ich małej chaty leśnej, położonej na samym skraju stolicy frakcji ognia. Jedno z nich wpatrywało się w nieznaną rzecz z nieukrywaną fascynacją, a drugie... z lekkim niepokojem.

– Powiedziała, że wystarczy naładować – bąknęła blondynka, wciąż nie nabierając przekonania do dziwnego metalowego pudełka, które wręczyła jej czarnowłosa – Trochę prądu... czy jakoś tak.

Kai uśmiechnął się szeroko i trącił przyjaciółkę ramieniem, zachęcając ją do jakiegoś działania. Wiedział, że ludzie z Ziemi używali tych maszyn do czegoś, co było związane z komunikacją, ale nie miał zielonego pojęcia jak to urządzenie w ogóle działało. I miał w zamiarze się tego dowiedzieć.

– No wiesz – zaczął – Jak we frakcji umysłu. Opowiadałaś, że tamtejsi strażnicy pogody na prośbę frakcyjnych wytwarzają błyskawice w bardzo małym natężeniu i że ponoć to sprawia, że ich domy świecą w ciemnościach.

– Tak... – odparła niepewnie dziewczyna, wciąż nie będąc przekonaną – Ale myślisz, że akurat to pomoże?

– Skoro chodzi o ładunek... no to nie mam innego pomysłu – rozłożył ręce.

Chin jeszcze przez chwilę się wahała, ale ostatecznie westchnęła ciężko, co Kai przyjął jako jej zgodę i poruszył się lekko, nie ukrywając ekscytacji.

– Tamtejsi ludzie noszą to przy swoich uszach – dodał, zanim zdążyła cokolwiek zrobić – To nie może być niebezpieczne.

Skrzywiła się lekko na jego wypowiedź. Przy uszach? Co to za jakiś dziwny wymysł? Nie chciała jednocześnie przyznać się do tego, że sama zaczęła odczuwać ciekawość co do tajemniczego małego pudełka. Wyciągnęła więc dwie z czterech kul żywiołów, otworzyła okno i usiadła trochę bliżej stołu, na którym leżało urządzenie.

Zamknęła oczy, skupiając w sobie energię i skierowała swój najmniejszy palec w stronę ustrojstwa, wypuszczając lekko powietrze z płuc.

Nie za dużo... Ostrożnie...

Podniosła powieki, by móc kontrolować napięcie pochodzące z błyskawicy, ale też nie była do końca pewna ile ładunku to dziwne urządzenie było w stanie znieść. Dlatego zaczęła od tyci... tyci mocy.

– To działa! – Kai podniósł się z miejsca, gdy ekran nagle zaczął się świecić jak i mała lampeczka na samej jego górze. Widział przy tym znak błyskawicy, co oznaczało, że urządzenie wciąż działało.

A Chin pełna skupienia obserwowała jak z zewnątrz powoli wchodzi do środka wyładowanie, które sama ściągnęła i przeprowadzała je przez własne ciało aż do samego pudełka, które z chwili na chwilę pokazywało więcej kresek.

– Na pewno jest wszystko w porządku? – zapytała niepewnie, nie wiedząc czy coraz większa ilość kresek na ekranie to była dobra wiadomość.

– Z tego co wiem, to tak. To chyba poziom naładowania telefonu – stwierdził.

I zaraz chwycił się za szyję, starając się uniknąć wściekłego wzroku przyjaciółki.

– Chcesz mi powiedzieć, że wiesz co to jest i nawet nie ośmieliłeś się o tym wspomnieć? – wycedziła przez zęby, na chłopak momentalnie zbladł i wskazał na komórkę leżącą na powierzchni stołu.

– Bo ją spalisz!

To uspokoiło blondynkę w sekundzie i już więcej się nie odezwała, dopóki oboje nie byli pewni, że urządzenie się w pełni naładowało. I gdy tylko przerwała przepływ energii, czując lekkie zawroty głowy i zmęczenie, uznała, że miała dość takich przygód jak na jeden dzień. O wiele łatwiej było sprowadzić jedną wielką błyskawicę na ziemię z ogromnym wyładowaniem, niż kontrolować mały przepływ w jednostajnym ruchu.

