3.
Garaż świecił pustkami. Tak jak dziesięć dni temu, tak i teraz stał niedokończony. Flash zastanawiał się nawet nad tym, czy może zarzucono jego budowę całkowicie. Choć żółta tablica na zewnątrz wciąż mówiła o trwających pracach. Chwilowo jednak nie było tu nikogo. Szare ściany wyglądały dość przygnębiająco, zwłaszcza że jedyne co je oświetlało to słabo dochodzące tutaj światło ulicznych lamp.
Brunet rozejrzał się dookoła. Sam tak naprawdę nie wiedział, czego tu szukał. Jakichś śladów obecności Snarta? Sprzed 10 dni? Westchnął cicho i przebiegł wszystkie kondygnacje garażu. Cztery piętra w dół. Nic. Kompletnie niczego nie znalazł. No, może poza tylnym wyjściem. Tak jak podejrzewali, w istocie można było wejść do garażu i z niego wyjść niepostrzeżenie. Przynajmniej omijając pobliską kamerę.
- Nic tutaj nie ma – odezwał się młody mężczyzna, przykładając palec do ucha.
W innych okolicznościach Cisco pewnie rzuciłby jakimś niewybrednym żartem, ale tym razem, ze względu na obecność siostry Snarta, ugryzł się w język.
- Cisco, masz dla mnie ten adres?
- Wątpiłeś, Barr? – prychnął cicho Ramon. – Jackson Ave. 38. Stara kamienica, ostatnie piętro.
- Dzięki – odpowiedział jeszcze supberbohater, po czym pomknął pod wskazany przez przyjaciela adres. Miał nadzieję, że tym razem dowie się czegoś więcej.
Tak naprawdę z każdą kolejną chwilą, nadzieja na odnalezienie Snarta malała. Barry oczywiście nie zamierzał się poddawać, ale wiedział, jak to wszystko działa. Pracował w końcu w policji.
~
Stara kamienica przy Jackson Ave. 38 nie należała do tych zadbanych, w których chciałoby się zamieszkać z rodziną. Z wierzchu nie prezentowała się jeszcze najgorzej, ale w środku sytuacja się zmieniała. Obdrapane ściany, tynk leżący na podłodze, zdecydowanie nieprzyjemne zapachy. Znalazł się nawet jakiś mężczyzna drzemiący na drugim piętrze pomiędzy mieszkaniami nr 13 i 14. Allen podejrzewał, że po prostu był pijany. Cuchnęło od niego niemiłosiernie, ale mimo wszystko Flash sprawdził jeszcze jego podstawowe funkcje życiowe. Gdy uznał, że wszystko było w normie pognał na ostatnie piętro. Były tam tylko trzy mieszkania.
- Cisco? Jaki numer mieszkania?
- 24.
Brunet odetchnął cicho i zamarł na moment. Może powinien zapukać? Rany, nie... Potrząsnął głową i wpadł do mieszkania. Zastał Josha Suttera na fotelu przed telewizorem, oglądającego kanał dla dorosłych.
- Szlag! Co jest?! – Poderwał się z fotela. – Co do cholery robi u mnie Flash? Pomyliłeś adresy?
- Leonard Snart – rzucił tylko młody mężczyzna, a na twarzy Suttera pojawiły się zmarszczki na czole i niebezpieczne błyski w oczach.
- Co ty masz, kurwa, wspólnego z tym gnojem? – zapytał, ruszając w stronę superbohatera, wyraźnie wściekły. Barry jednak bez żadnego problemu mu umknął, przystając na drugim końcu pokoju.
- Chcę tylko pogadać – zaznaczył Allen.
- O Snarcie? – warknął Sutter, tym razem stojąc już w miejscu, jakby wiedział, że tak czy inaczej nie ma szansy złapać Flasha. – To ja ci coś o nim powiem. To pieprzony drań i skurczybyk. Nie wiem, po co go szukasz, ale mam nadzieję, że po to, żeby mu wpierdolić. Bo jeżeli nie to trzymaj się lepiej od niego z daleka.
Brunet przyjrzał się uważniej mężczyźnie. Widać było, że był wściekły. Ewidentnie miał jakiś zatarg z Coldem.
- Co ci zrobił?
- Zapytaj, czego nie zrobił – warknął Josh. – Słuchaj, nie wiem, gdzie jest. Ostatni raz spotkałem go jakiś czas temu w garażu. I to jeszcze przypadkiem. I do tej pory uważam, że mało go poszarpałem. Chętnie bym poprawił, więc jak go spotkasz, daj znać. On będzie wiedział, za co.
Młody mężczyzna wyglądał na nieco skonsternowanego. Nie rozumiał za co Sutter żywił aż taką urazę do Snarta, ale mężczyzna chyba nie był skory do mówienia o tym. I superbohater podejrzewał, że nie stał za zniknięciem Colda. Był za bardzo przejęty i za bardzo chętny, żeby ponownie nim potrząsnąć.
- Zniknął? – zapytał tak nagle Josh. Wyrwał tym Barry'ego z zamyślenia.
- Słucham...?
- Czy Snart zniknął? Zaginął w sensie. Widzę przecież, że go szukasz, a skoro obrońca Central City za nim biega, to naprawdę coś musi być na rzeczy.
Allen nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Faktem było to, że Sutter i tak sam się domyślił.
- Może nawiał – podpowiedział. Nie miał pojęcia o tym, że Snart opuścił dzień urodzin swojej siostry, a tego przecież nigdy nie robił. Ale Flash nie miał obowiązku powiadamiać o tym mężczyzny.
- Może... - szepnął tylko w odpowiedzi.
- Słuchaj... - Sutter podrapał się po głowie. – Ja bym tego nie zrobił, ale ty... Ty jesteś Flashem. Pieprzonym superbohaterem. Więc... Skontaktuj się z Anną Bryant. Ostatnio narobiła sporo szumu w tym światku. Może będzie coś wiedziała.
Brunet słyszał o Annie Bryant. Co prawda nie miał z nią jeszcze osobiście do czynienia ani jako Flash, ani tym bardziej jako technik kryminalistyczny, ale jak widać miało się to zmienić. I zdecydowanie wolał wybrać opcję pierwszą – z pewnością Flashowi będzie łatwiej się do niej dostać.
Zniknął z domu Suttera tak szybko jak się w nim pojawił. Kolejny trop rodził kolejną nadzieję. Byle to go przybliżyło do odnalezienia Colda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top