– Ludzie nazywają to urządzenie telefonem, komórką... czasami mówili słowo smartfon, ale nie jestem pewien czy dobrze go wymawiam – odezwał się w końcu Kai, biorąc do ręki zadziwiający cud techniki Ziemian – Zazwyczaj wpatrywali się w niego i coś stukali palcami w ekran. Ale zdarzało się, że przykładali go do ucha, o tak – zademonstrował koleżance, sprawiając, że na jej twarzy pojawiło się małe rozbawienie – I... po prostu do niego gadali.

– Czy to jest... jakieś ich zwierzątko? – zapytała, analizując w głowie słowa przyjaciela – No bo jak się na niego patrzą, głaszczą go palcami i mówią do niego... no to coś jak pupil, nie? Bo chyba nie dziecko? Ich dzieci z tego co widziałam, nie różnią się niczym od naszych.

– Nie wiem, może – stwierdził, próbując wciskać to o i owo na telefonie Lary, ale nie przynosiło to żadnego efektu – W każdym razie nie dowiemy się, póki jego właścicielka nie wróci z treningu.

Odłożył urządzenie z powrotem na stół i popatrzył z uśmiechem na Chin. Jednak ona wcale nie wyglądała jakby temat został zakończony.

– Ile ty tak właściwie wiesz o Ziemi? Albo... ile razy tak naprawdę się tam wymykałeś?

Gdy Chin marszczyła czoło, zwężała powieki i chwytała się rękoma za talię, Kai wiedział, że nie zdoła uciec przed odpowiedzią, jak i czekały go małe szanse na wyjście z tego obronną ręką.

Czyli nie pozostało mu nic innego jak przyznanie się do wszystkiego młodszej przyjaciółce.

– Zacząłem zaraz po ceremonii przyłączenia, więc... – starał się nie patrzeć na coraz szerzej otwarte oczy dziewczyny i kontynuował – Jakieś czternaście razy, włączając w to tę jedną podróż z tobą.

Opadła jej szczęka.

– Czy ty... – zaczęła, ale nie mogła przez jakąś chwilę dobrać odpowiednich słów – Czy ty... CZY TY JESTEŚ NORMALNY?! Możesz za to stracić głowę! Albo co gorsza zawisnąć!

Zaśmiał się nerwowo na jej wybuch, ale w pełni go rozumiał. Wymykając się do innego świata popełniał niewybaczalne przestępstwo w świetle obowiązującego kodeksu, ale gdyby tego nie robił... czułby się o wiele gorzej niż z myślą, że mogło mu coś za to grozić.

– Nie umiem tego wyjaśnić, Chin – westchnął cicho, sprawiając, że dla odmiany blondynka zaczęła się o niego martwić – Od dziecka ciągnęło mnie do eksperymentowania z moją energią. Widziałem się w wielu miejscach... ale na Ziemię ciągnęło mnie w szczególności.

– Jak to... ciągnęło cię?

Podrapał się po karku, chcąc jej to zobrazować najlepiej jak potrafił, ale doskonale wiedział, że tego nie dało się tak po prostu opisać.

– To tak jakby... energia z powietrza przybrała jakąś postać, która kierowała mnie właśnie tam. Coś jak przeczucie, że muszę tam iść, bo jak nie pójdę, to stanie się coś o wiele gorszego.

Tego Chin nie spodziewała się usłyszeć. Z otwartą buzią wpatrywała się w bruneta, zastanawiając się jednocześnie, jak mogłaby to skomentować. Ale żadnego spójnego zdania nie mogła ułożyć w swojej głowie. Pozwoliła mu więc kontynuować, bo widziała, że wciąż nie skończył swojej wypowiedzi.

– Więc... co pół roku wybierałem się na Ziemię, żeby poznać tamtejszych ludzi, ich zwyczaje i codzienność. Nigdy nie odważyłem się jednak zagadać do nikogo. Pierwszą i ostatnią była Lara, podczas naszego ostatniego wypadu.

– Co ci nagle strzeliło do głowy, żeby ją złapać i zacząć ją wypytywać o wszystko?

Momentalnie poczuł jak policzki zaczynają mu się robić cieplejsze. Zagryzł dolną wargę i spojrzał na Chin, która miała coraz gorsze przeczucia.

– Nie chciałem wyjść przed tobą na tchórza – powiedział cicho i miał wtedy wielką ochotę czmychnąć pod stół i nie wychodzić stamtąd przez jakiś czas.

A Chin jak to Chin... wpatrywała się w niego z dezaprobatą i w końcu westchnęła ciężko.

– Faceci – pokręciła głową – Zawsze musicie się popisywać przed dziewczynami?

– Ale przyznasz, że źle na tym nie wyszliśmy!

– Tak, tak... ale dlaczego Lara? – zadała bardziej nurtujące pytanie – Śledziliśmy ją przez jakiś czas, a potem tak po prostu ją porwałeś!

I to już była nieco głębsza historia.

– No cóż... – zaczął niepewnie – Tak naprawdę znam Larę od kilku dobrych lat...

– CO?!

Machinalnie zamknął oczy, gdy z gardła Chin wydobył się kolejny głośny okrzyk niedowierzania. Doskonale wiedział, że tak zareaguje, ale nie widział już sensu tego przed nią ukrywać.

– Nieważne ile razy wytwarzałem portal na Ziemię, zawsze mnie przenosiło do Ameryki. Czasem była to Północna Karolina... czasami Nowy Jork... a ostatnio cały czas trafiam na Los Angeles. Ale za każdym razem, gdzie mnie nie powiodła intuicja, tam zawsze spotykałem Larę. Raz pracującą w śmiesznym fartuszku, raz uciekającą przed jakimiś zbirami... swoją drogą nie mów jej, że to dzięki mnie nie trafiła do ludzkiego więzienia trzy lata temu – Chin wydawała się być już totalnie zagubiona w tym, co mówił, ale nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że ta historia faktycznie miała drugie dno.

W Mesamatir mało kiedy cokolwiek działo się bez przyczyny. Wszystkie dziwne zjawiska, które miały miejsce w ich życiu, bywały uzasadnione przez naturę planety Rukkis. To energia, która unosiła się w powietrzu czyniła takie cuda, ale w takim razie... czemu energia wiodła Kaia na Ziemię do samej Larissy?

Tak, jakby... Mesamatir chciało odzyskać tą, którą zrodziło. Lara była częścią tego świata... Czy jej zniknięcie w pewien sposób zachwiało równowagą w ich świecie?

– Ale zawsze – podkreślił Kai – Wszystkie czternaście razy, gdy tam byłem... zawsze ją spotykałem na swojej drodze.

Chin urzeczona tą opowieścią chciała wyrazić swoje zafascynowanie, gdy nagle usłyszeli za sobą głęboki, tubalny głos.

– Równowaga zawsze musi pozostać zachowana.

Oboje nieco się wystraszyli, gdy zobaczyli w drzwiach ognistego namiestnika, który ze skupieniem wpatrywał się na samego podróżnika. Co zaskoczyło dwójkę, Lary z nim nie było. Za to on odepchnął się od framugi i podszedł do nich, mając na twarzy większe zaskoczenie niż miała sama Chin jeszcze przed chwilą.

– Mówisz, że energia wiodła cię prosto do Lary?

Kiwnął tylko głową, co było satysfakcjonujące dla samego Chanyeola, który podparł się po bokach i delikatnie się uśmiechnął. I to było zaskakujące dla pozostałych obecnych w pomieszczeniu.

– Czyli świątynia ognia wcale nie musiała wyssać swoich przekonań z palca... może rzeczywiście Rukkis tracąc część swojej energii prędzej czy później się o nią upomina?

Jeśli tak rzeczywiście było, to z pewnością nadejdzie dzień, gdy w Mesamatir uwolni się ogromna ilość niespożytkowanej energii, biorąc pod uwagę liczbę osób, które tę energię utraciło. A wtedy może się zrobić niestabilnie... bardzo niestabilnie.

Jego ciche przemyślenia przerwał nagle okropnie głośny i ostry dźwięk, który zaczął wydobywać się od strony stołu. Zakrył swoje uszy, patrząc z szokiem na dwójkę przyjaciół, którzy tak samo jak Chanyeol byli zaskoczeni nagłym hałasem.

Kai rzucił się w kierunku urządzenia, żeby jakoś wyłączyć okropny dźwięk, ale nie potrafił temu zaradzić. Popatrzył bezradnie na Chin, która robiła się coraz to bardziej czerwona ze złości.

– Wyłączcie to ustrojstwo, do cholery zanim ktoś to usłyszy! – zagrzmiał namiestnik, po czym bezceremonialnie wyszedł z domu, zostawiając ich samym sobie z coraz głośniejszym problemem.

Ale przynajmniej wiedzieli, że głupi telefon Lary działał.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top